english version
Hasła biblijne na dzisiaj Ukryj hasła biblijne

2. Niedziela Czasu Pasyjnego - Reminiscere

 

       Materiały
liturgiczne
Materiały homiletyczne Rok kościelny   w życiu ewangelika 
  

Kazanie na 2. Niedzielę Postu - Reminiscere - 12 marca 2006 r. 

 

Zaśpiewam mojemu ulubieńcowi ulubioną jego pieśń o jego winnicy. Ulubieniec mój miał winnicę na pagórku urodzajnym. Przekopał ją i oczyścił z kamieni, i zasadził w niej szlachetne szczepy. Zbudował w niej wieżę i wykuł w niej prasę, oczekiwał, że wyda szlachetne grona, lecz ona wydała złe owoce. Teraz więc, obywatele jeruzalemscy i mężowie judzcy, rozsądźcie między mną i między moją winnicą! Cóż jeszcze należało uczynić mojej winnicy, czego ja jej nie uczyniłem? Dlaczego oczekiwałem, że wyda szlachetne grona, a ona wydała złe owoce? Zaiste, winnicą Pana Zastępów jest dom izraelski, a mężowie judzcy ulubioną jego latoroślą. Oczekiwał prawa, a oto bezprawie; sprawiedliwości, a oto - krzyk.

Księga Izajasza 5,1-7
 

ks. Michał WalukiewiczUmiłowani w Panu!

Kilkadziesiąt lat temu amerykański duchowny i polityk – Martin Luther King – wypowiedział takie słowa: „...to najdotkliwsze z ludzkich doświadczeń, gdy tylko niewielu spośród nas może zobaczyć spełnienie swoich najskrytszych marzeń. Nadzieje naszego dzieciństwa i obietnice naszych najlepszych lat – brzmią w naszych uszach jak niedokończone symfonie”. Dziś – my sami wiemy z naszego życia, jak bardzo niepewną i kruchą rzeczą w naszym życiu są nasze marzenia. Zawodzą nas one tam, gdzie często posiadamy niemal 100 % pewność, gdzie jesteśmy pewni swego, gdzie ufamy i wierzymy w nasze możliwości – tam nagle ponosimy porażkę... Miotamy się nieustannie w naszym życiu pomiędzy zgubną pewnością siebie a ciągłymi rozczarowaniami. Tracimy zaufanie do siebie i innych ludzi, gubimy pojęcie autorytetu. Spójrzmy przez chwilę na naszą przeszłość – autorytety, idole, wzorce, bohaterowie z dziecinnych lat – któż z nas ich nie posiadał? Któż z nas nie utożsamiał się z jednym z nich – z bohaterem ulubionego filmu, książki czy komiksu? Jednak z biegiem lat wszystko zaczęło się zmieniać. Inne rzeczy zaczęły być ważne, co innego zaczęło się w życiu liczyć, a może po prostu doszliśmy kiedyś (do jakże dobrze znanego nam na co dzień) przekonania, że dany idol wcale nie jest taki idealny... Dobrze znamy to niemiłe uczucie, kiedy jakaś osoba, partia polityczna czy instytucja zawodzi nasze oczekiwania. Kiedy pojawia się w naszym życiu rozczarowanie i zawód, kiedy pozostajemy sami z naszymi niespełnionymi marzeniami, kiedy uświadamiamy sobie, że straciliśmy do kogoś zaufanie. Potrafimy takie uczucie bardzo dobrze opisać, często nawet nadmiernie „użalając się” nad swoją sytuacją: „...nikt mnie nie lubi...”, „...nikt mnie nie kocha...”, „...nikt mnie nie rozumie...”, „nikomu już nie mogę wierzyć...”

  
Ale czy pomyśleliśmy kiedykolwiek, że to my sami moglibyśmy być przyczyną takich słów, takich uczuć, takiego zawodu? Wsłuchajmy się jeszcze raz w słowa dzisiejszego biblijnego tekstu: (...) Ulubieniec mój miał winnicę na pagórku urodzajnym. Przekopał ją i oczyścił z kamieni, i zasadził w niej szlachetne szczepy. Zbudował w niej wieżę i wykuł w niej prasę, oczekiwał, że wyda szlachetne grona, lecz ona wydała złe owoce. (...) Cóż jeszcze należało uczynić mojej winnicy, czego ja jej nie uczyniłem? Dlaczego oczekiwałem, że wyda szlachetne grona, a ona wydała złe owoce? (...) Zaiste, winnicą Pana Zastępów jest dom izraelski, a mężowie judzcy ulubioną jego latoroślą. Oczekiwał prawa, a oto bezprawie; sprawiedliwości, a oto - krzyk.
  

Dzisiejszy tekst biblijny to przecież nic innego jak pieśń o zawiedzionej miłości... O miłości Boga do ludzi, miłości, która została zlekceważona, zapomniana i odsunięta na dalszy plan. Przez kogo? Przez nas samych!

  
Jeden z Ojców Kościoła – św. Augustyn tak wyznał: „Zbyt późno Cię pokochałem. Piękno odwieczne, a jednak zawsze tak nowe! Zbyt późno Cię pokochałem! I oto cały ten czas, gdy Ty byłeś we mnie, ja – nie znając samego siebie – szukałem Ciebie gdzie indziej”. Te słowa, wypowiedziane przed wiekami, nie straciły do dnia dzisiejszego nic ze swojej autentyczności i prawdy. Nie ma takiego dnia w naszym życiu, kiedy nie uświadamialibyśmy sobie naszej fatalnej sytuacji, naszego osamotnienia i oddalenia od Stwórcy. Nie żyjemy już więcej w raju – dla nas został on utracony. Szukamy stale nowych dróg, lepszych rozwiązań, staramy się za wszelką cenę poprawić otaczający nas świat, ale jakże często kręcimy się tylko w miejscu. Wyznaczamy sobie wspaniałe plany, których potem nie jesteśmy w stanie zrealizować. Dlaczego? Prawda zawarta w Piśmie Świętym mówi nam wyraźnie: człowiek utracił kontakt z Bogiem, stracił to wszystko, co dawało mu poczucie bezpieczeństwa i schronienia. Bóg stał się kimś dalekim i niezrozumiałym, a sam człowiek zagubił się w otaczającym go świecie. Jego życie jest pełne niepokoju i trosk – a jedyną pewną w nim rzeczą jest śmierć.

  
Bóg powołuje nas do życia w społeczności z Nim. Stwarza nas na Swój obraz i podobieństwo. Ofiarowuje pomoc i wsparcie. A my? Powodowani zwątpieniem, jednym fałszywym podszeptem, kierowani obawą przed utratą naszej wolności – poddajemy się. Obdarowani tak wieloma Bożymi dobrami, byśmy wydawać mogli dobre owoce (w.4) – rezygnujemy z tego wielkiego przywileju i żyjemy według własnych zasad i praw.

   
Jaki jest efekt takiego postępowania? Człowiek staje w opozycji do swojego Stwórcy, ale nie uzyskuje samodzielności. Odrzuca Boże prowadzenie, ale staje się przez to wolny. Zyskuje przejrzystość sytuacji, ale traci przy tym całość swojego życia. Poznaje dobro i zło, ale uświadamia sobie także swój grzech. Człowiek pojmuje to, co się stało, ale jest już za późno na wstyd. Opór, bunt i pycha stają się przyczyną upadku i wygnania. Szukając swojej własnej doskonałości, absolutnej prawdy i szczęścia oddalamy się od Boga. Szukamy wszędzie ideału – wszędzie, tylko nie tam gdzie faktycznie się on znajduje. W pogoni za „pełnią życia” idziemy coraz częściej na kompromis, rezygnujemy z ofiarowanej nam łaski i szukamy celu, którego nigdy nie osiągniemy. Wkroczenie jeden raz na drogę grzechu i nieposłuszeństwa zawsze pociąga za sobą określone skutki. Za każdym razem jesteśmy słabsi, nasza wiara traci oparcie, a świat zaczyna nas przerastać. Cena, którą trzeba zapłacić, za naszą wygodę i chwilowe i złudne poczucie bezpieczeństwa jest ogromna. Dlatego właśnie nasz Zbawiciel przestrzega nas przed takim postępowaniem: „Bo kto by chciał duszę swoją zachować, utraci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii, zachowa ją. Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją?” (Mt 16,26)

  

Społeczność z Bogiem – to wielki dar, którego nie powinniśmy nigdy utracić. Dlatego właśnie tak ważną rzeczą jest to, byśmy idąc przez nasze życie nie rezygnowali z tego, co posiadamy, byśmy nigdy nie ustępowali z drogi wiary w imię „wyższych celów”. Musimy być tego świadomi, że do Bożego Królestwa nie ma żadnej drogi na skróty. Nie ma możliwości i sposobów, by ominąć Boże prawo unikając jednocześnie wszystkich konsekwencji.

    
Właśnie o takiej sytuacji upadku i odejścia od Boga i o jej konsekwencjach mówi dziś prorok Izajasz w obrazowej historii o winnicy: (...) Cóż jeszcze należało uczynić mojej winnicy, czego ja jej nie uczyniłem? Dlaczego oczekiwałem, że wyda szlachetne grona, a ona wydała złe owoce? (...) Zaiste, winnicą Pana Zastępów jest dom izraelski, a mężowie judzcy ulubioną jego latoroślą. Oczekiwał prawa, a oto bezprawie; sprawiedliwości, a oto - krzyk.

To, czym człowiek został obdarowany przez Boga w Jego nieskończonej mądrości, dobroci i miłości zostało przez nas samych jakże często zmarnowane. Nasze ręce, które mogłyby nieść pomoc – kaleczą i zabijają. Nasze usta, które mogłyby nieść Dobrą Nowinę – szydzą i przeklinają. Nasze serca, które obdarzać mogłyby innych miłością - są zamknięte i nieczułe.
 

Czy dziwić się zatem można Bożej reakcji? Otóż teraz chcę wam ogłosić, co uczynię z moją winnicą: Rozbiorę jej płot, aby ją spasiono, rozwalę jej mur, aby ją zdeptano. Zniszczę ją doszczętnie: Nie będzie przycinana ani okopywana, ale porośnie cierniem i ostem, nadto nakażę obłokom, by na nią nie spuszczały deszczu.

  
Ktoś mógłby zapytać – czy zatem dzisiejsza historia nie kończy się happy endem? Czy wyjść mamy z naszych kościołów lub kaplic pogrążeni w smutku, strachu i niepewności co do Bożego wyroku? Przecież biorąc pod uwagę nasze życie, nasz brak miłości, sprawiedliwości, brak poszanowania Bożego prawa – wyrok może być tylko jeden. Apostoł Paweł w liście do Rzymian przestrzega: Albowiem zapłatą za grzech jest śmierć... (Rz 6,23), lecz na szczęście po chwili dodaje: .... lecz darem łaski Bożej jest żywot wieczny w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
 

Czas pasyjny, który przeżywamy, powinien mieć dla nas dwojakie znaczenie. Z jednej bowiem strony uświadamiać powinniśmy sobie naszą własną niedoskonałość, codzienny grzech i związane z tym konsekwencje, ale z drugiej strony słuchając wieści o ukrzyżowanym Chrystusie odnajdować możemy Bożą obietnicę zbawienia i przebaczenia. W osobie ukrzyżowanego Jezusa Bóg przychodzi do ludzi, ponieważ ludzie oddaleni przez swój grzech i nieposłuszeństwo nie są w stanie przyjść do Niego.

  

Bóg szuka człowieka wszędzie tam, gdzie jest on zagubiony, słaby, bezbronny i opuszczony. Widząc jego grzech - widząc nasz grzech - Bóg wybacza go, poświęcając życie swojego Syna. Śmierć i szatan zostają pokonane. Dzięki Chrystusowi każdy z nas może powrócić do Boga i odnaleźć u niego spokój, bezpieczne schronienie i ukojenie. Boża miłość nie rezygnuje z człowieka, pomimo jego niedoskonałości i upadku. Bóg chce mieć nas przy sobie – jako swoje dzieci. Jak mówi hasło dzisiejszej niedzieli: Bóg zaś daje dowód swojej miłości ku nam przez to, że kiedy byliśmy jeszcze grzesznikami, Chrystus za nas umarł (Rz 5,8). Nie rezygnujmy i my z tej wielkiej szansy – trwania w Bożej łasce i prowadzeniu. Szukajmy Bożej miłości wśród nas i w nas samych, abyśmy mogli zacząć wydawać dobre owoce. Amen.
  

ks. Michał Walukiewicz, Proboszcz Parafii Ewangelicko-Augsburskiej we Włocławku