english version
Hasła biblijne na dzisiaj Ukryj hasła biblijne

Kazanie na 1. Niedzielę Adwentu

bp prof. Andrzej Wantuła (1905-1976)

NOWA DROGA

Mając tedy, bracia, ufność, iż przez krew Jezusa mamy wstęp do świątyni drogą nową i żywą, którą otworzył dla nas poprzez zasłonę, to jest przez ciało swoje, oraz kapłana wielkiego nad domem Bożym, wejdźmy na nią ze szczerym sercem, w pełni wiary, oczyszczeni w sercach od złego sumienia i obmyci na ciele wodą czystą; trzymajmy się niewzruszenie nadziei, którą wyznajemy, bo wierny jest ten, który dat obietnicę; i baczmy jedni na drugich w celu pobudzenia się do miłości i dobrych uczynków, nie opuszczając wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodając sobie otuchy, a to tym bardziej, im lepiej widzicie, ze się ten dzień przybliża.

Do Hebrajczyków 10, 19—25

Kościół ma swoją podziałkę czasu, swój własny kalendarz, a jest nim tak zwany rok kościelny. Jest on tak ułożony, że idąc za nim, mogą wierni każdego roku przeżyć główne wydarzenia związane z dziełem zbawienia. Rozpoczyna się on od adwentu. Jest to okres przypominania czasów przed narodzeniem Chrystusa, czasów starotestamentowych, przepowiedni prorockich i oczekiwania Mesjasza. Po adwencie następuje okres Bożego Narodzenia, gdy całe chrześcijaństwo przeżywa spełnienie starotestamentowych proroctw, pamiątkę przyjścia Pana. Potem następują dalsze okresy: pasyjny, wielkanocny, zielonoświąteczny. Wreszcie po Święcie Trójcy Świętej zaczyna się drugie półrocze roku kościelnego, które jest czasem rozpamiętywania czynów i nauki Jezusa Chrystusa. Rok kościelny stanowi zamkniętą w sobie całość.

Dziś przypada początek nowego roku kościelnego. Ewangelia starokościelna, którą Kościół wyznaczył na pierwszą niedzielę adwentu, przypomina triumfalny wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy. Jest ona głównym hasłem dla całego okresu adwentowego. Pan zbliża się! Pan nadchodzi! „Oto Król twój przychodzi do ciebie!" Uważajcie! Przygotujcie się na Jego powitanie i spotkanie z Nim.: On stale idzie ku nam, a my ku Niemu. Okres adwentowy przypomina nam to dobitnie. Całe życie chrześcijanina przebiega na tej drodze: idziemy na spotkanie z Jezusem Chrystusem, aby od Niego przyjmować dary, które On dla nas niesie, dary życia, których nam wszystkim potrzeba.

To ma też na nowo uświadomić nam tekst, na którym chcemy dziś oprzeć rozmyślanie. Ma nas on wprowadzić w ten okres adwentu i nowy rok kościelny.

Główną myśl pierwszej części tekstu można ująć w słowach: Jezus otworzył nową drogę, która prowadzi do miejsca najświętszego, gdzie człowiek może się znaleźć w obecności Bożej. To jest najświętsza chwila, gdy Bóg jest blisko nas, gdy wyczuwamy blask Jego majestatu, gdyśmy bezpośrednio w zasięgu Jego świętości. Dla czytelników, do których pierwotnie był pisany List do Hebrajczyków, były te słowa lepiej zrozumiałe niż dziś dla nas. Autor Listu nawiązuje do świątyni w Jerozolimie, która składała się z trzech części. Część trzecia, uważana za najświętszą, oddzielona była od dwóch pozostałych gęstą zasłoną, za którą krył się mrok. Tam złożona była Skrzynia Przymierza, na Skrzyni zaś stały dwie postacie cherubów zwróconych w stronę wejścia, którego strzegły. Zasłona uniemożliwiała wejrzenie do tego miejsca, do którego tylko raz w roku wstępował arcykapłan, aby złożyć ofiarę z krwi za grzechy całego ludu.

Znajomość tych szczegółów umożliwia nam lepsze zrozumienie tekstu. Mówi on po prostu, że Jezus umożliwił nam dostęp do Boga. Był czas, gdy dla zwykłego człowieka nie było do Boga przystępu, gdy na drodze do Najświętszego stały cheruby, gdy odchylenie zasłony oddzielającej od Boga groziło śmiercią. Gdy prorok Izajasz ujrzał w widzeniu rąbek szaty Jahwe siedzącego na tronie, krzyknął przerażony: „Biada mi, zginąłem!" (Iz. 6,5). To były starotestamentowe czasy, czasy niespełnionych tęsknot do bliskości Boga, czasy oczekiwania zbawienia. Dał im wyraz psalmista, gdy mówił: „Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego. Kiedyż przyjdę i ukażę się przed obliczem Bożym?" (Psalm 42,3).

Cóż człowiek może sam z siebie wiedzieć i powiedzieć o Bogu? Jeden z największych współczesnych teologów szwajcarskich Karol Barth sądzi, że nic. Bóg jest dla człowieka zupełnie niedostępny, jest istotą całkowicie inną, tak iż człowiek nie może Go poznać. Dopiero gdy mu się Bóg sam objawi, może człowiek coś o Nim powiedzieć. Bez objawienia Bożego tonie człowiek w całkowitej o Bogu niewiedzy, tkwi w nieprzeniknionym mroku.

I oto Bóg odsłonił człowiekowi cząstkę Swojej tajemnicy. Czynił to stopniowo. Autor Listu do Hebrajczyków mówi na początku swojego Listu, że „wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał Bóg dawnymi czasy do ojców przsz proroków" (l, l). Stary Testament jest świadectwem tego stopniowego objawiania się Boga człowiekowi. Jeżeli chcemy dowiedzieć się czegoś pewnego i prawdziwego o Bogu, musimy zapoznać się z tym świadectwem. Niektórzy nam się dziwią, że otwieramy te dawne księgi żydowskie zebrane w Starym Testamencie, że je czytamy i badamy, a nawet uczymy dzieci tych starotestamentowych dziejów. Dla nas, chrześcijan, jest to proste i celowe. Nie chodzi nam o to, aby uczyć dzieci dziejów ludu izraelskiego, lecz czynimy to dlatego, aby się dowiedzieć o tym, jak się objawiał Bóg człowiekowi, co mówił o sobie, jak działał, jaka jest Jego wola, czego chce od człowieka i dla człowieka. Toteż w Starym Testamencie tylko ten znajdzie dla siebie posilający pokarm, kto na jego kartach szuka objawiającego się w słowie i w czynie Boga. Dla tych, którzy nie są spragnieni poznania Boga, księgi Starego Testamentu pozostaną jałowe, pozostaną księgami, w których nie ma pokarmu duchowego, a jedynie strzępy historycznych informacji o zamierzchłych czasach,

Nasz najbliższy sąsiad, ksiądz Paweł Nikodem z Ustronia, wyraził to niedawno dobitnie na konferencji pastoralnej, na której omawiano program nauczania kościelnego dla dzieci, mówiąc: „Gdybym miał dzieci, a miałbym je posyłać na naukę religii po to, aby się tam uczyły zwykłej historii ludu żydowskiego, to nie posyłałbym ich na taką naukę. Ale bez wahania posłałbym dzieci na taką naukę, na której na podstawie starotestamentowych historii dowiadywałyby się prawd o Bogu i o tym, jak Bóg obcował i obcuje z człowiekiem. Taką naukę uważam za najważniejszą, a przedmiot nauki religii za najpotrzebniejszy".

Tak jest do dziś. Jeżeli chcesz poznać Boga, jeżeli chcesz dowiedzieć się o Nim prawdy, jeżeli chcesz poznać choćby rąbek tego, co inaczej jest niepoznawalne, musisz zająć się tym, co Bóg sam objawił o sobie, a co spisane jest na kartach Starego Testamentu. W przeciwnym razie oddzielać cię będzie od Boga zasłona, za którą kryje się mrok. O własnych siłach nie potrafisz za tę zasłonę zajrzeć.

Objawienie w starotestamentowych czasach było jednak cząstkowe. Nie pozna bliżej Boga ten, kto tego poznania szuka jedynie w Starym Testamencie. To właśnie przypomina nam nasz tekst. Dopiero Jezus sprawił zmianę — objawił pełnię prawdy o Bogu, powiedział, kim Bóg jest w swojej istocie. On sam był odblaskiem chwały Bożej, to jest Jego promienistego blasku, w którym mieszka Bóg. Kto Jego widzi, widzi Ojca, kto na Niego patrzy, ogląda Boga, kto Jego słucha, słyszy Boga i dowiaduje się o Nim prawdy.

Dopiero On objawił pełnię prawdy o Bogu i o Bożych zamiarach względem nas. Nasz tekst wyraża to obrazowo. Mówi, że Jezus umożliwił nam „wstęp do świątyni", w której mieszka Bóg. To znaczy, że Jezus otworzył drzwi do Boga, Pan Jezus za swego ziemskiego życia wyraził to podobnie, mówiąc: „Jam jest drzwiami" (Jana 10,7. 9) oraz: „Nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie" (Jana 14,6). Innymi słowy: chcesz o Bogu coś prawdziwego wiedzieć, możesz to osiągnąć tylko przez Jezusa. Chcesz się zbliżyć do Boga, musisz szukać społeczności z Jezusem Chrystusem, On cię do Niego zaprowadzi. Masz wątpliwości, On je rozproszy. Innej drogi nie ma. Jeżeli On ci nie pomoże, pozostaniesz na zewnątrz świątyni, jeżeli tą drogą nie wejdziesz do świątyni Bożej, świat Boży pozostanie dla ciebie zamknięty. Musisz koniecznie pójść za Nim „drogą nową i żywą, którą otworzył dla nas poprzez zasłonę, to jest przez ciało swoje" (w. 20). Tekst nasz mówi tu o śmierci Jezusa i o jej wyjątkowym znaczeniu. Ofiara Jezusa złożona na krzyżu zburzyła mur, jaki oddzielał człowieka od Boga, rozerwała zasłonę, która nie pozwalała człowiekowi zbliżyć się do Boga. Od tej chwili w „domu Bożym" sprawuje rządy nowy Arcykapłan, którego nasz tekst nazywa wielkim, a którym jest Jezus Chrystus.

Te drzwi i ta droga są otwarte! Słyszysz tę wieść. Bracie i Siostro? Droga do Boga, do Jego łaski, do życia z Bogiem jest otwarta! Otwarta dla ciebie, dla mnie, dla nas wszystkich! To nam zwiastuje u progu nowego roku kościelnego adwent. Droga do Boga jest otwarta! Możesz na nią wejść, na drogę życia z Bogiem, na drogę do Niego wiodącą! Czas adwentowy zachęca nas, abyśmy na nowo na nią wstępowali, na tę najpiękniejszą drogę, jaką możemy obrać, na drogę życia z Bogiem, na drogę życia oczyszczonego, uświęconego życia w pokoju z Bogiem. On, Jezus Chrystus, tę drogę otworzył abyśmy nią chodzili, On, wielki Kapłan, Odkupiciel i Zbawiciel.

Te drzwi do świątyni Bożej i ta droga są otwarte! Dla ciebie i dla mnie! I nikt od zewnątrz tych drzwi zamurować nie może ani drogi zatarasować, jeżeli ich sami nie zamurujemy i nie zatarasujemy naszymi słabościami, naszą niewiarą i nieposłuszeństwem, pożądliwościami ciała i umiłowaniem świata, brakiem pokuty. A to jest możliwe. Człowiek może drogę do Boga zagrodzić, lecz może też nią chodzić — tą najpewniejszą ze wszystkich dróg życia. Adwent wzywa nas, którzyśmy tę drogę poznali, którzy usiłujemy nią chodzić, abyśmy na niej pozostali i w nowym roku kościelnym nadal nią chodzili. Tych zaś, co z niej zeszli, którzy idą obok niej, adwent wzywa, aby na nią weszli, odkryli ją na nowo, przyznali się do niej, do tej Chrystusowej drogi, która prowadzi do świątyni, do bliskości Bożej, drogi nowej i żywej, którą Jezus przez krew swoją i ofiarę krzyżową otworzył. To był Boży czyn, którego sam Bóg w Jezusie Chrystusie dla nas dokonał.

To uczynił Bóg, a co my czynić mamy? Na to pytanie znajdujemy odpowiedź w wierszach od 22 do 25 naszego tekstu. Mówią one o tym, jak mamy się zachowywać na tej Chrystusowej drodze. Najpierw słyszymy o tym, że na tę drogę wchodzić powinniśmy „ze szczerym sercem, w pełni wiary". Słowo Boże poucza nas, że nasza decyzja pójścia Chrystusową drogą musi być szczera, a więc powzięta nie pod wpływem chwilowego wzruszenia, lecz przemyślana i dojrzała. Chwilowe porywy nie mające głębszych korzeni rozwiewają się i człowiek zaczyna kuleć na dwie strony. Z jednej strony chce iść za sztandarem Jezusa, okazyjnie przyznawać się do Niego, a z drugiej strony pragnie, żeby go to jak najmniej kosztowało. Chce znaczną cząstkę życia zachować dla siebie. Nie umie się zdobyć na wyrzeczenia, lęka się ich. Tymczasem jest tak, że bez wyrzeczeń, bez twardych niekiedy postanowień w stosunku do siebie samego nie można chodzić Chrystusową drogą. Bez ofiar nie możesz prowadzić Bożego życia, bez wyrzeczeń nie możesz przebywać w bliskości Bożej, żyć w Bożej obecności. Musimy być gotowi wyrzec się niejednego dla Chrystusa, wyrzec się tego, co nas od Boga oddala, co nam przeszkadza być blisko Niego, co jest zawadą na drodze do Niego. Bez gotowości do ofiar nie ma szczerego, prawdziwego życia chrześcijańskiego.

Słowo Boże mówi o pełni wiary. Wyrażenie to przypomina nam prawdę o wierze, która może być różna. Dla przykładu powiemy, że wiara może być głęboka lub płytka, wielka lub mała, gorąca lub zimna, niewzruszona lub chwiejna, mocna lub słaba, żarliwa lub letnia. O luteranach na Śląsku mówiono dawniej przysłowiowo: twardy, jak luterska wiara koło Cieszyna. Może więc wiara być też twarda, stała. Słowo Boże mówi o pełni wiary. Ma ono zapewne na myśli taką wiarę, która posiada mało cech ujemnych, a dużo dodatnich. Wiarę chrześcijanina powinna więc cechować głębia, moc, żarliwość i trwałość. Dopiero taka wiara daje moc, spokój, wewnętrzną radość. Taka wiara rodzi się, jak czytamy, w „oczyszczonych sercach", u ludzi „obmytych na ciele wodą czystą". Jakie zaś serca możemy nazwać oczyszczonymi? Wiemy: są to serca, które zostały oczyszczone przez krew Jezusową, ludzie zaś „obmyci wodą czystą" to ci, którzy zostali ochrzczeni. Komentatorzy Pisma świętego stwierdzają, że jest tu mowa o chrzcie. Chrzest jest oczyszczeniem. Jest on nie ludzkim dziełem, lecz dziełem Bożym, przez które człowiek zostaje obdarowany przez Boga łaską oczyszczenia z grzechów i łaską powołania do życia w Jezusie Chrystusie. Na podłożu ofiary Jezusa i sakramentu chrztu może się narodzić „pełnia wiary". Innymi słowami możemy powiedzieć, że tam, gdzie chrześcijanin, który otrzymał dar chrztu, utrzymuje komunijną łączność z ofiarą krzyżową Jezusa, słucha regularnie Jego Słowa i przyjmuje sakrament Ciała i Krwi Pańskiej — tam rodzi się i utrzymuje „pełnia wiary". Jeżeli jednak zaniedbujemy się w utrzymywaniu tej społeczności z ofiarą Chrystusową i w słuchaniu Słowa i przyjmowania sakramentu Wieczerzy Pańskiej, to nie ma warunków, aby pełnia wiary mogła powstać i utrzymać się. Jest dziś wielu takich, którzy nie odczuwają radości, spokoju i mocy płynących z owej pełni, ale jakże może być inaczej, jeżeli zaniedbują się w tych chrześcijańskich powinnościach! Jeżeli nie przyjmujesz regularnie pokarmu, będziesz słaby i głodny. To samo dotyczy życia duchowego.

Słowo Boże, które dziś prowadzi nasze myśli, mówi dalej wyraźnie o tym. Nawołując najpierw do trzymania się nadziei i obietnic Bożych i przypominając obowiązek miłości i dobrych uczynków, wzywa: nie opuszczajmy wspólnych zebrań naszych, jak to jest u niektórych w zwyczaju, lecz dodawajmy sobie otuchy — to znaczy: zachęcajmy siebie wzajemnie do tego, „a to tym bardziej, im lepiej widzicie, że się ten dzień przybliża" (w. 25).

Słyszycie? Każdy z nas potrzebuje podniety, zachęty. Nawet do miłości. To wcale nie jest samo przez się zrozumiałe, że kochamy drugich. Nawet w miłości stygną nasze serca. Czy nie jest tak? I trzeba nam stałych podniet do miłości, nawet w życiu rodzinnym, nawet w życiu małżeńskim. A cóż dopiero, gdy chodzi o bliźnich. Z powodu tych stygnących serc spotykamy na kartach Pisma świętego tyle ustawicznych wezwań do miłości. Potrzebujemy ich wszyscy, :

Dotyczy to również regularnego udziału w nabożeństwach. „Nie opuszczajcie wspólnych zebrań waszych" — oto końcowe wezwanie. Nie bez powodu właśnie dziś wśród nas się rozlega, gdy zaczynamy nowy rok kościelny. Nie chodzi tu o pustą agitację. Jest rzeczą zrozumiałą, że kaznodzieje wolą widzieć przed sobą licznych słuchaczy niż puste ławki. Chodzi tu o coś poważniejszego, chodzi o życie. Mówi się dziś tyle o tym, że człowiek współczesny jest duchowo słabszy niż bywał dawniej, narzeka się na upadek pobożności i moralności, na tak wiele pustych serc. Narzeka się też, że Kościół mało daje współczesnemu człowiekowi, bo daje odpowiedzi na pytania, których nikt nie stawia. Nie chcę twierdzić, że cała ta krytyka jest nieuzasadniona, lecz pozwólcie, że postawię inne pytania — uzasadnione, które się nasuwają w związku z naszym tekstem. Jakże chcesz być syty, gdy nie przyjmujesz pokarmu? Jakże chcesz być zdrowy, gdy nie dbasz o to, czym się karmisz? Ile to ludzie czynią wysiłków, zwłaszcza młodsi, żeby na zewnątrz wyglądać powabnie, żeby być ładnie ubranymi. A co robimy i ile dla naszego rozwoju duchowego? Czym karmimy się na co dzień? Jakże bywamy w tym względzie niewybredni! I jakże mamy być wewnętrznie mocni, gdy na to tak małą zwracamy uwagę! Ileż trudu kosztuje człowieka, aby dobrze opanować jakiś instrument muzyczny. A jakże nikłe są w porównaniu z nim wysiłki, które zmierzają do pomnożenia dóbr duchowych, religijnych! Na to nam właśnie dziś Słowo Boże chce zwrócić uwagę: nie opuszczajcie wspólnych zebrań waszych! To, co wam daje Kościół, stanowi może niewiele w stosunku do tego, czego potrzebujecie. Zgromadzamy się raz na tydzień, a rzadko w ciągu tygodnia. Jeżeli jeszcze zaniedbywać będziemy te sposobności świąteczne, cóż możemy wziąć? Dlatego ten nacisk, żeby nie opuszczać wspólnych zebrań, nie opuszczać nabożeństw, lecz korzystać z nich, bo one są koniecznie potrzebne do naszego życia duchowego, bo z nich możemy czerpać ową podnietę i zachętę do starań o „pełnię wiary", zachętę do miłości, pielęgnowania nadziei, krótko — do pielęgnowania życia religijnego, czyli życia w obecności Bożej.

Jako chrześcijanie powinniśmy na swój sposób czynić to, co uczynił Kolumb, gdy przez długie tygodnie płynął po morzu i nie widział ziemi: usadowił, w koszu marynarza na wysokim maszcie i polecił mu wyglądać lądu. Chrześcijanin powinien też mieć taki wysoki punkt, z którego może oglądać przylądek dobrej nadziei. Tym wysoko położonym punktem obserwacyjnym jest Słowo Boże. Z tego punktu widzi się nie tylko ziemię, lecz również niebo i wieczność całą, a także ów „dzień", który się ku każdemu z nas nieubłaganie przybliża, dzień spotkania z Panem, dzień sądu. Z tego to powodu Słowo Boże wzywa nas: „Baczcie jedni na drugich" oraz: „Nie opuszczajcie wspólnych zebrań waszych".

Ktoś kiedyś powiedział, że człowiek powinien mieć trzy serca: pełne ufności serce dziecka w odniesieniu do Boga, serce matki w odniesieniu do bliźnich i serce sędziego w odniesieniu do siebie. To trzecie serce powinno tu dziś bić mocno i spowodować, abyśmy zapytali siebie: z jakim postanowieniem chcesz wstępować w nowy rok kościelny? Jaką drogą chcesz pójść: ową „nową i żywą", którą otworzył dla nas Jezus Chrystus, czy też drogą, która nie prowadzi „do świątyni", w której przebywa Bóg? Czy masz szczery zamiar nie opuszczać bez potrzeby „wspólnych zebrań naszych" i dążyć do „pełni wiary"? Pytania te są godne rozważenia w rozpoczynającym się czasie adwentowym. Oby Bóg zechciał nam dopomóc, abyśmy mogli znaleźć właściwą odpowiedź. Amen.

Wisła 1952