1. Dzień Świąt Zesłania Ducha Świętego
Cała ziemia miała jeden język i jednakowe słowa. Podczas swojej wędrówki ze wschodu znaleźli równinę w kraju Synear i tam się osiedlili. I mówili jeden do drugiego: Nuże, wyrabiajmy cegłę i wypalajmy ją w ogniu! I używali cegły zamiast kamienia, a smoły zamiast zaprawy. Potem rzekli: Nuże, zbudujmy sobie miasto i wieżę, której szczyt sięgałby aż do nieba, i uczyńmy sobie imię, abyśmy nie rozproszyli się po całej ziemi! Wtedy zstąpił Pan, aby zobaczyć miasto i wieżę, które budowali ludzie. I rzekł Pan: Oto jeden lud i wszyscy mają jeden język, a to dopiero początek ich dzieła. Teraz już dla nich nic nie będzie niemożliwe, cokolwiek zamierzą uczynić. Przeto zstąpmy tam i pomieszajmy ich język, aby nikt nie rozumiał języka drugiego! I rozproszył ich Pan stamtąd po całej ziemi, i przestali budować miasto. Dlatego nazwano je Babel, bo tam pomieszał Pan język całej ziemi i rozproszył ich stamtąd po całej powierzchni ziemi. 1 Mż (Rdz) 11,6-8
Ludzie Księgi na początku mieli dosyć jednoznaczny stosunek do miasta. Nie mając miejsca stałego i z tego powodu nie będąc „z miasta”, długo się go obawiali. Byli nomadami, którzy ciągle musieli być w drodze. W mieście, za zamkniętymi szczelnie murami, nigdy nie było wiadome, co się dzieje. Co innego na zewnątrz, gdzie otwarta przestrzeń inaczej pozwalała widzieć świat i miejsce na nim dla człowieka. Za murami kryły się nieznane niebezpieczeństwa, to co w głowie lub w wyobraźni szarego człowieka mogło się nie zmieścić.
No i miasta tak szybko nie znikały z powierzchni ziemi. Nawet jak wszystko w nich spłonęło i nie pozostał kamień na kamieniu, to ruiny zawsze pozostawały. I stały sobie, ostrzegając przed tym, co ich zniszczyło, nawet wtedy gdy już nikt nie pamiętał, co dawno temu miało się wydarzyć. Skąd na równinach jakieś pozostałości niedokończonych budowli? O czym one starają się mówić? Sięgano do pozostałości w zakamarkach pamięci, otwierano się na inną rzeczywistość, a Pan Bóg podpowiadał i znajdował jakiś sposób, żeby ludzie zrozumieli więcej i wyciągnęli ze swoich obserwacji poprawne wnioski.
Jego pierwsza podpowiedź była taka: przemija postać tego świata. Trudno się czasem z tym pogodzić, ale ruiny dawnych wież, pałaców czy fabryk nieustannie nam o tym przypominają. To dawniejsze artefakty, a dziś znajdziemy wokół siebie niedokończone projekty, drogi wiodące donikąd, pasy startowe lotnisk, z których nikt już nie odleci. Przemijamy, choć wydaje się, że stoimy mocno, że koniecznie trzeba coraz szybciej, wyżej, że jeszcze tylko jedna złotówka, jedno euro, jeden funt i będziemy u celu…
W opowieści o początkach na równinie Synear za narzędzie do takiej samorealizacji służyło budowanie wieży, sięgającej nieba i gwiazd. Miała to być wieża nie na miarę możliwości i potrzeb, ale wieża, która powstawała jako ziszczenie pragnień, marzeń i snów. Zakładano, że będzie przemawiać do wszystkich, którzy w przyszłości mieli na nią patrzeć i stanie się symbolem oraz świadectwem niezależności i mądrości człowieka „na wiecznej chwały pamiątkę”. Wieża miała być naszymi schodami do nieba, na przekór wszelkim niedowiarkom, mająca sprawić, że będziemy prawie jak Bóg, a nawet więcej, bo w końcu na Niego spojrzymy sobie z góry.
Wydoroślały człowiek potrafi i buduje po swojemu, nie potrzebując Boga, aby dobrze urządzić się na tym świecie. Przynajmniej tak mu się wydawało, bo właśnie przekraczał kolejną granicę, tworzył nowy, jeszcze wspanialszy świat.
Warto zauważyć, że budowanie wież do nieba to nie prehistoria, ale zadanie bardzo powszechne i ciągle aktualne. Stanowi niechlubny obraz samowystarczalności człowieka, pychy życia, realizowanych na przeróżne sposoby. Wystarczy sięgnąć do historii biblijnej, historii powszechnej czy własnego kraju.
Jeden powie: Wybudowałem sobie tyle spichlerzy, zgromadziłem w nim tyle dóbr, że mogą nic nie robić, jeść i pić do końca świata. Klękajcie narody, wreszcie… Drugi każe popatrzeć na dom, który został postawiony w miejscu dla wszystkich widocznym, aby nie tylko można było w nim zamieszkać, ale żeby sam nieustannie przemawiał swoim majestatem, nowoczesnością i monumentalizmem. Trzeci wyzna: Zbudowałem największy pomnik największego człowieka, jaki kiedykolwiek żył na tej ziemi. Niech pamięć o mnie, wielkim budowniczym pomnika, nigdy nie zaginie. Czwarty rzeknie: Zbudujemy nowy środek świata, gdzie zlatywać się będą stalowe ptaki z kilku kontynentów, doprowadzimy do niego wszystkie możliwe drogi: betonowe, asfaltowe, rowerowe i żelazne, aby można dostać się z niego prawie do wszystkich miejsc, gdzie człowiek żyje.
Wieżę w mieście Babel (i w każdym innym, a także i na wsi) można budować na różne sposoby.
Podpowiedź druga: chociaż budowanie wież ma się całkiem dobrze, to jednak ich koniec zazwyczaj bywa wciąż taki sam. Choć pewne idee, pomniki i twarde dowody na wielkość człowieka wydają się wiecznie żywe i co najmniej trwałe na minimum tysiąc lat, to jednak koniec bywa taki sam jak wieży (w) Babel.
Budowniczy wieży nie zakładają jednego: to może się nie udać. Jeśli już przewidują jakieś trudności, to sprowadzają je do klasycznych zagrożeń wszystkich inwestycji, wkalkulowanych w czas i koszty budowy. Ale nie wszystko można przewidzieć. Nie planowaliśmy prawie rocznej przerwy w funkcjonowania świata w czasie pandemii. Budowniczy miasta Babel nie wkalkulowali konieczności zatrudnienia tłumaczy, którzy przekładaliby komunikaty na znane im języki, bo nagle wszyscy z wszystkimi przestali się dogadywać.
Pradawna opowieść o wieży w Babel używa bardzo obrazowego języka. Używając tej symboliki można powiedzieć, że budowniczy nie spodziewali się, że Pan Bóg osobiście zejdzie na ziemię i sprawi, że pomieszaniu ulegną języki, którymi posługiwali się ludzie. Inaczej mówiąc nie spodziewali się, że ludzie stracą możliwość wzajemnego komunikowania. Przestaną się rozumieć, słowa stracą trwałą wartość, człowiek nie zrozumie drugiego człowieka. Oczywiście, Boga w Babel nikt nie widział (jak zawsze), ale ludzie doszli do słusznego wniosku, że musiał tam się pojawić Ktoś od nich większy, kto sprawił, że ludzkie plany zakończyły się fiaskiem. Ingerencja okazała się skuteczna.
Kolejne pokolenia do tej podpowiedzi dodawały coraz lepsze uzasadnienia, wyjaśniające przyczyny ludzkich niepowodzeń lub sukcesów. Próbowały szukać ich genezy w charakterze ludzkich zamierzeń, skierowanych albo na realizację własnych celów, albo dążących do wpisania się w realizację Bożej woli. Ustalono, że jeśli człowiek powierzy swoją drogę i plany Bogu, chcąc właśnie „nie swoją”, ale Bożą wolę realizować w życiu, tym większe ma szanse na pozytywne zakończenie każdego dzieła. Zawsze jednak przyszłość i plany, które snujemy, stanowią tajemnicę i wiążą się z dopuszczeniem warunku „jeśli Pan pozwoli”…
Podpowiedź trzecia, końcowa. Jest ona tym razem pytaniem: co to wszystko ma wspólnego z Duchem Świętym, a szczególnie ze Zielonymi Świątkami czyli świętem Zesłania Ducha Świętego? Można odpowiedzieć przekornie – wiedząc, że ojcowie wiary wpisali do porządków czytań biblijnych na to święto właśnie ową historię – że absolutnie nic. I dodać, że wszystko, co działo się pod wieżą w mieście Babel, wynikało właśnie z tego, że ludzie nie dopuścili tam Ducha Świętego. A tam, gdzie nie ma Ducha, tam budzą się demony.
Babel to historia potwierdzająca dość łatwo dostrzegalny fakt, że bez Boga nic trwałego nie można zbudować. Gdzie człowiek odgranicza się od Ducha Świętego, tam – co oczywiste – zanika komunikacja między człowiekiem a Bogiem, ale także zaczynają się psuć relacje między ludźmi. Jeśli Boga nie ma, to dlaczego miałbym w drugim człowieku widzieć bliźniego? Jeśli Duch Święty, Bóg w nas działający, nie znajduje mieszkania w naszym mieście, mieszkaniu czy w sercu, to zamiast Niego coś innego ową przestrzeń wypełnić musi.
Na równinie Synear miejsce Bożego Ducha zajęły ludzkie ambicje, chęć postawienia na swoim lub nieliczenie się z drugim człowiekiem. Ludzie przestali ze sobą rozmawiać, stracili wspólny język. I tak już zostało.
Późniejsza historia dopisywała tylko kolejne akty do dziejów świata bez Bożego Ducha. Ale Bóg nie pozostawił nas bez nadziei na lepszy świat, wypełniony Jego obecnością. Zapowiadał, że ześle nowego Ducha, który zmieni twarde jak granit ludzkie serca, na serca, które będą pełne zrozumienia dla drugiego, współczucia, dobra… A potem sam Jezus zapowiedział, że stanie się to już wkrótce po Jego odejściu. I faktycznie się tak stało, Duch Święty znów zamieszkał wśród ludzi i stworzył nową jakość w relacji Boga do człowieka. Co ważne, również w stosunkach między ludźmi.
Wyraźnie to było widać – i słychać – w dzień Zielonych Świąt. Okazało się wówczas, że zwracający się do tłumów apostołowie choć używali tylko jednego języka, zaczęli mówić językami „innymi”, co skutkowało tym, że każdy z tłumu obcokrajowców „słyszał ich mówiących w swoim języku”. Zdumienie, zdziwienie i pytanie: „Jakże więc to jest, że słyszymy, każdy z nas, swój własny język?”
Nie ma się co dziwić, że się tak wszyscy dziwili. Zawsze było przecież inaczej. Duch Święty jednak sprawił, że wszystko się zmieniło. Wypełnił przestrzeń między ludźmi, przywrócił możliwość znalezienia wspólnego języka. Za bardzo nikt nie rozumiał tego, co się dzieje, ale zrozumiano, że Bóg bezpośrednio znów zamieszkał wśród ludzi.
I tak już zostało.
Duch Święty ciągle przez Ewangelię powołuje nas do prawdziwego życia z Bogiem. Obdarza swoimi darami, otwiera nam oczy, byśmy dostrzegli bliźniego w drugim człowieku, wzbudza w nas żywą wiarę. Wzywa nas do dobrego życia, poświęca w prawdziwej wierze. Działa z jednej strony lokalnie w ludzkich sercach, ale również jest aktywny globalnie, tworząc wspólnotę Kościoła, społeczność Bożych dzieci.
Duch Święty jest dawcą wiary, za którą idzie pełne Jego owoców życie chrześcijańskie. Wierzący w Jezusa Chrystusa zostają uświęceni „przez zesłanie do ich serc Ducha Świętego, który rządzi, pociesza i ożywia oraz broni ich przed diabłem i mocą grzechu” (Wyznanie augsburskie, art. III).
W mieście nazwanym Babel wiele się popsuło. Ale znów nie na tyle, żeby Bóg tego nie mógł poprawić. Duch Święty ma moc naprawiania świata i budowania, które przewyższa ludzkie zrozumienie. Pozwala też na siebie popatrzeć w zupełnie innym świetle, zrozumieć i porozumieć. Pozwólmy Mu na to. Nie budujmy ciągle nowych wież, żeby patrzeć na innych z góry.
ks. Adam Malina