12. Niedziela po Trójcy Świętej
10. A nauczał w jednej z synagog w sabat.
11. A oto była tam kobieta, od osiemnastu lat cierpiąca, pochylona tak, że zupełnie nie mogła się wyprostować.
12. A Jezus, ujrzawszy ją, przywołał ją i rzekł do niej: Kobieto, uwolniona jesteś od choroby swojej.
13. I położył na nią ręce; i zaraz wyprostowała się, i chwaliła Boga.
14. A odpowiadając, przełożony bożnicy, oburzony, że Jezus uzdrowił w sabat, rzekł do ludu: Jest sześć dni, kiedy należy pracować. W te dni przychodźcie i dajcie się uzdrawiać, a nie w dzień sabatu.
15. Odpowiedział mu Pan i rzekł: Obłudnicy! Czy nie każdy z was odwiązuje w dzień sabatu swego wołu czy osła od żłobu i nie wyprowadza ich do wodopoju?
16. A czy tej córki Abrahama, którą szatan związał już od osiemnastu lat, nie należało rozwiązać od tych pęt w dniu sabatu?
17. A gdy On to mówił, zawstydzili się wszyscy przeciwnicy jego, natomiast lud cały radował się ze wszystkich chwalebnych czynów, jakich dokonywał. Łk 13,10-17
Atakują chrześcijaństwo! Wartości są zagrożone! Porządek się rozsypie i zanurzymy się w nieokiełznanym chaosie! Dlaczego? Bo mężczyzna pomalowany na niebiesko ma być ostateczną obrazą godzącą w serce naszej religii… Czyli XV-wieczny obraz. Przynajmniej takie wrażenie odniosłem, gdy wiele osób z różnych Kościołów zaczęło komentować ceremonię otwarcia Igrzysk Olimpijskich w Paryżu. Okazało się później, że owszem, nawiązano do obrazu, ale nie tego, a innego, przedstawiającego bóstwa olimpijskie. Co jednak się rozpętało, tego cofnąć nie można, więc te wszystkie komentarze o osobach niebinarnych, te wszystkie domorosłe analizy czym jest płeć i jak się objawia, te diagnozy stawiane z sprzed telewizora – który, jak wiemy daje najlepszy wgląd we wszelkie niuanse – miały świetną pożywkę i wyrastały we wszystkich chyba mediach.
To nie było pierwsze nawiązanie do Ostatniej Wieczerzy w przestrzeni publicznej. Było ich niemało, dlatego ograniczę się jedynie do filmów i seriali: Tony Soprano otoczony przez swoją rodzinę z jednej strony i tę inną rodzinę z drugiej strony; scenę w serialu Simpsonowie, plakat promujący ostatni sezon świetnego serialu sci-fi Battlestar Galactica z rzucająca się w oczy Tricią Helfer w czerwonej sukni; dr House nad stołem operacyjnym; lekarze z kultowego M.A.S.H, zagubieni rozbitkowie z serialu Lost; Sylwester Stallone z ferajną w plakacie z The Expendables 2. Nie pamiętam już czy nawiązanie do ostatniej wieczerzy w Miasteczku South Park wywołało skandal, ale nawet jeśli jakiś wybuchł, to jeden więcej wywołany przez ten konkretny serial nie robi żadnej różnicy.
Nie przypominam sobie jednak tak mocnej reakcji jak po nieszczęsnej ceremonii otwarcia. Choć sam powód do obrazy okazał się, delikatnie mówiąc, nieco rozdmuchany, to warto przyjrzeć się temu jak zareagowaliśmy. To oburzenie, ten gniew, nawet jeśli nakierowany zupełnie niecelnie, mówi wiele kondycji nas, chrześcijan, o naszej polskiej i ewangelickiej duchowości, o naszej relacji do świata, o naszych lękach i niepewności. Czy ta reakcja tak bardzo różni się od reakcji przełożonego synagogi?
Opowieść z Ewangelii Łukasza jest bardzo prosta. Chrystus naucza w sabat w synagodze. Tam spotyka kobietę, której choroba sprawia, że nie może się wyprostować. Oczywiście przez wieki pojawiały się spekulacje, jaka to choroba. Teraz, gdy medycyna tak dokładnie potrafi zdiagnozować różne schorzenia często pojawiają się sugestie, że to sztywniające zapalenie stawów kręgosłupa. Biblia jednak to nie podręcznik medyczny. Pewności co do tego schorzenia nie będziemy mieli nigdy. Nawet stwierdzenie, że chorowała od osiemnastu lat może opisywać rzeczywisty czas albo być konwencjonalne i oznaczać po prostu „bardzo długi czas”. To co istotne, to fakt, że ta kobieta po kontakcie z Chrystusem mogła się wyprostować. Wspaniała rzecz: ktoś chory wyzdrowiał! „Przygnieciona” kobieta może po raz pierwszy od lat się wyprostować i poczuć ulgę.
Jak to w Ewangeliach, takie wydarzenie nie jest sednem opowieści, ale prowadzi do tego, co jest istotą danej sceny. W tym wypadku – do oburzenia przełożonego nad synagogą: „(…) przełożony bożnicy, oburzony, że Jezus uzdrowił w sabat, rzekł do ludu: Jest sześć dni, kiedy należy pracować. W te dni przychodźcie i dajcie się uzdrawiać, a nie w dzień sabatu”. Zgaduję, że mało kto chciałby bronić stanowiska tego służbisty. Każda osoba, która była poważnie chora zapewne może sobie wyobrazić co odpowiedziałaby takiemu człowiekowi – i nie byłyby to słowa zachwytu nad pryncypialnością. Przecież tu chodzi o zdrowie i ulgę w cierpieniu konkretnej osoby. Bezduszny komentarz ze strony tego formalisty, prawda? Jednak… Jego zadaniem było dbanie o to, by wszystko odbywało się zgodnie z nakazami Prawa. Jest taki nakaz, który pewnie znacie, pewnie była o nim mowa na ambonie: dzień święty święć. Przełożony synagogi zwrócił się do ludzi i powiedział – hola, hola, znacie przykazania, przyjdźcie w inny dzień. Te przykazania to przecież nakaz Boży i podstawa naszej z Nim relacji.
Można w tym miejscu zastanowić się, czy uzdrowienie to praca? Czy łamie przykazania? Można wdać się w kazualistyczną analizę Prawa mojżeszowego. Można, ale nie powinniśmy. Powinniśmy zrozumieć oburzenie przełożonego nad synagogą i jego przyczyny, ale ważniejsze jest oburzenie Chrystusa: Obłudnicy! Czy nie każdy z was odwiązuje w dzień sabatu swego wołu czy osła od żłobu i nie wyprowadza ich do wodopoju? A czy tej córki Abrahama, którą szatan związał już od osiemnastu lat, nie należało rozwiązać od tych pęt w dniu sabatu? Ta argumentacja brzmi: nawet sabat nie jest usprawiedliwieniem wobec trzymania na uwięzi zwierząt, które nie mogą podejść do wodopoju. Sabat nie jest usprawiedliwieniem dla okrucieństwa wobec zwierząt. Tym bardziej nie jest usprawiedliwieniem dla niemiłosiernego traktowania ludzi. Ludzie (i zwierzęta również!) i ich dobrostan są ważniejsi od stosowania prawa co do litery.
Oburzenie przełożonego synagogi miało swoje podstawy. Chciał przestrzegać zasad, ale te zasady zostały ustanowione dla ludzi, a nie dlatego, że one same w sobie są dobrem. Te zasady miały porządkować ludzkie relacje, zabezpieczać słabszych, pozwalać prowadzić dobre życie. W tym kontekście prowadziły do czegoś przeciwnego. Stawały się źródłem cierpienia. Dlatego Zbawiciel jasno ustala co jest ważniejsze. To człowiek jest podmiotem, a prawo staje się narzędziem i trzeba stosować je z rozmysłem.
Czy to oznacza, że nie możemy się oburzać na niebieskiego pana z otwarcia Igrzysk? Ależ proszę się oburzać na co chcecie, drodzy Czytelnicy! Pomyślcie jednak o tym, skąd wasze oburzenie wypływa. Dlaczego ten francuski smurf z towarzyszącymi mu osobami tak Was zirytował, a Tony Soprano i Simpsonowie nie? Może nie chodzi o religię, a o to, że ta inscenizacja reprezentowała konkretne mniejszości?
Pomyślcie też o tym, dlaczego nie oburzacie się na inne rzeczy. Czy złości Cię niesprawiedliwość, wyzysk, antysemityzm, ludobójstwo w Gazie, wojna w Ukrainie? Czy złości Cię to, że w tak chrześcijańskich krajach jak Polska są ludzie bez dachu nad głową? Czy może przywykliśmy. Co jednak powinno nas bardziej oburzać?
Chora kobieta z łukaszowej opowieści mogła wyprostować się po raz pierwszy od lat. Zastanawia mnie jednak, czy tylko ona była przygnieciona? W pewien sposób przełożony nad synagogą również był przygnieciony przez ciężar prawa. Ten ciężar tłamsił jego relację z Bogiem tak bardzo, że gdy Go spotkał, to Go nie poznał. Doświadczenie Boga objawionego w Miłości – czyli w Chrystusie – to doświadczenie ulgi i uzdrowienia. Spójrz na swoją religijność. Spójrz na to co Cię oburza. Może czas zrzucić ciężar i zamienić fundamentalną miłość do przepisów na miłość Bożą?
Amen
ks. Paweł Mikołajczyk
zdjęcie: wikimedia commons