DOGMAT O NIEWOLNEJ WOLI A CHRZEŚCIJAŃSKA POBOŻNOŚĆ

Lecz jeszcze bardziej nieznośnym jest to, że ty tę sprawę, sprawę wolnej woli, zaliczasz do spraw nieużytecznych i niepotrzebnych. W miejsce jej podsuwasz nam coś, co zdaniem twoim wystarcza do pobożności chrześcijańskiej, i to w postaci takiej, jaką zapewne z łatwością mógłby opisać którykolwiek Żyd lub poganin nieznający w ogóle Chrystusa, gdyż ani jedną jotą nie czynisz tam wzmianki o Chrystusie, jak gdybyś był zdania, iż może istnieć pobożność chrześcijańska bez Chrystusa, byle by się tylko ze wszystkich sił uwielbiało Boga, jako według natury swej najdobrotliwszego. Co mam na to rzec Erazmie Pachniesz tu całkowicie Lucjanem i tchniesz na mnie wielkim pijackim odurzeniem Epikura . Jeżeli uważasz sprawę tę za niepotrzebną chrześcijanom, to proszę cię, zejdź z areny, nie mamy z sobą nic wspólnego. My uważamy ją za potrzebną.

 

Jeżeli – jak ty powiadasz – jest rzeczą z religijnego punktu widzenia niepotrzebną, jeżeli jest rzeczą tylko z (610) ciekawości zrodzoną, jeżeli jest zbyteczną wiedzieć, czy Bóg tylko przypadkowo wie coś naprzód , czy wola nasza może coś zdziałać w tym, co dotyczy zbawienia wiecznego, albo czy wszystko tylko przyjmuje od łaski, która jedynie jest czynna; dalej, czy, cokolwiek czynimy dobrego lub złego, czynimy z czystej konieczności albo czy tego raczej tylko doznajemy, to – pytam – co wówczas będzie religijnym, co ważnym, co korzystnym wiedzieć ? To się w ogóle na nic nie przyda, to jest za wiele ! Trudno przypuścić, że ty o tym nie wiesz, boć wszak jesteś już stary i obracałeś się już między chrześcijanami, i długo rozmyślałeś nad Pismami Świętymi, i nie pozostawiasz żadnego takiego tematu, za który moglibyśmy cię usprawiedliwić i dobrze o tobie myśleć. A jednak papiści przebaczają ci te dziwolągi i tolerują je, dlatego że przeciwko Lutrowi piszesz, inaczej zaś zębami by cię rozszarpali, gdyby Lutra nie było a ty byś tak napisał. Przyjacielem jest Platon, przyjacielem Sokrates, lecz prawdę czcić należy najwyżej . Albowiem choćbyś nawet mało znał się na Piśmie i na pobożności chrześcijańskiej, to z pewnością nawet wróg chrześcijan powinienby wiedzieć, co chrześcijanie uważają za potrzebne i pożyteczne, a co nie za takowe. Ty zaś, teolog i nauczyciel chrześcijan, zabierając się do nakreślenia dla nich modelu Chrześcijaństwa, nawet według sceptycznego swojego zwyczaju nie żywisz co do tego wątpliwości, co dla nich jest potrzebne i pożyteczne, lecz wyrażnie na przeciwną przechylasz się stronę i wbrew swojemu. usposobieniu już od razu niesłychanym swoim twierdzeniem rozstrzygasz, że nie są one potrzebne. A jeżeli na pewno nie są one potrzebne i znane, to nie ostoi się ani Bóg, ani Chrystus, ani Ewangelia, ani wiara, ani cokolwiek innego nawet już z Judaizmu, tym mniej z Chrystianizmu. Na Boga nieśmiertelnego, Erazmie ! Jakże wielkie okno, więcej nawet, jakże wielkie pole otwierasz, by przeciwko tobie występować i głos zabierać ! Co możesz napisać dobrego albo słusznego o wolnej woli ty, który tutaj w swoich słowach do tak wielkiej nieznajomości Pisma i pobożności się przyznajesz ? Lecz zwinę żagle i w tym miejscu nie moimi własnymi słowami, (to może poniżej uczynię), ale twoimi własnymi słowami będę się z tobą rozprawiał.

 

(611) Model chrystianizmu, przez ciebie opisany, między innymi na tym polega, iż ze wszystkich sił mamy się wytężyć, zabiegać o lekarstwo pokuty i wszelkimi sposobami starać się osiągnąć zmiłowanie Boże, bez którego ani wola ludzka nie jest skuteczna, ani ludzkie usiłowanie. Również, że nikt nie powinien powątpiewać o odpuszczeniu Boga według swej istoty najdobrotliwszego. Te twoje słowa, bez Chrystusa, bez Ducha, są zimniejsze niż sam lód, tak iż z pomyłką w nich zwartą musi pogodzić się nawet ozdobna wymowność twoja, która w tobie; biedaku, z trudnością tylko przytłumiła lęk przed papistami i władcami, by nie uchodzić za „ateistę”. Lecz słowa te twierdzą to, że są w nas siły, że jest wytężenie się ze wszystkich sił, że jest miłosierdzie Boże, że są sposoby zabiegania o łaskę, że jest Bóg z natury swej sprawiedliwy, według istoty swej najdobrotliwszy itd. Jeżeli więc ktoś nie wie, co to za siły, co one potrafią, co się z nimi dzieje, jakie jest ich natężenie, jaka skuteczność, jaka nieskuteczność, to co on ma robić ? Czego ty będziesz go uczył, że ma robić ? Powiadasz, że jest rzeczą z religijnego punktu widzenia zbędną, zrodzoną tylko z ciekawości i zbyteczną chcieć wiedzieć, czy wola nasza ma cośkolwiek do czynienia z tym, co dotyczy zbawienia wiecznego, albo czy wszystkiego doznaje tylko od łaski, która jest czynna.

 

Tu natomiast powiadasz przeciwnie, że do pobożności chrześcijańskiej należy wytężyć się ze wszystkich sił a że bez miłosierdzia Bożego wola jest nieskuteczna. Otwarcie tutaj twierdzisz, że wola ma coś do czynienia z tym, co dotyczy wiecznego zbawienia gdy ją pojmujesz jako wytężającą się, potem znowu jako tylko doznającą, gdy mówisz, że bez zmiłowania Bożego jest nieskuteczna, chociaż dokładnie nie wyjaśniasz, co należy rozumieć przez te słowa „działać” czy „doznawać” i zadajesz sobie trud, by pozostawić nas w nieznajomości tego, jakie znaczenie ma zmiłowanie Boże, a jakie znaczenie ma nasza wola, a to właśnie przez samo to, że nauczasz, co robi nasza wola a co Boże zmiłowanie. Tak tobą kręci owa twoja roztropność, przy której postanowiłeś nie przyłączyć się do żadnej ze stron i bezpiecznie prześlizgnąć się między Scyllą a Charybdą , aby na samym środku morza, oblany falami i zbity z tropu twierdzić wszystko, czemu przeczysz, a przeczyć wszystkiemu, co twierdzisz.

 

Teologię twoją stawię ci przed oczy w pewnych podobieństwach. Jeżeli ktoś chce ułożyć piękny poemat lub mowę, a nie pomyśli o tym i nie zada sobie tego pytania, jaki jest jego talent, co potrafi zrobić a czego nie potrafi, czego wymaga podjęty przezeń temat i całkowicie pominie owo zalecenie Horacego : „Wy, którzy piszecie, podejmijcie temat dorównujący siłom waszym i długo rozważajcie, co ramiona unieść mogą, co nosić się wzbraniają”, lecz na łeb na szyję tylko o to dzieło zabiega w myśli przy tym: trzeba się wytężyć , by doszło do skutku – to jedynie z ciekawości zrodzonym i całkowicie zbytecznym jest pytanie, czy starczy mu na to wykształcenia, wymowności i zdolności umysłu. Albo jeżeli ktoś chce zebrać z pola (612) obfite plony, a nie zajmie się z nadmierną troskliwością tym, by zbadać jakość gruntu – jak to w sposób interesujący lecz daremnie poucza Wergiliusz w „Georgikach” , ale bez zastanowienia wyjeżdża w pole, o niczym innym nie myśli jak tylko o tym swoim dziele, orze pole piaszczyste, rozsiewa ziarno, gdzie popadnie, czy to gleba piaszczysta czy gliniasta. Albo jeżeli ktoś chce prowadzić wojnę, by walne odnieść zwycięstwo, albo inną jakąś ma w państwie do spełnienia funkcję, a nie zainteresuje się tym, by się naradzić nad tym, czego może dokonać, czy skarb państwa dostatecznie jest zasobny, czy żołnierze są przydatni, czy zachodzi w ogóle jakaśkolwiek możliwość działania, jednym słowem wzgardzi ową maksymą historyka : „Zanim zaczniesz działać, trzeba się naradzić, a gdy się naradziłeś, trzeba szybko działać”, lecz na oślep, z zamkniętymi oczyma i uszyma, rzuca się w wir i krzyczy tylko to jedno: „wojna, wojna”, i prze do działania. Zapytuję cię, Erazmie, co ty będziesz sądził o takich poetach, rolnikach, wodzach i książętach ? A dodam tu jeszcze owo ewangeliczne słowo: ew. Łuk. 14.w.28-32: „Jeżeli ktoś chce budować wieżę, a nie siądzie najpierw, by obliczyć koszta, czy ma aby dokończyć ?… co o nim sądzi Chrystus ?

 

(613) Tak również ty zalecasz nam jedynie czyny, nie pozwalasz zaś zbadać najpierw i zmierzyć lub poznać siły, co mianowicie potrafimy a czego nie potrafimy, jakoby to wywodziło się z ciekawości i było zbyteczne i niereligijne. W ten sposób, brzydząc się przy nadmiernej swej roztropności nierozwagą a wykazując trzeźwość, dochodzisz jednak do tego, że także nauczasz najdalej posuniętej nierozwagi. Albowiem chociaż sofiści są faktycznie nierozważni i pozbawieni rozumu, rozpatrując kwestie jałowe, jednak mniej grzeszą niż ty, który nawet nauczasz i nakazujesz, by pozbyć się rozumu i nierozważnie do sprawy się zabierać. Aby zaś ten brak rozumu był jeszcze większy, chcesz nas przekonać, że owa nierozwaga jest dla nas najpiękniejszą, iście chrześcijańską pobożnością, trzeźwością, powagą religijną i po prostu zbawieniem. A jeżeli tak nie postępujemy, to twierdzisz o nas ty, tak wielki wróg wiążących twierdzeń, że jesteśmy bezbożnymi, że tylko ciekawością się kierujemy i jesteśmy pustymi, i tak oto szczęśliwie uniknąłeś Scylii, gdy wymykałeś się Charybdzie. Lecz w tę matnię wpędziło cię zadufanie do swojej własnej zdolności, skoro sądzisz w ten sposób, przez swoją wymowność oszukać wszystkich ludzi utalentowanych, iż nikt nie zdoła zmiarkować, co ty żywisz w swoim umyśle i co zamierzasz osiągnąć przez te gładkie swoje pisma. Lecz „Bóg nie da się z siebie naśmiewać” (list do Galacjan r.6, w.7), i nie jest dobrze na niego się porywać.

 

Dalej: gdybyś był uczył nas tej nierozwagi w dziedzinie układania poematów, zabiegania o plony, prowadzenia wojen i sprawowania urzędów lub budowania domów, to, chociaż to jest rzeczą nie do zniesienia, zwłaszcza u tak wybitnego męża, jednak zasługiwałeś na pewne pobłażanie, przynajmniej u chrześcijan, którzy rzeczami doczesnymi pogardzają. Lecz gdy samym chrześcijanom nakazujesz być pracownikami nierozważnymi i polecasz im, by w sprawie zgotowania sobie wiekuistego zbawienia nie okazywali zainteresowania tym, co potrafią a czego nie potrafią, to po prostu jest grzechem nieodpuszczalnym. Nie będą bowiem wiedzieli, co mają czynić skoro nie wiedzą, ci i ile potrafią. Nie wiedząc zaś, co mają czynić, nie mogą pokutować, gdy zbłądzą. Brak pokuty zaś jest grzechem niedopuszczalnym. I do tego doprowadza nas owa umiarłowana twoja sceptyczna teologia.

 

(614) Nie jest więc brakiem religii, samą tylko ciekawością lub rzeczę zbędną, lecz rzeczą szczególnie zbawienną i potrzebną chrześcijaninowi wiedzieć, czy wola może coś wskórać czy nic nie może wskórać w dziedzinie naszego zbawienia. Owszem wiedz ! To jest punkt centralny naszej dysputy, dookoła tego obraca się cała ta sprawa. Albowiem prowadzimy ją, by zbadać: co wolna wola może, w czym zachowuje się biernie, jaki jest jej stosunek do łaski Bożej. Jeśli tego nie będziemy wiedzieli, to w ogóle nic ze spraw chrześcijańskich znać nie będziemy, i będziemy gorsi od wszystkich pogan. Kto tak nie myśli, niech przyzna, że nie jest chrześcijaninem. Kto zaś to gani lub tym gardzi niech wie, że jest największym wrogiem chrześcijan. Jeżeli bowiem nie będę wiedział co, jak dalece i ile potrafię, i co mogę uczynić wobec Boga, to równie niepewnym i nieznanym mi będzie, co, jak dalece i ile Bóg we mnie potrafi i może uczynić, skoro wszak Bóg sprawia wszystko we wszystkim I Kor.12, w.6. Nie znając zaś działania Bożego i mocy Bożej, samego Boga nie znam. Nie znając zaś Boga, nie mogę go czcić, chwalić, dziękować i służyć Bogu, skoro nie wiem, ile powinienem przypisać sobie, a ile Bogu. Należy więc jak najściślej rozróżniać między mocą Bożą a naszą, między działaniem Bożym a naszym, jeżeli chcemy nabożnie żyć. Tak tedy widzisz, że to zagadnienie jest jedną częścią całokształtu nauki chrześcijańskiej, i na tym polega i zdaje próbę znajomość siebie samego, znajomość i chwała Boga. Dlatego jest to u ciebie nie do zniesienia, mój Erazmie, że ty chęć znajomości tego zwiesz brakiem religii, samą tylko ciekawością i pustotą. Wiele zawdzięczamy tobie, lecz pobożności zawdzięczamy wszystko. I owszem, sam ty czujesz, że wszystko, co dobre w nas, Bogu należy przypisać i twierdzisz to w twoim modelu Chrześcijaństwa. Lecz potwierdziwszy to, zarazem napewno twierdzisz, że jedynie miłosierdzie Boże wszystkiego dokonuje, a nasza wola niczego nie dokonuje, lecz raczej tylko biernie się zachowuje, w przeciwnym razie nie możnaby wszystkiego Bogu przypisać. A wkrótce potem powiadasz, że nie jest rzeczą religijną, nabożną i zbawienną to twierdzić czy wiedzieć. Lecz tak musi mówić umysł w sobie niestały, a w sprawach wiary niepewny i niedoświadczony.

 

Drugą częścią całokształtu nauki chrześcijańskiej jest wiedzieć, czy uprzednia wiedza Boża pozostawia wolny bieg przypadkowi i czy my robimy wszystko z konieczności. Także to zagadnienie traktujesz jako niereligijne, z samej tylko ciekawości zrodzone i puste, jak i wszyscy bezbożni to czynią, owszem nawet diabli i potępieńcy robią z tego zagadnienie znienawidzone i pogardy godne. A ty nie jesteś głupi, że chcesz wymknąć się tym pytaniom, gdyby to tylko było możliwe. W gruncie rzeczy jednak jesteś kiepskim adwokatem i teologiem, jeżeli sobie wyobrażasz, że można mówić i nauczać o wolnej woli z pominięciem tych tematów. Posłużę ci jako osełka,i, choć sam nie jestem mówcą, przypomnę wyśmienitemu mówcy jego obowiązek. Gdyby Kwintylian , zabierając się do napisania dzieła o krasomówstwie, powiedział, że: Moim zdaniem należy zaniechać tych głupich i zbędnych rozważań o pomysłowości, o dyspozycji, o wygłaszaniu, o utrwalaniu w pamięci, o sposobie wypowiadania”, a wystarczy wiedzieć, że krasomówstwo to znajomość sztuki mówienia, czy nie wyśmiałbyś tego artysty ? Nie inaczej także ty postępujesz; zabierając się do pisania o wolnej woli zaczynasz od tego, że odsuwasz i odrzucasz całą podstawową tematykę i wszystkie części składowe tego arcydzieła, o którym masz zamiar pisać. Albowiem jest rzeczą niemożliwą, byś wiedział, co to jest wolna wola, jeżeli nie wiesz, co ludzka wola potrafi, czego dokonuje Bóg, czy posiada taką wiedzę uprzednią, iż inaczej to wypaść nie może (615). Czy nie uczą także twoi adwokaci, że chcąc mówić o jakiejś sprawie należy powiedzieć najpierw, czy ona istnieje, następnie czym ona jest, jakie są jej części składowe, co przeciwko niej przemawia, co z nią jest pokrewne, co do niej podobne itd. Ty zaś ową już i tak biedną wolną wolę tego wszystkiego pozbawiasz i żadnego co do niej pytania nie rozstrzygasz jak tylko to jedno, i to podstawowe, czy ona jest, a czynisz to przy pomocy takich wywodów, – jak to właśnie zobaczymy – że mniej udanej książki o wolnej woli chyba nie widziałem, z wyjątkiem oczywiście ozdobnych i wymownych słów. Sofiści (scholastycy) istotnie przynajmniej tutaj lepiej rozumują, ponieważ nie znają się na retoryce i podjąwszy zagadnienie wolnej woli poruszają wszystkie związane z nią kwestie: czy jest, czym jest, co robi, jak się zachowuje itd. Lecz oczywiście i oni nie dokazują tego, czego się podejmują. Będę więc tą moją książką nastawał ostro na ciebie i na wszystkich sofistów (scholastyków), aż mi wyjaśnicie moc wolnej woli i jej działanie, a będę nastawał, jeśli Chrystus łaskaw będzie, tak ostro, iż mam nadzieję, że pożałujesz wydania tej twojej rozprawy.

 

Jest przeto, i to szczególnie konieczną i zbawienną dla chrześcijanina rzeczą wiedzieć, iż uprzednia wiedza Boża nie pozostawia wolnego biegu ślepemu przypadkowi , lecz że wszystko niezmienną i wiekuistą, i nieomylną wolą przewiduje, zamyśla i dokonuje. Tym piorunem zostaje porażona i doszczętnie starta wolna wola; toteż ci, którzy obstają przy tym, że wolna wola jest udowodniona, powinni ten piorun albo zaprzeczyć, albo zataić albo innym jakimś sposobem od siebie oddalić. Przedtem jednak, zanim dowiodę tego moim własnym rozumowaniem i przy pomocy autorytetu Pisma, rozpatrzę to przy pomocy twoich własnych słów.

 

Czy to nie ty, mój Erazmie, tuż przedtem twierdziłeś, że Bóg jest według natury swej sprawiedliwy, w istocie swej najdobrotliwszy ? Jeżeli to jest prawdą, to czy z tego wynika, że jest niezmiennie sprawiedliwy i dobrotliwy ? Gdyż jak istota jego (dosł. natura) po wieczne czasy się niezmienia, tak i jego sprawiedliwość i dobroć. Co zaś pawiada się o sprawiedliwości i dobroci, to należy też powiedzieć o jego wiedzy, mądrości, dobroci, woli i innych bożych cechach. Jeżeli więc jest rzeczą religijną, nabożną i zbawienną tak o Bogu twierdzić, jak sam piszesz, to cóż ci się to przytrafiło, iż – sam z sobą w sprzeczności twierdzisz teraz, iż jest rzeczą niereligijną, z ciekawości tylko zrodzoną i pustą mówić, iż Bóg w uprzedniej swojej wiedzy rządzi tak, iż inaczej to być nie może . Głosisz mianowicie, że należy nabrać przekonania o niezmienności woli Bożej, lecz wykluczasz znajomość niezmienności jego wiedzy uprzedniej. Czy ty wierzysz, że ma wiedzę uprzednią nie chcąc, albo nie mając wiedzy uprzedniej chce ? Jeżeli ma wiedzę uprzednią chcąc, to wieczna i niezmienna (bo już z natury swojej taka) jest jego wola, a jeżeli mając wiedzę uprzednią chce, to wieczna i niezmienna (bo już z natury swojej taka) jest jego uprzednia wiedza .

 

Stąd wynika bezspornie, że wszystko, co my czynimy, wszystko, co się dzieje, chociaż nam się wydaje, że dzieje się w sposób niezmienny i tak, że mogłoby być także inaczej , w rzeczy samej jednak dzieje się z konieczności i niezmiennie, jeżeli spojrzeć na to od strony woli Bożej. Wola Boża bowiem jest skuteczna i przeszkodzić jej nie można, ponieważ jest samą ową naturalną, z istoty jego wywodzącą się mocą Boga; następnie jest też mądra, tak iż (616) nie można jej zmylić. A skoro woli nie można przeszkodzić, to i samemu dziełu nie można przeszkodzić, by zostało dokonane w tym miejscu, w tym czasie, w taki sposób, w takich rozmiarach, w jakich On sam naprzód je przewiduje i chce.

 

Jeśliby z wolą Bożą było tak, iż po dokonaniu dzieła ustałaby, a dzieło nadal trwa, i to jako takie samo, jak to bywa z wolą u ludzi, iż gdy zbudują dom, jaki chcą, to ona ustaje, jak zresztą ustaje w chwili śmierci, to wtedy istotnie możnaby powiedzieć, że coś dzieje się w sposób taki, iż mogłoby być także inaczej i w sposób odmienny. Tutaj atoli zachodzi coś przeciwnego: dzieło ustaje, a wola pozostaje; stąd daleko do tego, by samo dzieło, skoro powstaje i trwa, mogło też istnieć albo trwać inaczej. Powstać zaś tak, iż mogłoby być także inaczej, w języku łacińskim nie oznacza (- a wszak sensu słów zniekształcać nie wolno-), że samo dzieło powstaje tak, iż mogłoby też być inaczej, lecz że powstaje z woli, która mogłaby też być inną, i z woli zmiennej, a takiej jednak w Bogu nie ma. Następnie, nie można dzieła nazwać przypadkowym, chyba tylko takie, jakie u nas powstaje, tak iż mogłoby być także innym i dziać się jakby z przypadku, i u nas, którzy z tego nie zdajemy sobie sprawy, gdyż nasza wola albo nasza ręka od razu chwyta je tak, jakby, ono przez przypadek zostało postawione przed nami, którzyśmy poprzednio albo nic o nim nie myśleli albo go nie chcieli.

 

Tutaj sofiści (=scholastycy) już przed wielu laty pocili się a jednak musieli wreszcie ulec i przyznać, że wszystko dzieje się wprawdzie z konieczności, lecz – jak oni to powiadają: z konieczności następstwa a nie z konieczności tego, co następuje (z konieczności względnej, a nie z konieczności bezwzględnej) . W ten sposób wykpili wagę tego zagadnienia i wykręcili się od niego, w rzeczywistości (617) zaś wykpili raczej siebie samych. Jak ono bowiem nie jest rzeczą błahą i bagatelną, nie będzie mi trudno to wykazać.

 

„Koniecznością następstwa” (=koniecznością względną) nazywają to, – by rzec to tak z grubsza – że „Jeżeli Bóg czegoś chce, to jest rzeczą konieczną, by to się stało, lecz nie jest rzeczą konieczną, by było to, co się dzieje. Jedynie Bóg bowiem istnieje z konieczności, wszystko inne może nie istnieć, jeżeli by Bóg chciał. Tak więc mówią – działanie Boże jest konieczne, jeżeli On będzie chciał, lecz że sam czyn nie jest konieczny. Do czego zaś doprowadzają tymi igraszkami słownymi ? Wiadomo, że do tego, iż rzecz uczyniona nie jest konieczna, to znaczy, nie ma koniecznej istności, to zaś mówić, nie jest niczym innym, jak że rzecz uczyniona (= stworzenie) nie jest Bogiem samym. Niemniej pozostaje przy tym, iż każda rzecz dzieje się z konieczności, jeżeli działanie Boże jest konieczne albo jeżeli zachodzi konieczność następstwa (konieczność względna), jakkolwiek bądź by już uczyniona nie istniała z konieczności, to znaczy, nie była Bogiem, nie miała koniecznej istności. Jeżeli bowiem ja powstaję z konieczności, to mało mnie wzrusza, iż moje istnienie lub moje powstawanie jest zmienne, niemniej powstaję jako ów mogący być innym i jako ów zmienny, ja, który nie jestem tak konieczny jak Bóg. Dlatego te ich igraszki słowne, że „wszystko dzieje się z konieczności następstwa (z konieczności względnej) lecz nie z konieczności tego, co następuje (z konieczności absolutnej)” do niczego innego nie prowadzą jak do tego, iż „wprawdzie wszystko dzieje się z konieczności (= tak iż inaczej być nie może), lecz gdy się już tak stanie, to nie jest „Bogiem samym”. A na cóż to było potrzebne nam mówić, jakgdyby należało się obawiać, iż będziemy twierdzić, że rzeczy stworzone są Bogiem, albo że mają naturę boską i konieczną. Tak dalece obowiązuje i na zawsze trwa jako niezwyciężone to zdanie: że wszystko dzieje się z konieczności. I nie ma tu żadnej niejasności albo dwuznaczności. U Izajasza (40 w.10) powiada Bóg: „Rada moja trwać będzie i wola moja dziać się będzie”. Któreż bowiem dziecko nie rozumie tego, co oznaczają te słowa: Rada, wola, dziać się będzie, trwać będzie ?

 

Lecz dlaczego sprawy te są przed nami, chrześcijanami, zakryte tak, iż uchodzi za rzecz bezbożną, z ciekawości tylko się wywodzącą i pustą o nich rozprawiać i je znać, chociaż poeci pogańscy i sam prosty lud jak najpowszedniej słów tych używa i wyciera sobie nimi usta ? Ileż to razy (618) jeden tylko Wergiliusz wspomina przeznaczenie ?: „Wszystko stoi mocno na prawie”. I znowu: „Każdy ma wyznaczony swój dzień”. I znowu: „Gdy cię przeznaczenie woła”. I znowu: „Czy możesz przełamać twardy los ?” Nic innego nie czyni tutaj ten poeta, jak to, że na przykładzie zburzenia Troi i zbudowania Państwa Rzymskiego ukazuje, iż przeznaczenie więcej znaczy niż usiłowania wszystkich ludzi i że tak dalece nakłada ono prawo konieczności zarówno na rzeczy jak i na ludzi. Wreszcie swoich bogów nieśmiertelnych podporządkowuje przeznaczeniu, przed którym muszą oni ustąpić, nawet sam Juppiter i Junona . Stąd też wymyślili oni owe trzy Parki, „Prządki losu” niezmienne, nie dające się przebłagać, bezlitosne nieustępliwe. Wyczuli owi mądrzy mężowie to, co sama rzeczywistość przez doświadczenie potwierdza, że nikomu z ludzi nigdy nie udały się jego zamysły, lecz że każdemu przytrafiło się co innego, niż myślał. „Gdyby Pergamon można było obronić pięścią, to tą – moją pięścią – zostałoby obronione”, powiada Hektor w utworze Wergiliusza. Stąd też w ustach wszystkich najpospolitszym jest to słowo: „Niech się dzieje, co Bóg chce”, i znowu: „Jeżeli zechce Bóg, to to zrobimy”, i znowu: „Tak chciał Bóg”, „Tak podobało się bogom (= wszystkim niebianom)”. „Tak chcieliście – powiada Wergiliusz – byśmy zobaczyli, że prosty lud tyle samo wie o przeznaczeniu i uprzedniej wiedzy Boga niż o samym Bogu”. A ci, którzy chcieli uchodzić za mądrych, przez swoje rozważania tak bardzo od tego się oddalili, iż w przyćmionym sercu swoim całkiem zgłupieli (list do Rzymian r.l.w.21) i przeczą temu, względnie zatajają to, co poeci i pospólstwo, zgodnie nawet z ich własnym sumieniem, uważają za rzeczy najpowszedniejsze, najpewniejsze i najprawdziwsze.

 

Owszem, powiem nawet więcej: mianowicie nie tylko, że prawdą jest to, o czym poniżej na podstawie Pisma Świętego szerzej będzie mowa, lecz także, że jest to zgodne z religią, nabożne i konieczne do poznania. Bo jeśli się tego nie zna, to nie może istnieć ani wiara, ani żadna cześć Boga. Albowiem byłoby to rzeczywiście nieznajomością (619) Boga, a gdzie się Boga nie zna, tam, jak wiadomo, nie może istnieć i ostać się zbawienie. Bo jeżeli wątpisz w to, albo pogardzasz znajomością tego, że Bóg nie przypadkowo, lecz z konieczności i w sposób niezmienny wszystko uprzednio wie i wszystko chce, to w jaki sposób będziesz mógł wierzyć w jego obietnice, pewnie im zaufać i na nich polegać ? Gdy bowiem On obiecuje, to ty musisz być pewien, iż On umie, może i chce spełnić to, co obiecuje. W przeciwnym razie nie będziesz go uważał za prawdomównego i wiernego, to zaś jest niewiara i najwyższa bezbożność, i zaprzeczenie najwyższego Boga. A w jaki inny sposób będziesz pewny i bezpieczny, jak nie w ten, że wiesz, iż On na pewno i nieomylnie, i niezmiennie, i z konieczności umie i chce dokonać, i rzeczywiście dokona tego, co obiecuje. A nie tylko pewni być powinniśmy, że Bóg z konieczności i niezmiennie chce tego dokonać i dokona, lecz także chlubić się tym, jak to czyni Paweł w liście do Rzymian r.3.w. 4.: „Owszem, niech Bóg będzie prawdomówny a każdy człowiek kłamcą”, i znowu: r.4,w.21. „Nie może upaść słowo Boże”, a gdzie indziej: II Tymot. r.2, w.19: Mocny stoi grunt Boży, a ma to znamię: „Wie Bóg, którzy są jego”. A do Tytusa 1. w.2: „Jak obiecał przed przedwiecznymi czasy prawdomówny Bóg”. A w liście do Hebrajczyków 11. w.6, „Kto do Boga przystępuje, musi wierzyć, że Bóg jest i odpłaca tym, którzy w nim nadzieję mają”.

 

Dlatego wiara chrześcijańska zostaje poprostu zagaszona, obietnice Boże i cała Ewangelia doszczętnie upadają, jeżeli się nas naucza i my wierzymy, że nie trzeba nam wiedzieć, iż istnieje z konieczności uprzednia wiedza Boża i że to, co się dzieje, dzieje się z konieczności. Jest to bowiem ta jedyna i najwyższa pociecha chrześcijan we wszystkich przeciwnościach wiedzieć, że Bóg nie mija się z prawdą, lecz wszystko czyni w sposób niezmienny, i że woli jego ani oprzeć się nie można, ani ona nie może się zmienić i doznać przeszkody. Zobacz więc teraz, mój Erazmie, dokąd doprowadza nas ta twoja bardzo wstrzemięźliwa, a tak bardzo pokojowo nastawiona teologia ? Ty powstrzymujesz nas od tego i nie pozwalasz nam dążyć do tego, byśmy uprzednią wiedzę Bożą i konieczność jego działań poznali na rzeczach i ludziach, lecz doradzasz nam, byśmy takich rzeczy zaniechali, unikali i nimi wzgardzili. A zarazem tym nierozważnym swym postępowaniem (620) pouczasz nas, byśmy starali się nic o Bogu nie wiedzieć, co wszak przychodzi i tak samo z siebie i po prostu jest jakby wrodzone, byśmy wzgardzili wiarą, porzucili obietnice Boże, byśmy wszystkie pociechy duchowe i pewność sumienia za nic nie mieli, czegoby bodajże i sam Epikur nikomu nie zalecał. Następnie, nie zadawalając się tym, nazywasz niereligijnym, bezbożnym i pustym człowiekiem tego, kto stara się te rzeczy poznać, religijnym zaś, pobożnym i roztropnym tego, kto tym wzgardzi. Czegóż zaś innego przez te słowa dokazujesz, jak nie tego, że chrzecijanie są wścibscy, puści i niereligijni ? że więc chrześcijaństwo jest w ogóle rzeczą bez znaczenia, pustą, głupią i po prostu niepobożną. I tak ponownie dochodzi do tego, że chcąc nas jak najbardziej odstraszyć od nierozwagi, zwyczajem ludzi głupich dawszy się porwać w przeciwną stronę, niczego innego nie nauczasz, jak najwyższej nierozwagi, niepobożności i zguby. Czy nie czujesz, że od tej strony biorąc, książka twoja jest tak dalece niepobożna, bluźniercza i świętokradcza, iż nigdzie nie ma do niej podobnej ?

 

Nie o twoim sercu mówię, jak powyżej powiedziałem. Nie uważam cię bowiem za tak zepsutego, byś z serca chciał tego nauczać albo dokonać. Lecz aby ci pokazać, jakie dziwolągi musi w sposób niezrozumiały paplać ten, kto podejmuje się rozpatrywania złej sprawy; następnie, co to znaczy przeciw Bożym sprawom i Pismom występować, gdy w uległości wobec innych wbrew własnemu sumieniu przyjmujemy do odegrania niewłaściwą rolę i na obcej scenie. To nie zabawa ani żart nauczać Pism świętych i pobożności, tutaj bowiem najłatwiej może się przytrafić ten wypadek, o którym mówi Jakub (2.w.10): „Kto zawini w jednym, staje się winnym wszystkiego”. Tak się bowiem przytrafia, iż gdy na pozór w sposób tylko umiarkowarły chcemy pleść brednie i z niedostatecznym szacunkiem odnosimy się do Pism świętych, wnet wikłamy się w bezbożności i pogrążamy się w bluźnierstwach, jak tutaj tobie się to przytrafiło, Erazmie. Niech ci Pan przebaczy i zmiłuje się nad tobą !

 

Nie zaś sofiści (scholastycy) w tych sprawach całe roje różnych kwestii stworzyli i wiele innych niepotrzebnych rzeczy domieszali, jakich ty cały szereg wyliczasz, o tym wiemy i wespół z tobą przyznajemy, i bystrzej jeszcze i lepiej aniżeli ty prześledziliśmy to. Lecz ty nierozumnie i nierozważnie postępujesz, że czystość spraw Bożych z pospolitymi i głupimi kwestiami niepobożnych mieszasz, gmatwasz i do nich przyrównujesz. „Oni splamili złoto i zamienili piękną barwę”, jak mówi Jeremiasz (Lament 4.w.l.), a wszak nie należy złota jednocześnie zrównywać z kałem i je odrzucać, jak ty to czynisz. Należy uwolnić złoto od tamtych rzeczy i oddzielić czyste Pismo od mętów i brudów tamtych ludzi, o co ja zewsze usilnie zabiegałem, by gdzie indziej trzymano Pisma Boże, a gdzie indziej ich brednie. Nie powinno nas też wzruszać to, że nic nie wyszło z tamtych rozważań poza tym, iż na skutek wielkiej utraty zgody mniej miłujemy, chociaż więcej niż wystarczająco chcemy posiadać mądrości. Nas nie interesuje to, do czego sofiści (scholastycy), mistrze w stawianiu kwestii, doszli, lecz to, w jaki sposób mamy stać się dobrymi i chrześcijanami, i nie powinieneś przypisywać nauce chrześcijańskiej tego, w czym niepobożni przewrotnie postępują. To bowiem nie należy do naszego tematu i ty mogłeś to powiedzieć na innym miejscu i zaoszczędzić papieru.