1. Niedziela po Narodzeniu Pańskim

A był wtedy w Jerozolimie człowiek, imieniem Symeon; człowiek ten był sprawiedliwy i bogobojny i oczekiwał pociechy Izraela, a Duch Święty był nad nim. Temu Duch Święty objawił, iż nie ujrzy śmierci, zanim by nie oglądał Chrystusa Pana. Przyszedł więc z natchnienia Ducha do świątyni, a gdy rodzice wnosili dziecię Jezus, by wypełnić przepisy zakonu co do niego, on wziął je na ręce swoje i wielbił Boga, mówiąc: Teraz puszczasz sługę swego, Panie, według słowa swego w pokoju, gdyż oczy moje widziały zbawienie twoje, które przygotowałeś przed obliczem wszystkich ludów: Światłość, która oświeci pogan, i chwałę ludu twego izraelskiego.  A ojciec jego i matka dziwili się temu, co mówiono o nim. I błogosławił im Symeon, i rzekł do Marii, matki jego: Oto ten przeznaczony jest, aby przezeń upadło i powstało wielu w Izraelu, i aby był znakiem, któremu się sprzeciwiać będą, i aby były ujawnione myśli wielu serc; także twoją własną duszę przeniknie miecz. I była Anna, prorokini, córka Fanuela, z plemienia Aser; ta była bardzo podeszła w latach, a żyła siedem lat z mężem od panieństwa swego. I była wdową do osiemdziesiątego czwartego roku życia, i nie opuszczała świątyni, służąc Bogu w postach i w modlitwach dniem i nocą. I nadszedłszy tejże godziny, wielbiła Boga i mówiła o nim wszystkim, którzy oczekiwali odkupienia Jerozolimy. Łk 2, 25-38

Nastał już czas poświąteczny. W roku kościelnym idziemy dalej śladami Chrystusa, do kolejnych wielkich w swej randze świąt. My jesteśmy ledwie dzień po świętach Narodzenia Pańskiego. Biblijna historia przesuwa się o dni osiem. Będąc w zgodzie z prawem mojżeszowym Maria i Józef udali się do świątyni jerozolimskiej, aby dokonać wszystkiego, co należało. Ten ósmy dzień po urodzeniu chłopca, był dniem wprowadzania go w przymierze, jakie zawarł Bóg z Izraelem. Znakiem tego przymierza była obrzezka. Dokonali przy tej okazji także wykupu pierworodnego syna. Przyglądając się tej historii z dystansu czasu, możemy się lekko dziwić podjętym działaniom w stosunku do osoby Jezusa. Jeśli jego ziemscy rodzice przyjęli objawienia anielskie dotyczące Bożego Syna, to wykupywanie Go jako pierworodnego zdaje się mijać z celem. Nie wiemy  czy kierował nimi religijny obowiązek, czy nie próbowali przemyśleć działań, jakie nakładała na nich tradycja. Bo jak wiadomo: Tradycja rzecz święta. Sami nie raz stajemy się też jej mimowolnymi niewolnikami. Za nami święta, które wiązały się z tradycjami rodzinnymi dotyczącymi kulinariów na stołach, zwłaszcza w Wigilię, ze sposobem przeżywania tego szczególnego czasu. Co prawda ograniczenia covidowe mocno wpłynęły na to, jak dane było nam przeżyć tegoroczny świąteczny czas. Nie mogliśmy zasiąść na świątecznych nabożeństwach w przepełnionym tradycyjnie kościele, może też nie było nam dane spotkać się z bliskimi jak co roku. Jak się okazało, to co dotychczas musiało być, teraz niezależnie od naszej woli i chęci, uległo zmianie. Co nie znaczy, że taki stan rzeczy łatwo przyjąć i się z nim zgodzić.

Tradycja w rozmaitych ujęciach kształtuje nasze postawy, odczucia, przeżycia. Choć może w tym roku, właśnie dlatego, że pewne tradycyjne formy przeżywania świąt nie mogły być zrealizowane, nasze myśli mocniej zgłębiły istotę świąt i ogłaszanej rok w rok radości? Już ponad dziewięć miesięcy stykamy się z rozmaitymi ograniczeniami w naszym kraju. Zresztą nie tylko w nim. W wielu krajach restrykcje, obrany kurs przez władze jest bardziej nieprzyjemny dla poszczególnych obywateli. Co by nie mówić, zostaliśmy wybici z tradycyjnego rytmu życia. Żyjemy w czasie niepewności, bo nie wiemy co w najbliższym czasie może ulec kolejnym ograniczeniom i zmianom. Kiedyś kościoły w czasach niepewności były miejscami, w których szukano nadziei. Dziś ta nadzieja nakierowana na Boga także wychodzi z kościołów, ale w innej formie przekazu. Bo nawet w tej sferze życia przenosimy się do świata wirtualnego. Wynika to z naszej większej wiedzy jako społeczeństwa, świadomości zagrożeń, jakie niesie zetknięcie się z wirusem w większej grupie osób. To nie zmienia jednego. Tęsknimy za dotychczas poukładanym życiem. Jest to jak najbardziej ludzkie uczucie. Lubimy się trzymać tego, co niesie stabilizację i pewność.

W życiu religijnym taką rolę spełniają rytuały i obrzędy. Jakiekolwiek zmiany w nich budzą niezrozumienie, niepewność. Rodzą się podejrzenia o nieuczciwe intencje. Gdzieś tam pojawia się hasło, nie można tego zmieniać, bo przecież zawsze tak było. Choć to „zawsze” odnosi się najczęściej do tego co znamy w perspektywie naszego życia. Często w kościołach toczymy batalie o nieistotne rzeczy, które stały się wręcz świętością, a umyka to, co rzeczywiście jest ważne. Możemy przecież zauważyć, że uległy procesowi liberalizacji normy moralności, zmienia się też czasami spojrzenie na biblijne prawdy i to już nie budzi takiego oburzenia, jak próba zmienienia czegokolwiek, co wiąże się z pewną tradycją.

Tymczasem znaczenie powinna mieć Boża prawda, a zatem treść, która do nas trafia. Spoglądając na treści proroctw Starego Testamentu dotyczących Mesjasza, możemy nie raz zachodzić głowę skąd wzięło się przekonanie, że ten obiecany przez Boga człowiek będzie prowadził wojny, że przepędzi rzymskiego okupanta. Tam gdzie prorokowali ludzie, ogarnięci Duchem Bożym, nie pojawiały się takie treści. Także proroctwo Symeona wypowiedziane w świątyni wskazuje na zakres działania Jezusa jako Mesjasza w zbawczym, duchowym kontekście. Ten stary człowiek nie odniósł się do tradycji oczekiwania na Mesjasza, jaka wykształtowała się w ludzie Bożym.

Mało tego, zaznacza on, tak jak wcześniej prorocy, iż Jezus stanie się światłością także dla pogan. Boża łaska nie zatrzymuje się skoncentrowana tylko na jedynym narodzie. To było później nie raz powodem do oburzenia. Ponieważ zostało to odczytane jako zmarginalizowanie tej szczególnej pozycji Izraela pośród narodów świata. Słowa uwzględniające błogosławieństwo dla pogan były na kursie kolizyjnym z tradycją wywyższenia Izraela pośród innych narodów. Bóg przez proroków budował inną wizję działalności swego Syna, a mimo to, zyskała znaczenie tradycja, która opierała się na chęci zaznania ratunku, pomocy z ręki Boga w innym kontekście życia ludu Bożego. Symeon wyraźnie pokazuje, że życie i działalność Jezusa nie będą łatwe pośród swego ludu. W tamtym momencie Maria i Józef mogli ze zdziwieniem przyjmować te słowa. Wiemy jednak, że one wypełniły się w życiu Bożego Syna. Co ciekawe Jezus był odrzucany przez tych, którzy chcieli przede wszystkim zachować swą prawowierność wobec Boga. Byli to ludzie wychowani w określonej tradycji teologicznej. Pójście za Jezusem oznaczało dla nich konieczność zerwania z tym, w czym wyrośli, w czym mieli poczucie bezpieczeństwa w przyjętej koncepcji Bożej prawdy. Idąc za Jezusem musieliby zaprzeczyć swemu dotychczasowemu życiu, a to nie było, i  dziś także nie jest, łatwo uczynić.

Historia życia Jezusa w takim kontekście ukazuje, że człowiek nie raz musi w pełni poddać się temu co On zwiastuje, bez zbędnych otoczek i tradycji, które mogą zakrzywiać rzeczywistość, a tym samym wypaczać to, co jest Jego prawdą. Dla nas jest to wezwanie by  sięgać do Słowa Bożego z modlitwą, a tam gdzie spotkamy Jezusa, oby dane było nam dzielić się tą radością z innymi, tak jak uczyniła to wtedy w Jerozolimie Anna. Wskazując innym na zbawienie, które zaczęło się realizować w Jezusie. Amen.

ks. Dariusz Madzia