Niedziela Przedpostna – Estomihi

I zaczął ich pouczać o tym, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, musi być odrzucony przez starszych, arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie i musi być zabity, a po trzech dniach zmartwychwstać. I mówił o tym otwarcie. A Piotr wziął go na stronę i począł go upominać. Lecz On odwrócił się, spojrzał na uczniów swoich i zgromił Piotra, mówiąc: Idź precz ode mnie, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, tylko o tym, co ludzkie. A przywoławszy lud wraz z uczniami swoimi, rzekł im: Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mnie. Bo kto by chciał duszę swoją zachować, utraci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii zachowa ją. Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją? Kto bowiem wstydzi się mnie i słów moich przed tym cudzołożnym i grzesznym rodem, tego i Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swego z aniołami świętymi.

Mk 8, 31-38

Drodzy Internauci!

W dzisiejszy niedzielny poranek, dosłownie kilka dni przed rozpoczęciem czasu pasyjnego (czyli okresu postu), jesteśmy wezwani do zastanowienia się nie tylko nad naszym codziennym życiem oraz naszym postępowaniem, ale w szczególny sposób jesteśmy zachęceni do tego, abyśmy zastanowili się nad naszą wiarą oraz naszą drogą za Chrystusem. 

Z tego powodu chciałbym, aby każdy z nas na początku naszego dzisiejszego rozważania spróbował odpowiedzieć na kilka pytań: kim jestem? jak żyję? jaką drogą i w jakim kierunku idę? kim jest dla mnie Bóg? czy jest On dla mnie najważniejszy? kogo tak naprawdę w Nim widzę? dlaczego w Niego wierzę? w jakim celu się do Niego modlę? czy w swoje modlitwie zawsze jestem szczery? jak powinienem żyć? co powinienem w swoim życiu zmienić? co mam zrobić, aby moje życie i moje postępowanie podobało się Bogu?

Życie człowieka wierzącego to nie ciągłe stanie w miejscu, ale to nieustanna wędrówka drogą prowadzącą do Bożego Królestwa. Życie człowieka wierzącego nie może być więc czymś w rodzaju stagnacji, ale musi iść do przodu oraz także musi być ciągłym umacnianiem relacji z Bogiem. Żaden chrześcijanin nie może stwierdzić, że jego wiara jest już na tak wysokim poziomie, że na wyższym już być nie może, ponieważ wiara nie jest czymś co zdobywa się raz na zawsze, ale wiara jest czymś coś co należy nieustannie pielęgnować i rozwijać. To, że ktoś został ochrzczony, konfirmowany, uczestniczy częściej lub rzadziej w niedzielnych (czy też tygodniowych) nabożeństwach oraz co jakiś czas przystępuje do Stołu Pańskiego nie jest równoznaczne z tym, że ktoś taki może powiedzieć o sobie, że jest osobą wierzącą. Oczywiście taka osoba może stwierdzić, że jest ewangelikiem i kiedy ma opłacone składki parafialne to uzyskuje w ten sposób czynne prawo wyborcze, ale to nie jest i nigdy nie będzie równoznaczne z tym, że taka osoba prawdziwie wierzy.

Wiara nie jest czymś co uzyskuje się w sposób automatyczny z racji przynależności do jakiejś konkretnej grupy wyznaniowej, czy też religijnej, ale wiara wymaga ciągłego oraz codziennego, i co najważniejsze osobistego pogłębiania relacji z Bogiem. Wiara wymaga także życia wedle Bożego Słowa i to nie tylko w niedzielę, ale każdego dnia. Wiara nie jest czymś co można otrzymać od swoich rodziców, czy też dziadków w spadku, ale wiara musi narodzić się w sercu każdego z nas. Wiara nie może być czymś tylko i wyłącznie opartym na rodzinnej, czy też konfesyjnej tradycji albo historii, ale wiara musi by żywa i prawdziwa. Wiara nie może wynikać z wyuczenia, ale musi być całkowicie szczera i wolna od jakiegokolwiek przymusu. Wiara nie może być czyś na pokaz oraz nie może być wynikiem czystej zdroworozsądkowej kalkulacji zysków i strat, ale wiara musi być oparta na zaufaniu Bogu.

Drodzy Internauci!

Wyznaczony do rozważania fragment znajdujący się w ósmym rozdziale Ewangelii Marka jest bardzo cenny i wartościowy, ponieważ  nie jest to tylko zapowiedź cierpienia i męczeńskiej śmieci Jezusa, ale w tych kilku wierszach czytamy o tym w jaki sposób mamy żyć, aby nasze życie było drogą w stronę Bożego Królestwa. 

W naszym fragmencie czytamy: I zaczął ich pouczać o tym, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, musi być odrzucony przez starszych, arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie i musi być zabity, a po trzech dniach zmartwychwstać. Większość z nas jest świadoma tego, że Jezus nie przyszedł na świat bez konkretnego celu i Jego cierpienie oraz śmierć na krzyżu nie były dziełem tak zwanego przypadku, ale były one objęte Bożym planem zbawienia, który istniał od samego początku świata i był już przecież zapowiadany przez starotestamentowych proroków. Głównym i najważniejszym celem oraz przeznaczeniem Jezusa było pojednanie nas wszystkich (grzesznych ludzi) z Bogiem. Zresztą w jednym najbardziej znanych fragmentów Ewangelii Jana (3,16-17) możemy przeczytać: Albowiem tak Bóg umiłował świat, że Syna swego jednorodzonego dał, aby każdy, kto weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny. Bo nie posłał Bóg Syna na świat, aby sądził świat, lecz aby świat był przez niego zbawiony.

Ofiara, śmierć oraz zmartwychwstanie Jezusa były rodzajem wyższej konieczności, aby objawiła i wypełniła w ten sposób Boża sprawiedliwość, łaska i miłość. Ten, który nigdy nie zgrzeszył poświęcił się, aby ci którzy grzeszą (czyli my wszyscy) mogli być bliżej Boga. 

Dla nas obecnie (osób żyjących w XXI w.) to nic mocno nas dziwnego i nowego, jednak dla uczniów Jezusa ta informacja była z jednej strony zaskoczeniem i radością, a z drugie strony była ona bardzo bolesna… bo przecież uczniowie Jezusa dla swojego Nauczyciela porzucili wszystko co mieli i wyruszyli w nieznaną im drogę, a teraz ich marzenia o mesjańskim panowaniu ich Mistrza w jednej chwili zostały przekreślone. W mojej ocenie sposób w jaki zareagował Piotr był w pełni adekwatny do zaistniałej sytuacji. I możliwe, że część z nas zareagowały by podobnie.

W naszym dzisiejszym tekście czytamy o tym, że Piotr wziął go [czyli Jezusa] na stronę i począł go upominać. Ten porywczy z natury uczeń Jezusa nie rozumiał tej zapowiedzi i  nie wyobrażał sobie tego, że Jezus zostanie zabity. Piotr chciał bronić swojego Nauczyciela oraz także innych uczniów przed swoistą rozpaczą, która powstałaby na skutek tak tragicznego rozstania. Jezus, ku wielkiemu zdziwieniu zebranych uczniów, mimo niewątpliwej troski Piotra, dostrzegł w jego słowach pewne zagrożenie. Spowodowało to, że Jezus nie powiedział do niego, że będzie on skałą na której Jezus zbuduje swój Kościół (Mt 16,18-19), ale odwrócił się, spojrzał na uczniów swoich i zgromił Piotra, mówiąc: Idź precz ode mnie, szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, tylko o tym, co ludzkie.

Nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć na pytanie dotyczące tego, czy taką drogą cierpienia musiał iść Chrystus, aby nas zbawić. Nie znajdziemy także odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego mamy Jezusa na tej drodze naśladować. Musimy wierzyć i ufać, że skoro Bóg wybrał dla Swojego Syna oraz także dla nas (współczesnych uczniów Jezusa) taką drogę, to na pewno Bóg ma w tym swój cel. 

W jednej ze starotestamentowych ksiąg możemy  zresztą przeczytać (Iz 55, 8-9): Bo myśli moje, to nie myśli wasze, a drogi wasze, to nie drogi moje – mówi Pan, lecz jak niebiosa są wyższe niż ziemia, tak moje drogi są wyższe niż drogi wasze i myśli moje niż myśli wasze. Oznacza to, że musimy pogodzić się z tym, że Boże plany zawsze przewyższają nasze oraz także nie możemy zapominać o tym, że Bóg nie chce naszego zła, ale On pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni. 

W naszym fragmencie czytamy dalej, że Jezus przywoławszy lud wraz z uczniami swoimi, rzekł im: Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mnie. Bo kto by chciał duszę swoją zachować, utraci ją, a kto by utracił duszę swoją dla mnie i dla ewangelii zachowa ją. Albowiem cóż pomoże człowiekowi, choćby cały świat pozyskał, a na duszy swej szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za duszę swoją? Kto bowiem wstydzi się mnie i słów moich przed tym cudzołożnym i grzesznym rodem, tego i Syn Człowieczy wstydzić się będzie, gdy przyjdzie w chwale Ojca swego z aniołami świętymi. 

W tych kilku zdaniach jesteśmy wezwani do naśladowania Chrystusa. Bardzo często kiedy słyszymy wezwanie do naśladowania Chrystusa to odpowiadamy na nie z radością oraz uśmiechem, jednak nie możemy zapominać o tym, że naśladowanie Chrystusa to nie tylko chwilowa radość oraz uśmiech, ale to przede wszystkim droga autentycznego cierpienia i niesienia naszego krzyża. Naśladowanie Chrystusa nie jest łatwe i proste, ponieważ jest to droga wąska (po której niewielu kroczy), a w dodatku ta ścieżka charakteryzuje się bezkompromisową postawą wobec zła, nienawiści oraz wszelkich objawów dwulicowości. 

Naśladowanie Chrystusa jest stuprocentowym opowiedzeniem się po stronie pokoju, dobra oraz miłości. Chociaż są tacy niby chrześcijanie, którzy chcieliby ten fragment Bożego Słowa wyciąć lub usunąć, ponieważ naśladowanie Chrystusa jakoś im do końca nie odpowiada i pasuje. Takie osoby zapomina jednak o tym, że bycie niby chrześcijaninem i nie naśladowanie Chrystusa totalnie i całkowicie do siebie nie pasują, i w dodatku takie postępowanie należy nazwać bardziej farsą niż wiarą. 

Naśladowanie Chrystusa jest drogą na której nie możemy odwracać ciągle się wstecz, czy też kalkulować swoje zyski i straty. Zresztą w Ewangelii Łukasza (9, 57-62) mamy to wyraźnie opisane: Gdy tedy szli drogą, rzekł ktoś do niego [do Jezusa]: Pójdę za tobą, dokądkolwiek pójdziesz. A Jezus rzekł do niego: Lisy mają jamy, a ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił. Do drugiego zaś rzekł: Pójdź za mną! A ten rzekł: Pozwól mi najpierw odejść i pogrzebać ojca mego. Odrzekł mu: Niech umarli grzebią umarłych swoich, lecz ty idź i głoś Królestwo Boże. Powiedział też inny: Pójdę za tobą, Panie, pierwej jednak pozwól mi pożegnać się z tymi, którzy są w domu moim. A Jezus rzekł do niego: Żaden, który przyłoży rękę do pługa i ogląda się wstecz, nie nadaje się do Królestwa Bożego.

Z naszego dzisiejszego fragmentu oraz także z wielu innych miejsc w Bożym Słowie dowiadujemy się, że bycie uczniem Jezusa oznacza więcej niż bycie po prostu uczniem nauczyciela, to nie zwykłe siedzenie u stóp nauczyciela i słuchanie jego nauk, ale to podróż, w której ranek nie zwiastuje tego w jaki sposób zakończy się dzień. Bycie uczniem Jezusa oznacza pewne dodatkowe koszty i to nie małe. Te przywołane z Ewangelii Jana osoby/postaci są nam bardzo bliskie, ponieważ swoją mentalnością i podejściem do drogi za Jezusem przypominają sporą część z nas. Ile razy (Droga Siostro i Drogi Bracie) zdarzyło ci się mówić o tym, że będziesz wierzył, będziesz czytać Boże Słowo, będziesz się codziennie modlić, ale najpierw musisz załatwić to i tamto, a następnie wymieniasz jeszcze długą listę życzeń, zastrzeżeń, wykluczeń, czy też różnego rodzaju obiekcji. 

Drodzy Internauci!

W dzisiejszy niedzielny poranek, dosłownie kilka dni przed rozpoczęciem czasu pasyjnego (czyli okresu postu), jesteśmy wezwani do zastanowienia się nie tylko nad naszym codziennym życiem oraz naszym postępowaniem, ale w szczególny sposób jesteśmy zachęceni do tego, abyśmy zastanowili się nad naszą wiarą oraz naszą drogą za Chrystusem.

Z tego powodu chciałbym, aby każdy z nas znów zastanowił się nad postawionymi na początku naszego dzisiejszego rozważania pytaniami: kim jestem? jak żyję? jaką drogą i w jakim kierunku idę? kim jest dla mnie Bóg? czy jest On dla mnie najważniejszy? kogo tak naprawdę w Nim widzę? dlaczego w Niego wierzę? w jakim celu się do Niego modlę? czy w swoje modlitwie zawsze jestem szczery? jak powinienem żyć? co powinienem w swoim życiu zmienić? co mam zrobić, aby moje życie i moje postępowanie podobało się Bogu?

W jednej z pieśni autorstwa ks. Johanna Samuela Ditrich’a czytamy (ŚE 730): Kim jestem ważne to pytanie, zrozumieć daj mi Boże, Ty! Bym słuszne miał o sobie zdanie, w pokorze wierny Tobie był! Bo kto nie poznał siebie sam, mądrości swojej zadał kłam. (…) Chrześcijaninem jam z wyznania, lecz czy naprawdę jestem nim? Więc dodaj sił mi do poznania, czy idę zawsze w życiu swym, tak jak mi wskazał Chrystus Pan? Czy wiarę niezachwianą mam?

Amen

ks. Oskar Wild