Ostatnia Niedziela po Epifanii

Gdyż oznajmiliśmy wam moc i powtórne przyjście Pana naszego, Jezusa Chrystusa, nie opierając się na zręcznie zmyślonych baśniach, lecz jako naoczni świadkowie jego wielkości. Wziął On bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki go doszedł głos od Majestatu chwały: Ten jest Syn mój umiłowany, którego sobie upodobałem. A my, będąc z nim na świętej górze, usłyszeliśmy ten głos, który pochodził z nieba. Mamy więc słowo prorockie jeszcze bardziej potwierdzone, a wy dobrze czynicie, trzymając się go niby pochodni, świecącej w ciemnym miejscu, dopóki dzień nie zaświta i nie wzejdzie jutrzenka w waszych sercach. 2 P 1, 16a.21

„Sześć filarów poczucia własnej wartości”, „Siedem nawyków skutecznego działania”, „Pięć kamieni fundraisingu” „Dwanaście kroków”, można oczywiście ciągnąć dalej tę wyliczankę tytułów książek, konferencji czy programów, w których autorzy próbują pokazać nam, że za pomocą określonej ilości, łatwiejszych czy trudniejszych działań powinniśmy osiągnąć wyznaczony cel. W każdej z takich sytuacji oczywiście nie wystarczy wiedza, ale konieczne jest konkretne działanie zainteresowanego. Wydaje nam się czasem, że wszystko zależy od naszej determinacji, ale czy zawsze jest to prawda?

Najróżniejsze systemy religijne wydają się działać podobnie. Ich twórcy wskazują, że musisz człowieku zrobić, to, to i to, a te kroki doprowadzą cię do oświecenia, zjednania sobie łaski bóstwa, błogosławieństwa, harmonii itd. Chrześcijaństwo natomiast okazuje się być odwrotnością tego systemu, choć nasza ludzka natura korci nas, żebyśmy wskoczyli w dobrze nam znane utarte schematy (5,7,12 kroków do…) Okazuje się, że to nie my w kierunku Boga mamy się zwrócić i wykonywać to i owo, żeby znaleźć łaskę w Jego oczach. Ale to On przychodzi do nas w Jezusie, żeby nam się objawić i obdarować życiem w bliskości z Nim.

Objawienie Boga człowiekowi nie zawiera ludzkiego komponentu. To tak jak w tej doskonale znanej nam historii o mędrcach, żeby nie napisać magach ze wschodu, których Bóg przyprowadził do Jezusa używając gwiazdy. Co ciekawe, mężczyźni owi zawitali do Jerozolimy, tam wywołali poruszenie i dyskusję wśród tych, którzy byli w ocenie wielu zdecydowanie bardziej pobożni i uczeni w Piśmie. Jednak to grupa owych obcych ze wschodu dotarła do Jezusa natomiast Jerozolimscy uczeni pozostali w swoich domach.

Dlaczego tak się stało? Bo to Bóg się objawił człowiekowi, to objawienie oczywiście stawia nas przed koniecznością podjęcia decyzji co z nim zrobię? Zostanę w ciepłych bamboszach z kubkiem kawy, w ulubionym fotelu, a może podejmę pełną niewiadomych podróż? Decyzja należy do nas, ale to że zostaliśmy obdarowani możliwością poznania Boga nijak od nas nie zależy! Autor cytowanego na początku fragmentu listu wskazuje, że to czego naucza o Chrystusie nie jest wynikiem filozoficznej czy teologicznej spekulacji, ale pochodzi z osobistego doświadczenia Bożego objawienia, które wskazuje na Jezusa, jako ukochanego Syna Bożego, w którym Bóg ma upodobanie, lub mówiąc bardziej współcześnie, który podoba się Boga.

Jeśli więc zastanawiasz się jak podobać się Bogu? Masz przed oczyma postawiony wzór, oczywiście powie ktoś, wzór niedościgły, nie oznacza to jednak, że nie mogę w mojej rzeczywistości zastanawiać się, co zrobiłby na moim miejscu Jezus. Jezus, na którego ponowne przyjście oczekujemy, tak jak oczekiwał od początku swojego istnienia Kościół. Z tym oczekiwaniem oczywiście było różnie w różnych grupach. Zdarzały się grupy zafascynowane gnostycyzmem, które odrzucały nauczanie o powtórnym przyjściu Jezusa. Te same grupy dzieliły często ludzi na trzy kategorie. Niewierzących, wierzących i wiedzących. Swoją drogą mam wrażenie, że ów podział pojawia się co jakiś czas w różnych grupach funkcjonujących w Kościele (np. niewierzący, wierzący, ochrzczeni Duchem Świętym). Powróćmy jednak do Chrystusa, którego widzimy w tym tekście. Bowiem na samym początku nie tylko czytamy o powtórnym Jego przyjściu – tym na co czekamy, a co przed nami, żyjącymi w ciągłym adwencie – widzimy tutaj również Chrystusa posiadającego moc. Co to sformułowanie oznacza dla mnie i dla ciebie?

Gdybyśmy zapytali Susan, mieszkanki Republiki Środkowoafrykańskiej, pewnie powiedziałaby nam, że teraz dla niej oznacza to możliwość wypowiadania modlitwy z tym jakże trudnym dla niej fragmentem „ i wybacz mi w taki sam sposób w jaki ja wybaczam tym, którzy mnie skrzywdzili”. Susan jest młodą chrześcijańską wdową, która była przetrzymywana jako niewolnica przez islamistów, a kiedy udało jej się uciec z niewoli, uciekła z dzieckiem, które było owocem gwałtu na niej. Po swojej ucieczce znalazła schronienie w jednej z luterańskich parafii i wiele czasu zajęło jej zmaganie się z tym trudnym fragmentem dotyczącym przebaczenia. Ale Jego moc okazała się większa.

Gdybyśmy zapytali o to samo ponad sześćdziesięcioletniego pastora Daniela mieszkającego w Erytrei, który zamknięty był z grupą chrześcijan w metalowym kontenerze stojącym w afrykańskim słońcu. To pewnie oprócz tego, że moglibyśmy lepiej wyobrazić sobie, jakie warunki tam panowały usłyszelibyśmy od Niego, o tym że był świadomy, że wystarczy tylko zawołać pilnujących ich żołnierzy, którzy nieraz tłukli kolbami karabinów w ich kontener, podpisać dokument, w którym wyrzeka się Chrystusa i odejść jako wolny człowiek. Dla niego owa moc okazała się w tym, że wytrwał i nie wyparł się Zbawiciela. Moglibyśmy zapewne przywołać jeszcze inne ludzkie historie z Chrystusową mocą w tle.

Pozwól jednak, że zapytam o tę moc w twoim życiu. Prawdopodobnie nie przechodziłeś przez doświadczenia podobne do Susan czy Daniela. Chcę Cię jednak zachęcić do refleksji nad Twoją historią doświadczania Jego mocy. Być może Twoje świadectwo będzie dla kogoś wzmocnieniem, pociechą, zachętą w wytrwaniu przy tym, który wyparł się samego siebie, przyjął postać sługi i stał się człowiekiem. Może dzięki temu świadectwu komuś łatwiej będzie trzymać się owej pochodni i oczekiwać świtu.

ks. Bogdan Wawrzeczko