O studiach teologicznych w USA

Mgr Sebastian Madejski, absolwent Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie, pisze o swoich doświadczeniach podczas studiów w Stanach Zjednoczonych.

Przyszli duchowni Kościoła Ewangelicko-Luterańskiego w Ameryce (ELCA) studiują w seminariach rozlokowanych w różnych częściach Stanów Zjednoczonych. Uczelni jest dokładnie siedem, w: Saint Paul w Minnesocie, Chicago w stanie Illinois, zjednoczone seminarium w Gettysburgu i Filadelfii w stanie Pensylwania, Columbia w stanie Karolina Południowa, Berkley w Kalifornii, Columbus w Ohio i Dubuque w stanie Iowa.

Jeśli chodzi o mnie, to najlepiej znam Luther Seminary w Saint Paul, gdzie studiuję teologię praktyczną w ramach programu „Master of Theology”. Seminarium w Minnesocie jest największym seminarium ELCA – liczy obecnie 490 studentów teologii – mimo, że w swojej nazwie i przynależności konfesyjnej jest silnie luterańską uczelnią, to jednak kształci też duchownych innych tradycji: episkopalnej, metodystycznej, ewangelicko-reformowanej (prezbiteriańskiej) oraz baptystycznej, a nawet adwentystycznej. Można więc śmiało stwierdzić, że jest to uczelnia bardzo ekumeniczna i globalna, jak sam jej status dumnie głosi: „Luther Seminary kształci przyszłych liderów wspólnot chrześcijańskich, powołanych i wysłanych przez Ducha Świętego do świadczenia zbawienia w Jezusie Chrystusie i do służby w Bożym świecie”.

Klasycznym programem, który należy ukończyć, by zostać ordynowany lub ordynowaną na duchownego luterańskiego jest „Master of Divinity”. Prawie 60% studentów studiuje na tym programie. Co ciekawe, do jego rozpoczęcia konieczne jest ukończenie studiów licencjackich, trwających najczęściej trzy lata. Sam program „Master of Divinity” trwa cztery lata: dwa lata kursów teologicznych i filologicznych, rok praktyk w jednej z parafii (tzw. „internship”), a następnie rok na przygotowanie się do egzaminów kościelnych rozłożonych w czasie na serię spotkań z władzami Kościoła i profesorami. Ukończenie studiów wiąże się z ordynacją na księdza Kościoła luterańskiego. Jest to więc droga długa i całkiem wyboista.

Studenci „Master of Divinity” nie piszą pracy magisterskiej, jednak mają do wykonania bardzo dużo praktycznych projektów w parafiach. Życie studenta teologii luterańskiej w Stanach Zjednoczonych to ciągłe pisanie projektów, prowadzenie rozmów duszpasterskich, organizowanie nabożeństw, głoszenie kazań, prowadzenie grup młodzieżowych, spotkań biblijnych, czy też służba w szpitalu jako duszpasterz w ramach kursu psychologii klinicznej. Praktycznie nie ma na nic czasu jak tylko na pracę w parafii, lokalnym warzywniaku lub kawiarni, by spłacić czesne, które jest bardzo wysokie! Rok studiów kosztuje, w zależności od programu, od 20 do 30 tysięcy dolarów! Dlatego studenci podejmują pracę lub zaciągają kredyty.

Czas wolny jest wypełniony czytaniem stosów książek teologicznych. Z uśmiechem wspominam studentów teologii w Polsce marudzących, że muszą przeczytać w ramach egzaminu jakąś książkę prof. Wiktora Niemczyka, która choć ciężka w lekturze, zawiera miejscami interesujące fakty. Student amerykański musi przeczytać co najmniej dziesięć lektur na jeden przedmiot, a przedmiotów na jeden semestr jest od trzech do czterech. Czy to dobrze? Pewien mój znajomy narzekał, że „czyta się te książki i czyta, w wolnych chwilach, podczas posiłku w stołówce lub podczas przerwy między wykładami. Czyta się je tak szybko, że nie ma czasu na zastanowienie się nad ich treścią”.

Mimo to studia są bardzo praktyczne. Na temat przeczytanych książek studenci żywo dyskutują, zarówno na zajęciach jak i na forach internetowych podpiętych do kursu. Trzeba się zgłaszać, zadawać pytania, odpisywać na komentarze i formułować własne wnioski. Okazuje się, że nie ma gotowej wiedzy do przyswojenia (skryptu na egzamin zrobionego przez starszych kolegów), amerykański student sam uczy się myśleć krytycznie, uczy się zmagać z tekstem biblijnym, słucha innych zanim wyrazi własne zdanie na jakiś temat.

Na koniec, szczerze mówiąc, zaskoczyło mnie podejście do studenta. Studenci mają indywidualne wsparcie wykładowców i duszpasterza akademickiego. To, że student nie nauczył się na egzamin wcale nie oznacza, że mu się nie chciało, komisja zaczyna pytać się jego kolegów o samopoczucie i czy aby wszystko jest w porządku. Tak jakby to nie była uczelnia wyższa, lecz rodzina! Biskupi często pojawiają się na uczelni, by skorzystać z kursów dokształcających i by poznać studentów np. jedząc z nimi posiłki w stołówce. Studenci czują szacunek względem władz Kościoła, ale jednocześnie panuje atmosfera zaufania i przywództwa opartego na współpracy w obliczu nowych wyzwań stawianych Kościołom przez społeczeństwo. O tych wyzwaniach napiszę przy kolejnej okazji.

tekst: Sebastian Madejski
magister teologii ewangelickiej, absolwent Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie,
student Luther Seminary w Saint Paul, w stanie Minnesota