13. Niedziela po Trójcy Świętej

(31)  Wtedy przyszli matka i bracia jego, a stojąc przed domem, posłali po niego i kazali go zawołać. (32)  A wokół niego siedział lud. I powiedzieli mu: Oto matka twoja i bracia twoi, i siostry twoje są przed domem i poszukują cię. (33)  I odpowiadając, rzekł im: Któż jest matką moją i braćmi? (34)  I powiódł oczyma po tych, którzy wokół niego siedzieli, i rzekł: Oto matka moja i bracia moi. (35)  Ktokolwiek czyni wolę Bożą, ten jest moim bratem i siostrą, i matką. Mk 3, 31-15

Kiedy Kościół staje się prawdziwą rodziną.

Drogi Kościele,

Nie jest przyjemną rzeczą być niezrozumiałym przez innych, prawda?
Może czegoś takiego już doświadczyliście?
Wasze intencje zostały opacznie zrozumiane, postawa wyśmiana, zachowanie zlekceważone czy słowa skrytykowane.
Szczególnie bolesne jest to, gdy spotyka nas to ze strony osób nam najbliższych, e rodzinie. I o czymś takim czytamy we fragmencie z  Ew. Marka 3,31-35

Nakreślmy nieco tło wydarzeń.

Po chrzcie w Jordanie, Jezus rozpoczął swoją publiczną działalność (co opisują pierwsze trzy rozdziały Ewangelii).
W tym czasie powołał dwunastu apostołów (co świetnie przedstawia serial The Chosen, który gorąco polecam).
Dalej, uzdrowił wiele osób (m.in. teściową Piotra oraz wszystkich, którzy się źle mieli, i opętanych przez demony (1,32), a także trędowatego,
A przede wszystkim nauczał tak, że  zdumiewali się nad nauką jego, gdyż nauczał ich jako moc mający, a nie jak uczeni w Piśmie (1,22). Kazał w ich synagogach po całej Galilei (w.39), a gdy przyszedł do Kafarnaum i usłyszano, że jest w domu, zeszło się wielu, tak iż się i przed drzwiami już pomieścić nie mogli, a On głosił im słowo (2, 1-2). To właśnie wtedy przyjaciele przynieśli do Niego sparaliżowanego człowieka, a że tłum był wielki i nie dało się przecisnąć, rozebrali kawałek dachu i spuścili chorego przez dach.

Niestety, nie wszystko szło jak z płatka, bo byli tam niektórzy z uczonych w Piśmie; ci siedzieli i rozważali w sercach swoich: Czemuż ten tak mówi? On bluźni (2,6).

A potem było tylko „gorzej”, jeśli można tak to ująć. Jezus bowiem powołał na ucznia celnika Mateusza i poszedł do jego domu, gdzie razem przy stole siedziało z Jezusem i jego uczniami wielu celników i grzeszników (2,16). Jak się można było spodziewać, to wywoływało jeszcze większe oburzenie przestrzegających prawa faryzeuszy. Podobnie jak fakt, że uczniowie Jezusa nie pościli w sabat, ale zaczęli tego dnia rwać kłosy (2, 18-22). Co więcej, Jezus nie tylko ich nie napomniał, ale jeszcze odparł: Sabat jest ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla sabatu (2, 27).

Dla uczonych w Piśmie to było bluźnierstwo.

A to nie koniec. Moglibyśmy powiedzieć, że akcja się rozkręca. Gdyż Jezus znowu wstępuje do synagogi i spotyka tam człowieka z uschłą ręką (3,2), (tłumaczenie NPD oddaje to: ze sztywną ręką), faryzeusze, domyślając się, co się święci, zaczynają go podpatrywać, czy uzdrowi go w sabat, aby go oskarżyć (3,3).
Jezus zadaje im więc pytanie: Czy wolno w sabat dobrze czynić, czy źle czynić, życie zachować czy zabić? A oni milczeli (3,5). Dlatego Jezus spojrzał na nich z gniewem, zasmucił się z powodu zatwardziałości ich serca, i… uzdrowił rękę chorego (3,6).

Oczywiście, to znów nie spodobało się faryzeuszom. Dlatego naradzali się z herodianami, jak go zgładzić.

Natomiast Jezus odszedł i zaczął nauczać z łodzi, bo szły za nim tłumy, po czym wstąpił na górę, razem z wybraną przez siebie dwunastką apostołów. A potem poszedł do domu. I znowu zgromadził się lud, tak iż nie mogli nawet spożyć chleba. A krewni, gdy o tym usłyszeli, przyszli, aby go pochwycić, mówili bowiem, że odszedł od zmysłów (3, 20-21).

Jeśli czytamy, że Jezus poszedł do domu, oznacza to, że najprawdopodobniej poszedł do domu Szymona Piotra w Kafarnaum, gdyż to było Jego miejsce pobytu w czasie służby. Jezus sam nie posiadał żadnego domu, a gdyby poszedł do domu matki, wykluczałoby to późniejsze działanie rodziny. Ale i pod domem Piotra zebrał się tak wielki tłum, że Jezus nie mógł nawet spokojnie zjeść posiłku.

I w tym momencie dochodzimy do sedna dzisiejszego tematu, gdyż oto zjawiają się przed domem Piotra krewni Jezusa, aby go pochwycić, mówili bowiem, że odszedł od zmysłów.
Tu można by wykrzyknąć jak Juliusz Cezar: I ty, Brutusie, przeciwko mnie?
Nie dość, że przeciwko Jezusowi była cała elita religijna, a musimy pamiętać, że to właśnie faryzeusze i uczeni w Piśmie mieli ogromną władzę nad ludźmi, nie tylko duchową, ale jak pokazuje skazanie Jezusa na śmierć – także cywilną. Nie dość zatem, że oni byli wrogo nastawieni do Jezusa, to do grona jego przeciwników dołączyli jego krewni. Dlaczego?

Prosto wyjaśnia to tłumaczenie NPD:

Kiedy zaś członkowie najbliższej rodziny Jezusa dowiedzieli się, że wrócił On do Kafarnaum, natychmiast się tam udali, by Go pochwycić. Słyszeli bowiem plotkę, iż postradał rozum. Pomówienie to rozpowszechniali przybyli z Jerozolimy uczeni w Piśmie, którzy twierdzili, że Jezus ma w sobie Belzebuba i mocą tego zwierzchnika sił ciemności usuwa demony (3,21-22).

Użyte tu słowo pochwycić (gr. krateo) oznacza tu aresztować, zabrać siłą, powstrzymać od czynienia czegoś.
Dlaczego chcieli zastosować tak drastyczne środki?
Jak wyjaśnia komentarz NPD: „Rodzina była bowiem odpowiedzialna za opiekę nad chorymi ludźmi, a uczeni w Piśmie – ówczesne autorytety religijne ( a można by dodać, że również medyczne, bo to kapłani orzekali, czy ktoś jest chory czy zdrowy) – głosili, że Jezus oszalał. W tamtych czasach ludzi chorych psychicznie zwykle więziono, zakuwano w dyby lub krępowano łańcuchami.

W. 31 wyjaśnia nam, kto dokładnie tam przybył: Wtedy przyszli matka i bracia jego, a stojąc przed domem, posłali do niego i kazali go zawołać.

Gdy elita religijna knuje przeciwko Jezusowi, Jego matka i bracia, czyli najbliższe mu osoby przybywają z odległego o 40 km Nazaretu, aby wbić mu przysłowiowy nóż w plecy.
Pod wpływem pogłosek, że Jezus jest szaleńcem, chcą go pochwycić.
Czy to nie jest straszne, że najbliższe Mu osoby, które powinny Go wspierać, chcą go ubezwłasnowolnić? Że poddają się presji otoczenia?
Dla Jezusa na pewno jest to ogromnie bolesne.

Ale… spróbujmy ich nieco zrozumieć. Jezus był najstarszym z rodzeństwa, Biblia mówi nam, że miał on czterech braci: Jakuba, Józefa, Szymona i Judasza (Mt 13.55) oraz siostry, ale zarówno ich imion jak i dokładnej liczby nie znamy (Mt 13.56).

Oni nie mają jeszcze pojęcia, jaką misję ma do spełnienia Jezus. Wyrastali razem. Bardzo wątpliwe, że Maria wspominała im cokolwiek o ponadnaturalnym poczęciu ich najstarszego brata. Zapewne i ona nie była wszystkiego świadoma. Dla braci zatem Jezus był człowiekiem takim jak oni.

– Bogiem? Jakim Bogiem? – mogliby parsknąć ironicznym śmiechem. – Ten Jezus, z którym jedli razem posiłki, bawili się drewnianym konikiem, z którym się ścigali, uczyli wersetów z Tory? Z którym pracowali w warsztacie ojca? Ten Jezus, zawsze taki posłuszny rodzicom, perfekcyjny, co być może nie było im w smak, bo rodzice Go faworyzowali – przynajmniej tak się im wydawało. A teraz to już zupełnie oszalał. Postradał rozum! Uczeni w Piśmie mówią wręcz, że ma Belzebuba ! Trzeba więc jak najszybciej go powstrzymać, sprowadzić do domu i tutaj odizolować od ludzi.

Rodzina doszła do przekonania –sama albo pod wpływem nacisków z zewnątrz – że Jezus posunął się za daleko a może odszedł od zmysłów.

Niedawno zmarły amerykański biblista John McArthur w swoim Komentarzu do NT napisał:

Rodzina Jezusa najwyraźniej przybyła do Kafarnaum aby powstrzymać Jezusa przed dalszą działalnością i zaopiekować się Nim, prawdopodobnie dla Jego dobra.Tłumaczyła sobie, że powodem niekonwencjonalnego stylu Jego życia oraz chęci przebywania z innymi, jest utrata zmysłów albo skłonność do nieracjonalnych zachowań ( str.114)
Zatem po pierwsze, totalnie Go nie rozumieli. Jan (7,5): pisze: Bo nawet bracia jego nie wierzyli w niego.

Po drugie, chcieli go powstrzymać przed dalszą szkodliwą szaloną działalnością. A po trzecie, może po prostu chcieli Go chronić? Jak każda kochająca matka i kochający bracia chcą zabezpieczyć członka swojej rodziny, który oszalał. Stają więc z z dala od tłumu i posłali do Niego wiadomość, by do nich podszedł. Tymczasem przez tłum otaczający Jezusa przebiegła wiadomość: „Twoja matka wraz z Twoją rodziną czekają tam na Ciebie”.

Tłumaczenie Zaremby: Donieśli Mu zatem: Twoja matka i Twoi bracia i Twoje siostry stoją na zewnątrz i proszą, abyś wyszedł.
Jak na to zareagował na to Jezus?
Nie przekazuje, że zaraz do nich wyjdzie, niech tylko chwilę poczekają, aż się te tłumy rozejdą.
Nie, On robi coś bardzo dziwnego. Zadaje dwa pytania, które można uznać za kontrowersyjne, wręcz ekstremalne:
Któż jest moją matką? Kto to są moi bracia?
Tłum Zaręby: Kto jest moją matką i moimi braćmi?
Przypuszczam, że wokół zapanowała cisza. Jak w klasie, gdy nikt z uczniów nie wie, co nauczyciel ma na myśli.
Bo jak mogła brzmieć odpowiedź?

W Ew. Marka (6, 1-4) znajdujemy zapis pewnej sytuacji, która wywoła dylemat: Jezus udał się w swoje rodzinne strony i w sabat zaczął nauczać w synagodze. Wtedy: wielu słuchaczy zdumiewało się i mówiło: Skądże to ma? I co to za mądrość, która jest mu dana? I te cuda, których dokonują jego ręce?

Czy to nie jest ów cieśla, syn Marii, i brat Jakuba, i Jozesa, i Judy, i Szymona? A jego siostry, czyż nie ma ich tutaj u nas? I gorszyli się nim.
Widzicie tę reakcję? Nie byli zachwyceni cudami czy nauką, ale gorszyli się Jezusem. Jak skomentował to Jezus?
Nigdzie prorok nie jest pozbawiony czci, chyba tylko w ojczyźnie swojej i pośród krewnych swoich, i w domu swoim (w.5).
Dlatego teraz, gdy Jezus pyta, nikt się nie odzywa. A co robi Nauczyciel?
I powiódł oczyma po tych, którzy wokół niego siedzieli, i rzekł: Oto matka moja i bracia moi. Ktokolwiek czyni wolę Bożą, ten jest moim bratem i siostrą, i matką (3, 34-35).

No… dość dziwne stwierdzenie.
Czy wypowiadając takie słowa, Jezus wykazał się brakiem szacunku?
Czy zlekceważył swoich najbliższych?
A może po prostu  „oddał im pięknym za nadobne” za to, że sugerowali, że postradał zmysły?

Na pewno nie, gdyż Jezus nie lekceważył ludzi, a tym bardziej swoich najbliższych. Jako prawdziwy Żyd doskonale znał przykazanie Czcij ojca swego i matkę swoją aby ci się dobrze działo i abyś długo żył na ziemi i żywił głęboki szacunek i miłość do swoich rodziców, czemu dał wyraz nawet w chwili śmierci na krzyżu, gdy troszczy się o Swoją matkę i powierza ją Janowi pod opiekę.

W języku hebrajskim czcić rodziców oznaczało: uznać ich znaczenie i autorytet, troszczyć się o nich, okazywać im respekt i szacunek.
Dla każdego Żyda rodzina jest bardzo ważna, zarówno w sensie fizycznym jak i w sensie teologicznym. Już Adamowi i Ewie Bóg polecił, że mają się stać jednym ciałem, mają płodzić dzieci.

W kulturach zachodnich, szczególnie współcześnie, ludzie są zindywidualizowani, nastawieni na siebie, na swoje potrzeby. Ludzie na Bliskim Wschodzie, szczególnie w starożytności, żyli we wspólnocie rodzinnej i społecznościowej. Popatrzmy tylko na kilka przykładów biblijnych: Bóg uratował Noego wraz z całą rodziną. Abraham wziął w podróż całą rodzinę, Jakub i jego synowie, nawet jeśli były między nami ogromne konflikty, żyli – że tak to ujmę – na kupie.

A gdy Bóg dał Mojżeszowi przykazania, dwa z dziesięciu dotyczyło rodziny: Czcij ojca i matkę oraz Nie cudzołóż, które chroni świętość małżeństwa.

Czy Jezus to podważa? Przecież sam powiedział: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie (Mt 5,18).

Jezus nie neguje ważności rodziny ani więzów krwi, ale wypowiadając słowa: Ktokolwiek czyni wolę Bożą, ten jest moim bratem i siostrą, i matką, rozszerza tutaj zakres słowa rodzina na Kościół przez wielkie K, na wspólnotę wierzących.

On  nie powiedział, że rodzina biologiczna nie jest ważna, nie odrzucił swojej matki ani braci. Ale wyraźnie podkreślił, że ważniejsze od więzów krwi, są więzy duchowe, istotniejsze od połączenia rodzinnego, fizycznego, jest połączenie przez wiarę. Podkreśla to ap. Jan, pisząc, Tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego, którzy narodzili się nie z krwi ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga (1,12-13).

Kiedy rodzimy się fizycznie, rodzimy się w konkretnej, określonej rodzinie fizycznej, a kiedy rodzimy się na nowo w Chrystusie, rodzimy się w rodzinie duchowej. Ap Paweł ujął to następująco: Bo ci, których Duch Boży prowadzi, są dziećmi Bożymi (Rz 8.15) oraz Albowiem wszyscy jesteście synami Bożymi przez wiarę w Jezusa Chrystusa. (Gal 3,26).

Przez wiarę zostajemy adoptowani do Bożej rodziny duchowej, do Kościoła. Niezależnie od pochodzenia etnicznego, płci, pozycji. Bóg staje się naszym Ojcem, a Jezus naszym bratem.
Jeden z naszych nagłośnieniowców, który spędza tu długie godziny, gdy jego rodzice dziwili się temu, stwierdził: Kościół moim drugim domem.
Myślimy nawet, czy takiego hasła nie dać na nowych kubkach: Kościół moim drugim domem.
Dla wielu może nawet pierwszym…
Bo może twoja biologiczna rodzina cię lekceważy, ignoruje, wyśmiewa, nie rozumie, po co biegasz do kościoła, do społeczności. Może, jak bracia Jezusa, chce cię powstrzymać.
Ale ty wiesz, że właśnie tutaj masz duchowych braci i duchowe siostry. Ludzi, którzy, wierzą tak, jak ty. Dla których Jezus jest w centrum wszystkiego.
A może w ogóle nie masz nikogo bliskiego? Albo rodzina zerwała z tobą kontakt Jesteś sam jak palec, ale bliskie osoby, rodzinę, możesz znaleźć właśnie w Kościele. W PS. 27,10 czytamy: Choćby ojciec i matka mnie opuścili, Pan jednak mnie przygarnie.

Jezus podkreśla, że ważniejsze od biologicznych więzów są duchowe więzy w Chrystusie, czyli Kościół złożony z ludzi, którzy wyznają Jezusa jako Pana.

Co charakteryzuje tę rodzinę? Miłość do siebie jej członków, tak jak przykazał nam Jezus: Nowe przykazanie daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, jak Ja was umiłowałem; abyście się i wy wzajemnie miłowali. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli miłość wzajemną mieć będziecie (J 13.34-35)

Jako zbór, jako Kościół przez wielkie K, jesteśmy rodziną – Bożą rodziną.
W wielu zborach wolnych ich członkowie nie zwracają się do siebie używając formy: Siostro, Bracie.
Greckie słowo Bracia znaczy dosłownie z Jednego łona.
Stąd też jest to typowo rodzinne określenie przedstawiające najbliższych sobie ludzi.
Kiedy zaś odnosi się do wierzących ludzi – do Kościoła, wówczas oznacza wszystkich członków Bożej rodziny, braci i siostry w Panu Jezusie.

A na zakończenie jeszcze jedna dobra informacja. Stosunek sceptycznych, nawet nieprzychylnie nastawionych braci Jezusa do Niego zmienił się diametralnie po Jego Zmartwychwstaniu, o czym czytamy u Łukasza na początku Dziejów Apostolskich: Ci wszyscy trwali jednomyślnie w modlitwie wraz z niewiastami i z Marią, matką Jezusa, i z braćmi jego (Dz 1,14).
Zatem, jeśli nasi rodzeni braci, siostry czy rodzice nie są jeszcze wierzący, nie traćmy nadziei, ale się o nich módlmy, by i oni dołączyli do tej ważniejszej, duchowej rodziny, która pełni wolę Ojca.

Amen
ks. Leszek Czyż