19. niedziela po Trójcy Świętej

Cierpi ktoś z was? Niech się modli. Jeśli ktoś w dobrym nastroju? Niech śpiewa psalmy. Ktoś z was choruje? Niech zaprosi prezbiterów Kościoła i niech się modlą nad nim, namaszczając go olejem w imię Pana. Modlitwa odmawiana z wiarą zbawi chorego i Pan go podźwignie. A jeśli popełniłby jakieś grzechy, zostaną mu odpuszczone. Wyznawajcie więc sobie wzajemnie grzechy i módlcie się jedni za drugich, abyście zostali uzdrowieni. Bardzo skuteczna jest wytrwała modlitwa sprawiedliwego. Jk 5, 13-16

Mieliście okazję piec kiedyś ciasto? Dość to skomplikowany proces, a najważniejszym wydaje się trzymać właściwego przepisu. I tu pojawiają się przysłowiowe schodu. Bo przecież łyżki, czy łyżeczki, mogą się różnić objętością i to czasem dość sporo. Ze szklankami może jest trochę łatwiej, bo jednak występuje tu większa standaryzacja, ale już odmierzenie takiej ¼ kostki masła, czy margaryny, to przy dzisiejszych, inflacyjnych cięciach gramatury, to nie lada wyzwanie. Do tego jajka! Każde inne, a jak już trafi się z podwójnym żółtkiem…

Myślę, że każdy, kto ciasta piecze, uśmiał się przednio czytając powyższe. Osobiście nie przypominam sobie bym kiedykolwiek samodzielnie ciasto upiekł, zdarza mi się jednak obserwować (bo pomocą trudno to raczej nazwać) jak ciasta piecze moja żona. W zasadzie przepis, jeśli już takowy w ogóle w zasięgu wzroku się znajduje, to najczęściej zajmuje tylko przestrzeń stołu. Bo pewne rzeczy przychodzą same. Wielokrotnie miałem okazję usłyszeć „w przepisie jest, ale…” i tu padała rozsądna argumentacja dlaczego lepiej będzie jeśli się zrobi nieco inaczej. Nie miałem wprawdzie okazji nigdy porównać, ale też nie mam najmniejszych powodów by wątpić, że koniec końców zmodyfikowany przepis jest lepszy.

Myślę, że ta zasada nie dotyczy tylko piekarzy. Zwłaszcza w życiu nie da się wszystkiego „wymierzyć” i „odważyć”. To, co w jednym przypadku zadziałało i przyniosło zamierzony efekt niekoniecznie da podobny rezultat w innym. Jesteśmy inni. Nie da się więc potraktować słów z Listu Jakuba jako recepty.

Autor słów nad którymi mamy się dziś pochylić zdaje się być rygorystą. Z całą pewnością moglibyśmy, z perspektywy dzisiejszej psychologii, niejedno wytknąć takiemu sposobowi podawania treści. Tylko, czy to wina przepisu, że ktoś podchodzi do niego w niewłaściwy sposób?

Kiedy jednak spojrzymy na ów tekst nie jak na receptę udanego życia, nie na zwięzłe, rzeczowe polecenia, których wykonanie gwarantuje jakąś konkretną korzyść, łatwiej nam będzie dojrzeć, że w całości traktuje on o modlitwie. Można by nawet streścić cały fragment stwierdzeniem, że „modlitwa jest dobra na wszystko.”

To zdanie dla wielu jest banałem. Bo niby co konkretnego daje nam modlitwa, zwłaszcza sprowadzona do rytualnego zmówienia takiej, czy innej formułki? Niewiele, żeby nie powiedzieć nic. Tyle tylko, że modlitwa jest czymś całkowicie innym niż recytowaniem wierszyków. Modlitwa, przynajmniej ta opisana na kartach Listu Jakuba, jest relacją. Po pierwsze z Tym, który ma moc nas podźwignąć z każdego położenia. Niezależenie, czy cierpi ktoś, czy jest w dobrym nastroju, modlitwa jest zaproszeniem Boga, by towarzyszył nam w naszych emocjach.

Drugą relacją o której mówi nam dziś autor Listu Jakuba to relacja z innymi członkami Kościoła. Relacja, która mi przywodzi na myśl tę, która istniała pomiędzy ludźmi zanim wkroczył w nią grzech. Kiedy to pierwsi ludzie, choć byli całkowicie odsłonięci, to jednak się nie wstydzili (1 Mż 2,25). bez obaw, że zostaną skrzywdzeni, że ich słabość zostanie przeciwko nim użyta, a oni sami wykorzystani. Dziś do takiej relacji z tymi, którzy z nami tworzą Kościół, zachęca nas Boże Słowo. Każe nam podzielić się swoimi słabościami.

To nie są łatwe zadania. Kiedyś, w ósmej bodajże klasie, mieliśmy sprawdzian z fizyki. Trochę wcześniej odkryliśmy, że przy odpowiednim starciu tablicy zostają na niej ślady zapisanych wcześniej słów. Postanowiliśmy więc przygotować grupową ściągę. Wystarczyło jedynie spojrzeć pod właściwym kątem by móc spisać wszystkie wzory jakie mogły pojawić się na sprawdzianie. Pod koniec lekcji, tuż przed tym jak nasza nauczycielka zebrała nam efekty naszych wypocin, oznajmiła, że wzory na tablicy są właściwe, ale jeśli się nie uczyliśmy nic nam nie dają. Miała rację.

„Recepta” z Listu Jakuba z całą pewnością jest dobra, ale dopóki nie spróbujesz, nie rozpoznasz brownie od zwykłego zakalca.

ks. Tomasz Wigłasz