2. Dzień Świąt Narodzenia Pańskiego. Uroczystość Szczepana Męczennika

Przypomnijcie sobie dni poprzednie, kiedy po swym oświeceniu wytrwaliście w licznych zmaganiach z utrapieniami, Czy to, gdy byliście wystawieni publicznie na zniewagi i udręki, czy też, gdy wiernie staliście przy tych, z którymi się tak obchodzono. Cierpieliście bowiem wespół z więźniami i przyjęliście z radością grabież waszego mienia, wiedząc, że sami posiadacie majętność lepszą i trwałą. Nie porzucajcie więc ufności waszej, która ma wielką zapłatę. Albowiem wytrwałości wam potrzeba, abyście, gdy wypełnicie wolę Bożą, dostąpili tego, co obiecał. Bo jeszcze tylko mała chwila, A przyjdzie Ten, który ma przyjść, i nie będzie zwlekał; A sprawiedliwy mój z wiary żyć będzie; Lecz jeśli się cofnie, nie będzie dusza moja miała w nim upodobania. Lecz my nie jesteśmy z tych, którzy się cofają i giną, lecz z tych, którzy wierzą i zachowują duszę.                                                                                             Hbr 10,32-39

Chwała na wysokościach Bogu, a na ziemi pokój ludziom

Dopiero co cieszyliśmy się pamiątką betlejemskich narodzin Immanuela, tymczasem świąteczny kalendarz już przypomina, że dziś trzeba nam zmierzyć się z męczeństwem diakona Szczepana, a za dwa dni z cierpieniem niewinnych dzieci.

Byłoby można pomyśleć: „Tu nie ma miejsca na świętowanie. To nie czas na sielankę. Rację mają ludzie, którzy narzekają na życie i nie widzą powodu do radości”. No bo jest w tym jakiś paradoks, że w chwili narodzin Zbawiciela świata, Księcia Pokoju, Dziecka rajskiej obietnicy życia, które nie podlega przekleństwu, nasila się nawałnica nienawiści, ludzkiej podłości, woli walki i zabijania. Dodajmy, że bynajmniej nie rozwikłany, nie zakończony i wciąż niepokojący, wiszący nad naszymi głowami jak wulkaniczna chmura największego kataklizmu ludzkich dziejów, skoro według wizji autora Objawienia wg Jana: „I ukazał się wielki znak na niebie: Niewiasta odziana w słońce i księżyc pod stopami jej, a na głowie jej korona z dwunastu gwiazd; A była brzemienna, i w bólach porodowych i w męce rodzenia krzyczała. I ukazał się drugi znak na niebie: Oto ogromny rudy smok, mający siedem głów i dziesięć rogów, a na jego głowach siedem diademów; A ogon jego zmiótł trzecią część gwiazd niebieskich i strącił je na ziemię. I stanął smok przed niewiastą, która miała porodzić, aby, skoro tylko porodzi, pożreć jej dziecię. (…) Lecz biada ziemi i morzu, gdyż zstąpił do was diabeł pałający wielkim gniewem, bo wie, iż czasu ma niewiele. A gdy smok ujrzał, iż został zrzucony na ziemię, zaczął prześladować niewiastę, która porodziła chłopczyka. (…) I zawrzał smok gniewem na niewiastę, i odszedł, aby podjąć walkę z resztą jej potomstwa, które strzeże przykazań Bożych i trwa przy świadectwie o Jezusie” (Obj 12,1-17).

Bywa, że paradoksy są dużo bardziej użyteczne od logiki, więc pokornie przyznajmy, że pewnie dzieje się coś, czego wielu z nas sobie nie życzy, jednak o kosmicznym znaczeniu i do tego stopnia ważnego, iż dotyczy każdego z nas, bez względu na czas i miejsce naszych narodzin na ziemi.

Począwszy od nocy betlejemskiego cudu jesteśmy świadkami wielkiego spektaklu: Lucyfer zostaje strącony z nieba na ziemię – Chrystus zostaje wyniesiony z ziemi do nieba! Uprzywilejowane miejsce syna Bożego zajmuje Syn Człowieczy. „Chwała na wysokościach Boga, a na ziemi pokój ludziom, w których ma upodobanie” (Łk 2,14).

1.Lucyfer zrzucony na ziemię – historia starego człowieka

Jakże to mogło się stać, że Wszechwiedzący, który jest Miłością, dał się tak okrutnie zbałamucić i zwieść przez szatana, iż pozwolił mu na znęcanie się nad sprawiedliwym Jobem, co szumnie nazywamy próbą wiary?

Jeśli jedynym rozwiązaniem tej zagadki są dla Ciebie – Czytelniczko i Czytelniku – słowa: „Sprawiedliwy mój z wiary żyć będzie”, to nie dziw się, że i w Twoim życiu być może pojawiają się liczne niezasłużone doświadczenia, z powodu których cierpisz. Mam jednak wątpliwości, czy wiarę należy próbować aż do takiego stopnia poniżenia i cierpienia, jakie spotkało Joba, żeby Bóg mógł wreszcie uznać: „No dobra, jest twardy, nieugięty i prawdziwie wierzy. Dajmy już mu spokój”.

Czy wiara nie jest wiarą dziś? Czy doświadczenie musi trwać nieskończenie długo, żeby w jakiejś przyszłości, niesprecyzowanej terminowo, Bóg przekonał się, że człowiek naprawdę wierzy? Co w takim razie poczniemy z wszechwiedzą Najwyższego?

Zostawmy teraz Joba. Jego historia jest pierwszym krokiem ku odkryciu sensu rozważanego tekstu. Następnym jest przykład średniowiecznych Katarów, z jakiegoś powodu bezlitośnie wytępionych. Nie stanowili aż tak wielkiego zagrożenia, żeby trzeba było ich z taką bezwzględnością śledzić, więzić i uśmiercać.

Katarzy popełnili duchowy błąd, polegający na wyparciu ziemskiej, fizycznej i zmysłowej realności człowieczeństwa. Postanowili zrealizować doskonały projekt „duchowej światłości” na ziemi, w której nawet prokreację, a doprawdy nie tylko ją, przesunęli w sferę ciemności i grzechu. Czystość stała się ich obsesją. Realizując ideał doskonałości Katarzy stracili pełnię, w której mieści się wszystko. Wybierali i realizowali jedynie to, co uznali za dobre i słuszne, a resztę obłożyli anatemą, uczynili przedmiotem tabu, przesunęli w sferę cienia, w której realność człowieczego życia nie znikła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale czekała na czas uwolnienia. Uwolnienie przyszło pod postacią prześladowań, tortur i śmierci. Wyłoniło się ze zbiorowej nieświadomości, reprezentowanej przez władzę religijnej organizacji, czyli ówczesny Kościół.

Połączmy teraz oba wątki, czyli Joba i Katarów, w jedno. Otóż, gdy wedle naszych wyobrażeń, idei oraz domniemanych wartości, decydujemy się na jakiś wybór z pełni i zaczynamy żyć tylko częścią naszego człowieczeństwa na ziemi, wówczas tłumimy życie. Poddajemy je rygorom, które uniemożliwiają pełnię ludzkiego doświadczenia i błogosławieństwa życia, a tym samym zaczynamy tworzyć sferę cienia. Realizując ideę doskonałości dzielimy pełnię na to, co według nas jest dobre, piękne i jest światłością, oraz na to, co jest złe, brzydkie i jest ciemnością. Tylko, że ta druga część nie znika. Przynależąc do pełni domaga się zauważenia, docenienia i „przytulenia”.

W efekcie zaczynamy się z tym coraz bardziej liczyć, jednak nie jak z pozytywnym aspektem życia, ale z negatywnym. Mając świadomość, że ta sfera człowieczeństwa, bez naszego wpływu na nią, gdzieś istnieje, rozwija się i zagraża nam, zaczynamy się jej bać. Aż dochodzi do sytuacji, w której Katarzy, jak sprawiedliwy Job, mogliby wyznać: „Bo to, czego się bałem, nawiedziło mnie, a to, przed czym drżałem, przyszło na mnie” (Job 2,25).

Doprawdy, czy tylko oni? Droga Czytelniczko i Czytelniku, czy i Ty nie doświadczyłaś/eś już kiedyś w życiu albo może doświadczasz właśnie tego, czego się bałaś/eś? Być może nawet w modlitwie usilnie prosiłaś/eś, żeby Cię to ominęło, ale niestety nie zostałeś wysłuchana/y?

Co się więc stało?  Wiem, wiem. Jeśli nie potrafisz rozstać się z dotychczasowym obrazem Boga, będziesz Go bronić, mówiąc: „Taka jest Jego wola”. Więc wróćmy do historii Joba i zapytajmy: Czy wolą Boga na pewno było cierpienie sprawiedliwego Joba?

Licz się z tym, że spotyka Cię to, czego się boisz. Swoimi kompleksami i lękami uruchamiasz lawinę cierpienia, za które odpowiada kuszący szatan. W ten sposób sferze cienia dajesz możliwość manifestacji. Z ciemności wychodzi niespodziewanie wyparta część Twej ludzkiej pełni i domaga się światła, czyli zauważenia, przyjęcia do świadomości. Zaczyna działać poranna gwiazda Twego człowieczeństwa. Lucyfer pokazuje Ci, kim mogłabyś/mógłbyś być, gdybyś się nie bała/bał.

Jakże łatwo pobożnemu skulić się w swym cierpieniu i powiedzieć: „Bóg tak chce. Będę za to zbawiony”.

2. Chrystus wyniesiony do nieba – historia nowego człowieka

Wiele przemawia za słusznością takiej postawy. Tymczasem chcę Cię – Czytelniczko i Czytelniku – zmotywować do innego zachowania. W przypadku Joba Bóg dał się zbałamucić anielskiej istocie, szczególnie dobrze i nawet z respektem traktowanemu synowi Bożemu, którego czas skończył się w Betlejem. Co prawda budzi jeszcze demoniczne siły zła i szaleje, bo wie, że został zwyciężony przez narodzonego Chrystusa, Syna Człowieczego, w którym jesteś nowym człowiekiem. To otwiera nowe perspektywy i daje nowe możliwości, będące przedmiotem Bożej obietnicy. Potrzeba Ci jedynie ZAUFANIA I WYTWAŁOŚCI: „Albowiem wytrwałości wam potrzeba, abyście, gdy wypełnicie wolę Bożą, dostąpili tego, co obiecał”.

Wierz mi. Nie jesteś starym człowiekiem, który nic nie mógł, skoro Bóg dawał się zwieść kłamcy. Kłamcą o starym człowieku jest Lucyfer, czyli sfera cienia, której się boi, a potem jest zmuszony skonfrontować się z nią. Chyba, że nie doświadczyłaś/eś Chrystusowego oświecenia?

W Chrystusie jesteś nowym człowiekiem, który zaufaniem i wytrwałością może wszystko, skoro Bóg już nie ufa szatanowi i stał się człowiekiem, aby na sobie samym doświadczyć człowieczeństwa, czyli prawdy ludzkiego bycia. W Chrystusie nie musisz być miotana/ny siłami, mocami, wydarzeniami, okolicznościami uwalniającymi się z nieświadomości. W Chrystusie zyskujesz pełnię świadomości tego, kim jesteś i kim możesz się stać. W Chrystusie masz udział w mocy życia i zmartwychwstania, zwycięstwa przez przyjęcie pełni swego człowieczeństwa, jako manifestacji Boga na ziemi, w ludzkiej historii.

W Betlejem, czyli tam gdzie Bóg rodzi się człowiekiem, stary człowiek lęków, wydany na pastwę żywiołów świata, zostaje zastąpiony nowym człowiekiem zaufania: „A sprawiedliwy mój z wiary żyć będzie; Lecz jeśli się cofnie, nie będzie dusza moja miała w nim upodobania. Lecz my nie jesteśmy z tych, którzy się cofają i giną, lecz z tych, którzy wierzą i zachowują duszę ”.

Śmierć niewinnych dzieci jest cierpieniem starego człowieka, które wyłania się z nieświadomości. To bolesny efekt Lucyfera, ujawniający się w tragicznych rządach satrapów, przekonanych o swej wielkości i lękających się o życie.

Uważaj, proszę, bo Herod albo Putin nie przychodzą z zewnątrz, nie są strachem przeszłości i przyszłości, ale realną siłą teraźniejszości, uwalniająca się z każdego, kto nie potrafi przyznać się do prawdy o sobie, boi się własnych słabości, skutków przeszłych doświadczeń i przyszłych efektów aktualnych błędów. Kto z powodu swoich kompleksów wypiera się części siebie i za wszelką cenę realizuje nieprawdziwy obraz siebie, myląc zaślepienie z oświeceniem, swoją doskonałość z pełnią, czyli wypiera, mówiąc: „Tamtego nie ma”, prędzej czy później z własnej ciemności uwolni Heroda i Putina. A potem będzie dziwić się i płakać, że cierpią dzieci. Też jego własne dzieci albo kolejne pokolenia w rodzie. Cierpienie niewinnych dzieci to lucyferyczna sfera człowieczeństwa.

Męczeństwo Szczepana to przykład zwycięstwa w Chrystusie. Umierający Szczepan widzi otwarte niebo, jest zatem świadkiem wizji zwycięstwa i chwały człowieczeństwa, wzniesionego do nieba. Śmierć Szczepana jest kalką śmierci Jezusa Chrystusa. Jest potwierdzeniem, że możliwe jest w pełni świadome urzeczywistnienie Chrystusa, którego lucyferyczny świat nie może znieść, ponieważ nie można go niczym zwieść, skusić i doprowadzić do upadku.

W prześladowanym i umierającym Chrystusie prześladowany jest i umiera sam Bóg, który już wie, do jakiej wielkości zdolny jest wierny człowiek, ufający obietnicy. W wypadku Joba Bóg był tylko świadkiem. W umierającym Szczepanie umiera sam Bóg, który już wie, że zbawienie ludzkości powiodło się, bo nowy człowiek nie boi się, ale ufa i jest wierny.

Gdy więc cierpisz, nie mów, że: „Bóg tak chce. Będę za to zbawiony”. Zastanów się, z jakiego powodu cierpisz?

Cierpisz, bo się czegoś bałaś/łeś? Może wciąż towarzyszą Ci jakieś lęki i kompleksy? To dotyczy oczywiście także całych rodzin, plemion i narodów. Wyparte zawsze staje się źródłem cierpienia, także okrutnych wojen.

Wyparte zawsze staje się okrutnym losem.

Można też cierpieć z powodu ufności, czyli z powodu bycia chrystusowym. „Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić o was wszelkie zło ze względu na mnie! Radujcie się i weselcie się, albowiem zapłata wasz obfita jest w niebie;…” (Mt 5,11n).

Uświadomione zawsze staje się tworzywem przyszłości. Wtedy stajemy się aktywnymi twórcami życia, a nie biernymi ofiarami wypadków.

Dlatego nie bądź z tych, którzy się cofają i giną, lecz z tych, którzy wierzą i zachowują duszę.

Amen.

ks. prof. Marek Jerzy Uglorz