2. Dzień Świąt Zesłania Ducha Świętego
Jezus (…) pytał swoich uczniów: Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? Odpowiedzieli Mu (…). Wtedy ich zapytał: A wy za kogo Mnie uważacie? Ewangelia wg Mateusza 16,13nn
Lubisz odgrzewane kotlety? A może pomidorową zrobioną z rosołu z wczoraj? Odpowiedź na to pytanie zwykle mamy okazję sobie przypomnieć przygotowując jakąkolwiek imprezę. Najczęściej jest wtedy tak, że coś ze stołu ląduje w lodówce. Trochę w myśl wręcz kultowego po-wigilijnego hasła z każdego „prawdziwie polskiego” domu: „Zjedz, bo się zmarnuje!” Niestety nawet rzeczy dobre, kiedy są wciąż na nowo „podgrzewane” mogą się „przejeść”.
Czasem bywa tak i z kazaniami na drugi dzień świąt. Jakichkolwiek świąt. Dopowiada się do tego, co było dzień wcześniej. Powtarza się te same prawdy i czasami „smakuje” to wszystko jak taki odgrzewany obiad. Przyznam się, że tego trochę się obawiałem siadając do tego rozważania. Oto na tapecie mamy wspomnienie wyjątkowego momentu w dziejach – zesłania Ducha Świętego. Myślę, że każdy z nas doskonale zna historię z płomykami ognia nad głową zebranych i nagły przypływ zdolności lingwistycznych uczniów Jezusa zakończony, nomen omen, płomiennym kazaniem Piotra, w efekcie którego tysiące ludzi z gapiów stało się współuczestnikami tego niezwykłego wydarzenia. Myślę, że niejeden z nas mógłby też przytoczyć, mniej lub bardziej poprawną teologicznie, formułkę określającą rolę i zadanie Trzeciej Osoby Trójcy Świętej w dziele zbawienia czy historii Kościoła.
Na szczęście dzisiejszy tekst przenosi nas w zupełnie inne rejony. Wydawać by się mogło zupełnie z zesłaniem Ducha niezwiązane. Oto grupka uczniów wędruje za swoim nauczycielem. Po drodze coraz bardziej doceniają zdolności swojego Mistrza, a może i z dumą napotykają coraz to nowych ludzi, którzy tylko słyszeli o Nim. Siłą rzeczy oni, Jego uczniowie, więcej widzieli, słyszeli wreszcie doświadczyli, a teraz mogą być częścią popularności, czy wręcz uwielbienia, kierowanego w stronę Jezusa. Mogą pytającym w zafascynowaniu tłumom odpowiadać „Tak właśnie było! Ależ oczywiście, że tak! W rzeczy samej! Osobiście widziałem/słyszałem/posmakowałem…” Należeli do prawdziwej awangardy.
Sam Jezus zdaje się utwierdzać ich w takim przekonaniu zadając im pytanie: Za kogo ludzie uważają…? A zatem potrzebuje mojej wiedzy. Mam okazję pośredniczyć między tłumem, a Mistrzem. Mogę wręcz odnieść się do tych przekonań.
Czy nie jest tak w Kościele? Czy nie jesteśmy dumni z przynależności do tego elitarnego kręgu „znajomych” Króla? Obserwując, nie tylko polską przestrzeń publiczną, mam wrażenie, że tej dumy jest w nas, przyznających się do naśladowania Jezusa z Nazaretu, coraz więcej. Ci, którzy szerują na prawo i lewo „wartościami chrześcijańskimi” stają się recenzentami prawdziwości prawd, wartości i przekonań już nie tylko w przestrzeni teologicznej, ale i społecznej, a wręcz politycznej.
Wiemy dobrze kim jest Syn Człowieczy i tej wiedzy oczekujemy od innych! A jeśli gdzieś czegoś nie dostaje? Znamy cały arsenał „środków dydaktycznych”. Wśród nich i te, które wydawały się na zawsze pogrzebane w mrocznej historii zacofanego człowieka. Tyle tylko, że to ostatnie zdanie padało już wielokrotnie. Ostatnio na masową skale u progu XX (sic!) wieku.
Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego? To takie bezpieczne pytanie, gdzie można wykazać się swoja wiedzą, a może, co jeszcze ważniejsze(!), znajomością wiedzy innych. Ale to nie jest pytanie, na które mieli znać odpowiedź. To właściwe dopiero miało nadejść.
A wy za kogo Mnie uważacie?
Tu już nie ma miejsca, by skryć się za wiedzą, czy niewiedzą innych. Nie ma miejsca by się schować za teoretycznymi dywagacjami na temat postaci Syna Człowieczego. To pytanie skonfrontowało każdego z nich osobiście z Mistrzem. To pytanie słyszymy dziś my, Ty i ja! Wtedy w okolicach Cezarei Filipowej, jakieś dwa tysiące lat temu, odpowiedzi udzielił Piotr. Reakcją były słowa Jezusa: błogosławiony jesteś (…) bo nie ciało i krew objawiły to tobie, lecz Mój Ojciec (w 16b).
Nic się od tamtego czasu nie zmieniło. Właściwa odpowiedź na Jezusa jest wynikiem działania Ducha Świętego. Czego Ci życzę.
Amen
ks. Tomasz Wigłasz