2. Niedziela Pasyjna – Reminiscere
1. I począł mówić do nich w podobieństwach: Pewien człowiek zasadził winnicę, ogrodził ją płotem, wkopał prasę, zbudował wieżę, potem ją wynajął wieśniakom i odjechał. 2. A we właściwym czasie posłał do wieśniaków sługę, aby pobrał od nich część plonów winnicy. 3. Lecz oni pojmali go, obili i odesłali z niczym. 4. I znów posłał do nich innego sługę, ale i tego zranili w głowę i zelżyli. 5. Posłał jeszcze innego; tego zabili i wielu innych, z których jednych obili, a drugich pozabijali. 6. Miał jeszcze jednego, syna umiłowanego; posłał go do nich na końcu, mówiąc: Uszanują syna mego. 7. Ale wieśniacy owi powiedzieli sobie: To jest dziedzic, nuże, zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze. 8. I pojmali go, zabili i wyrzucili go poza winnicę. 9. Co uczyni pan winnicy? Przybędzie i wytraci wieśniaków, a winnicę odda innym. 10. Czy nie czytaliście tego Pisma: Kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się kamieniem węgielnym. 11. Pan to sprawił i to jest cudowne w oczach naszych. 12. I usiłowali go pojmać, ale bali się ludu; wiedzieli bowiem, że przeciwko nim wypowiedział to podobieństwo. I opuściwszy go, odeszli. Mk 12,1-12
Morderstwo i zabójstwo – oto smutny w swej wymowie obraz wypływający z dzisiejszego tekstu. Morderstwo i zabójstwo to motywy, które nie zaliczają się do ulubionych tematów człowieka, ponieważ wokół nas – w bliższym i dalszym otoczeniu, jak również w dalekim świecie – dzieje się i tak wystarczająco dużo zła. Często lubimy identyfikować się z bohaterami, walczącymi po stronie dobra. Natomiast względem zbrodniarzy i morderców odnosimy się z niechęcią. Ponadto nikt nie chciałby zapewne zamienić się w przypowieści rolami z Jezusem – tym Jezusem, wokół którego gromadzi się wielu wrogów pragnących go pojmać i zabić – dokładnie tak, jak dzierżawcy winnicy obeszli się z synem właściciela.
Opowieść, jaką przedstawia Syn Boży nie powinna wcale dziwić. On przecież często prowokował słuchaczy, posługując się rozmaitymi przypowieściami. Tę opowiedział w szczególnym momencie. Opuścił już miejsce swej pierwotnej działalności – Galileę i udał się do Jerozolimy. Pozostawiając prowincję, znalazł się w centrum. Tu, w stolicy, zagęszcza się coraz bardziej sieć, jaką rozpościerają wobec Niego nieprzyjaciele. Na każdym niemal kroku dochodzi do jawnego konfliktu z kapłanami i uczonymi w Piśmie, którzy od dłuższego czasu nastają na Jego życie i szukają sposobu, aby Go zgładzić, ponieważ boją się, że wskutek działalności człowieka, mieniącego się Synem Boga, utracą swą władzę i wpływy. Skąd on bierze moc, by dokonywać takie cuda, by uzdrawiać nieuleczalnie chorych? Jakim prawem wypędza handlarzy ze świątyni? Kto pozwolił Mu się zachowywać w taki sposób, jak gdyby pochodził z nieba?
Jezus staje się dla nich coraz bardziej niebezpieczny, ponieważ miesza się w ich zakres władzy. Do tej pory tylko oni posiadali prawo i umiejętność interpretacji Słowa Bożego. Jedynie oni znali wolę Boga. A tu nagle pojawia się ktoś, kto poddaje w wątpliwość autorytet dostojników żydowskich. Więcej jeszcze – lud zaczyna pokładać w „Przybyszu” większe zaufanie, aniżeli w znawcach Zakonu.
Tu w Jerozolimie, wprost w świątyni, czyli na terytorium kapłanów, dochodzi do walki pomiędzy przywódcami religijnymi a jednym wędrownym kaznodzieją, który znajduje wsparcie w prostym ludzie. Rybacy, rzemieślnicy, chorzy i sparaliżowani – oto trzon Jego zwolenników.
Jezus odczuwa nienawiść kapłanów, ale nie obawia się władzy uczonych w Piśmie. Ktoś, kto miałby się bać, nie mógłby opowiadać tego typu przypowieści. A Syn Boży kieruje swe opowiadanie właśnie przeciwko religijnym przywódcom. Ich postrzega jako dzierżawców winnicy – ludzi bez sumienia, egoistów, zdolnych do zabójstwa. Jezus już dawno przejrzał ich mordercze zamiary. On przystępuje do bezpośredniego ataku, ponieważ właśnie z tego powodu przyszedł do stolicy – aby zdemaskować zakłamane oblicze przywódców i zademonstrować prawdziwą moc.
Jezus nie chce pozostawić słuchaczom cienia wątpliwości w kwestii rozumienia powyższej przypowieści, stąd też podbudowuje jej zasadność, opierając się na autorytecie Pisma: Kamień, który odrzucili budowniczowie, stał się kamieniem węgielnym.
Jezus zarzuca przełożonym, że ich słowa i czyny nie tworzą fundamentu Bożego, ich nauki nie są kolumnami, na których opiera się świątynia. W swoich teologicznych dysputach wyzbyli się naczelnej zasady – chcieli zbudować trwałą konstrukcję, odrzucając Syna Bożego. A taka licha konstrukcja nie może się ostać.
Musimy chyba otwarcie przyznać, że imponuje nam postawa Jezusa. Prawość, bezkompromisowość, gniew – oto cechy, które nie pozwalają ugiąć się ani wystraszyć przełożonych ludu. Jezus nie reprezentuje jedynie takiego typu osobowości, który napomina do miłości bliźniego i lecz rany. On pozostaje twardy w sytuacjach, które wymagają jednoznacznych rozstrzygnięć, a zatem tam, gdzie należy jasno wypowiedzieć się w kwestii: do jakiej grupy się przyznajesz? Pozostajesz zwolennikiem władców świata, dla których – jak powiada Paweł – teologia krzyża uchodzi za głupstwo, czy też opowiadasz się po stronie Tego, kto posiada prawdziwą moc. A więc po stronie Boga – Stwórcy oraz Pana życia i śmierci.
Takie ewangeliczne przesłanie możemy zabrać ze sobą: kto ma Boga po swojej stronie, ten nie musi obawiać się innych mocy.
Dlaczego Jezus z tak wielkim zaangażowaniem oddał się sprawie Bożej, że stracił przy tym życie? Z całą pewnością nie po to, aby chrześcijanie robili się mali i nie zabierali głosu w decydujących sprawach życiowych. Ponieważ gdy rozchodzi się o Boże sprawy, wówczas każdy powinien udać się za Jezusem – walczyć o prawdę i sprawiedliwość. To nie jest łatwe zadanie, aby otwarcie wyrażać swą opinię na religijne tematy, nie narażając się przy tym na drwiny i pokazywanie palcem ze strony innych. Lecz walka o prawdę, o Bożą prawdę uchodzi za naczelny obowiązek wyznawcy Chrystusa. Sam Jezus przecież za tę prawdę poświęcił życie.
Bóg przyszedł do ludzi w Swoim Synu, aby ci rozpoznali, że On przebywa stale wśród nich. Jezus wspiera każdego, kto opowiada się po Jego stronie.
Bóg nikomu nie obiecał, że zadanie naśladowania będzie przychodzić bez trudu. Każdy bez wyjątku musi nieść swój krzyż, jeśli chce Go naśladować – to zdanie często wypływało z ust Syna Bożego.
Niektórzy uczniowie opuścili swoje rodziny i przyłączyli się do Jezusa, głosząc prawdy o Bożym Królestwie (np. Piotr i Filip). Inni wyzbyli się swej majętności (np. Mateusz celnik). Pierwsi chrześcijanie utracili poczucie obywatelskiego bezpieczeństwa, ponieważ byli narażeni na ciągłe prześladowania ze strony państwa.
Czym byłby dzisiejszy świat, gdyby brakowało miłości ze strony Boga tam, gdzie ludzie stają się Jego wyznawcami i proszą o przebaczenie. Miłość bliźniego jest potrzebna w sytuacji, gdy ktoś został zraniony i potrzebuje uleczenia.
Lecz z drugiej strony potrzeba nam również gniewu, odwagi i bezkompromisowości Jezusa w sytuacjach, gdy ludzie występują przeciwko Bogu, pragnąc zachować wszystko dla siebie – jak w przypadku dzierżawców winnicy. Albo tam, gdzie – niczym kapłani i uczeni w Piśmie – staje się w jawnej opozycji wobec Boga. Takim wypaczeniom musimy stanowczo się przeciwstawiać.
Pan Bóg posyłał wiele sług, którzy byli odrzucani. On posyła także każdego z nas, lecz musimy być świadomi możliwości odrzucenia. Z ambony padają nieraz słowa krytyki pod adresem słuchaczy. Nie jest to pod żadnym pozorem chęć udowodnienia, że ksiądz jest kimś lepszym, bo ksiądz jest takim samym grzesznikiem, jak każdy inny. Dzieje się tak, aby uświadamiać sobie i drugiemu człowiekowi sprawy ewidentnie złe, by – zgodnie z Chrystusowym nakazem – napominać do odwrotu w kierunku dobra.
Nie obawiajmy się w duchu miłości krytykować czy napominać bliźniego do poprawy, gdy tego wymaga sytuacja. Jezus też krytykował ówczesne stosunki społeczne i naukę przywódców religijnych pokazując, po jakiej stronie stoi Bóg – po stronie tych, którzy w swym życiu wyznają Chrystusa.
Ów łagodny i pozornie naiwny właściciel winnicy uosabia Boga, ponieważ na końcu posyła swego umiłowanego Syna. Dlaczego On wcześniej nie wkroczył do akcji i nie ukarał dzierżawców, gdy popełnili pierwsze przestępstwo?
Byłaby to ogromna zuchwałość, gdybyśmy – jako chrześcijanie – mniemali, że nigdy nie stajemy po stronie dzierżawców winnicy. Być może nie posuwamy się do morderstwa, ale nie jest możliwe, aby człowiek stale postępował tak, jak Bóg żąda. Nawet najbardziej zagorzały wyznawca Chrystusa nie jest w stanie tego uczynić, ponieważ nad każdym z nas ciąży piętno grzechu.
I w tym momencie na jaw wychodzi prawdziwa wielkość Boga, jako właściciela winnicy. On stale od nowa posyła kogoś do nas i daje okazję do nawrócenia. Nawrócenie nie jest jednorazowym wydarzeniem. To jest proces, który trwa całe życie.
Bóg dał ludzkości ów kamień węgielny, dlatego – dopóki trwa czas łaski – nie istnieje słowo „za późno”.
Amen.
ks. Tadeusz Byrt