2. Święto Zesłania Ducha Świętego
11:11 I rzekł Mojżesz do Pana: Dlaczego tak źle obszedłeś się ze swoim sługą? I dlaczego nie znalazłem łaski w twoich oczach, żeś włożył na mnie cały ciężar tego ludu?
11:12 Czy ja począłem ten lud? Czy ja go zrodziłem, że mówisz do mnie: Nieś go na łonie swoim, jak piastun nosi niemowlę, do ziemi, którą poprzysiągłeś jego ojcom?
11:13 Skąd mam wziąć mięso, aby dać całemu temu ludowi? Gdyż biadają wobec mnie, mówiąc: Daj nam mięsa, abyśmy jedli!
11:14 Ja sam nie mogę unieść całego tego ludu, gdyż za ciężki jest dla mnie.
11:15 A jeżeli tak postępujesz ze mną, to zabij mnie raczej zaraz, jeżeli znalazłem łaskę w twoich oczach, abym nie musiał patrzeć na moje nieszczęście.
11:16 I rzekł Pan do Mojżesza: Zbierz mi siedemdziesięciu mężów spośród starszych Izraela, których znasz jako starszych ludu i jego nadzorców, i przywiedź ich do Namiotu Zgromadzenia, i niech tam staną wraz z tobą;
11:17 Ja zaś zstąpię i będę tam mówił z tobą, i wezmę nieco z ducha, który jest w tobie, i włożę w nich, i nieść będą wraz z tobą ciężar ludu, abyś nie ty sam musiał go nosić.
11:24 Mojżesz wyszedł i opowiedział ludowi słowa Pana. Potem zgromadził siedemdziesięciu mężów ze starszych ludu i kazał im stanąć wokół namiotu.
11:25 I zstąpił Pan w obłoku, i przemówił do niego. Wziął też nieco z ducha, który był w nim, i złożył na siedemdziesięciu starszych mężach. A gdy duch spoczął na nich, prorokowali, co im się potem już nie zdarzyło.
4 Mż 11, 11-17.24-25
„Dlaczego nie znalazłem łaski w twoich oczach, żeś włożył na mnie cały ciężar tego ludu?”. To wołanie Mojżesza jest dramatyczne, jednocześnie bardzo realistyczne. Każdy, kto jest odpowiedzialny za jakąś grupę ludzi lub za konkretnego człowieka, ten rozumie rozpacz Mojżesza. Zaangażowanie się całym sercem ma swoją cenę. Gdy zależy nam na kimś, chcemy, aby wszystko przebiegało pomyślnie, czujemy się rozczarowani, gdy ktoś nas zawodzi.
Mojżesz wiedział, że Bóg powierzył mu ważne zadanie. Bycie liderem tak wielkiego narodu, który znalazł się w nowej dla siebie sytuacji, stanowiło dla niego wielkie wyzwanie, tym bardziej, że od początku nie czuł się wcale wystarczająco kompetentny. Prowadzenie ludu od niewoli w Egipcie do Ziemi Obiecanej było misją niezwykle wymagającą. Możemy tylko domyślać się, że każdy dzień przynosił nowe problemy, tworzyły się ogniska zapalne, konflikty. Niewiele trzeba było, aby powstało niezadowolenie, a szemranie w grupie rozprzestrzeniało się jak wirus. Wędrujący mogli patrzeć na swoje położenie na dwa sposoby: „wszystko lepsze niż niewola” lub „ciągle nam czegoś brakuje”. Ma się wrażenie, że dominowało to drugie. Może dlatego, że w naturze człowieka jest szybkie przyzwyczajanie się do tego, co mamy, przy jednoczesnym nieustannym stawianiu nowych oczekiwań. Dobrze, gdy manna spada z nieba, ale jeszcze lepsze byłoby mięso. A gdy czegoś brakuje, łatwo zacząć wspominać „dawne dobre czasy”, nawet jeśli była to niewola, w której ginęły niewinne dzieci. „Przypominamy sobie ryby, któreśmy jadali w Egipcie za darmo, i ogórki, dynie i pory, i cebulę, i czosnek; a teraz opadliśmy z sił, bo nie mamy nic, a musimy patrzeć tylko na tę mannę”. Zdaje się, że w tych słowach przejawia się uniwersalna tendencja do idealizowania przeszłości. Czy rzeczywiście mieli się w Egipcie tak dobrze? W trakcie powołania Mojżesza Bóg powiedział: „napatrzyłem się na niedolę ludu mojego w Egipcie i słyszałem krzyk ich z powodu naganiaczy jego; znam cierpienia jego”.
Wróćmy do naszych doświadczeń. Ilu rodziców utożsamia się z wołaniem Mojżesza? Wkładamy w wychowanie naszych dzieci wiele serca, miłości, poświęcenia, chcemy ich szczęścia. Przychodzą jednak momenty, kiedy z ich ust słyszymy przede wszystkim narzekanie, „brakuje im mięsa i muszą patrzeć tylko na mannę”, a my przecież wiemy doskonale, jak bardzo o nią zabiegaliśmy. W czasie rozmów duszpasterskich wielokrotnie słyszałem pytania: „co zrobiłem nie tak?”, „dlaczego nie widzę owoców moich żarliwych modlitw o moje dziecko?”. Poczucie rozczarowania jest doświadczeniem rodziców, nauczycieli, terapeutów, wychowawców i duszpasterzy. Mojżesz czuł się zupełnie bezradny i bezsilny. Doszedł do kresu swojej wytrzymałości. Na jego szczęście nie próbował udawać, że jest inaczej. Nie zamierzał zaciskać zębów i wmawiać sobie, że da radę. Jego wołanie nie zostawia złudzeń. „Mam dość!” krzyczał wręcz w swojej modlitwie. „Skąd mam wziąć mięso? Jak mam zaspokoić ich nieustanne roszczenia, jak mam unieść cały ten lud, przecież to wszystko jest zbyt ciężkie dla mnie”. Mojżesz miał rację. To nie był ciężar do udźwignięcia dla jednego człowieka.
Zatrzymajmy się na chwilę. Znasz to uczucie? Ten ciężar odpowiedzialności, który sprawia, że wręcz nie możesz oddychać, nie potrafisz zrobić kroku do przodu? Samotność w odpowiedzialności jest wyniszczająca. Można próbować mierzyć się z tym przez jakiś czas, ale szybciej czy później dochodzimy do momentu, gdy jak Mojżesz wołamy „zabij mnie raczej zaraz, jeśli znalazłem łaskę w twoich oczach, abym nie musiał patrzeć na moje nieszczęście”. Kres sił wyraża się nagłą rezygnacją. Nie ma miejsca na mały krok wstecz, za to jest decyzja, aby rzucić tym wszystkim, aby zrzucić z siebie ten destrukcyjny ciężar odpowiedzialności. Obawiam się, że jest to doświadczenie bardzo powszechne w naszej rzeczywistości. Mojżesz również chciał zrezygnować, nawet gotów był utracić życie.
Bóg jednak znalazł inne rozwiązanie. Okazuje się, że w swojej mądrości nie zamierzał wyniszczać jednego człowieka, aby zastąpić go kolejnym. Mógł przecież tak zrobić. Następny przywódca wziąłby na siebie ciężar prowadzenia ludu aż do dojścia do kresu swojej wytrzymałości. Tak działają niektóre współczesne korporacje. Zarząd wie, że ciężar odpowiedzialności na różnych stanowiskach jest nie do uniesienia. Zawsze jednak będzie ktoś, kto przez jakiś czas będzie wierzył, że da radę, a później nastąpi zmiana. Wypalony zawodowo pracownik jest zakładaną stratą w tej biznesowej machinie nastawionej na zysk. Bóg nie chciał doprowadzić swój lud do celu za wszelką cenę. Na pewno nie za cenę Mojżesza. Dlatego powołano siedemdziesięciu mężów pośród starszych Izraela, którzy nieść mieli z Mojżeszem ciężar ludu, aby Mojżesz nie musiał nieść go sam. Proste, praktyczne rozwiązanie: dzielenie odpowiedzialności. Okazuje się jednak, że tego również trzeba się nauczyć. Trzeba wyzbyć się przekonania, że jesteśmy samowystarczalni. To jest pokusa, aby być samodzielnym przywódcą, z jednej strony skarżącym się na konieczność niesienia wielkiego ciężaru, a z drugiej strony nie dającym innym dostępu do współodpowiedzialności. Ta bohaterskość jest bardzo krótkodystansowa, a prawdziwy lider potrafi korzystać z doświadczenia, mądrości i zaangażowania swoich współpracowników. Bóg wziął nieco z ducha, który był w Mojżeszu, aby dać tym, którzy mieli z nim nieść ciężar ludu. Lider, który współdziała ze swoimi partnerami pozornie traci „część swojego ducha”, nie zawsze w pełni dostrzegana jest jego rola, jest trochę w cieniu. Jednak taki rodzaj przywództwa może jest mniej spektakularny, ale jest za to o wiele bardziej wydajny i przynosi większą korzyść ludowi.
Obecnie w naszym Kościele przeprowadzane są wybory do różnych gremiów. W Święto Trójcy Świętej w czasie Zgromadzenia Parafialnego będziemy wybierać w Szczecinie Radę Parafialną oraz delegatów do Synodu Diecezji Wrocławskiej, niedawno wybierani zostali radcy Konsystorza, a Ogólnopolska Konferencja Duchownych wybierać będzie reprezentantów do Synodu Kościoła. Cieszę się, że historia powołania siedemdziesięciu, aby nieśli razem z Mojżeszem ciężar ludu, wyznaczona jest na drugi dzień Zesłania Ducha Świętego. Czy nasze demokratyczne wybory w Kościele wiążemy jeszcze z działaniem Ducha Świętego, czy raczej na wzór standardów tego świata bardziej przypominają „rozgrywkę polityczną”, która stanowi kalkulację korzyści i interesów? To pytanie pozostawiam otwartym, mając nadzieję, że jako Kościół pozostajemy pod wpływem Ducha Świętego, który będzie nas uczył współodpowiedzialności za lud, którego nikt z nas nie zrodził. AMEN
ks. Sławomir Sikora