5. Niedziela po Trójcy Świętej
I rzekł Pan do Abrama: Wyjdź z ziemi swojej i od rodziny swojej, i z domu ojca swego do ziemi, którą ci wskażę. A uczynię z ciebie naród wielki i będę ci błogosławił, i uczynię sławnym imię twoje, tak że staniesz się błogosławieństwem. I będę błogosławił błogosławiącym tobie, a przeklinających cię przeklinać będę; i będą w tobie błogosławione wszystkie plemiona ziemi. Abram wybrał się w drogę, jak mu rozkazał Pan. 1 Mż 12, 1-4a
Wyjść „ku nowemu” w poczuciu godności, wolności i miłości. Pokonać strach, zostawić to, co zatruwa nasze życie, porzucić to, co nas zniewala, przygnębia, wpycha w trybiki jakiejś wielkiej przemocowej maszyny, którą każą nam nazywać rzeczywistością. Czy to nie ukryte marzenia i pragnienia wielu z nas? Poczuć wiarę jako ogromną wewnętrzną siłę, która pomaga kierować się ku przyszłości z przekonaniem o błogosławieństwie Tego, który nam ją darował! Pozostawić to, co nas krępuje, aby iść do przodu i jednocześnie ku sobie, odkrywając swoją wartość i piękno. Poznać na nowo, że jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Miłości, utkani z prochu i mgły dzięki tchniętemu przez Niego dechowi życia! Czy to nie ludzkie pragnienia? Może właśnie dlatego historia powołania Abrama, jedna z najbardziej znanych biblijnych opowieści, jest czymś więcej niż zapisem jakiegoś biograficznego elementu z życia jednego z tzw. ojców wiary? Dlaczego jest czymś więcej? Jest bowiem historią o każdym z nas!
Niewiele wiemy o życiu Abrama sprzed powołania. Pamiętamy, że najpierw jego ojciec Terach wyrusza z Ur chaldejskiego do Haranu. Dlaczego tak się dzieje? Nie znamy odpowiedzi. Pozostaje przestrzeń domysłów i naszej wyobraźni, podparta historycznymi wyjaśnieniami dotyczącymi charakterystyki ludów nomadycznych oraz zdarzeń tamtych czasów. Rodzina Teracha zamieszkuje w Haranie i to tam rozgrywają się wydarzenia, o których dzisiaj czytamy. To tam Bóg przemawia do Abrama, aby opuścił ziemię swojej rodziny i wyszedł z domu swego ojca, aby podążyć do miejsca wskazanego przez Niego. Zapewne chcielibyśmy wiedzieć, dlaczego tak się stało, co było nie tak jak należy w Haranie, dlaczego Abram miał opuścić to miejsce. Wielu biblistów, archeologów próbuje opisywać tę miejscowość tak, jak mogła wyglądać w tamtych czasach, jaką pełniła funkcję, jacy żyli tam ludzie, w jakich bogów wierzyli, ale może to dobrze, że tak mało znamy szczegółów przekazanych w treści tego opowiadania. Ważnym pozostaje fakt, że trzeba było to miejsce opuścić i zacząć coś od nowa?
W naszej wędrówce życia zapewne są i nasze symboliczne Harany, a w nich miejsce na: nasze rodzinne relacje, które często mają ogromny wpływ na rozumienie samych siebie; nasze wierzenia, które nawet z najgłośniej wypowiadanym imieniem Boga na ustach, mogą stać się strukturą, która zamiast nieść wolność zniewala i niszczy; nasze myślenie o sobie samych jako słabych i beznadziejnych przybyszach „nie wiadomo skąd”, którzy mają już po prostu dość walki, by udowodnić, że na coś nas stać. Każdy z nas zapewne sam może w tym miejscu podać wiele przykładów z własnego doświadczenia, które aż krzyczą, że „czas coś zmienić”, a my z jakiś powodów nie słuchamy tego wewnętrznego głosu. Haran staje się zatem symbolem takiego momentu w naszym życiu, gdy to Bóg, który jest Miłością mówi: czas stąd wyjść i pójść do ziemi, którą Ci wskażę. Czy to proste? Od najmłodszych lat słuchamy na szkółkach niedzielnych i lekcjach religii, że to musiało być dla Abrama bardzo trudne, aby zostawić to, co znał i pójść zupełnie w nieznane. Oczywistym jest, że na poziomie emocji i naszych doświadczeń próbujemy sobie to wyobrazić i poczuć to, co my moglibyśmy przeżywać będąc na miejscu bohatera. Skąpa w szczegóły biblijna opowieść nie daje nam jednak żadnych podpowiedzi w tym zakresie. Po raz kolejny pozostawia przestrzeń, abyśmy mogli w naszym „osobistym Haranie” coś poczuć. Czy to będzie: strach, niezrozumienie, złość? A może wręcz przeciwnie, może to będzie: poczucie ulgi, radość z nowego początku i nowej drogi? W 1 Mż czytamy tylko: „Abram wybrał się w drogę jak mu rozkazał Pan”. Wykonał zadanie, ale zanim to zrobił usłyszał zapewnienie o błogosławieństwie. Czy decyzja Abrama była zatem tylko wyrazem posłuszeństwa? Jeśli tak byśmy ją definiowali, to czy nie odbierzemy jej sensu? A może posłuszeństwo to tylko konsekwencja wiary w to, że wyjście ze swojej życiowej sytuacji, ku szczęściu, które obiecał Pan Bóg jest możliwe, realne i twórcze! Bóg nie tylko obiecał Abramowi błogosławieństwo, ale także to, że on sam stanie się błogosławieństwem!
Ta historia dzieje się do dzisiaj, w naszych domach, w naszych relacjach z innymi i w końcu w naszych relacjach z samymi sobą. W Jezusie Chrystusie wszyscy jesteśmy powołani do opuszczenia „Haranu”, do podążania drogą błogosławieństwa! Gdy Jezus mówił do swoich uczniów „pójdź za mną”, to przecież nie chciał tylko, aby stali się studentami jego szkoły religijno-filozoficznej! Powoływał ich, by mogli doświadczyć i poznać jakim naprawdę jest Bóg i jak cenne jest życie Jego stworzenia! Ileż to razy idąc za Mistrzem musieli opuścić „Haran” swoich: przyzwyczajeń, nakazów, pobożności, bezpiecznych struktur, by doświadczyć ratunku, miłości i celebrowania życia?! Nowe początki, wyjścia „ku” pełne są różnych emocji. Jakiś czas temu przeczytałam słowa, które stały się dla mnie bardzo inspirujące: „Zacznij. (…) Jeśli się boisz niepowodzenia, zacznij mimo to, a jeśli nie można inaczej, to ponieś klęskę, pozbieraj się i zacznij od nowa. Jeśli znów się nie uda, to co z tego? Zacznij jeszcze raz. To nie porażka powstrzymuje – to niechęć do zaczynania od początku powoduje stagnację. Co z tego, że się boisz? Jeśli się obawiasz, że coś wyskoczy i cię ugryzie, to niech się to wreszcie stanie. Niech twój strach wyjrzy z ciemności i cię ukąsi, żebyś miała to już za sobą i mogła się posuwać dalej. Przezwyciężysz to. Strach minie. Lepiej, żebyś wyszła mu naprzeciw, poczuła go i pokonała, zamiast mieć w nim wieczną wymówkę”. /C. P. Estés/”.
Powołanie Abrama to nie historia lokacyjna o zmianie miejsca zamieszkania, to nie opowieść o kalkulacji „co się powinno, a czego robić nie wypada lub co się nie opłaca”! To historia o wyjściu ku błogosławieństwu, ku szczęściu. Wiemy doskonale z życia późniejszego już Abrahama, że to była droga pełna błędów i porażek, słabości i niewłaściwych wyborów, jednakże one nie zmieniły faktu, że ten człowiek uwierzył Bogu i uwierzył w Boga, który chce dla niego szczęścia, który ma moc prowadzić go ku przyszłości, który tworzy go na nowo, nie tylko nadając mu nowe imię, ale pokazując nową perspektywę, która pozwala mu uwierzyć w siebie, bo Ten który go powołał, także w niego uwierzył i to właśnie ta siła pozwoliła, by został nazwanym „ojcem wiary”. Pozostają mi w głowie na koniec pytania, z którym nas pozostawię, a które wracają do mnie często w ostatnim czasie: w jakiego Boga wierzymy? I czy potrafimy zaufać nie tylko w to, że On nam będzie błogosławił, ale również w to, że uczyni nas błogosławieństwem?!
ks. Izabela Sikora