22. Niedziela po Trójcy Świętej
Słuchajcie tego, co mi Pan: Nuże, wnieś skargę wobec gór, niech pagórki słuchają twojego głosu!
Góry, słuchajcie skargi Pana, uważajcie fundamenty ziemi! Gdyż Pan ma sprawę ze swoim ludem i rozprawia się z Izraelem.
Ludu mój! Cóż ci uczyniłem? I czym ci się uprzykrzyłem? – Odpowiedz mi!
Wszak wyprowadziłem cię z ziemi egipskiej i z domu niewoli wykupiłem cię, posłałem przed Tobą Mojżesza, także Aarona i Miriam.
Ludu mój! Pomnij, co zamyślał Balak, król moabski, i co mu odpowiedział Bileam, syn Beora, i co zaszło w drodze od Szittim do Gilgal, abyś poznał sprawiedliwe dzieła Pana!
Z czym mam wystąpić przed Panem, pokłonić się Bogu Najwyższemu? Czy mam wystąpić przed nim z całopaleniami, z rocznymi cielętami?
Czy Pan ma upodobanie w tysiącach baranów, w dziesiątkach tysięcy strumieni oliwy? Czy mam dać swojego pierworodnego za swoje przestępstwo, własne dziecko na oczyszczenie mojego grzechu?
Oznajmiono ci człowiecze, co jest dobre i czego Pan żąda od ciebie: tylko, abyś wypełniał prawo, okazywał miłość bratnią i w pokorze obcował ze swoim Bogiem.Mi 6,1-8
„U Ciebie jest odpuszczenie, aby się Ciebie bano.” Ps 130,40
Niech słowa hasła tygodnia wprowadzą nas w dzisiejsze rozważanie.
Pierwszą myślą jest pytanie o bojaźń Bożą. Czy z perspektywy współczesności możemy mówić jeszcze o Bożej bojaźni? Czy nie jest to coś, co straciło na swojej powadze, ostrości?
Pytanie zasadne, już w rzeczywistości Starego Testamentu, w czasach proroka Micheasza, można dostrzec podobny problem, a prorockie słowo jest tego potwierdzeniem. Skarga Boga to nic innego jak wyraz rozczarowania i zawodu z Jego strony „Ludu mój! Cóż ci uczyniłem?”
Może zastanawiamy się czasem czy to, co zostało nazwane żądaniem Pana wobec ludu, jest dzisiaj niezbędne, te wszystkie przykazania, rady, napomnienia. Czy w życiu chrześcijanina zawsze konieczne jest podejmowanie takiego trudu? Może było to dobre i niezbędne wtedy, ale dzisiaj?
Dziś jest inaczej. Wszystko się zmienia, idzie do przodu. Kto w dzisiejszych czasach postępu i rozwoju cywilizacji, w czasach dominacji pieniądza i przemocy podejmuje takie wyzwania?
Współczesnemu człowiekowi kojarzy się to często z rezygnacją z wygodnego życia, z koniecznością poświęcenia części czasu i energii Bogu. A co w zamian? Czy są z tego jakieś wymierne korzyści, a może tylko straty. W dodatku moglibyśmy się narazić, zostać posądzeni o to, że nie idziemy z duchem czasu.
Te pytania i tezy można odczytać jako prowokację. Jednak obawiam się, że w podobny sposób myśli jakaś część ludzi przyznających się formalnie do chrześcijaństwa. Wolą zaufać własnym doświadczeniom, rozważaniom, kalkulacjom. Taka już jest natura człowieka, bardziej niż Bogu, ufająca ludzkiemu sposobowi myślenia i wartościowania.
Jest jednak tylko kwestią czasu to, że zaczynamy rozumieć, iż nie tędy droga. Historia Izraela pokazuje wyraźnie, że ten czas zawsze przychodzi i jest to trudny czas. Jak ponury refren powtarzają się w jego dziejach sytuacje, kiedy Izraelici pełni lęku i obaw zwracają się do Boga z całopaleniami i strumieniami oliwy w nadziei, że ich los odmieni się na lepsze. I dobry, miłosierny Bóg wyciągał i wyciąga w ich stronę swoją rękę, ale potem wszystko wraca do normy. Stopniowo zatraca się zdolność odróżniania miłości od nienawiści, radości od smutku, dawania od brania, prawdy od kłamstwa, wojny od pokoju, życia od śmierci, dobra od zła. Budujemy świat, w którym nie ma wyraźnych praw i zakazów, a jeśli są to często są tylko fasadą, pretekstem do samouspokojenia. Człowiek w takiej rzeczywistości nie potrafi już cieszyć się pełnią życia. Idzie przez życie i świat zgorzkniały, niezadowolony, roszczeniowy. Każdego dnia można spotkać lub usłyszeć takich ludzi. Analizujemy, dociekamy, dlaczego tak jest. Szukamy przyczyn takiego stanu rzeczy, dopatrujemy się ich w zewnętrznych układach społecznych, a tak naprawdę przyczynę znajdujemy w braku bojaźni Bożej, bez której chodzimy wkoło i żalimy się, kto nas zamknął w tym więzieniu?
A przecież już przed wiekami, zawiązując przymierze z Izraelitami, Bóg wskazał drogę wyjścia. Błogosławił, gdy prawo było szanowane, odwracał twarz, gdy ludzie o przestrzeganiu prawa zapominali.
W końcu wybrzmiało „Oznajmiono ci człowiecze, co jest dobre i czego Pan żąda od ciebie: tylko, abyś wypełniał prawo, okazywał miłość bratnią i w pokorze obcował ze swoim Bogiem” Mi 6,8.
Nie tylko wybrzmiało, ukazało się, zmaterializowało. Jezus całym swoim życiem pokazał, w jaki sposób realizować to żądanie.
Pokora to chyba najtrudniejsze wyzwanie, ale właśnie coś, co nazywamy pokorą Bóg wybrał jako sposób komunikacji z człowiekiem. Brzmi to dziwnie w kontekście stwierdzenia apostoła Pawła, że najważniejsza jest miłość.
Bóg objawia się w zaskakujący sposób. Nie rozpoznają Go ludzie zapatrzeni w siebie, pyszni. Bóg upodobał sobie pokorę. Jezus był pokorny, mówił o sobie „jestem cichy i pokornego serca”. Pokora Jezusa jest, była szczególnego rodzaju, inna od tego co zwykle pod tym pojęciem rozumiemy – słabość, niewystarczalność.
Pokora Boga oznacza, że miłość nie potrafi patrzeć z góry. Właśnie dlatego, że Bóg kocha, nie może nie być pokorny. Jak Boża miłość nie ma granic, podobnie jest z Jego pokorą. Bóg jest nieskończenie pokorny, wyzbyty z wszelkiego zabiegania o własny prestiż.
Całe życie Jezusa jest jednym nieprzerwanym pasmem pokory. Jest to pokora Boga wobec człowieka, jakby „uzależnienie” Stwórcy od swego stworzenia.
Jak daleko nam od takiej postawy i o ile łatwiej.
Skoro stać Boga na rezygnację, na zniżenie się do człowieka, to jaka będzie nasza odpowiedź? Urzeczywistnia się w miłości bliźniego.
Bóg czyni możliwym okazywanie Mu miłości w sposób bardzo bezpośredni, utożsamiając się z naszym bliźnim „Zaprawdę powiadam Wam, cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście” Mt 25,40.
Możliwości do okazywania tej miłości jest wiele.
Czy nie ma wokół nas ludzi potrzebujących zrozumienia, dobrego słowa, przyjaznego gestu?
Może ktoś czeka od dawna na nasze: wybacz, przepraszam.
Nie szukajmy bliźnich w gronie abstrakcyjnych postaci anonimowego tłumu. Oni są blisko nas, na wyciągnięcie ręki. Amen
ks. Janusz Holesz