10. Niedziela po Trójcy Świętej
41. A gdy się przybliżył, ujrzawszy miasto, zapłakał nad nim, 42. Mówiąc: Gdybyś i ty poznało w tym to dniu, co służy ku pokojowi. Lecz teraz zakryte to jest przed oczyma twymi. 43. Gdyż przyjdą na ciebie dni, że twoi nieprzyjaciele usypią wał wokół ciebie i otoczą, i ścisną cię zewsząd. 44. I zrównają cię z ziemią i dzieci twoje w murach twoich wytępią, i nie pozostawią z ciebie kamienia na kamieniu, dlatego żeś nie poznało czasu nawiedzenia swego. 45. A wszedłszy do świątyni, zaczął wypędzać sprzedawców, 46. Mówiąc do nich: Napisano: I będzie mój dom domem modlitwy, wy zaś uczyniliście z niego jaskinię zbójców. 47. I nauczał codziennie w świątyni. Arcykapłani zaś i uczeni w Piśmie, a także przedniejsi z ludu szukali sposobności, by go zgładzić. 48. Lecz nie znajdowali nic, co by mogli uczynić, cały lud bowiem słuchając go, garnął się do niego. Łuk. 19:41-48
Tematem przewodnim dziesiątej niedzieli po Trójcy Świętej jest historia nawiązująca do zburzenia Jerozolimy, a szczególnie świątyni w 70 roku naszej ery. Najpierw kilka słów o historii tego wydarzenia. Zniszczenia tego miasta, które od 66 roku n.e. znajdowało się pod kontrolą Żydów dokonały legiony rzymskie pod wodzą przyszłego cesarza Tytusa Flawiusza i prokuratora Tyberiusza Juliusza Aleksandra. Tytus w odpowiedzi na zaciekły opór mieszkańców kazał zrównać z ziemią miasto i świątynię, a obrońców zabić. Nielicznych przeznaczono do triumfalnego pochodu w stolicy imperium, innych do ciężkich robót w Egipcie, a jeszcze innych na igrzyska do cyrków. Pozostali mieli zostać sprzedani jako niewolnicy. To o czym mówię bardzo szczegółowo opisał historyk żydowski Józef Flawiusz w swoim dziele „Wojna żydowska”. Opisał straszliwy głód, terror i przemoc, które panowały w mieście podczas oblężenia. Zniszczenie miasta i świątyni stało się punktem zwrotnym w historii narodu żydowskiego, prowadzący do jego rozproszenia. Dzień zburzenia Jerozolimy i świątyni w 70 roku zbiegł się, według tradycji, z pamiątką zburzenia miasta i świątyni, którego dokonał przeszło 650 lat wcześniej, również 10 sierpnia – król babiloński Nebukadnezar w okolicznościach podobnych do tych, jakie w Ewangelii przewidział Pan Jezus.
Na pamiątkę zdobycia Jerozolimy i uczczenia jej sprawców do dziś znajduje się w Rzymie „Łuk Tytusa”, a ze zniszczonej wtedy Jerozolimy pozostały tylko trzy wieże pałacu Heroda i fragment zachodniego muru nazwanego ścianą płaczu.
Tyle historia, ale te wydarzenia w bardzo skróconej formie opisuje również Jezus: „twoi nieprzyjaciele usypią wał wokół ciebie i otoczą, i ścisną cię zewsząd. I zrównają cię z ziemią i dzieci twoje w murach twoich wytępią, i nie pozostawią z ciebie kamienia na kamieniu”. Ciekawe, że Jezus wypowiedział te słowa ze łzami w oczach kilkanaście lat wcześniej niż ono miało miejsce.
Dla współczesnych było to przecież miasto tętniące życiem, było centrum religijnym, politycznym i kulturalnym świata żydowskiego. Miastem, które przyciągało pielgrzymów z całego ówcześnie znanego świata. Miastem o bogatej historii i głębokim znaczeniu religijnym ze względu na wielkość pierwszej i wspaniałość drugiej świątyni, która była budowana i uzupełniana przez setki lat. Takie miejsca i miasta i dziś przyciągają rzesze turystów, którzy chcą je zobaczyć, poznać, zachwycić się ich pięknem i historią. Nie dziwi więc fakt, że i Jezus pokonał uciążliwą drogę, a z daleka widząc mury tego świętego miasta w przeciwieństwie do innych nie ucieszył się jego widokiem, ale jak czytamy – zapłakał. Dla obserwujących mogło się wydawać, że te łzy to łzy wzruszenia, ale prawda okazała się bardziej bolesna. Chrystus oczami duszy nie widzi pięknego, tętniącego życiem miasta i imponującej świątyni, ale zgliszcza, krew i rozpacz mieszkańców.
Jezus płacze ponieważ widzi nie tylko teraźniejszość, ale i przyszłość. Nie tylko to, co jest przed oczyma ludzi, ale i to, co przyjdzie jako nieodwracalne następstwo nieposłuszeństwa wobec Boga. Jakie to smutne, że człowiek własnym postępowaniem może doprowadzić Boga do płaczu.
Naszym zadaniem przy analizie tego tekstu jest spojrzenie na ten obraz i pytanie, czy Jezus nie ma powodu do płaczu nad nami, czy nie ma wśród nas takiej samej zatwardziałości serca, jak była charakterystyczna dla „ludu wybranego” ? Czy i my nie podchodzimy zbyt lekkomyślnie do napomnień i ostrzeżeń, które Bóg kieruje do nas przez swoje Słowo ? Niestety. Te wszystkie grzechy, które sprowadziły na Jerozolimę zagładę, nie zniknęły. One nadal żyją. Dlatego patrząc na łzy Jezusa, musimy zapytać, co one mają do powiedzenia każdemu z nas. Wpierw zastanówmy się na tym, czy Jezus nie ma powodu do łez, gdy patrzy na nasze życie religijne. Doskonale widzimy, że jeszcze niedawno w wielu, bardzo wielu rodzinach niedziela była dniem modlitwy, nie wyobrażano sobie nie uczestniczenia w nabożeństwie. Dzieci z rodzicami pieszo lub jakimś środkiem transportu z radością oczekiwali społeczności z innymi. Teraz – w wielu kościołach ławki są puste, a relacje między wiernymi krótkie i zdawkowe.
Nieustanna pogoń za wartościami tego świata, za wartościami, którym wszystko zostaje podporządkowane czynią człowieka niewolnikiem, który, żeby zdobyć szczęście posuwa się do nieuczciwości, krzywdy lub wyzysku innego, co w konsekwencji prowadzi do konfliktów i nieszczęść. Nie ulega wątpliwości, że hierarchie wartości uległy ogromnej zmianie.
To co dobre, szlachetne, wzniosłe i święte zostało zastąpione tym co poniżające, podłe, złe i szkodliwe. Człowiek stawia na pierwszym miejscu materialne korzyści, dla których bez skrupułu gotów jest nawet do popełnienia zbrodni.
W księdze proroka Jeremiasza czytamy: „Kradniecie, mordujecie, cudzołożycie i krzywoprzysięgacie (…) A potem przychodzicie i stajecie przed moim obliczem w tym domu, który jest nazwany moim imieniem, i mówicie: Jesteśmy ocaleni – aby dalej popełniać te wszystkie obrzydliwości !” (Jer.7,9-10). Jakie to straszne i przerażające. Przerażenie i łzy pojawić się powinny u każdego, kto weźmie pod uwagę nagromadzenie w wielkiej ilości broni nuklearnej o sile tak potężnej, że może unicestwić wszelkie życie na ziemi. Tu już nie chodzi o zagładę jednego miasta, lecz chodzi o życie całej ludzkości.
Wspominamy bestialstwo Niemców podczas II wojny światowej, ale czy to nauczyło polityków i wojskowych do wyciągnięcia jakichkolwiek wniosków. Niestety mnie ! Kolejne wojny w Wietnamie, Jugosławii, Iraku, Syrii – że wspomnę tylko o kilku z dalszej przeszłości nie należą wcale do rzadkości. A teraz na naszych oczach trwa już kolejne lata wojna wywołana przez Rosję na Ukrainie i czystka etniczna zorganizowana przez Izrael w Strefie Gazy.
Przyjmijmy z powagą, przynajmniej my, którym jak wierzę zależy na pokoju, ostrzeżenie dzisiejszej Ewangelii. Spróbujmy w ramach swoich skromnych możliwości zrobić wszystko, aby pomiędzy ludźmi i narodami budować pokój.
Słowo “pokój” dziś elektryzuje. Jedni nie chcą pokoju, chcą wojny, zemsty i odwetu, nowych podbojów, inni z niesłychanym uporem w zorganizowany sposób bronią pokoju. Czy dziś Jezus podobnie jak wtedy patrząc na Jerozolimę nie zapłakałby i nie zawołał: „Gdybyś i ty poznało w tym to dniu, co służy ku pokojowi”.
I na koniec jeszcze krótko o drugiej części rozważanej Ewangelii, w której Jezus oburzony odrażającym i karygodnym widokiem licznych straganów ustawionych w świątyni zaczął wypędzać sprzedawców cytując proroka Izajasza: I będzie mój dom domem modlitwy, wy zaś uczyniliście z niego jaskinię zbójców”.
Te dwie różne części tego tekstu, płacz Jezusa i świst bicza w Jego ręce mają bardzo wyraźną wymowę. Można w pierwszym momencie uznać że nie mają z sobą nic wspólnego. A jednak – lekceważenie tego co święte jest początkiem upadku. Tak było kiedyś i tak jest niestety i dziś.
ks. Krzysztof Mutschmann