4. Niedziela po Trójcy Świętej

 (3) Potem uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili kobietę przyłapaną na cudzołóstwie, postawili ją pośrodku 

(4) i rzekli do niego: Nauczycielu, tę oto kobietę przyłapano na jawnym cudzołóstwie. 

(5) A Mojżesz w zakonie kazał nam takie kamienować. Ty zaś co mówisz? 

(6) A to mówili, kusząc go, by mieć powód do oskarżenia go. A Jezus, schyliwszy się, pisał palcem po ziemi. 

(7) A gdy go nie przestawali pytać, podniósł się i rzekł do nich: Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamieniem. 

(8) I znowu schyliwszy się, pisał po ziemi. 

(9) A gdy oni to usłyszeli i sumienie ich ruszyło, wychodzili jeden za drugim, poczynając od najstarszych, i pozostał Jezus sam i owa kobieta pośrodku. 

(10) A Jezus podniósłszy się i nie widząc nikogo, tylko kobietę, rzekł jej: Kobieto! Gdzież są ci, co cię oskarżali? Nikt cię nie potępił? 

(11) A ona odpowiedziała: Nikt, Panie! Wtedy rzekł Jezus: I Ja cię nie potępiam: Idź i odtąd już nie grzesz.

Ewangelia Jana 8,3-11

Strażnicy paragrafów

Jest taka stara anegdota, mówiąca o tym, jak spotkało się dwóch znajomych i jeden mówi do drugiego:

– Słyszałeś? Zwolniliśmy pastora i zatrudniliśmy nowego?

– Ale dlaczego?

– Ponieważ mówił nam, że wszyscy pójdziemy do piekła!

– A co mówi ten nowy?

– Że wszyscy pójdziemy do piekła!

– No, to jaka jest różnica?

– Bo tamten się z tego cieszył.

Kiedy czytam opowieść o kobiecie przyłapanej na cudzołóstwie, trudno mi pozbyć się uczucia, że uczeni w Piśmie i faryzeusze z trudem ukrywali satysfakcję wobec perspektywy ukarania grzesznicy. Jak to dobrze móc wskazać kogoś palcem, wyrazić święte oburzenie, okazać zgorszenie, poczuć się na jego tle lepszym. Dodatkowym bonusem był fakt, że wszystko można było podlać religijno-prawowiernym sosem.

Jakby tego było mało, sytuacja dawała się wykorzystać do zastawienia pułapki na ekscentrycznego nauczyciela, który głosił miłość, pokój i przebaczenie. Takie okazje nie zdarzały się co dzień.

– Ciekawe jak sobie z tym poradzisz, mistrzu? – pytali. – Mojżesz kazał takie kobiety kamienować? Tak jest napisane! Takie jest Prawo! Odważysz się je zakwestionować? Odważysz się dyskutować z Pismem Świętym?

Jezus nie odpowiedział. Schylił się i zaczął pisać palcem na ziemi. Niektórzy przypuszczają, że wypisywał winy obciążające samych oskarżycieli. Ale może Zbawiciel nie pisał nic konkretnego? Może chodziło jedynie o chwilę ciszy, refleksji, wytrącenia z religijnego zapału, tak chętnie chwytającego za kamień?

Trzeba docenić, że uczeni i faryzeusze nie byli ludźmi pozbawionymi sumień – jak czasem się ich przedstawia. Czasem prezentowali gotowość do przemyślenia swoich czynów. Tak stało się tym razem. Po chwili zaczęli się rozchodzić.

Myślę, że warto to odnotować. Mogliby iść w zaparte. Dura lex, sed lex. Takie jest Prawo Boże. Taka jest wola Boga wszechmogącego.

Historia pozornie koncentruje się na kobiecie, którą przyłapano na cudzołóstwie – „jawnym”, jak skrupulatnie zaznaczył ewangelista. Nawiasem mówiąc, zastanawiający jest brak w tej historii jeszcze jednego bohatera. Przecież kobieta nie dokonała cudzołóstwa sama. Gdzie był mężczyzna? Dlaczego jego nikt nie zamierzał potępić? A może, biedny, oświadczył, że został sprowokowany i teraz stał wśród innych, gotowych rzucić kamieniem, i wymierzyć sprawiedliwość? Nie ma chyba nic groźniejszego dla kobiety niż religijnie zgorszony mężczyzna.

Jeśli ktoś twierdzi, że Biblię należy czytać w sposób dosłowny, bez uwzględnienia kontekstu historycznego, to tutaj ma kolejny przykład w jaki sposób system patriarchalny wpłynął na opowieść, i to nawet taką, która wyprzedza swoje czasy, stając po stronie skrzywdzonej kobiety. Nawet ewangelista Jan „zapomniał” wspomnieć o współuczestniku cudzołóstwa. Czy dlatego, że chodziło o mężczyznę? Czy dzisiaj też tak myślimy?

Choć w centrum tej dramatycznej opowieści wydaje się stać oskarżona kobieta, to najbardziej niewygodne pytania są stawiane komuś innemu. To religijni mężowie, a wraz z nimi wszyscy, którzy czują się sprawiedliwi, nienaganni, godni naśladowania, powinni usłyszeć:

– Czy sami jesteście w porządku? Jak nieszczęśliwi musicie się czuć, że ukaranie tej kobiety sprawia Wam satysfakcję? Jakie kompleksy was zżerają, że chcecie się dowartościować potępieniem innych grzeszników? Jak źle czujecie się sami ze sobą, skorą macie potrzebę wytykania innych palcami?

Jezus nieraz podkreślał, że nie chodzi o lekceważenie Prawa, ale o dostrzeżenie, że legalistyczne przestrzeganie paragrafów i religijnych rytuałów, przy jednoczesnym gardzeniu drugim człowiekiem, jest zwykłą, ordynarną hipokryzją. Można to obficie podlewać religijnym sosem, zwanym „walką o czystość nauki”, ale bez miłości, będzie to zwykłe, pospolite zakłamanie.

– Jak to? Wasz nauczyciel jada z grzesznikami? Pozwala się dotykać nieczystej kobiecie? Uzdrawia w sabat? Przecież na to wszystko są paragrafy?

Ale nie człowiek jest dla paragrafów – tłumaczył cierpliwie Jezus. – To prawo ma służyć człowiekowi.

– Nie zasłaniajcie się przepisami, aby poczuć się lepszymi od innych. Nie rywalizujcie o to, kto z Was jest lepszy i zacniejszy. Macie sumienia, wiecie, co jest dobre, a co złe. Macie też, przykazania, ale gdy jakikolwiek paragraf postawicie ponad człowieka, stawiacie go też ponad Boga i stajecie się nieszczęśliwymi legalistami, nierozumiejącymi wolności i miłości.

Choć opowieść o kobiecie, którą przyłapano na cudzołóstwie, nie uniknęła anachronicznych kontekstów i uwarunkowań historycznych, to jest rewolucyjna. Nie tylko wyprzedza czasy Jezusa Chrystusa, ale jest absolutnie nowoczesna do dziś.

Nieraz czuję się zadziwiony tym, z jaką łatwością przychodzi znajdowanie biblijnych wersetów, za pomocą których zwalcza się przeciwników. Słyszy się zawsze te same argumenty –Trzeba Słowo brać tak, jak zostało zapisane. Nie kombinować, nie „rozcieńczać” Pisma. Jest napisane i koniec kropka. Czy się to komuś podoba czy nie.

Świetnie ta metoda sprawdza się w potępianiu tych, którzy reprezentują inne poglądy, zwane nieraz „niebiblijnymi”, cokolwiek miałoby to znaczyć.  Ostrość wypowiedzi gwałtownie ulega stępieniu, gdy trzeba przeczytać fragment o miłości bliźniego, zaparciu się samego siebie, przyjmowaniu uchodźców, serdeczności, współczuciu. Wtedy gotowość do interpretacji Pisma, jest jakby większa. Zaczyna się rytualne wręcz:

– Biblia nie mówi o przyjmowaniu muzułmanów. Niech ich przyjmą kraje islamskie. Trzeba bronić naszych tradycji i wartości.

Nagle, wcześniejszy radykalizm odczytywania biblijnych słów ulatnia się niczym kamfora.

Możecie się, siostry i bracia, nie zgodzić, ale mam wrażenie, są zagrożeniem dla współczesnego chrześcijaństwa, wcale nie są ekolodzy, lewacy, ateiści czy „LGBT-y”. Zagrożeniem są sami chrześcijanie, którzy czytają Ewangelię nie po to, aby nią żyć, ale aby za jej pomocą walczyć z innymi ludźmi.

– Bo tak tu mamy napisane! Tak nam nakazał Mojżesz! I co z tym zrobisz?

Tymczasem Jezus nie wdawał się w kazuistyczną dyskusję, tylko zaproponował chwilę milczenia.

Warto w tym dostrzec szansę szczerego zastanowienia się, nad osobistą skłonnością do oceniania lub potępiania innych, jeśli taka pokusa się czasem pojawia. O jakim braku, jakim kompleksie i jakim lęku we mnie ona świadczy? Czym jest dla mnie Ewangelia? Czy to naprawdę Słowo o miłości, przebaczeniu, gościnności i szacunku? Czy może narzędzie walki o dominację, władzę i realizację ambicji?

Czy Ewangelia to świadectwo czy przymus? Czy wyciągnięta ręka w geście pomocy czy paragraf? Czy mam być tym, który jest gotów nadstawić policzek czy strażnikiem nienaruszalnych praw i tradycji?

Osobiście słyszę, jak Jezus w dzisiejszej historii mówi, że dla jego naśladowców świat nie jest areną walki z człowiekiem, ale przestrzenią do kochania go.

Przebaczenie i akceptacja nie polegają na tolerancji wszystkiego, ale na kochaniu człowieka takim, jakim jest – z jego wadami, niedoskonałościami, błędami i upadkami. I to wcale nie ma być wyjątkowa postawa bohaterów wiary czy świętych. To obowiązek każdego, kto chciałby naśladować Zbawiciela.

Być może łatwiej być strażnikiem paragrafów niż uczniem Chrystusa. Może prościej jest innych oceniać niż próbować wysłuchać i zrozumieć. Może nawet walczyć fizycznie jest łatwiej niż umierać dla samego siebie, gdy trzeba przebaczyć tym, którym przebaczać najtrudniej. Ale taką misję postawił przed nami Jezus.

„I ja cię nie potępiam.
Idź i bądź wolny, bądź wolna od winy, nienawiści i egoizmu.
Bądź wolny, bądź wolna od przekleństwa grzechu.
Bądź wolny, bądź wolna w miłości, która nigdy nie ustaje.

ks. Marcin Ora