5. Niedziela po Trójcy Świętej
(35) Nazajutrz znowu stał Jan z dwoma uczniami swoimi. (36) I ujrzawszy Jezusa przechodzącego, rzekł: Oto Baranek Boży. (37) A owi dwaj uczniowie, usłyszawszy jego słowa, poszli za Jezusem. (38) A gdy Jezus się odwrócił i ujrzał, że idą za nim, rzekł do nich: Czego szukacie? A oni odpowiedzieli mu: Rabbi! (to znaczy: Nauczycielu) gdzie mieszkasz? (39) Rzekł im: Pójdźcie a zobaczycie! Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i pozostali u niego w tym dniu; a było to około dziesiątej godziny. (40) Andrzej, brat Szymona Piotra, był jednym z tych dwóch, którzy to słyszeli od Jana i poszli za nim. (41) Ten spotkał najpierw Szymona, brata swego, i rzekł do niego: Znaleźliśmy Mesjasza (to znaczy: Chrystusa). (42) I przyprowadził go do Jezusa. Jezus, spojrzawszy na niego, rzekł: Ty jesteś Szymon, syn Jana; ty będziesz nazwany Kefas (to znaczy: Piotr). Ewangelia Jana 1,35-42
Moi Drodzy! Jeżeli uważnie przyjrzymy się dzisiejszej Ewangelii, to można zauważyć dwie przenikające się rzeczywistości. Pierwszą z nich można najkrócej streścić słowem: eureka. Słowo eureka pojawia się tam, gdzie jest powiedziane: znaleźliśmy Mesjasza. Po grecku eureka oznacza: znalazłem, rozpoznałem, nie wiedziałem czegoś i teraz wiem. W tym tekście w kółko dzieje się coś nadzwyczajnego. Ktoś rozpoznaje coś nowego w czymś, czego wcześniej nie znał, albo znał i w tym widzi coś nowego. Zaczyna się od Jana Chrzciciela, który w swoim kuzynie, Jezusie, czyli w kimś kogo zna prawdopodobnie od dawna, rozpoznaje kogoś nowego. W innym miejscu Ewangelii Jan Chrzciciel powie: ja Go wcześniej nie znałem. To trochę dziwne, bo oczywiście że Go znał, to jest jego rodzina, ale Jan jakby rozpoznaje na nowo w swoim kuzynie Zbawiciela, Mesjasza. Dalej jest tak samo. Po tym pierwszym Janowym wskazaniem: oto Baranek Boży, uczniowie Jana Chrzciciela, czyli Andrzej i najprawdopodobniej Jan Ewangelista, który nie pisze o sobie z imienia, też chcą poznać Jezusa. Pytają Go: gdzie mieszkasz, skąd się wziąłeś, kim jesteś. Chcemy być z Tobą, chcemy zobaczyć coś nowego. Kiedy Go poznali, to natychmiast Andrzej biegnie do swojego brata Piotra, żeby mu powiedzieć: słuchaj, odkryłem coś nowego, ty też to musisz odkryć. Co robi Jezus? Pan Jezus kiedy spotyka Piotra, odkrywa mu jego nowe imię. Mówi: Ty masz na imię tak (Szymon), ale Ja ci dam na imię skała i ty będziesz Kefas (to znaczy: Piotr).
Zauważcie, w tej Ewangelii jest wątek odkryć, takiego nowego widzenia rzeczywistości, zachwycenia się czymś, czego wcześniej nie rozpoznawałem, a teraz rozpoznałem. Jest w tej Ewangelii jeszcze drugi wątek, trochę przeciwny do tego pierwszego. Bardzo mi się podoba ten moment, kiedy uczniowie idą za Jezusem, On się obraca do nich i pyta: czego szukacie. Oni mówią: chcemy cię poznać, chcemy tej nowości, chcemy się dowiedzieć, kim Ty jesteś. I Pan Jezus im mówi: Chodźcie, zobaczycie. Oni poszli do Niego i zostali u Niego. Tam, gdzie czytamy pozostali u Niego, dosłownie oznacza, że Jezus tam nie tyle mieszka, bo to nie chodzi o mieszkanie, tylko ci uczniowie usiedli w czymś, co jest stałe w Jezusie, w takim stałym Jego przebywaniu, ugruntowaniu, nie w czymś tymczasowym, chwilowym, ale w czymś stałym, trwałym, jakby pod stałym adresem. Mało tego, oni tam byli dosyć długo. Ewangelista Jan zauważa, że to się stało o godzinie 10.00. 10.00 to jest nasza godzina 16.00, czyli oni do Jezusa poszli o godzinie 16.00. Zauważcie też, że jest to ich pierwsza wizyta, a napisane jest, że zostali u Niego cały dzień. Może spalił u Niego, nie wiem. Zobaczcie, że jest to dość długa wizyta, bo jak siedli o 16.00, to siedzieli całe popołudnie, cały wieczór, może pół nocy gadali, a dopiero rano Andrzej pobiegł po Piotra. Czyli ta nowość skończyła się takim stałym przebywaniem z Jezusem, poznawaniem tego, gdzie On jest na stałe.
Drodzy! Mam takie przeczucie, że właśnie to są dwie rzeczy, które są nam dzisiaj niesamowicie potrzebne, żeby rzeczywiście doświadczyć i przyjąć pełnię Chrystusa. Trzeba mieć w sobie takie dwie, trochę sprzeczne postawy. Jedna postawa jest taka, że nieustannie szukam, nieustannie zadaję pytania, nieustannie chcę wiedzieć więcej względem wiary, względem Boga, względem zasad, które Pan Jezus podaje, chcę rozumieć więcej. I tym samym ciągle próbuję dojść do czegoś nowego, nie zatrzymuję się. Ale jednocześnie wiem, że muszę zamieszkać z Jezusem, zameldować się na stałe u Niego i z Nim, muszę w Nim być, muszę być w pewnej stałości z Nim. Nie mogę tylko latać za jakimiś nowinkami, tylko potrzebuję stałości.
Moi Drodzy! Pan Jezus, kiedy powoływał swoich uczniów, kiedy spotkał ich przy łodziach, to kiedy powoływał pierwszych dwóch uczniów, Szymona i Andrzeja, to spotkał ich, gdy zarzucali sieć w jezioro. Potem, kiedy powołał Jana i Jakuba, to spotkał ich, kiedy naprawiali sieci w łodzi. Te dwa obrazy kojarzą mi się dokładnie tak samo. Jaki obraz widział Pan Jezus w tym pierwszym przypadku? Co to jest łowienie ryb? Jezus widział ludzi, którzy z ogromną siłą, z ogromnym impetem zarzucali wielkie sieci w wodę, żeby wyciągać potem ryby z tych sieci. To się wiąże z pewnym ryzykiem. Człowiek niewprawiony zarzucając sieć w wodę, może bardzo łatwo wpaść do tej wody. Czasami wędkarz łowiący większą rybę sporo musi się z nią siłować, żeby wyciągnąć rybę, a przy tym nie wpaść do wody. Czyli jest w tym geście takie ryzyko takie otwarcie, wyjście z sytuacji bezpiecznej, wyjście ze strefy komfortu, czyli poszukiwanie czegoś nowego. Ten drugi obraz, kiedy siedzą w łodzi i naprawiają sieci, to jest dokładnie odwrotny obraz. Naprawiamy to, co stare, czyli nie szukamy czegoś nowego, nie ryzykujemy czegoś nowego, tylko bierzemy to, co mamy i próbujemy to naprawić.
Mnie się to po prostu składa w jedną całość. Mnie się to się składa w takie doskonale złożone dwa puzzle, że chrześcijaństwo i pójście za Jezusem, to jest z jednej strony ciągła, niespożyta energia, która szuka więcej, która chce więcej, więcej rozumieć, więcej poznać, więcej wiedzieć, więcej wierzyć, czyli iść do przodu, zaryzykować, pójść w nieznane, nawet jeżeli będzie to związane z niebezpieczeństwem popełnienia błędu, ale chcę więcej. Z drugiej strony, koniecznie trzeba osiąść, trzeba zamieszkać z Jezusem, trzeba być z Nim na stałe. Nie wolno szukać tylko czegoś nowego, ale też trzeba być w czymś stałym. Jednocześnie nie można być za bardzo w tym czymś stałym, bo można zmurszeć i człowiek się staje wtedy ospało-tradycyjno-żaden. Chrześcijaństwo osiąga pełnię w złożeniu tych dwóch rzeczy.
Spróbujcie sobie dzisiaj zadać dwa pytania. Po pierwsze, czy jesteście głodni i czy szukacie? Bo to, że części rzeczy nie rozumiemy, na przykład z naszej wiary, to że czasami coś nam się nie zgadza, albo coś idzie nie tak i nie potrafimy tego pojąć, tak czasami mamy, tylko czy rzeczywiście szukamy, tak jak ci uczniowie? Oni zanim poszli, zostawili wszystko co mieli, zamieszkali z Jezusem, potem z Nim chodzili przez parę lat, tacy byli gotowi na tę nowość, na to otwarcie, na to nowe poznanie. Ale jednocześnie, czy też potrafimy po prostu usiąść w bliskości z Jezusem i szukać jej w takim spokojnym byciu z Nim?
Myślę, że my często popełniamy dwa przeciwstawne błędy. Albo niektórzy latają od człowieka do człowieka, od księdza do księdza, od parafii do parafii, od kościoła do kościoła, bo ciągle chcemy czegoś nowego i jest w nas taka niespożytość, która może być bardzo niezdrowa, bo jeszcze można by było zrobić to, jeszcze tamto, jeszcze takie spotkanie, jeszcze taka działalność, bo w tamtej parafii to się dzieje, to dlaczego tego nie ma u nas. Albo mamy drugi problem. Osiedliśmy, zmurszeliśmy, siedzimy w takiej pobożności od dawna zastanej, która już w ogóle nie jest owocna i ewentualnie najchętniej krytycznie mówimy: bo tu tak zawsze było, po co kolejne spotkanie, po co to robić, jak nas jest mało, komu to potrzebne, nigdy tego u nas nie było, co ten ksiądz wydziwia, itd.
Moi Drodzy! Chrześcijaństwo to jest połączenie tych dwóch rzeczy. Połączmy te dwie rzeczy, bądźmy głodni nowego, bądźmy poszukujący, ale jednocześnie bądźmy stali, ugruntowani i bądźmy nieustannie w bliskości z Jezusem Chrystusem. Amen.
ks. Eneasz Kowalski