6. Niedziela po Trójcy Świętej

3.Czyż nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni? 4.Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć, abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili. 5.Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo jego zmartwychwstania, 6.wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi; 7.kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu. 8.Jeśli tedy umarliśmy z Chrystusem, wierzymy, że też z nim żyć będziemy, 9.Wiedząc, że zmartwychwzbudzony Chrystus już nie umiera, śmierć nad nim już nie panuje. 10.Umarłszy bowiem, dla grzechu raz na zawsze umarł, a żyjąc, żyje dla Boga. 11.Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.

Rz 6,3-8(9-11)*

 

Siostry i Bracia w Chrystusie Jezusie,

Czy zastanawialiście się po co nam chrzest? Nie czym jest. Tą formułkę większość z nas musiała wykuć na pamięć przed egzaminem konfirmacyjnym, czy ją zrozumieliśmy- być może tak, ale czy nadal ją pamiętamy po 10, 20, 30 a nawet 50 latach od nauki konfirmacyjnej? Czy zastanawialiście się po co nam Chrzest? By dostąpić zbawienia- pomyślicie, by zmazać grzech pierworodny- powiedzą jeszcze inni, by wpisać małego człowieka w grono dzieci Bożych- to piękne stwierdzenie ale co to znaczy? Chrzcimy by dziecko należało do jakieś wspólnoty wyznaniowej, by w nauce tej wspólnoty mógł wzrastać i poznawać Boga. Prawda jednak jest taka, że to rodzice są tymi, którzy jako pierwsi przekazują wiarę swoim dzieciom, uczą ich modlitw, czytają Biblię, wspólnota będą szukać w dorosłym życiu. Na to pytanie możemy mieć wiele odpowiedzi. Podejrzewam, że żadna z nich nie wspomni jednak o śmieci. Chrzest i śmierć w żaden sposób nie chcą nam się połączyć. Widząc małe dziecko przynoszone do sakramentu Chrztu, widzimy życie jakie przed nim się rozciąga w całej okazałości. Pierwsze kroki, słowa, pierwsze przyjaźnie, widzimy jego piękne długie życie a nie szaro-czarną zimną, samotną śmierć, która budzi w każdym z nas strach. Dlatego trudno nam zrozumieć słowa i tok myślenia Apostoła Pawła z listu do Rzymian, które w 6 niedziele po Trójcy Świętej mamy rozważać. Chrzest i śmierć= życie. 

Dla mnie jednak te wersety tchną nadzieją i ukojeniem dla nas ludzi.  Choć może tego nie widać na pierwszy rzut oka, ale rozważania apostoła na temat grzechu, ukrzyżowania i śmierci ochrzczonych razem z Chrystusem mają takie właśnie przesłanie – kojące, pozwalające zaufać Bożej obietnicy. „Czy nie wiecie, że my wszyscy, ochrzczeni w Chrystusa Jezusa, w śmierć jego zostaliśmy ochrzczeni?” – pyta Paweł w wersecie 3. Czy nie są to zaskakujące słowa? Chrzest przecież zwykliśmy kojarzyć z nowym życiem – czy to małego dziecka, czy też nawróconej osoby. Apostoł zaś traktuje chrzest jak wyrok śmierci. Jeśli jesteśmy ochrzczeni, jeśli jesteśmy w Chrystusie, jeśli jesteśmy jego własnością, tak jak on – umrzemy. Więcej, nie tyle umrzemy, co  umarliśmy. Bowiem w pierwszej części wersetu 4 znajdujemy takie słowa: „Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć…” To się już wydarzyło. Nasz Pan, Jezus Chrystus umarł i został pogrzebany dwa tysiące lat temu. My, mając z nim społeczność, również umieramy i w chrzcie razem z nim jesteśmy pogrzebani w śmierci. Umarliśmy. To się już dokonało, to coś, o czym apostoł mówi w czasie przeszłym, jak o fakcie. „Pogrzebani tedy jesteśmy wraz z nim przez chrzest w śmierć”– stwierdza Paweł – „abyśmy jak Chrystus wskrzeszony został z martwych przez chwałę Ojca, tak i my nowe życie prowadzili. Bo jeśli wrośliśmy w podobieństwo jego śmierci, wrośniemy również w podobieństwo jego zmartwychwstania” W chrzcie uzyskujemy szczególną wieź z Jezusem Chrystusem, mamy udział w jego śmierci, ale i w zmartwychwstaniu. Śmierć – wydarzenie przeszłości. Zmartwychwstanie, prowadzenie nowego życia – teraźniejszość i przyszłość. Zmartwychwstanie naszego Pana, to jest klucz do zrozumienia istoty myślenia apostoła Pawła. Jezus zmartwychwstał, zwyciężył, światłość wkroczyła w krainę ciemności, miłosierdzie zatryumfowało nad karą. Ale by móc zmartwychwstać, Chrystus musiał najpierw umrzeć. Tak też i my, by móc w zmartwychwstaniu rozpocząć nowe życie, musimy najpierw umrzeć.

Nie jest to zbyt miła wizja, prawda? Śmierci się obawiamy, umierania się boimy. Staramy się przedłużyć życie, jak tylko się da, bo choć mówimy o tym jak życie jest trudne i ciężkie, jaki to padół łez na tym świecie, to jednak nie chcemy wypuścić tego tchnienia życia z rąk, pozwolić mu się wyślizgnąć. Raczej kurczowo się go trzymamy. A tu Paweł mówi, że już umarliśmy. Czy ma na myśli śmierć fizyczną, tę przepaść, do której wszyscy zdążamy udając, że jej wcale nie widzimy?

„Wiedząc to, że nasz stary człowiek został wespół z nim ukrzyżowany, aby grzeszne ciało zostało unicestwione, byśmy już nadal nie służyli grzechowi kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu” (6-7). Śmierć o jakiej pisze Paweł uwalnia nas od grzechu. Mowa jest o śmierci ciała, ale apostoł rozumie przez nią naszą ludzką, grzeszną naturę, starego Adama, który musi zostać ukrzyżowany. Przez chrzest żyjemy w Chrystusie, tak jak on żyje w nas, zatem z nim zostaliśmy ukrzyżowani. Nasz stary Adam zginął na krzyżu. Paweł nie mówi nam o śmierci fizycznej. Fizycznie umarł Chrystus na krzyżu, my, razem z nim. „Kto bowiem umarł, uwolniony jest od grzechu”. Nie oznacza to, że jesteśmy bezgrzeszni, nie oznacza, że nie zgrzeszymy. Oznacza to tyle, że nie jesteśmy w mocy grzechu, że nie jesteśmy w mocy zakonu. Śmierć starego Adama w Chrystusie, sprawiła, że cokolwiek uczynimy, nie jest, dzięki Bożej łasce, przeszkodą w naszej drodze do zbawienia. To jest sedno nauczania Pawłowego. Chrystus uwolnił nas od mocy grzechu. Nie sprawił, że jesteśmy lepsi, inni, bo nie jesteśmy. Nie sprawił, że nie będziemy grzeszyć. Będziemy bez względu na nasze starania. Nie ma żadnej metafizycznej zmiany w naszych ciałach i duszach. W Chrystusie Bóg nas akceptuje takimi, jakimi jesteśmy. Możemy prosić go o siłę, by się poprawiać, możemy robić wszystko, by być lepszymi. Ale to już o niczym nie decyduje, bowiem Bóg nas wyzwolił. Tu powstaje pytanie zadawane przez wielu ludzi. Skoro uczynki nie są ważne, skoro i tak Bóg Nas zbawi, to po co czynić dobrze? Może lepiej grzeszyć, skoro to i tak nie ma znaczenia? Kościoły Reformacji wychodzą z innego założenia: człowiek jest grzeszny, leży to w jego naturze. I dlatego, że taki właśnie jest, grzeszy. Nie ma stanu bezgrzeszności, bo nie potrafimy przestać być ludźmi. To, co sprawia, że, jako chrześcijanie, staramy się postępować dobrze, moralnie, to nasza wiara. Uczynki są owocem wiary. Jeśli szczerze wierzę, będę robił co w mojej mocy, by postępować moralnie. Jeśli nie próbuję, to czy mam w sobie wiarę, czy jedynie się oszukuję? „Umarłszy bowiem, dla grzechu raz na zawsze umarł, a żyjąc, żyje dla Boga.” –  czytamy w wersecie 10. W Chrystusie umieramy i do życia jesteśmy zbudzeni. Umieramy i przez to nie jesteśmy już w mocy grzechu, zmartwychwstajemy i żyjemy dla Boga. Żyjemy dla Boga, czyli idziemy tam, gdzie kierują nas przykazania miłości: Będziesz tedy miłował Pana, Boga swego, z całego serca swego, i  z całej duszy swojej, i z całej siły swojej. Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Innego przykazania, większego ponad te, nie masz” (Mk 12, 30-31a) Jakże zatem moglibyśmy dążyć do grzechu? Zakon i dziesięcioro przykazań wytycza nam drogę, pokazuje jak mamy żyć, ale przestaje nas oskarżać. Z narzędzia, które nas osądza, prawo mojżeszowe staje się pomocą w naszym życiu, drogowskazem na naszej drodze.

Ditrich Bonhoeffer napisał: „To jest Boże nowe Przykazanie, abyśmy dostrzegli w Nim tego, który stwarza w śmierci – życie, a w Krzyżu – z martwych powstanie.” Chrystus umarł, byśmy mogli żyć. Nie moglibyśmy tego dokonać sami, nie ma w tym naszej zasługi. A mimo to, jesteśmy uratowani. Apostoł Paweł pisze w 11 wierszu: „Podobnie i wy uważajcie siebie za umarłych dla grzechu, a za żyjących dla Boga w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.”   Amen. 

ks. Marta Zachraj-Mikołajczyk