7. Niedziela po Trójcy Świętej

Potem odszedł Jezus na drugi brzeg Morza Galilejskiego, czyli Tyberiadzkiego. A szło za nim mnóstwo ludu, bo widzieli cuda, które czynił na chorych. Wstąpił tedy Jezus na górę i tam usiadł z uczniami swoimi. A była blisko Pascha, święto żydowskie. A Jezus podniósłszy oczy i ujrzawszy, że mnóstwo ludu przychodzi doń, rzekł do Filipa: Skąd kupimy chleba, aby mieli co jeść? A mówił to, wystawiając go na próbę; sam bowiem wiedział, co miał czynić. Odpowiedział mu Filip: Za dwieście denarów nie wystarczy dla nich chleba, choćby każdy tylko odrobinę otrzymał. Rzekł do niego jeden z uczniów jego, Andrzej, brat Szymona Piotra: Jest tutaj chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest na tak wielu? Rzekł Jezus: Każcie ludziom usiąść. A było dużo trawy na tym miejscu. Usiedli więc mężczyźni w liczbie około pięciu tysięcy. Jezus wziął więc chleby i podziękowawszy rozdał uczniom, a uczniowie siedzącym, podobnie i z ryb tyle, ile chcieli. A kiedy się nasycili, rzekł do uczniów swoich: Pozbierajcie pozostałe okruchy, aby nic nie przepadło! Pozbierali więc, i z pięciu chlebów jęczmiennych napełnili dwanaście koszów okruchami, pozostawionymi przez tych, którzy jedli. Wtedy ludzie ujrzawszy cud, jaki uczynił, rzekli: Ten naprawdę jest prorokiem, który miał przyjść na świat. Jezus zaś poznawszy, że zamyślają podejść, porwać go i obwołać królem, uszedł znowu na górę sam jeden”. J 6, 1-15

Siostry i bracia!

Obecne w naszym dzisiejszym tekście kazalnym słowo „trawa” może wywoływać przeróżne skojarzenia u współczesnych odbiorów. Komuś może kojarzyć się w wolnością, komuś innemu z anarchią. Mi kojarzy się aktualnie najbardziej z mozolnym koszeniem trawnika przy plebanii. W kontekście Nowego Testamentu trawa pojawia się jako życiodajne pożywienie, które stanowi pokarm dla owiec. W warstwie duchowej naszego życia, dziś tu i teraz często owe migracje owieczek można prześledzić obserwując ilości wyświetleń danego rozważania Słowa Bożego czy nabożeństwa. Jedno nie zmieniło się od wieków, jak mawia mój przyjaciel – „owce idą tam, gdzie jest trawa”, czyli tam, gdzie można się duchowo najeść. I nie da się tego zadekretować jakimkolwiek aktem prawa czy decyzją, tak właśnie stało się w czasie Reformacji. 

W dziś rozważanym tekście biblijnym widzimy, że tłumy podążały za Jezusem. Ludzie byli zafascynowani tym co mówił i czynił Jezus. Jak owce za pasterzem, za Zbawicielem szły setki osób i któregoś dnia miesiąca kwietnia roku dwudziestego dziewiątego naszej ery, w drugie święto paschy, od kiedy publicznie nauczał Jezus, w żyznej okolicy południowo-zachodniego brzegu Jeziora Galilejskiego, tłum zatrzymał się w miejscu, gdzie „było dużo trawy”, które wskazał im Mesjasz. Jezus, gdy się rozejrzał, prowokacyjnie zapytał apostoła Filipa: „Skąd kupimy chleba, aby mieli co jeść? A mówił to, wystawiając go na próbę; sam bowiem wiedział, co miał czynić”. Filip znając zasoby uczniów pańskich odpowiedział, że mają tylko 200 denarów, co w tamtym czasie odpowiadało ok dwustu tzw. dniówkom niewykwalifikowanego robotnika. Wykarmienie „pięciu tysięcy mężów” musiało się więc jawić jako niewykonalne. Na to jeden z dwunastu imieniem Andrzej wymyślił, że jest chłopiec, który ma dwie rybki i pięć chlebów, ale sam szybko doszedł do wniosku, że to i tak dalej kropla w morzu potrzeb. I wtedy do akcji wkroczył sam Jezus, prosząc, aby wszyscy usiedli. Jako, że było tak mnóstwo trawy, wyobrażam sobie, że przypominać to mgło jakiś festiwal, albo gigantyczny piknik. Wokoło kwiaty, bzyczące owady, wakacyjny skwar, piękny widok na Jezioro Galilejskie. A „Jezus wziął więc chleby i podziękowawszy rozdał uczniom, a uczniowie siedzącym, podobnie i z ryb tyle, ile chcieli”. Finalne nie tylko wszyscy byli najedzeni, ale samych okruchów (resztek) zostało dwanaście koszy. Wydarzenie to było dla obecnych tak mocne i wyraziste, że nie tylko opisano je sześć razy na kartach czterech ewangelii, ale zebrani „zamyślali podejść, porwać go i obwołać królem [Jezusa]”. Cud opisany w dzisiejszym tekście jest jednym z tych cudów, które „stawiają pod ścianą”. Albo uznajemy to wszystko za legendę, albo za wiarygodne świadectwo Bożego ingerencji w nasz materialny świat. Fakty są takie, że tłum głodnych ludzi na raz stał się tłumem sytych ludzi. Okazało się, że w przeciwieństwie do tylko ludzkich rąk, w rękach Jezusa nawet mała ilość jedzenia okazała się wystarczająca, aby nasycić tłum. Pobłogosławienie przez Jezusa skromnych dwóch rybek i pięciu chlebów sprawiło cud nakarmienia pięciu tysięcy mężów (a zakładając, że byli z rodzinami znacznie większej liczby osób). I jakbyśmy na to wydarzenie nie patrzyli, kiedy w naszym życiu coś dzieje się pod Bożym Błogosławieństwem to musi się udać. Być może było i tak, że nagle rybki nie rozdzielały się na dwie i przeskakiwały z pomocą apostołów do kolejnej grupki siedzących na trawie. Może było i tak, że przykład Jezusa, który nie zabrał się sam za jedzenie, ale rozdzielił to co miał pomiędzy ludzi wokoło zainspirował obecnych u brzegu Jeziora Galilejskiego do podzielenia się z sąsiadami tym co i oni mieli. W końcu wyruszając w drogę mogli mieć ze sobą zapasy a porzucając logikę egoizmu, za przykładem Jezusa, dostrzegając potrzeby bliźniego mogli podzielić się z innymi tak, że pozostało aż dwanaście koszy resztek. Czy nie było tak w historii Kościoła, że dzieląc się z innymi, zbierając na jakiś zacny cel pozostawało znaczenie więcej niż oczekiwano zebrać? Tak powstała Bratnia Pomoc im. Gustawa Adolfa, kiedy zbierając fundusze na budowę pomnika upamiętniającego zasłużonego króla i obrońcę wiary, dostrzeżono, że środki zebrane znacznie przewyższyły potrzeby i utworzono fundusz, z którego do dziś wspiera się najbardziej potrzebujące parafie. Moim zdaniem cud rozmnożenia chleba polegał na zaufaniu ludzi do tego co czynił Jezus, co finalnie odwróciło logikę grzesznego egoizmu w stronę otwarcia się na potrzebującego. I tak działał Jezus, za którym podążały tłumy. A kiedy rok później oddał na krzyżu swoje życie za nas wszystkich to kompletnie odmienił logikę tego świata i wiedzą to wszyscy, który za Nim poszli. Choć miłość bliźniego zaczyna się od miłości do samego siebie, to w bliskości z (relacji) Jezusem nie szuka się już tylko swego i nie przechodzi mimo, wobec drugiego człowieka, tak jak Jezus nie przeszedł obojętnie wobec nas ludzi i naszego losu. 

Niezależnie od tego jak patrzymy na okoliczności cudownego wydarzenia nad Jeziorem Galilejskim jedno jest pewne, ludzie zostali nakarmieni i stało się to z powodu Jezusa, który nieco dalej w Janowej Ewangelii nazywa siebie chlebem życia (J 6, 51): „Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił; jeśli kto spożywać będzie ten chleb, żyć będzie na wieki; a chleb, który Ja dam, to ciało moje, które Ja oddam za żywot świata”. Warto brać przykład z owiec, które podążają za swoim pasterzem szukając życiodajnych pasz a także tłumu z Galilei i pójść za Jezusem, który także i dziś jest w stanie sprawiać cuda w naszym życiu. Wystarczy, że będzie On (Jezus) w centrum naszej uwagi. Amen!

ks. Karol Długosz