9. Niedziela po Trójcy Świętej
(7) Ale wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę. (8) Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa (9) i znaleźć się w nim, nie mając własnej sprawiedliwości, opartej na zakonie, lecz tę, która się wywodzi z wiary w Chrystusa, sprawiedliwość z Boga, na podstawie wiary, (10) żeby poznać go i doznać mocy zmartwychwstania jego, i uczestniczyć w cierpieniach jego, stając się podobnym do niego w jego śmierci, (11) aby tym sposobem dostąpić zmartwychwstania. (12) Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały, ale dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa. (13) Bracia, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyciłem, ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, (14) zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie. Flp 3, 7-14
Drogie Siostry i Bracia w Chrystusie,
znamy to uczucie: zmęczenie. Nie tylko fizyczne, ale głębokie, duszne – zmęczenie życiem, wymaganiami, oceną innych, czasem w ogóle sobą samym. Ciężar codzienności, wiadomości ze świata, niespełnione oczekiwania wobec siebie i Boga. Pełno tego wokół nas. Niektórzy z nas są zmęczeni tym, że ciągle próbują być lepsi, bardziej pobożni, bardziej skuteczni, bardziej zasługujący. Inni są zmęczeni tym, że już dawno odpuścili. Bo ile razy można próbować od nowa?
A dzisiejsze słowo z Listu do Filipian mówi do nas, tak bardzo zmęczonych:
„Nie jakobym już to osiągnął… ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, zmierzam do celu…”
Ale jak zdążać, gdy nie ma sił? Jak być sprawiedliwym, gdy w sobie widzimy tylko słabość? Jak wierzyć, gdy już nawet nie ma sił do modlitwy?
Dzisiejsze Słowo Boże kierowane jest właśnie do tych, którzy są zmęczeni sobą i światem. Możemy usłyszeć w nim 4 zdania. One mogą stać się dla nas jak cztery filary, na których można się oprzeć, kiedy wszystko inne zawodzi. Bo nawet jeśli nie mamy już siły iść, to Słowo pokazuje, że nie siłą idziemy – ale łaską.
A więc posłuchajmy pierwszego z nich.
II.
„Nie twoja sprawiedliwość, lecz ta z wiary w Chrystusa”
„I znaleźć się w nim, nie mając własnej sprawiedliwości, opartej na zakonie, lecz tę, która się wywodzi z wiary w Chrystusa” (Flp 3,9)
To sedno Ewangelii. Jeśli dziś czujemy się zbyt słaby, by „zasłużyć na Bożą miłość” – to dobrze. Bo Bóg nie daje swojej łaski tym, którzy zasłużyli, ale tym, którzy jej potrzebują.
W moim świadectwie konfirmacyjnym zapisano właśnie te słowa. Wtedy jeszcze ich nie rozumiałem, ale dziś wiem, nie muszę mieć sprawiedliwości z siebie – mam ją z Chrystusa. Z łaski. Przez wiarę. Tylko tyle – i aż tyle. To usprawiedliwienie z łaski Reformacyjne hasło „sola gratia” i przez wiarę – sola fide – jest darem. Nie trudem. Nie nagrodą. Ale ratunkiem. Doskonale to wyznajemy tu na naszej Mazurskiej Ziemi już od 500 lat. Wyznajemy, że Bóg już nas przyjął – nie dlatego, że jesteśmy doskonali, ale dlatego, że On jest miłością, święty i wierny. To nie tylko teologia i nasza prawda wiary – to codzienność.
Popatrzmy na Dietricha Bonhoeffera, który w obliczu nazistowskiej przemocy z II wojny światowej, nie znalazł pociechy w sobie, ale w Chrystusie. Tylko Bóg może Nas sądzić, i tylko On może Nas uniewinnić. I On to zrobił – w Chrystusie.
A bliżej nas – ilu z nas zna kogoś, kto przestał chodzić do kościoła, bo czuł się zbyt grzeszny? A przecież to właśnie dla takich Chrystus przyszedł. Jeśli dziś towarzyszy nam uczucie niegodności – to dobrze. Bo właśnie takich Bóg zaprasza. Skoro więc Bóg nie oczekuje od nas sprawiedliwości z naszych rąk, ale daje ją z własnego Ojcowskiego serca, to pojawia się kolejne pytanie:
Co w takim razie naprawdę ma wartość? Jeśli nie uczynki, nie pochodzenie, nie status – to co?
I tu właśnie apostoł Paweł prowadzi nas dalej, do bardzo mocnego i często niewygodnego wyznania:
– „Wszystko uznaję za szkodę, a we współczesnym tłumaczeniu Biblii Ekumenicznej „wszystko poczytuje za nic i uważam za śmieci…., żeby zyskać Chrystusa” (Flp 3,8)
Paweł nie mówi, że jego wcześniejsze życie było złe. Mówi, że było nieważne w porównaniu z Chrystusem. Jego prawowity hebrajski rodowód, faryzejska religijność, zasługi w gorliwości faryzejskiej jako prześladowca sekty Chrystusa, jak faryzeusze określali wiernych z Prazboru – wszystko to zbladło wobec jednego: poznania Zbawiciela.
Może dzisiaj patrzymy na coś, co straciliśmy – pozycję, relację, wpływy, może nawet pierwotny entuzjazm wiary. Ale nie te straty nas niosą ale niesie nas Chrystus. I dopóki Jego mamy – mamy wszystko. Jeśli jesteśmy zmęczeni wymaganiami ze wszystkich stron, to błogosławieni jesteśmy. Czasem dopiero zmęczenie pozwala nam naprawdę poznać, co ma wartość.
Ale może teraz ktoś powie: „Tak, to piękne – ale ja przecież nie jestem jak Paweł. Nie mam takiej wiary. Nie potrafię tak radykalnie oddać wszystkiego.” I właśnie tutaj apostoł Paweł mówi coś niezwykle pokrzepiającego. On – ten wielki świadek wiary – przyznaje: „Jeszcze nie dotarłem.” Nie jestem gotowy. Nie jestem doskonały. Ale idę dalej. I to właśnie w tym „idziemy dalej” jest miejsce dla ciebie i dla mnie. – „Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały, ale dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa…Zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie.”
(Flp 3,12. 14)
Życie chrześcijanina to nie doskonałość – to kierunek. Nie chodzi o to, by już być u celu, ale by go nie zgubić. A cel jest jasny: Chrystus i życie wieczne z Nim. Paweł mówi: „Zapominam o tym, co za mną” – i to jest dobra rada dla zmęczonych. Przeszłość? Już oddana. Błędy? Odpuszczone. Nie wpatrujmy się w siebie, patrzmy na Jezusa. To droga, w której nie my trzymamy Boga, ale Bóg trzyma nas. On sam nas w Duchu Świętym „pochwycił” pozyskał i poświęcił. Dla nas jest zadanie – iść dalej. Choćby powoli. Choćby na kolanach. Jednak kiedy idziemy dalej – nie idziemy po równym, prostym chodniku.
Czasem ta droga prowadzi przez cierpienie, niezrozumienie, ból, straty. I tu może się pojawić najtrudniejsze pytanie: Gdzie wtedy jest Bóg? Czy w naszym bólu jesteśmy sami? I znowu – List do Filipian daje odpowiedź. Może nie łatwą, ale prawdziwą. Otwiera przed nami czwarty filar: uczestnictwo w cierpieniu Chrystusa. „poznać go i doznać mocy zmartwychwstania jego, i uczestniczyć w cierpieniach jego, stając się podobnym do niego w jego śmierci, aby tym sposobem dostąpić zmartwychwstania.”
(Flp 3,10. 11)
Może najtrudniejszy, ale i najpiękniejszy fragment. Bo mówi: jeśli cierpimy – nie jesteśmy sami. Chrystus już tam był. I jest z nami. Nasze łzy, samotność – nie oddzielają nas od Boga. One nas do Niego zbliżają. W tym jest teologia krzyża – tak droga naszemu Reformatorowi. To nie chwała nas zbawia, ale krzyż. I to tam Bóg jest najbliżej – gdy wydaje się, że Go nie ma. A po krzyżu – zmartwychwstanie. Bo moc zmartwychwstania objawia się właśnie w tych, którzy umarli w sobie, a teraz żyją już nie dla siebie, lecz dla Niego.
III
Usłyszeliśmy dziś cztery zdania jako prawdy, płynące z wiary w Chrystusa. One mogą być jako mocne podpory pod życie, które zbyt często się chwieje. Jeszcze raz je krótko przypomnijmy.
Po pierwsze: nie nasza sprawiedliwość, lecz ta z wiary w Chrystusa. Nie musimy zasługiwać. Nie musimy nic udowadniać. Nie musimy porównywać się z innymi, ani tym bardziej żyć pod ciężarem własnej przeszłości. Jesteśmy najcenniejsi, bo jesteśmy w Chrystusie. A to znaczy: sprawiedliwość nie wypływa z naszej siły, ale z Bożej łaski.
Po drugie: wszystko inne – choć cenne – jest śmieciem, jeśli nie prowadzi do Chrystusa.
To nie znaczy, że nasze relacje, praca czy obowiązki są nieważne. Ale oznacza to, że nie mogą być fundamentem naszego życia. Bo one się zmieniają. Ludzie zawodzą. Zdrowie zawodzi. Świat pęka. A Chrystus trwa. Jeśli dziś coś tracimy, może dobre imię, pewność siebie, nawet wewnętrzny pokój – to nie jest koniec. Jeśli w tym wszystkim jeszcze mocniej uchwycimy się Chrystusa, to tak naprawdę zyskujemy wszystko.
Po trzecie: jeszcze nie dotarliśmy – ale idziemy.
To nie perfekcja czyni z nas chrześcijan, ale to, że idziemy za Chrystusem. Nawet jeśli czasem, sił nie starcza, to już jest łaska naszego Boga Ojca w niebie, kiedy dalej podążamy za Jezusem trwamy w ufności Bogu Ojcu. Nie muszę widzieć mety, by iść. To nie my niesiemy Chrystusa – Chrystus niesie nas.
I po czwarte: cierpienie nie znaczy, że Bóg jest daleko.
Właśnie wtedy, kiedy wszystko w nas krzyczy: „Boże, czemu mnie opuściłeś?”, On jest najbliżej. On też płakał. On też się bał. On też był zdradzony. I On też został sam. Ale nie po to, by pokazać nam, jak cierpieć – lecz po to, by nas przeprowadzić przez ciemność. Po krzyżu przychodzi poranek zmartwychwstania. I jeśli dziś jesteśmy w Wielkim Piątku – pamiętajmy, że Niedziela już się zbliża.
Co więc jest najważniejsze w Naszym rozważaniu?
Jeśli jesteśmy zmęczeni – odpocznijmy w łasce. Nie musimy, zasługiwać, udawać. Jeśli czujemy się niespełnieni – przyjmijmy dar usprawiedliwienia. Nie nasze zasługi nas niosą, ale wiara. Nie nasza moc, ale Jego wierność. Jeśli nie widzimy sensu tego, co się dzieje – patrzmy na Chrystusa. Nie szukajmy odpowiedzi we własnym wnętrzu – patrzmy na Tego, który został za nas ukrzyżowany. Jeśli boimy się przyszłości – idźmy dalej, za Jezusem do celu, do życia wiecznego w Bożym Królestwie. Amen
ks. Jan Neumann