Niedziela Misericordias Domini
(15) Gdy więc spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie więcej niż ci? Rzekł mu: Tak, Panie! Ty wiesz, że cię miłuję. Rzecze mu: Paś owieczki moje. (16) Rzecze mu znowu po raz drugi: Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie? Rzecze mu: Tak, Panie! Ty wiesz, że cię miłuję. Rzekł mu: Paś owieczki moje. (17) Rzecze mu po raz trzeci: Szymonie, synu Jana, miłujesz mnie? Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: Miłujesz mnie? I odpowiedział mu: Panie! Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że cię miłuję. Rzecze mu Jezus: Paś owieczki moje. (18) Zaprawdę, zaprawdę, powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, sam się przepasywałeś i chodziłeś, dokąd chciałeś; lecz gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a kto inny cię przepasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz. (19) A to powiedział, dając znać, jaką śmiercią uwielbi Boga. I powiedziawszy to, rzekł do niego: Pójdź za mną.
J 21, 15-19
Pójdź za mną. Jakie to z pozoru proste. Przecież się dobrze poznali, przeżyli razem całkiem sporo. Chwile piękne, ale także upadek i chwilę zdrady zwiastowaną przez pianie koguta. Był i powrót i jest spotkanie ze zmartwychwstałym Jezusem. Mimo to, widzimy, że nic tu proste nie jest. Powtarzane pytanie, rozczarowanie zapytanego i wreszcie kolejne wezwanie: Pójdź za mną.
To jest przecież powielkanocne wezwanie każdej i każdego z nas. I tak, jak w przypadku Szymona Piotra, nic tu proste, oczywiste i banalne nie jest.
Gdy ponad 20 lat temu, profesor Karol Toeplitz, kierownik katedry filozofii zaproponował mi, aby moim tematem pracy magisterskiej stało się zagadnienie naśladowania Chrystusa, to pomyślałem, że będzie o pobożności człowieka. Okazało się, że naśladowanie Chrystusa, to historia o miłosiernym Bogu.
Przecież, aby Piotr mógł usłyszeć Jezusowe Pójdź za mną i choć spróbował odpowiedzieć na to wezwanie, to musi się to odbywać w przestrzeni absolutnej ludzkiej wolności. Dar wolności, Boże ryzyko… Nie ma mowy o praktykowaniu chrześcijaństwa, naśladowaniu Chrystusa, bez wolności sumienia. By Piotr mógł rzeczywiście pójść za Mistrzem, musi mieć możliwość opowiedzieć: nie. Miłość zawsze musi być dobrowolna.
Jezusowe Pójdź za mną, zawiera w sobie także obietnicę. Obietnicę spełnionego życia. Wbrew pozorom i naszym częstym wyobrażeniom, praktyczne chrześcijaństwo, nie musi być tylko cierpieniem, trudem, walką ze światem i kończyć się męczeńską śmiercią. Dajmy spokój. Stanowczo zbyt długo, stawialiśmy, te niezbyt sympatyczne przeżycia jako warunek praktycznego chrześcijaństwa. Przecież to wszystko zdarza się i muzułmanom, i agnostykom. Bynajmniej nie do tego zachęca Jezus, choć nieraz przypomina, że i jego uczniom może to nie być to obce.
Spróbujmy Jezusowe zaproszenie potraktować zupełnie serio. Tak, by wybrzmiało w zwykłym, szarym dniu, naszego życia. Pójście za nim jako zaproszenie do przygody życia, w której jest miejsce na coś więcej niż ja sam. Do życia, które jest życiem, także dla innych. Do wydawania owoców, którymi karmimy nie tylko samych siebie.
Doby Pasterz, źródło wody, która gasi pragnienie, a więc pozwala także, odejść kiedyś spełnionym i nasyconym życiem. Bycie od wielu lat, szpitalnym kapelanem, nauczyło mnie, intymnego, chrześcijańskiego spotkania, z ludźmi spoza naszego, kościelnego kręgu. Czasami spoza jakiegokolwiek kościoła. I rzeczywisty sens tej służby, dostrzegłem wtedy, kiedy dorosłem do tego i nauczyłem się, żeby przestać traktować i patrzeć na powierzonych mojej opiece i ich rodziny, jako potencjalnych parafian, albo potencjalnych chrześcijan. Bycie z, bez żadnych warunków wstępnych i tylko w przestrzeni wolności, przełamuje konfesyjne lęki i kulturowe bariery. To samo pozwala nam jako parafii, stawać się centrum spotkania i ekumenicznej oazy.
Właśnie przestrzeń wolności, daje szansę, doświadczać dziś, nieprawdopodobnego błogosławieństwa wspólnoty, z uchodźcami z Ukrainy. To nasza parafia stała się w Jaworze duchowym centrum dla prawosławnych, grekokatolików, ale także agnostyków i niewierzących. I to nie dlatego, że rozdajemy najlepsze dary materialne, ale dlatego, że nie uciska nas ciasny gorset konfesji, ani kodeks kanoniczny. Nie oczekujemy określania się i deklaracji. Uczymy się nie dziwić i nie oceniać, a staramy raczej uczyć się i ubogacać. Otwarte drzwi i poszanowanie wolności, często wystarczą. Przewrotnością jest, że tak straszna wojna, okazuje się wielkim błogosławieństwem przeżywania wspólnoty.
Może więc, rzeczywiście spróbujmy otworzyć drzwi naszych kościołów. Niw w formie deklaratywnej, bo w tym już dawno osiągnęliśmy mistrzostwo. Nie chodzi również o to, by tworzyć jakieś nie- kościelne chrześcijaństwo, pozbawione historii i formy. Absolutnie nie.
Jednak przekonany jestem, że jeśli nauczymy się słyszeć: nie, od ludzi, przed którymi otwieramy drzwi, i będziemy potrafili to: nie, przepracować sami ze sobą i w pełni zaakceptować, to stanie się to dla nas uleczeniem. Uleczeniem naszych kompleksów i lęków, a także odzyskaniem wiarygodności, której tak bardzo brakuje kościołom XXI wieku.
Chodzi także o to, by pojedynczego człowieka, przestać dostosowywać do swoich wyobrażeń o „standardowym wiernym” i nie wyganiać z przestrzeni kościoła. Pozostawić raczej należy, swobodę, by sam określił swoją bliskość lub oddalenie względem instytucji. Obawiam się, że wielu duchownych, nauczyło się określonej techniki, jak z sympatyków, czynić członków i uważa za osobistą porażkę, jeśli technika nie zadziała. Naśladowanie Chrystusa, jest czymś kompletnie różnym. Jest tworzeniem przestrzeni dla tych, którzy nigdy parafianami się nie staną, albo choć szanowaniem przestrzeni, którą sami tworzą.
Tylko w takich okolicznościach, powielkanocne: Pójdź za mną, zabrzmi wyraźnie i czysto.
Amen
ks. Tomasz Stawiak