Święto Trójcy Świętej

(3) Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, który nas ubłogosławił w Chrystusie wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios; (4) w nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nienaganni przed obliczem jego; w miłości (5) przeznaczył nas dla siebie do synostwa przez Jezusa Chrystusa według upodobania woli swojej, (6) ku uwielbieniu chwalebnej łaski swojej, którą nas obdarzył w Umiłowanym. (7) W nim mamy odkupienie przez krew jego, odpuszczenie grzechów, według bogactwa łaski jego, (8) której nam hojnie udzielił w postaci wszelkiej mądrości i roztropności, (9) oznajmiwszy nam według upodobania swego, którym go uprzednio obdarzył, (10) tajemnicę woli swojej, aby z nastaniem pełni czasów wykonać ją i w Chrystusie połączyć w jedną całość wszystko, i to, co jest na niebiosach, i to, co jest na ziemi w nim, (11) w którym też przypadło nam w udziale stać się jego cząstką, nam przeznaczonym do tego od początku według postanowienia tego, który sprawuje wszystko według zamysłu woli swojej, (12) abyśmy się przyczyniali do uwielbienia chwały jego, my, którzy jako pierwsi nadzieję mieliśmy w Chrystusie. (13) W nim i wy, którzy usłyszeliście słowo prawdy, ewangelię zbawienia waszego, i uwierzyliście w niego, zostaliście zapieczętowani obiecanym Duchem Świętym, (14) który jest rękojmią dziedzictwa naszego, aż nastąpi odkupienie własności Bożej, ku uwielbieniu chwały jego. Ef 1, 3-14

Kończymy liturgiczną „część świąteczną” Roku Kościelnego. Zbliżający się „koniec” zazwyczaj prowokuje do podsumowań. Tym razem podobnie – kres pierwszej części roku kościelnego zostanie podsumowany Świętem Trójcy Świętej. Niby nic nowego w liturgicznej corocznej manierze, ale można przecież przy tej okazji próbować postawić sobie kilka pytań.

Na przykład, czy poświęcimy się dziś teologicznym rozważaniom o różnicach w pojmowaniu tajemnicy Bożej istoty, wejdziemy na kolizyjny kurs z chrześcijaństwem Wschodu i rozdrapiemy rany filioque? Pokusa jest. Można przy tej okazji udowodnić swoje racje, wyższość naszego rozumowania. Podnieść poziom samozadowolenia. Może nawet uwierzyć, że jesteśmy mądrzejsi, bardziej oświeceni, może bardziej umiłowani? Wygląda to jak walka rodzeństwa o uznanie rodziców, które w konsekwencji może przełożyć się na umocowanie na przykład do prowadzenia ich firmy lub – co tu dużo mówić – wielkość spadku.

Z drugiej strony, przy całym respekcie dla Boskości, kogo dziś to wszystko obchodzi. Abstrahując od wojny w Ukrainie, niepokojów na Bałkanach, umierających milionów w Sudanie Południowym (tak, jest takie państwo, tak, od lat trwa tam wojna domowa i umierają tam miliony niewinnych ludzi) pochłonięci jesteśmy codziennymi sprawami, może nawet troskami. I może nawet te wszystko obciąża nas „obiektywnie”. Więc ta akademicka wiedza wydaje się oddalona od naszych spraw o lata świetlne. W dodatku coraz częściej istotne wątki wielu dyskursów bywają spłaszczone do poziomu akceptowalnego przez niechętnych edukacji i wysiłkowi umysłowemu, ale za to stanowiących zagrodową większość.

Próbujemy wobec tego wybrnąć z impasu i nie dać się wtłoczyć ani w wielokrotnie złożone zdania pełne terminologii teologicznej naszego tekstu szybko wprowadzające do umysłu słuchacza różne koncepcje, ani w proste (by nie powiedzieć prostackie) mechanizmy kościelnego rytuału, czy wspomnianej wyżej obojętności.

I tu z pomocą przychodzi nam: „Błogosławiony niech będzie Bóg…”

To jest kluczowe: nasz tekst rozpoczyna się nie wezwaniem do teologicznej refleksji albo składania kolejnych ofiar czy to krwawych, czy bezkrwawych, lecz dobrym słowem o Bogu i Jego dziele zbawienia. Tak, zdaję sobie sprawę, że o zbawieniu (podobnie jak o Trójcy) też niewielu dziś chce słyszeć napełnionych niezmąconym niczym przeświadczeniem o własnej sile, podmiotowości i możliwościach. Wprawdzie taka postawa zawsze kończyła się tragedią, a odwieczne oczekiwanie, że „będziemy jako Bóg” również dziś obecne, by przesłonić istotne przesłanie Ewangelii pokory i wdzięczności Bogu, prowadziło ku przepaści, ale ochoczo zapominamy o tej nauce.

Z tym „dziedzictwem” (bagażem) wczytujemy się w List do Efezjan. I oto zamiast pouczeń, moralizatorstwa, podawania gotowych etycznych rozwiązań, wskazywania wąskiej ścieżki ku zbawieniu na początku pojawia się błogosławieństwo, dobre słowo o Bogu pokazujące, że Bóg z miłości przyjmuje (adoptuje) ludzi jako swoje dzieci i troszczy się o nich wszystkich bez wyjątku przez plan zbawienia, który realizuje się w Jego odwiecznym działaniu na ziemi. Konsekwentnym, acz różnorakim.

Wspomnieliśmy, że czasy są niespokojne. Nie tylko na Słowacji w wyniku zadziwiających i niespodziewanych zdarzeń mamy odczucie, że „grunt” pod naszymi stopami się chwieje. Chwieją się znane nam struktury na świecie i w Kościele. Także w naszym Kościele. Wciąż pojawiają się wątpliwości: Czy damy radę przeciwnościom losu, czy przetrwamy, a w kontekście widocznych dla każdego zmian klimatycznych, czy przetrwamy wręcz jako gatunek. Czy ci, którzy kierują losami świata sprostają wyzwaniom? Stawiając sprawy na ostrzu noża, czy w kontekście tego, co już zostało powiedziane warto nadal nosić na sobie piętno chrystusowe, czyli być chrześcijanami? Zapewniam, że podobne rozterki były obecne wśród pierwotnych adresatów

apostolskiego pisma i właśnie dlatego otrzymali oni to samo pocieszenie: „Błogosławiony niech będzie Bóg…”.

Ale czy kiedykolwiek było inaczej? Przecież od chwili utraty uprzywilejowanej pozycji w ogrodzie Eden spożywamy nasz chleb „w pocie oblicza naszego”. Wyidealizowane chrześcijaństwo pierwszych wieków było naznaczone podobnymi niepokojami i niepewnościami. Pojawiły się napięcia pomiędzy wiernymi wywodzącymi się z żydostwa a tymi, którzy dla Pana porzucali pogańskie wierzenia. Wybuchały spory, pojawiali się fałszywi nauczyciele. Wreszcie sytuacja wrogości otoczenia znajdująca kulminację w prześladowaniach była delikatnie mówiąc nie do pozazdroszczenia.

W tym oto zamieszaniu przedstawiony zostaje chrześcijanom pozytywny obraz „pełnego” (spełnionego) życia naśladowcy(-ów) Jezusa. A zagrożona rozłamem jedność ich wspólnoty jest spajana jednoczącym i wzmacniającym zrozumieniem Kościoła jako Ciała Chrystusa. W tym celu autor (autorzy?) rozpoczyna list wielką liturgiczną pochwałą Boga.

Dziś święto Boga bogatego w wewnętrzne relacje, w których każda z Osób nieustannie oddaje cześć Pozostałym. On uosabia jedność bez jednolitości i przyjmuje wszystkich ludzi w ich różnorodności. Bezwarunkowo. Wskazuje na to omawiany fragment Pisma w formie ogromnej pochwały Boga, który – jak wspomniano – wszystkich włącza w swój plan i w Chrystusie jednoczy całą różnorodność w niebie i na ziemi. Ten, który jest trzema w jednym, pozwala nam być jednym w Nim.

Nasz tekst kazalny nie oferuje przepisu, uniwersalnej recepty dla adresatów w Efezie, czy ich potomków. Idzie jakby równoległą ścieżką przyjmującą formę zbiorowej pochwały Boga. Odrzuca (oczywiste skąd inąd) deficyty słuchaczy skupiając się na ich bogactwie: doświadczeniu zbawiennej łaski i niezasłużonej dobroci Boga wobec wszystkich. W żaden sposób nie moralizuje, nie namawia, nie przymusza. Pokazuje wspólną podstawę, która, mimo wszelkich różnic, opiera się na odwiecznej aktywności Boga.

Oczywista niby różnorodność w Kościele i w społeczeństwie nie jest wcale łatwa do zaakceptowania. Nie mówimy o deklaracjach, ale o rzeczywistych wewnętrznych przekonaniach i ich realnych efektach w działaniu. Tam, gdzie ludzie różnią się znacząco różnorodność staje się prawdziwym wyzwaniem, tym bardziej, jeśli w grę wchodzą różne systemy wartości, różne przyzwyczajenia, kody kulturowe. Takie konflikty wartości pojawiły się w ostatnich latach na przykład w kontekście obowiązku szczepień, dziś są obecne w kontekście dostaw broni czy oceny dramatycznej sytuacji w Strefie Gazy. Pojawiają się również w parafiach, gdzie, wzmocnione argumentami religijnymi, szybko stają się znaczącym testem dla jedności wspólnoty. Klasyczne apele o tolerancję czy celowe wspieranie marginalizowanych nie są już nawet częściowo skuteczne. Społeczność wiernych tęskni za kulturą wymiany poglądów, w której stanowiska są przedstawiane w formie argumentów z obustronnym celem zrozumienia i założeniem zredukowania wzajemnych nieporozumień i uprzedzeń oraz gotowości do respektowania konsensusu po zakończeniu debaty. Nie ma co żywić złudzeń co do takiej kultury debaty w coraz bardziej spolaryzowanym społeczeństwie. Niemniej w Kościele wezwanym do porzucenia materialnej, wystawnej wspaniałości i widocznego we wspaniałych budowlach czy bogatym zdobieniu ulic w Efezie antycznego dobrobytu na rzecz skupienia się na niematerialnych dobrach Ewangelii, takich jak łaska i (duchowa) pełnia można [a może i trzeba] oczekiwać, że ewentualny spór ograniczy się do kwestii merytorycznych i nie pozbawi przy tym oponentów przyrodzonej im (a wręcz przydanej przez Boga) godności. Godności Bożych dzieci, tych, które są wcześniej przez samego Boga „usynowione”, adoptowane. Początek listu do Efezjan jest delikatnym krytycznym przypomnieniem: [wszyscy] jesteśmy wybrani, aby być świętymi i nienagannymi w miłości wzajemnej.

Widzimy jak tekst oferuje raczej impulsy na niż konkretne rozwiązania [konfliktów]. Bezdyskusyjnie podkreśla fakt, że wszyscy jesteśmy częścią Bożego planu, jako wyznaczeni do

„uwielbienia chwały Jego” (w.12.14) i do przejęcia Jego dziedzictwa, przypominając, że sam Bóg jest tej deklaracji rękojmią.

Gdy to zostanie odkryte rosnąca tęsknota za jasnymi interpretacjami i trwałymi rozwiązaniami nie doprowadzi chrześcijan – ani tych antycznych ani tych współczesnych – do populistycznych i uproszczonych (prostackich) fałszywych odpowiedzi.

Chrześcijanie wzmocnieni słowami dzisiejszego tekstu listu apostolskiego odpowiadają na to wielkim uwielbieniem Boga i życiem, w którym najważniejsze są mimo wszystko niematerialne wartości dziś wspomniane. Bóg pragnie dla nas obfitości i zbawienia. Jego miłość wyprzedza wszelkie nasze zasługi i wymagania. Łaska i obfitość są darami Boga dla przyjętych [kiedyś mówiono „usynowionych”] dzieci Bożych i stanowią ich niematerialne dziedzictwo. Różnorodność, która je charakteryzuje, znajduje swoje odzwierciedlenie w różnorodności samych Osób Boskich. W dzisiejszej perykopie z Listu do Efezjan wszystkie trzy Osoby Trójcy Świętej są obecne i zapraszają ich i nas do refleksji nad obfitością i różnorodnością, które powinny znaleźć swoje miejsce w naszym życiu.

Niejednolitość (różnorodność) chrześcijańskich Kościołów, parafii, społeczności jest także naszym codziennym doświadczeniem. Wiemy już, że może ona często prowadzić do nieporozumień i konfliktów. Wiemy też, że jako chrześcijanie (chrystusowi), jesteśmy wezwani do przyczyniania się do obfitości i współistnienia na świecie nawet jeśli oznacza to nieprzystosowanie się do norm społecznych. Nasze podejście może nawet przeciwstawiać się porządkowi społecznemu, ale jest zgodne z wezwaniem Listu do Efezjan, aby realizować Ewangelię w naszym życiu.

Tak jak dzieci pochodzące z tego samego domu, tak również różne wyznania, a nawet poszczególni wierni jednej tradycji wiary są różni. To jest naturalnie czasami wyzwaniem, ale różnorodność świadczy o zamierzonej pełni Trójjedynego Boga. My, chrześcijanie, możemy jako dzieci Boże spokojnie i z odwagą doceniać i akceptować różnorodność wśród nas – ponieważ sami mamy trzy bardzo różne Boskie Osoby jako wzory i opiekunów. „Aż nastąpi odkupienie własności Bożej, ku uwielbieniu chwały Jego”.

Amen

ks. Robert Sitarek