1. Dzień Świąt Zesłania Ducha Świętego
(1) Spoczęła na mnie ręka Pana; i wyprowadził mnie w swoim duchu, i postawił mnie w środku doliny, która była pełna kości. (2) I kazał mi przejść dokoła nich, a oto było ich bardzo dużo w tej dolinie i były zupełnie wyschłe. (3) I rzekł do mnie: Synu człowieczy, czy ożyją te kości? I odpowiedziałem: Wszechmocny Panie, Ty wiesz. (4) I rzekł do mnie: Prorokuj nad tymi kośćmi i powiedz do nich: Kości wyschłe! Słuchajcie słowa Pana! (5) Tak mówi Wszechmocny Pan do tych kości: Oto Ja wprowadzę do was ożywcze tchnienie i ożyjecie. (6) I dam wam ścięgna, i sprawię, że obrośniecie ciałem, i powlokę was skórą, i dam wam moje ożywcze tchnienie, i ożyjecie, i poznacie, że Ja jestem Pan. (7) Prorokowałem więc, jak mi nakazano. A gdy prorokowałem, rozległ się głos, a oto powstał szum; i zbliżyły się kości, jedna kość do drugiej. (8) I spojrzałem: a oto pojawiły się na nich ścięgna i porosło ciało; i skóra powlokła je po wierzchu, ale ożywczego tchnienia w nich nie było. (9) I rzekł do mnie: Prorokuj do ożywczego tchnienia, synu człowieczy, i powiedz ożywczemu tchnieniu: Tak mówi Wszechmocny Pan: Przyjdź, ożywcze tchnienie, z czterech stron i tchnij na tych zabitych, a ożyją. (10) I prorokowałem, jak mi nakazano. Wtem wstąpiło w nich ożywcze tchnienie i ożyli, i stanęli na nogach – rzesza bardzo wielka. (11) I rzekł do mnie: Synu człowieczy, te kości – to cały dom izraelski. Oto mówią oni: Uschły nasze kości, rozwiała się nasza nadzieja, zginęliśmy. (12) Prorokuj więc i powiedz im: Tak mówi Wszechmocny Pan: Oto Ja otworzę wasze groby i wyprowadzę was z waszych grobów, ludu mój, i wprowadzę was do ziemi izraelskiej. (13) I poznacie, że Ja jestem Pan, gdy otworzę wasze groby i wyprowadzę was z waszych grobów, ludu mój. (14) I tchnę w was moje ożywcze tchnienie, i ożyjecie; i osadzę was w waszej ziemi, i poznacie, że Ja, Pan, to powiedziałem i wykonam – mówi Pan. Ez, 37, 1-14
Zesłanie Ducha Św. 2024
Dzień Zielonych Świąt. Ożywcze tchnienie, odnowa, świeży powiew. Czy rzeczywiście? Czy poopowiadamy dziś o tym wszystkim, by za godzinkę powrócić do swojej skorupy lęku, kompleksów i małostkowości?
Dzisiejszy dzień, uznaje Kościół, za pamiątkę swoich narodzin. To tego dnia, po raz pierwszy, ludzie różnych plemion, ras i języków, mieli posiąść zdolność, wzajemnego rozumienia. Zrozumienia!
Nie muszę przypominać, jak bardzo się dziś, nawzajem, nie rozumiemy. Czy dlatego, że jesteśmy różni od ludzi sprzed 2000 lat? Bynajmniej. Niewiele się w swej naturze zmieniliśmy. Dlaczego więc im się udało zostać pochwyconym ożywczym tchnieniem Ducha i porwać dla niego ówczesny świat, a nam wychodzi to mocno średnio?
Wisi nad nami nieszczęście Manicheizmu- idei nazwanej tak od niejakiego Maniego, starożytnego Babilończyka, którego nauka o odwiecznej walce dobra ze złem, choć oficjalnie odrzucona, przez chrześcijaństwo, nie dość, że przetrwała w kościołach wszelkich denominacji, to dziś, w XXI wieku, ma się, szczególnie w kaznodziejstwie, doskonale. Ileż to razy, ubrany w czarną togę, albę, ornat, czy niedzielny garnitur, bardzo poważny głosiciel Bożego Słowa, przekonuje z ambon, mównic czy sprzed ołtarza, że zły świat na mnie czyha, kusi, deprawuje…
Konsekwencja jest łatwa do wyobrażenia. Skoro tam, gdzieś na zewnątrz, w tzw. świecie, jest zło, niebezpieczeństwo i zagrożenie, to tu wewnątrz, musimy się okopać, zbudować mury obronne i uważnie obserwować, co i kto, przenika do nas z zewnątrz. Przez całe lata, generowało to w Kościele sytuację, w której, jak mówią dziś młodsi ode mnie, „nie dojeżdżał” on na czas. A to w sprawie niewolnictwa- dopuszczając je, a to w temacie Teorii Kopernikańskiej, oskarżeń o czary, samobójców, a dziś in vitro czy osób nieheteronormatywnych.
Słuchałem kiedyś w Pradze kazania ks. prof. Halika, gościa ekumenicznego, ostatniego spotkania ŚFL. Opowiadając o ożywczej historii Zielonych Świąt, zwrócił uwagę, na pewien szczegół wychwycony przez starożytnego Ojca Kościoła Grzegorza z Nazjanzu, który nam w tej świątecznej historii umyka. Pierwsi chrześcijanie, są postrzegani, „jakby się młodym winem upili.” Ks. Halik twierdzi, że w tym nie ma przypadku. Grzegorz z Nazjanzu, człowiek południa, doskonale rozumiał, że z działaniem Ducha, wiąże się wesołość i otwartość. Nie chodzi oczywiście o odurzanie się alkoholem, bo uczniowie, nie są przecież pijani, ale o przekroczenie pewnej ponurej formy, która nakazuje nam zbyt często, głosić Dobrą Nowinę w sposób tak nadęty, że żaden, nawet najpiękniejszy przekaz, nie jest możliwy do strawienia, dla słuchających.
Lęk przed zmieniającym się światem, który jest lękiem przed koniecznymi zmianami, jest zaprzeczeniem tego ożywczego Ducha, który był siłą i atrybutem pierwszych chrześcijan. Jeśli komuś się wydaje, że barykadując się, przed tym, co na zewnątrz, spowoduje zatrzymanie czasu, to musi wiedzieć, że tak to nie działa. Zamykanie i tarasowanie okien i drzwi, powoduje, co najwyżej zaduch i brak świeżego powietrza. Wszystkie choroby i epidemie świata i tak wchodzą do wspólnot. Nie jesteśmy wcale wolni od nienawistnych ideologii opartych na strachu, takich jak nacjonalizm, populizm, teorie spiskowe czy fundamentalizm religijny. Koronawirus i wojna tuż za granicą, pokazały nam, jak niewiele mamy pod kontrolą i jak kruchy jest nasz świat. A jednak musimy uczyć się żyć w tym świecie! I nie wolno nam, zrzucać odpowiedzialności, tylko na polityków. Przed ludźmi wiary stoi wielkie terapeutyczne, pedagogiczne i teologiczne zadanie: uczyć siebie i innych, żyć twarzą w twarz, z rzeczywistością, której nie potrafimy kontrolować. W świecie paradoksów i niespodzianek. Nie potrafiliśmy tego, jako Kościół, w historii wielokrotnie. Zbyt często, sztucznie szerzyliśmy i szerzymy strach, by zbijać religijny kapitał, wśród tych, którzy sami zalęknieni i zagubieni, szukali wśród nas tego, co obiecywał Jezus: ukojenia. Serwowaliśmy i serwuje często, miast balsamu zrozumienia i wolności, magiczne środki i garść, niewiele wartej paplaniny, zbioru pobożnych wyobrażeń i prostych odpowiedzi, na pytania, na które tych odpowiedzi, tak naprawdę nie znamy.
Lekarstwem jest ożywczy Duch, o którym słyszymy dziś z fragmentów Nowego i Starego Testamentu. To dzisiejsze święto, to wezwanie do otwarcia się i wsłuchania w świat wołający pomocy, a nie zamykania się przed nim i nim straszenia. To wezwanie do otwarcia okien naszych serc i myśli, zgodnie z temperamentem i wrażliwością każdego z nas. Bezustanne utyskiwanie, „kiedyś to było lepiej”, jest ślepym zaułkiem. Chcemy, czy nie, wiemy, że pantha rei, wszystko płynie i wszystko się zmienia. Alternatywą dla tego, nie zatrzaskiwanie drzwi i zaklinanie rzeczywistości, bo to przynosi tylko nieznośny zaduch. Alternatywą jest otwarcie na świeży powiew Ducha i samemu czynienie Nowym! Niech to Nowe, będzie sobie na fundamencie starego. Czemu nie? Ale niech staje NOWE!
ks. Tomasz Stawiak