Ostatnia Niedziela po Epifanii

„Zbliżał się do pewnego miasta w Samarii, zwanego Sychar, blisko pola, które Jakub dał swemu synowi Józefowi. A była tam studnia Jakuba. Jezus więc utrudzony drogą usiadł przy niej. Było to około godziny szóstej. Wtedy zbliżyła się kobieta, Samarytanka, aby zaczerpnąć wody. Jezus powiedział do niej: daj mi pić! Jego uczniowie bowiem poszli do miasta, aby kupić żywność. Samarytanka odpowiedziała: jak Ty, będąc Żydem, możesz prosić mnie, kobietę samarytańską, abym dała Ci pić? Żydzi bowiem nie utrzymują kontaktów z Samarytanami. Jezus jej oznajmił: Gdybyś znała dar Boga i wiedziała, kim jest Ten, który do Ciebie mówi: Daj Mi pić, Ty poprosiłabyś Go, aby dał Ci wodę żywą. Odpowiedziała Mu kobieta: Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skąd więc masz wodę żywą? Czy Ty jesteś większy od naszego ojca Jakuba, który dał nam tę studnię, sam z niej pił, a także jego synowie i trzody? Jezus jej oznajmił: Każdy, kto pije tę wodę, znowu będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nigdy nie będzie pragnął, ale woda, którą mu dam, stanie się w nim źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu.” J 4,5-14

To nie był przypadek, że Jezus znalazł się w danym czasie, przy studni Jakuba. We wcześniejszym fragmencie jest napisane, że Kiedy Jezus się dowiedział się, że faryzeusze usłyszeli, iż więcej uczniów zyskuje i chrzci niż Jan(…), opuścił Judeę i wrócił do Galilei. A musiał przejść przez Samarię.

 

Musiał przechodzić przez Samarię. Tylko, czy Jezusa można do czegokolwiek zmusić? Brzmi to dość absurdalnie. W czasach w których żył nasz Pan, Żydzi zrobili by wszystko by nie przechodzić przez tę krainę, a gdyby naprawdę nie mieli wyjścia, podwoili by starania by nie spotkać żadnego Samarytanina. Te dwie grupy, delikatnie mówiąc, nie przepadały za sobą. Pierwsi chrześcijanie może tłumaczyli sobie wybór Jezusa tym, że wszystkie drogi wokół Sychar były zakorkowane przez omijających je Żydów. Tak, zapewne tak właśnie było – „Musiałem tamtędy iść”, wyobrażali sobie tłumaczenie Jezusa.

 

Nasze „muszę” są różne – muszę z poczucia obowiązku, muszę jako wymówka, wytłumaczenie, muszę jako faktyczna forma przymusu – wewnętrznego lub zewnętrznego. Może Jezus faktycznie „musiał” tamtędy iść. Ale nie dlatego, że ktoś wywarł na nim presję, ale ze względu na misję jaką miał. Najwyraźniej Bóg, w swojej nieskończonej mądrości, zaplanował tam dla kogoś spotkanie z żywym Bogiem.

 

Zmęczony Jezus siedzi przy studni, jest godzina szósta, czyli południe, najgorętsza pora dni. Ludzie do studni chodzili po wodę zwykle rano, lub wieczorem, gdy było chłodniej. Prawdopodobieństwo spotkania kogoś w tym miejscu i o tej porze było znikome. Jezus znajduje się, więc, w miejscu, w którym teoretycznie nie powinien, spotyka samotną kobietę, która powinna iść do studni w towarzystwie, a nie samotnie, w porze w której nikogo tam raczej nie powinno się spodziewać. Cóż za zbieg okoliczności…

 

Wiemy, że to nie był przypadek, że Jezus znalazł sięw danym czasie, przy studni Jakuba. Kobieta nie wie jak ma zareagować, kiedy Nauczyciel rozpoczyna rozmowę. Jest zaniepokojona, może zbulwersowana? Wie, że Żyd nie powinien z nią rozmawiać. Początkowo nie słychać w jej głosie entuzjazmu: Jak Ty, będąc Żydem, możesz prosić mnie, kobietę samarytańską, abym dała Ci pić?

 

Jezusa jednak nie obchodzą normy społeczne. On zawsze dostrzegał człowieka w swoim rozmówcy. Nie obchodziło Go to, że według wielu nauczycieli żydowskich nie powinien on rozmawiać z samotną kobietą przy studni (zarówno Jakub, jak i Izaak poznali swoje żony przy studni, więc dla religijnych Żydów mogła być to tym bardziej dwuznaczna sytuacja) a już na pewno nie z Samarytanką – nieczystą od urodzenia. Dla Zbawiciela to nie ma znaczenia. Rozmawia z tą kobietą, bo wie, że Ona tego potrzebuje. Proponuje jej zbawienie, mówiąc o wodzie żywej, bo wie że Ona potrzebuje pomocy. Wie jak wygląda jej życie, zna ją, co udowadnia w rozmowie, kiedy prosi by przyprowadziła ze sobą męża. Poważna rozmowa wymagała najwyraźniej obecności mężczyzny. To tylko delikatna prowokacja, dzięki której Jezus pokazuje, że nas zna. Nasze dobre strony, ale i to czego się wstydzimy. I wiedząc o nas wszystko – proponuje nam życie wieczne.

 

Słowa Jezusa mogły kobietę zawstydzić, sprawić, że poczuła się niezręcznie. Jej sytuacja życiowa nie była czymś, czym chciałaby się chwalić. Ludzie zawstydzeni próbują zmienić temat, czasem reagują gniewem, wycofują się lub kpią. Samarytanka tak się nie zachowała. Przyznała Jezusowi rację: Kobieta Mu odpowiedziała: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Cóż za odwaga i pokora! Nasz Zbawiciel nie zostaje obojętny wobec takiej postawy. Pokazał już, że nas zna. Jednak nie może nam pomóc jeśli nie przyznamy, że go potrzebujemy, że w naszym życiu są rzeczy z który nie jesteśmy dumni!

 

Podejrzewam, że nie po raz pierwszy słyszycie historię spotkania Jezusa z Samarytanką, więc możliwe że wiecie, iż uważa się ją za osobę z marginesu społecznego, której nie szanowano. Fakt, że przyszła do studni w samo południe mógł świadczyć o tym, że unikała spotkań z innymi mieszkańcami. Jej relacje z mężczyznami też nie wyglądały na uporządkowane i akceptowalne. Co było w niej takiego, że z jej powodu grupa Żydów wędrowała przez Samarię? Co miała w sobie niezwykłego, że właśnie w rozmowie z nią, jedyny raz w Nowym Testamencie Jezus przyznał się, że jest Mesjaszem: Kobieta Mu odpowiedziała: wiem, że przyjdzie Mesjasz, czyli Chrystus. Gdy On przyjdzie, objawi nam wszystko. Jezus jej odpowiedział: Ja, który mówię do Ciebie, Ja jestem Nim. To dzięki jej świadectwu wiele osób uwierzyło w Jezusa jako Zbawiciela. Jak czytamy w dalszej części rozdziału: Wtedy kobieta pozostawiła dzban, poszła do miasta i powiedziała ludziom: Idźcie, zobaczcie Człowieka, który powiedział mi wszystko, co uczyniła,. Czy nie jest On Mesjaszem? (…) Wielu Samarytan z tego miasta uwierzyło w Niego dzięki słowu kobiety(…).

 

A jednak to nie samarytanka jest szczególna. To Jezus taki jest. Zwróćcie uwagę, że wydarzenie, które było punktem zwrotnym w życiu tej kobiet nie jest spektakularne. Nie było żadnego cudu, uzdrowienia, przepowiadania przyszłości. Zbawiciel zrobił coś, co mógłby zrobić każdy (poza zbawieniem oczywiście) – okazał zrozumienie, nie ocenił ani nie potępił swojego rozmówcy. Dał jej dokładnie to, czego potrzebowała: wyciągniętą dłoń.

 

Czy my rozpoznaliśmy Jezusa, kiedy to z nami się spotkał? Czy w swoim życiu chcę go naśladować? Bo jeśli tak, to czas się zastanowić jak traktuję innych ludzi. Szacunek okazuję wszystkim, czy tylko tym, których lubię? Czy jestem gotowy wysłuchać, spróbować zrozumieć, nie przyczepić zbyt szybko „etykietki”? Czy moja postawa świadczy o tym, że podążam za Jezusem, czy wręcz przeciwnie?

 

Jezus powiedział prawdę kobiecie Samarytańskiej – potrzebuje ona Jego pomocy, ale z Jego pomocą jest w stanie zmienić swoje życie. Tę samą prawdę przekazuje i nam – czy i my odpowiemy jak Samarytanka – naszą szczerą wiarą i chęcią porzucenia starego życia? Módlmy się za siebie, by rzeczywiście tak było. Amen

ks. Piotr Uciński