1. Niedziela przed Postem

A wziąwszy z sobą dwunastu, rzekł do nich: Oto idziemy do Jerozolimy, i wszystko, co napisali prorocy, wypełni się nad Synem Człowieczym. Wydadzą go bowiem poganom i wyśmieją, zelżą i oplwają, a ubiczowawszy, zabiją go, ale dnia trzeciego zmartwychwstanie. Lecz oni nic z tego nie zrozumieli i było to słowo zakryte przed nimi, i nie wiedzieli, co mówiono. A gdy On przybliżał się do Jerycha, pewien ślepiec siedział przy drodze, żebrząc. A gdy usłyszał, że tłum przechodzi, dowiadywał się, co się dzieje. Powiedzieli mu wtedy, że Jezus Nazareński przechodzi. I zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawidowy, zmiłuj się nade mną! A ci, którzy szli na przedzie, gromili go, by milczał. On zaś coraz głośniej wołał: Synu Dawidowy, zmiłuj się nade mną! Wtedy Jezus przystanął i kazał przyprowadzić go do siebie. A gdy ten się zbliżył, zapytał go, mówiąc: Co chcesz, abym ci uczynił? A on odrzekł: Panie, abym przejrzał. A Jezus rzekł do niego: Przejrzyj! Wiara twoja uzdrowiła cię. I zaraz odzyskał wzrok, i szedł za nim, wielbiąc Boga. A cały lud, ujrzawszy to, oddał chwałę Bogu. (Łk 18, 31-43)

Błędne założenia

W dzisiejszym tekście spotykamy Jezusa, który razem z uczniami idzie szlakiem zmierzającym do Jerozolimy. Jest to popularny szlak, po którym podróżują pielgrzymi, udający się na święto Paschy do stolicy. Na horyzoncie widać już zarys murów Jerycha, ostatniego miasta na trasie wzdłuż Jordanu do Jerozolimy. Jerycho, inaczej „miasto palm”, leży 250 m poniżej poziomu morza, w dolinie rzeki Jordan, pośrodku tropikalnej oazy. Jest bardzo dużym i bogatym miastem, doskonałym do tego, by zatrzymać się w nim i nabrać sił przed ostatnim odcinkiem szlaku, który z tego miejsca będzie się coraz bardziej wznosił, aż do samej Jerozolimy.

Na szlaku panuje większy ruch niż zwykle – to za sprawą Jezusa. Za nim i jego uczniami, w niewielkiej odległości, uzbierał się pokaźny tłum ludzi chcących usłyszeć Jego nauki, a może przede wszystkim, pragnących zobaczyć kolejne jego cuda. Idą za Jezusem, bo widzą w Nim Mesjasza, a więc długo oczekiwanego wybawcę, który według proroków ma wyzwolić ich naród z niewoli. Z każdym więc krokiem, przybliżającym ich do stolicy, daje się wyczuć wzrastający nastrój podniecenia i ekscytacji. Ci ludzie są święcie przekonani, że w Jerozolimie będą świadkami wielkiego triumfu, zwycięstwa Jezusa nad wrogami ich narodu.

Co ciekawe, nawet uczniowie Jezusa się tego spodziewają. Słowa ich Mistrza, w których On zapowiada wypełnienie się proroctw o Synu Człowieczym, o jego cierpieniu, poniżeniu i co więcej zmartwychwstaniu (!), wydają się totalną abstrakcją. No bo to przecież w ogóle nie pasuje do ich obrazu Mesjasza, który sobie założyli!

Dlatego w Ewangelii Łukasz czytamy o nich, że: „nic z tego nie zrozumieli. Znaczenie tej zapowiedzi było przed nimi zakryte, dlatego nie pojmowali tego, co zostało powiedziane” (18, 34). Apostołowie, jak i cały podążający za nimi tłum, pozostają więc ślepi na prawdziwy cel tej wędrówki. Trochę to smutne, prawda? Oni, którzy tyle widzieli i tyle przeżyli z Jezusem nie dostrzegają prawdziwego celu Jego misji…

Paradoksalnie, jedynym, który widzi, jest niewidomy człowiek, żebrzący przy drodze, tuż przed bramą Jerycha. Ale kiedy zaczyna wołać „Synu Dawida, zlituj się nade mną”, to ludzie idący z przodu tego triumfalnego pochodu, uciszają go.

Uciszają go między innymi uczniowie Jezusa.

To jest niewiarygodne, że błędne założenia, mogą prowadzić nawet uczniów Jezusa do tego, że zabraniają komuś wołać do Jezusa, że odmawiają komuś kontaktu z Nim. I to wszystko w przeświadczeniu, że chronią Jezusa, że robią to dla Jego dobra. By nikt nie zakłócił Jego „triumfalnego pochodu do Jerozolimy”. Jak mogli się aż tak pomylić? Jak mogli być aż tak ślepi?

Niestety nie jest to ich pierwszy raz – kilka wierszy wcześniej w Ewangelii Łukasza (18, 15-17) czytamy o tym, jak ci sami uczniowie zabraniali dzieciom przychodzić do Jezusa! A to wszystko przez błędne założenia o tym, kim jest Jezus i co jest Jego misją…

Najgorsze jednak jest to, że to nie był ich ani pierwszy, ani ostatni raz. Uczniowie Jezusa do dzisiaj, z powodu błędnych założeń, odmawiali oraz nadal odmawiają niektórym ludziom – czasem nawet całym grupom ludzi, dostępu do Pana Boga… często paradoksalnie w dobrej wierze, wynikającej jednak z błędnych założeń… z niezrozumienia misji Jezusa Chrystusa. Odrzucamy innych, by chronić Boga… Bo przecież Boga trzeba bronić, bo przecież jakiś grzesznik mógłby nam coś zepsuć. Jednak tym sposobem robimy z Kościoła „elitarny klub dla świętych”, a nie „szpital dla grzeszników”, którym w swojej istocie powinien być. Zastanówmy się czy to, aby na pewno jest tym, czego Bóg od nas oczekuje?

O tym czego Bóg oczekuje czytaliśmy dzisiaj w księdze Amosa, w kontekście innych błędnych założeń jego ludu: „Nienawidzę, gardzę waszymi świętami, nie mam upodobania w waszych uroczystych zgromadzeniach. Gdy przynosicie mi ofiary całopalne i wasze ofiary pokarmowe – nie znoszę tego […] Oddal ode mnie wrzawę swoich pieśni, dźwięku twoich harf nie chcę słyszeć. Niech prawo rozlewa się jak woda, a sprawiedliwość jak niewysychający potok” (Am 5,21-24). Izraelici także mieli swoje błędne założenia. Założyli, że Boga trzeba zaspokajać swoimi ofiarami, modlitwami i śpiewami, że Jemu chodzi tylko o kult.

Patrząc na współczesne chrześcijaństwo, można odnieść wrażenie, że czasem niewiele się zmieniło. Bo ilu dzisiaj jest tzw. „niedzielnych” albo „fasadowych” chrześcijan – takich co stwarzają pozory… Bywają w kościołach, na spotkaniach biblijnych i młodzieżowych, ale jakby zapominają o sednie wiary w codziennym życiu: w domu, szkole, pracy… Ich deklarowane chrześcijaństwo, nie jest spójne z ich postępowaniem wobec drugiego człowieka, którego potrafią odrzucać i lekceważyć na milion różnych sposobów.

Na szczęście jednak Bóg był i nadal jest blisko, by takie założenia korygować! Widzimy to w naszej dzisiejszej historii z Ewangelii Łukasza, Jezus od razu interweniuje – z premedytacją mija uczniów i idzie w kierunku człowieka, którego oni uciszali, którego chcieli pominąć. Podchodzi do niego i zawstydzająco mówi mu wobec uczniów i całego zgromadzonego tłumu: „przejrzyj, Twoja wiara cię ocaliła”.

Jezus skorygował błędne założenia! Pokazał, że sednem Jego misji wcale nie jest triumfalny pochód i władza, ale miłość do człowieka, która swoje apogeum osiągnęła na końcu drogi, w Jerozolimie, na krzyżu Golgoty. Jezus zwrócił uwagę na tego, kogo jego uczniowie chcieli uciszyć, od kogo chcieli się odciąć. W ten sposób dał przykład jak miłość powinna wyglądać w praktyce.

O tym także przypomina nam dzisiaj apostoł Paweł w I Liście do Koryntian: „Jeśli mówiłbym językami ludzi i aniołów, lecz miłości bym nie miał byłbym jak miedź brzęcząca lub cymbały brzmiące. I jeśli miałbym dar prorokowania, znał wszystkie tajemnice oraz całą wiedzę, i jeśli miałbym taką pełnię wiary, aby góry przenosić, lecz miłości bym nie miał, byłbym niczym […] Teraz więc trwają wiara, nadzieja i miłość, te trzy. A z nich największa jest miłość” (13,1-2.13).

Niech Bóg koryguje nasze błędne założenia i przypomina nam o tym, co najważniejsze – o Jego miłości, którą ma dla każdego człowieka.

Amen

ks. Arkadiusz Raszka