9. Niedziela po Trójcy Świętej

„Ale wszystko to, co mi było zyskiem, uznałem ze względu na Chrystusa za szkodę. Lecz więcej jeszcze, wszystko uznaję za szkodę wobec doniosłości, jaką ma poznanie Jezusa Chrystusa, Pana mego, dla którego poniosłem wszelkie szkody i wszystko uznaję za śmiecie, żeby zyskać Chrystusa I znaleźć się w nim, nie mając własnej sprawiedliwości, opartej na zakonie, lecz tę, która się wywodzi z wiary w Chrystusa, sprawiedliwość z Boga, na podstawie wiary, Żeby poznać go i doznać mocy zmartwychwstania jego, i uczestniczyć w cierpieniach jego, stając się podobnym do niego w jego śmierci, Aby tym sposobem dostąpić zmartwychwstania. Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały, ale dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa. Bracia, ja o sobie samym nie myślę, że pochwyciłem, ale jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, i zdążając do tego, co przede mną, Zmierzam do celu, do nagrody w górze, do której zostałem powołany przez Boga w Chrystusie Jezusie. Ilu nas tedy jest doskonałych, wszyscy tak myślmy; a jeśli o czymś inaczej myślicie, i to wam Bóg objawi; Tylko trwajmy w tym, co już osiągnęliśmy.” Flp 3,7-16

Brak własnej sprawiedliwości

Wyznanie Apostoła Pawła zawarte w powyższym fragmencie Listu do Filipian ma bardzo osobisty charakter. Nawiązuje on do szczegółów własnej biografii. Konkretnie chodzi o okres sprzed epifanii pod Damaszkiem. Młody strażnik religijnej czystości robił wszystko, by tylko podobać się Bogu i Jego kapłanom. Szczególnie skuteczny okazał się w zwalczaniu sekty, za jaką wówczas uznawalni byli pierwsi jerozolimscy chrześcijanie. W Dziejach Apostolskich można przeczytać o bezkompromisowej postawie, wywlekaniu starców, dyszeniu chęcią mordu itp.

Co kierowało wtedy młodym faryzeuszem? Można przypuszczać, że była to chęć znalezienia sprawiedliwości przed Bogiem. Mówiąc mniej górnolotnie, Paweł zwyczajnie chciał podobać się Bogu poprzez swą pobożność i zwalczanie tego, co nieprawowierne. Miał w tym obszarze spore zasługi. W związku z tym zyskał rozgłos, a przynajmniej zaufanie religijnych autorytetów. Mógł nawet stać się kimś na wzór ludowego bohatera. Saul wyrastał systematycznie na postać, która mogła zasilić w przyszłości grono żydowskich decydentów religijnych.

Jednak w perspektywie spotkania z Chrystusem oraz doświadczenia ślepoty (symbolicznie można jego postawę przyjąć za efekt religijnego zaślepienia), i odzyskania wzroku, uzyskał nowe spojrzenie, które dotąd było mu obce. W Tym, którego wyznawców systematycznie i skrupulatnie prześladował odnalazł Bożego Syna. Można sobie tylko wyobrazić, jak wielkim szokiem i emocjonalnym zderzeniem musiało być dla niego doświadczenie Chrystusa. Paweł odkrył, że to, co dotąd konstytuowało jego religijne doświadczenie oparte na sprawiedliwości zakonu nijak się ma do sprawiedliwości darowanej na krzyżu.

Sprawiedliwość z wiary

Poznając Jezusa Paweł doszedł do wniosku, że to, co do tej pory było jego celem, treścią życia, ideałami jest bez wartości w konfrontacji ze Zmartwychwstałym. Stąd radykalna zmiana i głoszenie już nie swojej, uczynkowej sprawiedliwości Zakonu, ale sprawiedliwości obcej, zewnętrznej, darowanej.  Ta sprawiedliwość pochodzi od Zbawiciela. Paweł zdawał sobie sprawę, że nie jest w stanie w oparciu o swoje siły i zdolności spodobać się Bogu. Pojął, że dotychczasowa droga zamiast szlaku zbawianie okazała się ślepym zaułkiem. Właśnie dlatego potrzebna jest wiara, powierzenie się, zaufanie skierowane na Chrystusa. Otwartość na przyjęcie Jego pomocy i uznanie swojej bezradności.  Aby uchwycić Chrystusa trzeba najpierw przyjąć fakt, że On pochwycił nas pierwszy.

Pochwycony przez Chrystusa

Właśnie to doświadczenie Zbawiciela, który zwraca się do nas jako pierwszy jest konstytutywne dla zbawienia. Paweł doświadczył go w dość ekstremalnym ujęciu. Oślepł, kilka dni nie jadł i nie pił. Intensywny post pozwolił mu być może bardziej otworzyć się na Dobrą Nowinę przekazaną w Damaszku przez Ananiasza. Dzieje Apostolskie milczą na temat emocjonalnej strony tego doświadczenia. Podają  tylko dość beznamiętnie, że Saul wkrótce zaczął zwiastować Ewangelię w Damaszku zaskakując tym środowisko, które sam wcześniej reprezentował. Zdawał sobie jednak sprawę, że to pochwycenie to dopiero początek, że nie oznacza ono jego doskonałości. Zadanie ma polegać teraz na utrzymaniu się w objęciach Chrystusa i nieuwalnianie się z nich. Teraz też należy Jego pochwycić. Trzymać się Ewangelii, poznawać Ją, głosić, starać się przestrzegać jej zapisów. To wyzwanie na całe życie.

Zmierzam do celu

Skoro zatem Paweł został pochwycony i sam Zbawiciela pochwycił, nie pozostaje mu nic innego, jak pozostawać niedoskonałym uczniem Jezusa i naśladować Go. Jak wiemy, Apostoł intensywnie wykorzystał czas dany mu przez Boga już po nawróceniu. Założył szereg parafii w ramach swoich trzech podróży misyjnych. Korespondował z nimi dość intensywnie, dzięki czemu powstała znaczna część Nowego Testamentu.

Czy ja też jestem pochwycony? Czy ten uchwyt odwzajemniam?

Zapewne niejeden chrześcijanin tęskni za tak bliskim doświadczeniem Chrystusa, jakie było udziałem Apostołów, w tym – Pawła. Bóg jednak do każdego człowieka dociera w inny sposób. Czasem jest to faktycznie ekstremalne doświadczenie. Chyba jednak częściej przemawia do nas przez swoje Słowo. Poznajemy Biblię w domu, na szkółkach niedzielnych, lekcjach religii, nabożeństwie. Sami po nią sięgamy z ciekawości i tęsknoty. Wtedy Chrystus nas obejmuje. Rolę objawienia przejęło dziś Boże Słowo w postaci zwykłej, zadrukowanej gęsto na cieniutkim papierze Księgi. Wystarczy ją otworzyć, by z jej kart wyłonił się Chrystus czkający na naszą odpowiedź, chcący byśmy Go także pochwycili. Zmieniali nasze życie na lepsze i stawali się coraz bardziej podobni do Mistrza z Nazaretu.
Amen.

  1. Wojciech Pracki