2. Niedziela po Wielkanocy

Na to bowiem powołani jesteście, gdyż i Chrystus cierpiał, zostawiając wam przykład, abyście wstępowali w jego ślady. On grzechu nie popełnił ani nie znaleziono zdrady w ustach jego. On, gdy mu złorzeczono, nie odpowiadał złorzeczeniem, gdy cierpiał nie groził, lecz poruczał sprawę temu, który sprawiedliwie sądzi. On grzechy nasze sam na ciele swoim poniósł na drzewo, abyśmy obumarłszy grzechom, dla sprawiedliwości żyli, jego sińce uleczyły was. Byliście bowiem zbłąkani jak owce, lecz teraz nawróciliście się do pasterza i stróża dusz waszych. (1 P 2, 21b-25)

Drogie Siostry i drodzy bracia w Chrystusie!

Słowo Boże, jakie dane jest nam rozważać w niedzielę Miłosierdzia Pańskiego, to fragment z pierwszego listu apostoła Piotra skierowany do zborów w Azji Mniejszej. Każdy fragment wyjęty z obszerniejszej całości, wymaga choć krótkiego objaśnienia, by zrozumieć cel i intencje autora pisma.

Analiza naukowa biblistów wskazuje, że biegłe posługiwanie się językiem greckim jak i użyta w tekście chrystocentryczna argumentacja charakterystyczna jest raczej dla listów apostoła Pawła. Fakty te pozwalają wątpić w bezpośrednie autorstwo Piotra analizowanego tekstu. Zdaniem biblistów autorem listu może być Sylwan (Sylas) znający Piotra, będący jednocześnie współpracownikiem apostoła Pawła.

Rzadko się ten list czyta, a szkoda. Nie wszystkie pouczenia zawarte w nim wydają się dziś aktualne, jednak większość z nich można traktować uniwersalnie. Warto zauważyć, że Piotr  zwraca się do pierwszych chrześcijan nie jako do grupy narodowej, rasowej lub lokalnej, ale do wielkiej, braterskiej rodziny rozproszonej już wówczas w świecie. Cechy łączące tych obcych sobie ludzi  to jedna wiara, chrzest, jednakowe wzorce postaw społecznych i moralnych. Wyznaczniki te powinny pozytywnie odróżniać wierzących od standardów zachowania innych ludzi, im współczesnych. Adresaci listu są kolejnym pokoleniem chrześcijan, którzy choć nie mieli możliwości poznać Jezusa bezpośrednio, przyjęli Ewangelię i żarliwie pragną Go naśladować.

Dlaczego?

Rozwinęła się w nich żywa wiara, chcą wypełniać przykazania i kreować świat, takim jakim pokazał im go Jezus.  Ten świat jest dobry, łagodny, życzliwy i sprawiedliwy. Tak go zrozumieli, tak to sobie wyobrażali. Tymczasem otaczająca ich rzeczywistość staje się skomplikowana i rozczarowująca. Rozpoczynają się prześladowania ze strony państwa rzymskiego. Ewangeliczny i racjonalny ideał życia w powszechnej miłości bliźniego, pokoju, radości i wierze, w oczekiwaniu mającej prędko nadejść paruzji, okazuje się być ideą. Nie tak wyobrażano sobie wybranie, nagrodę za pobożne i wzorcowe życie, nie w ten sposób powinni być traktowani ludzie należący do Pana, niosący na ustach słowa Bożej obietnicy. Świat wcale nie przyjmuje ich z otwartymi ramionami i nie ma ochoty poddać się oferowanej przez nich naprawie moralnej i duchowej. Chrześcijanie końca pierwszego wieku konstatują gorzki do zaakceptowania fakt; bycie dobrym, dobre postępowanie nie gwarantuje ani życia ani nagrody na tym świecie.

Dobrzy ludzie żyjący dobrze i stosujący się do Bożych wskazówek zasługują przecież na nagrodę?

Tymczasem nagroda za dobre i godne życie to nasza, ludzka interpretacja Królestwa Niebieskiego. Od zawsze ludzie starają się wyobrazić ją sobie, oswoić, nadać formę, obietnicy Bożej. Robimy to tak po ludzku, jak potrafimy. Obietnicę zbawienia traktujemy jako formę nagrody. Zastanówmy się, jak wiele w naszym codziennym języku jest potocznych określeń i stwierdzeń typu: taki dobry człowiek a takie miał złe życie, taki pobożny a tyle złego go spotkało, taki wierzący a zachorował…Nie rozumiemy i nie chcemy zrozumieć, że dobrym ludziom również zdarzają się złe rzeczy!

Wcale nierzadki jest również wyrachowany sposób rozumowania: co będę z tego miał, jakie korzyści, najlepiej oczywiście wymierne, osiągnę idąc za Jezusem? Zakładamy, że dobrze by było , gdyby ta droga nie była zbyt wyboista i w miarę przewidywalna. Miło byłoby może przy okazji zdobywać  nagrody. Nagrody w postaci uznania  w oczach innych  ludzi , którym nakarmimy  swoje ego. Splendor, poczucie władzy i możliwość osądzania innych, wskazywania im jedynej i prawdziwej drogi życia z Bogiem, jak czynili faryzeusze to równie sycąca nagroda.  Nagrodą może być również bycie w centrum zainteresowania, niech mnie naśladują! Jestem taki dobry i tak dobrze żyję! Czy na pewno wszyscy to widzicie? Zasłużyłem na nagrodę!

Prosty mechanizm kary i nagrody którym, do dzisiaj  tak często się kierujemy nieobcy był już pierwszemu pokoleniu chrześcijan.  Autor pierwszego listu Piotra tłumaczy zatem w swym liście: Kochani, jesteście w błędzie!

Naśladowanie Jezusa nie gwarantuje niczego wymiernego. Nie uchroni nas od chorób, nieszczęść, pożarów, suszy lub powodzi. Nie ochroni nas przed zawiedzioną miłością, śmiercią, wypadkiem, inflacją, utratą stanowiska, brakiem życzliwości lub nienawiścią innych ludzi. Nie lubimy być konfrontowani z prawdą, ciężko o tym słuchać, ale Dobra Nowina to nie polityka i nie trzeba w niej rozważnie dobierać słów. Autor listu przypomina sobie współczesnym, a dzisiaj  nam, że podążać za Jezusem znaczy nawet oberwać kilka siniaków, dostać nauczkę, być poniżonym. Iść drogą Jezusa to znaczy też cierpieć, przełykać łzy bólu, bezsilności, frustracji, smutku, goryczy, niezrozumienia. Autor listu za pomocą wyraźnej metafory i symboliki przypomina nam jednak też, że podążając za Jezusem nie musimy bić się na oślep, złorzeczyć innym, szukać winnych, stosować prawa zemsty lub oskarżać. To wszystko zawiera już ofiara, którą poniósł za nas Jezus i jego sińce nas uleczyły. Życie to nie gra w nagrody tylko droga. Jezus,  On sam przeszedł tą drogą przed nami, nie kryjąc się za niczyimi plecami.  Jak dobry dowódca, który nie wysyła swoich żołnierzy na niesprawdzony teren o którym sam niewiele wie. Najpierw sprawdził to o czym mówił sam i nic mu nie zostało oszczędzone.

W życiowej drodze nie walczymy o nagrody, wygrana jest niewymierna, nie z tego świata, bo to my i nasze dusze są jego istotą.

Niechaj na rozstaju każdej z naszych dróg, w momencie wyboru którą z nich poweźmiemy, towarzyszy nam światło nadziei i otuchy, jakie niesie ze sobą niedawna pamiątka zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Oby przyświecała nam wszystkim wciąż na nowo i prowadziła nas do zbawienia. Na końcu drogi jest obietnica, nie nagroda. Nigdy o tym nie zapominajmy.

Amen.

bp Mirosław Wola