1. Dzień Świąt Narodzenia Pańskiego

"Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez nie powstało, a bez niego nic nie powstało, co powstało. W nim było życie, a życie było światłością ludzi. A światłość świeci w ciemności, lecz ciemność jej nie przemogła. Wystąpił człowiek, posłany od Boga, który nazywał się Jan. Ten przyszedł na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy przezeń uwierzyli. Nie był on światłością, lecz miał zaświadczyć o światłości. Prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka, przyszła na świat. Na świecie był i świat przezeń powstał, lecz świat go nie poznał. Do swej własności przyszedł, ale swoi go nie przyjęli. Tym zaś, którzy go przyjęli, dał prawo stać się dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię jego, którzy narodzili się nie z krwi ani z cielesnej woli, ani z woli mężczyzny, lecz z Boga. A Słowo ciałem się stało i zamieszkało wśród nas, i ujrzeliśmy chwałę jego, chwałę, jaką ma jedyny Syn od Ojca, pełne łaski i prawdy." Ewangelia Jana 1,1-14

W Święta Narodzenia Pańskiego, wsłuchujemy się w relacje Ewangelistów o narodzeniu Mesjasza. Wsłuchujemy się w długi rodowód Jezusa przedstawiony przez Ewangelistę Mateusza, który dowodzi, że dziecię narodzone  w Betlejem jest zapowiedzianym przez proroków potomkiem Dawida, Immanuelem – Bogiem z nami! Aby zobaczyć dziecię Jezus, prowadzeni jesteśmy przez pasterzy do Betlejem w sentymentalnym opisie narodzenia Jezusa w ujęciu Ewangelisty Łukasza.   

 
Ewangelista Jan, którego prolog rozważamy, wyprowadza nas nie na betlejemskie pola, ale na otwarte przestrzenie wiary, aby móc poznać, zrozumieć, spojrzeć dalej i głębiej oraz udzielić sobie jasnej odpowiedzi: w co i Kogo wierzę. Więcej, prowadzi nas do źródła naszej wiary, którym jest Słowo! Boże Słowo! To Słowo, które „stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”. Prawdziwa wiara nie może bowiem bazować na uczuciach, sentymentalnych opisach, wzruszających opowieściach, ujmujących serce kolędach. Prawdziwa wiara sięga głębiej by poznać. Jest jak nienasycone łaknienie, które szuka prawdziwego pokarmu i nie spocznie aż znajdzie.  
 
A gdy znajdzie, to karmi się nim stale aby wzrastać w wierze i móc wyznać za Piotrem: „Panie! Do kogo pójdziemy? Ty masz słowa żywota wiecznego” (J 6, 68). Z Janem Ewangelistą wypływamy na głębie wiary, a właściwie – używając słów Jana – prowadzeni jesteśmy do światłości, bo prawdziwa wiara nie może mieszkać w mroku, a jedynie w świetle. Bo czy i my nie mówimy o „światłości wiary”, a nie o jej ciemności, bo takiej nie ma!? Wtedy wiara nie byłaby wiarą! Dante w „Boskiej komedii”,  w Raju, po wyznaniu swojej wiary przed ap. Piotrem, opisuje ją jako „iskrę, co w rozświcie coraz szerszymi ogniami się pali  i jest mą gwiazdą na nieba zenicie”. I tak jest rzeczywiście. 
 
Jedna z filipińskich legend opowiada o pewnym królu, który miał dwóch synów. Przeczuwając swój bliski koniec, chciał jednego z nich uczynić następcą tronu. W tym celu przywołał ich pewnego ranka do siebie i wręczył każdemu po pięć srebrników. Powiedział przy tym: „Waszym zadaniem jest za te pieniądze zapełnić jedno  z pomieszczeń na zamku. Do wieczora macie czas! Czym je zapełnicie, to wasza sprawa! Starszy syn zabrał się do dzieła od razu: przechodząc koło pola, gdzie robotnicy zbierali sprasowaną trzcinę cukrową, wpadł na pomysł, że można tanim kosztem to pomieszczenie „nafaszerować” słomą trzciny cukrowej. Porozmawiał z nadzorcą robót i późnym popołudniem wyznaczone miejsce było już pełne „cukrowej słomy”. Wkrótce zjawił się młodszy syn. Poprosił tylko, aby pomieszczenie, które miał zapełnić całkowicie opróżniono. Tak się też stało. Wtedy postawił na środku świecę i zapalił ją. Jej blask wypełnił całe pomieszczenie, aż do ostatniego kąta. Stary monarcha zwrócił się wtedy do młodszego syna: „Ty będziesz moim następcą. Twój brat wydał pięć srebrników, aby zapełnić to miejsce bezużytecznym materiałem. Ty nie wydałeś nawet srebrnika, a jest tu pełno światła. Wypełniłeś to miejsce tym, czego ludzie potrzebują”. 
 
Rzeczywiście, ludzie potrzebują światła, bez którego nie sposób żyć. Nie można wyobrazić sobie istnienia w ciemności. Jest to rzecz tak oczywista, że nawet wymyka się codziennemu postrzeganiu  i refleksji. Po prostu: nie myślimy o tym. Światło daje życie! Nie tylko to fizyczne ale i życie duchowe. Życie wiary! Dlatego mówimy o „światłości wiary”. Nasza wiara, jej światło, jak ta świeca postawiona w środku pokoju winna oświecać najdalsze zakątki naszego życia. Mało tego! Światło wiary ma oświecać nie tylko nasze życie, nie tylko wnętrze kościoła, gdzie się zbieramy na nabożeństwach, ale ma nam pomagać w budowaniu naszej relacji z sobą, w budowaniu społeczności, abyśmy w wierze zmierzali ku przyszłości dającej nam nadzieje. A tą nadzieją jest Jezus. To o Nim, jako o światłości, zaświadczył Jan, zwany Chrzcicielem. Czytamy dzisiaj: „Nie był on światłością, lecz miał zaświadczyć o światłości. Prawdziwa światłość, która oświeca każdego człowieka, przyszła na świat”. Tą światłością jest owo „Słowo, które stało się ciałem” – Jezus Chrystus!  
 
Pojawiające się w Ewangelii greckie słowo "fos" tłumaczone najczęściej jako „światłość” może oznaczać nie tylko światło, ale i okno. Gdy tak je przetłumaczymy wtedy dostrzegamy w Ewangelii nowy sens. O ile bowiem światło w ogóle pozwala widzieć cokolwiek i bez niego skazani jesteśmy na ciemności, to okno pozwala zobaczyć o wiele więcej. Dzięki oknom w pomieszczeniu jest jasno i możemy zarówno widzieć przedmioty w domu, jak i bezpiecznie się po nim poruszać, Dzięki oknom możemy widzieć świat poza domem, inny świat niż ten, w którym jesteśmy, świat na zewnątrz. Okno pozwala zobaczyć więcej i dalej! Widzieć więcej! Lepiej poznać, a co za tym idzie lepiej zrozumieć!  Chrystus jest owym „oknem”, dzięki któremu można dostrzec świat Boga i Jego samego. Mówi Jezus: „Kto mnie widział, widział Ojca;” (J 14, 9).To jest jedyne okno do świata boskiego. Nie istnieje drugie takie. Jezus świadczy o tym, gdy mówi: „Kto mnie widzi, widzi tego, który mnie posłał. Ja jako światłość przyszedłem na świat, aby nie pozostał  w ciemności nikt, kto wierzy we mnie” (J 12, 45). I dalej: „Nikt nie przychodzi do Ojca tylko przeze mnie” (J 14, 6). 
 
I tak jest naprawdę, wszak Chrystus to Bóg  w ludzkiej postaci. Patrząc na Niego, widzi się Boga. On jest oknem do innego świata. Patrzenie na Niego pozwala odkryć, zobaczyć i zachwycić się światem samego Boga. Kto nie odkryje tego okna, nigdy nie zobaczy świata myśli Boga. Dlatego staje się to najważniejsze odkryciem naszego życia. Dzięki temu widzimy inną rzeczywistość, bowiem dzięki Chrystusowi znamy Boga, wiemy, co jest dla Niego ważne, na czym Mu zależy, czego od nas oczekuje, jakie ma wobec nas plany. Bez tego okna bylibyśmy skazani jedynie na domysły i przypuszczenia, targałyby nami ogromne wątpliwości. Kto nie ma „Tego” okna, nie wie, co jest na zewnątrz. Może się domyślać, ale nie jest pewny. Ono pozwala widzieć. Chrystus pozwala widzieć świat żywego, prawdziwego Boga. Daje naszej wierze pewność  i rozwiewa wątpliwości. Wnosi w serce światło pokoju, dzięki któremu patrzymy w przyszłość jaką zgotował nam Bóg w Jezusie pełni wiary, nadziei  i miłości.   
 
W Hiszpanii jednym z celów turystów, czy też pielgrzymów jest grób św. Jakuba Apostoła, który znajduje się w Santiago de Compostela. Przy jednym z wielu szlaków, którymi pielgrzymi podążają do grobu św. Jakuba, mieszkała z rodzicami mała dziewczynka. Codziennie przez okno widziała pielgrzymów idących szlakiem św. Jakuba. Zawsze jeden i ten sam kierunek. Nigdy w drugą stronę. Jako dziecko myślała, że gdy dorośnie, zajmie się tymi pielgrzymami, udostępni im nocleg i pożywienie. Widok z okna skłaniał ją do myślenia o tych ludziach i do pomocy im. Gdy dorosła, zapomniała o tym dziecięcym marzeniu. Ukończyła studia, a następnie wyszła za mąż. Jednak bardzo szybko owdowiała.  
 
Wtedy wróciła do niej myśl z dziecięcych lat. Postanowiła wcielić ją w życie. Kupiła stary dom, opuszczone schronisko dla pielgrzymów, kompletnie zrujnowane. Odremontowała je i zaczęła w nim przyjmować ludzi. Gdy była dzieckiem, wydawało się jej, że będzie im pomagać, dając jedzenie i nocleg. Jako dojrzała kobieta odkryła jednak nową formę pomocy pielgrzymom. Po prostu słuchała ich opowieści. Okazało się, że miała wyjątkowy dar słuchania. Tylko słuchała, a pielgrzymi w czasie opowiadania jej o swoim życiu nagle odkrywali coś zupełnie nowego. Ta kobieta wzbudzała zaufanie  i pomagała ludziom odkrywać samodzielnie coś, czego dotychczas nie widzieli ani nie rozumieli. Wiele razy dochodziło do nawrócenia. Opowiadając jej  o swoim życiu, ludzie powoli kierowali swoje myśli ku Chrystusowi, odkrywali okno, dzięki któremu widzieli inny świat, inaczej widzieli swoje życie. Widzieli też dalej. Dalej aniżeli grób, nie tylko ap. Jakuba, ale grób w ogóle. Widzieli życie, które przekracza granice śmierci i grobu, życie, które przyniósł światu Jezus Chrystus.   
 
Przeżywamy święta Narodzenia Pańskiego, któreś z kolei w naszym życiu. Warto zatrzymać się w naszej pielgrzymce „dokądś” w tym schronisku, którym jest Kościół, gdzie słucha nas najlepszy ze słuchaczy – sam Bóg. Słucha naszych tęsknot, nadziei, pragnień i odsłania owo „Okno”, którym jest Jezus – spełniający największe tęsknoty ludzkiego serca.   
 
Życzę Wam, Drogie Siostry i Bracia oraz sobie abyśmy odkryli na nowo to najważniejsze „Okno” naszego życia, które wyprowadza nas z ciemności, oświeca najdalsze zakątki duszy i serca, i pozwala  z nadzieją spoglądać ku przyszłości, którą jest Ojcowski Dom w niebie. Bo Jezus  „…jest obrazem Boga niewidzialnego, pierworodnym wszelkiego stworzenia, ponieważ w nim zostało stworzone wszystko, (…) On też jest przed wszystkimi rzeczami i wszystko na nim jest ugruntowane, On także jest Głową Ciała, Kościoła; On jest początkiem, pierworodnym z umarłych, aby we wszystkim był pierwszy, ponieważ upodobał sobie Bóg, żeby w nim zamieszkała cała pełnia boskości i żeby przez niego wszystko, co jest na ziemi i na niebie, pojednało się z nim dzięki przywróceniu pokoju przez krew krzyża jego”. (Kol 1, 15-20). 
 
Jeśli samemu odkryjemy to najważniejsze okno naszego życia, będziemy mogli sobie nawzajem i innym pomagać w jego odkryciu. Amen 

ks. Waldemar Szajthauer