4. Niedziela Adwentu

Drogie siostry i bracia w Chrystusie! Zanim przeczytacie tekst kazalny, dotyczący niezwykłych odwiedzin – oto Bóg odwiedza Abrahama – proszę, wczytajcie się uważnie w tę historię. Zwróćcie uwagę na to, w jaki sposób Bóg przychodzi do Abrahama. Zastanów się, drogi czytelniku, czy możesz utożsamić się z którymś z bohaterów.

Potem Pan ukazał mu się pod dębami Mamre, gdy siedział u wejścia do namiotu w upale dnia. Spojrzał w górę i zobaczył trzech mężczyzn stojących naprzeciw niego. Jak tylko ich ujrzał, natychmiast od wejścia do namiotu pośpieszył im na spotkanie i pokłonił się aż do ziemi. I powiedział: Panie mój! Jeżeli znalazłem życzliwość w twoich oczach, nie omijaj swojego sługi. Pozwól, by przyniesiono trochę wody, abyście obmyli nogi, a potem odpoczniecie pod drzewem. Skoro przechodzicie koło swego sługi, to przyniosę też kawałek chleba i posilicie się, a później pójdziecie dalej. Oni zaś odpowiedzieli: Uczyń tak, jak powiedziałeś. 

Abraham pośpieszył więc do namiotu Sary i powiedział: Szybko zagnieć trzy miary najlepszej mąki i zrób placki. Następnie pobiegł Abraham do trzody, wziął cielę, delikatne i dorodne, dał swemu słudze, który szybko je przyrządził. Wziął też masło, mleko i cielę, które przyrządził, i postawił przed nimi. Sam zaś stanął obok nich pod drzewem, a oni jedli. Potem zapytali go: Gdzie jest twoja żona, Sara? Odpowiedział: W tym namiocie. Wtedy powiedział: Na pewno powrócę do ciebie po upływie roku, a wtedy Sara, twoja żona, będzie miała syna. Ona zaś słuchała tego przy wejściu do namiotu, które było za nim. Abraham i Sara byli już w bardzo podeszłym wieku i u Sary ustało już to, co jest zwykle u kobiet. Dlatego zaśmiała się Sara sama do siebie i pomyślała: Mam doznawać rozkoszy, kiedy się już zestarzałam i mój pan jest starcem? Wtedy Pan zapytał Abrahama: Dlaczego Sara się śmiała, mówiąc: Czy naprawdę urodzę, gdy się już zestarzałam? A czy dla Pana jest coś niemożliwego? Za rok o tej porze wrócę do ciebie i Sara będzie miała syna. Ale Sara – ponieważ się wystraszyła – zaprzeczyła: Nie śmiałam się. On jednak powiedział: Nie, śmiałaś się! (1 Mż 18, 1-15).

Być może przeczytany przed momentem fragment nie kojarzy się nam z Adwentem i oczekiwaniem na przyjście Zbawiciela. Przecież to niemal początek historii biblijnych, pierwszy patriarcha, żyjący jakieś 2 tysiące lat przed Jezusem. Nam pozostały 4 dni do Wigilii i mamy sięgać po taką historię? Niemniej jednak historia spotkania Abrahama z trzema tajemniczymi mężczyznami wiele mówi nam o Bogu, o Abrahamie, o rodzaju ludzkim, a także o oczekiwaniu na przyjście zbawienia. Widzimy także pewne podobieństwa dotyczące narodzin w niezwykłych, zapowiedzianych przez Boga okolicznościach.

Kluczowym elementem tej historii jest przychodzący z obietnicą i ukazujący się Abrahamowi Bóg Jahwe. Wkracza w jego domowe środowisko, przychodzi do dąbrowy Mamre w okolicach Hebronu, którą Abraham zamieszkuje od jakiegoś czasu i gdzie postawił ołtarz, by oddawać cześć Bogu. Przychodzi w upale dnia, w porze, kiedy najdogodniej na Bliskim Wschodzie jest odpoczywać i szukać wytchnienia w cieniu. Tak też postępuje Abraham – siedzi u wejścia do namiotu, szuka delikatnego przewiewu, jakiegoś ruchu powietrza. Zbiera siłę na to, by mierzyć się z doglądaniem swego majątku, ciężką fizyczną pracą. Jednak ten upał i szukanie wytchnienia nie muszą dotyczyć jedynie fizyczności Abrahama. Patriarcha musi mierzyć się z faktem, że jest coraz starszy, a mimo dwukrotnej Bożej zapowiedzi, wyczekiwanego syna jak nie było, tak nie ma. Abraham zainspirowany przez swą żonę Sarę próbował działać na własną rękę, z niewolnicą Hagar doczekał się syna Ismaela, nie był to jednak pierworodny w myśl Bożej obietnicy. Gdy Abraham ma już 99 lat, czyli 24 lata po przekazaniu pierwotnej obietnicy, Bóg odnawia obietnicę daną Abrahamowi. Wtedy także zmienia imię z Abram na Abraham – co staje się kolejnym dowodem na to, że Bóg planuje coś zupełnie nowego, chce powołać tego człowieka do nowej historii, ma dla niego wyjątkowy plan. Pomimo jego zaawansowanego wieku Bóg uczyni go ojcem wielu narodów. Abraham reaguje wtedy bardzo podobnie jak jego żona podczas spotkania, o którym przed momentem czytaliśmy – śmieje się i niedowierza, jest przekonany, że Bogu chodzi raczej o Ismaela. Bóg jednak stwierdza, że Sara urodzi syna, któremu on ma nadać imię Izaak.

Do siedzącego u wejścia do namiotu w upale Abrahama, zmagającego się z oczekiwaniem, z być może wieloma pytaniami przychodzi Bóg. Bóg wkracza w jego domostwo – to bardzo cenna wskazówka, która być może dla nas, znajdujących się od marca przede wszystkim w naszych domach, niezwykle inspirująca. Być może Święta Bożego Narodzenia też spędzimy głównie w swoich czterech ścianach, nie będziemy odwiedzać bliskich, nie będzie tradycyjnych wieloosobowych spotkań. Lecz tak, jak Bóg przyszedł do domu Abrahama w trudnej porze, zarówno fizycznie, jak i duchowo, tak samo może gościć u nas. To On przychodzi do nas, nie tyle my do Niego. To On wykonuje pierwszy krok, to On chce wśród nas gościć. To rzeczywistość nie tylko Abrahamowa, nie tylko nasza dziś współcześnie, tak samo było przecież z przychodzącym na świat Jezusem. To niesamowite – zarówno w Starym, jak i Nowym Testamencie Bóg za każdym razem pierwszy wyciąga do człowieka rękę, wkracza w jego rzeczywistość, chce ją zmieniać, chce być gościem w ludzkim domu. Bóg przychodzi do starych, tracących nadzieję, rozczarowanych ludzi. Przychodzi do niecierpliwych i kombinujących na własną rękę i nadal, mimo to, sfrustrowanych. W domu Abrahama wcale nie ma sielanki. To, co niezwykłe, to fakt, że Bóg daje szansę, Bóg nie wycofuje się ze złożonej obietnicy, Bóg jest wierny. Mimo ludzkich kombinatorstw jest wierny i zachęca do więzi z nim. Przychodzi w odwiedziny. Przychodzi z zapowiedzią zmiany, obietnicą zbawienia. Taki jest nasz Bóg. Taki był. Taki jest. Wierzymy, że taki pozostanie.

Przyjrzyjmy się teraz reakcji domowników na to spotkanie. Na pierwszy ogień weźmy Abrahama. Patriarcha na widok trzech mężczyzn biegnie w ich stronę i kłania się do samej ziemi. Bogaci właściciele majątków (a takim z pewnością był Abraham) nie biegali. Pokłon oddawali Bogu lub szczególnie godnemu gościowi. Po zachowaniu Abrahama możemy wnioskować, że zdawał sobie sprawę z faktu, że te odwiedziny będą niezwykłe. Jest gotów przygotować dla nich posiłek – lecz nie jest to zwykłe podróżne jedzenie, lunch przed dalszą drogą. Abraham poleca Sarze przygotować trzy miary najlepszej mąki na placki, sam wybiera (nadal w biegu!) najlepsze cielę, delikatne i dorodne – i to jest bardzo istotny szczegół, bo zazwyczaj przybyszów częstowano jedynie plackami, nie zdarzało się, by w posiłku znajdowało się również mięso. Przynosi oprócz tego masło i mleko, by goście mogli najeść się do syta. Poświęca to, co najlepsze, stara się, by wszystko było przygotowane jak należy, jak najszybciej, osobiście dogląda procesu przygotowań. Tym, co go wyróżnia, jest jego gościnność, gotowość, by rzucić wszystko i całą swoją uwagę skupić na podróżnych.

W omawianej historii ważną rolę odgrywa również żona Abrahama, Sara. Przez większość czasu znajduje się poza główną sceną opowieści. Przygotowuje placki, przebywa w swoim namiocie, za plecami przybyszy. Pozostaje w cieniu. Też przebywa przy wejściu do swego namiotu, tyle że ona, zgodnie z ówczesnymi zwyczajami, które sugerowały, by kobiety nie jadały z mężczyznami przy wspólnym stole, jedynie nasłuchuje, o czym jest mowa w trakcie posiłku. To niej dotyczy pytanie „Gdzie jest Sara?”, pytanie jak żywo przypominające pytania „Gdzie jesteś, Adamie?” i „Gdzie jest Abel, brat twój?” To niej chyba w największym stopniu będą dotyczyć niezwykłe wieści podróżnych. Czytamy, że Abraham i Sara byli już w bardzo podeszłym wieku i u Sary ustało już to, co jest zwykle u kobiet – tak, by nikt nie miał wątpliwości, że z biologicznego i logicznego punktu widzenia narodziny Izaaka to coś absolutnie niemożliwego. Sara patrzy na rzeczywistość właśnie w ten sposób – dlatego śmieje się sama do siebie, nie wierząc, że miałaby doświadczać rozkoszy bycia matką. Czy można się jej dziwić? Niemniej jednak Bóg zadaje pytanie Abrahamowi (w ten sposób w pełni ujawnia swoją tożsamość, bohaterowie orientują się, że odwiedził ich Ten Najszczególniejszy Gość), dlaczego Sara się śmiała. Ten śmiech staje się okazją dla Boga do stwierdzenia, że dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Po raz kolejny potwierdza, że za rok o tej porze Sara będzie miała syna (to ciekawe – Sara, a nie Abraham). Sara ze strachu zaprzecza, że się śmiała. Wydaje się, że boi się przyznać do swej niewiary, nadal pozostaje na etapie kombinowania na własną rękę, patrzy na te wszystkie obietnice z pewną rezerwą. Boi się swych wątpliwości, ma poczucie, że nie powinna była się śmiać, skoro to sam Bóg ich odwiedził, dlatego próbuje za wszelką cenę zmazać (jak się jej wydaje) złe wrażenie. Pan jednak podkreśla, że Sara się śmiała. Ten śmiech znajdzie swe odzwierciedlenie w imieniu Izaaka (co znaczy śmiech), Sara będzie nawiązywać do tych wydarzeń w momencie, gdy jej syn przyjdzie na świat.

Droga siostro, drogi bracie w Chrystusie, z kim w tej historii się utożsamiasz? Do kogo ci bliżej? Do gościnnego Abrahama, który nie jest ideałem, lecz robi wszystko, by niezwykły gość czuł się komfortowo? Gdy dochodzi do spotkania, to jest gotowy poświęcić dla Boga wszystko to, co najlepsze? Wcześniej podąża za Bożym powołaniem, opuszcza swych najbliższych i rusza w nieznane. Próbuje czekać na wypełnienie obietnicy. Ufa, mimo, że oczekiwanie jest frustrujące i mimo swoich wysiłków ma poczucie, że wszystko i tak zależy od Boga. Oczekujesz na Boże ingerencje w twoim życiu? Oczekujesz na powtórne przyjście Chrystusa? Oczekujesz, bo ufasz, że Jego obietnice wypełniają się i będą wypełniać w twym życiu? Jeżeli tak – nawiązujesz do niezwykłej wierności i zaufania bohatera wiary, Abrahama.

A może bliżej ci do Sary, która pozostaje gdzieś w cieniu, w swym życiu kieruje się logiką, racjonalnie próbuje podchodzić do życia, gdy obietnice Boże się nie wypełniają, próbuje kombinować na własną rękę, by tego Boga wspomóc, by do własnego zbawienia jakoś móc się przyłożyć. Może niektóre Boże zapowiedzi wywołują twój pusty śmiech „ok, Panie Boże, wiem, że jesteś i działasz, ale coś takiego? Wow, to już za dużo, Panie Boże, bez przesady”. A w sytuacji, gdy jednak Bóg ma ostatnie słowo, okazuje się, że nie umiesz się przyznać przed sobą i przed Nim do tego, że wątpiłeś. Sara nie zostaje ukarana za wątpliwości, nie ma w nich nic złego. Bóg jednak oczekuje autentyczności, oczekuje prawdomówności i oczekuje zaufania, że ma nad wszystkim kontrolę. Być może ten Adwent, być może czas pandemii, być może rozpoczynające się za 4 dni święta mają być dla ciebie i twojego domu czasem, gdy w szczególny sposób odwiedzi was Bóg i będzie chciał realizować wśród was swoje obietnice o pokoju, zmianach, ratunku. Nie bój się wyznawać swych wątpliwości. Podobnie jak nie bój się wyznawać, że czekasz na Jego pomoc. Bóg nie wyciąga żadnych konsekwencji wobec Sary, On chce z nią rozmawiać, On zwraca się do niej bezpośrednio! On chce pokazać jej swoją moc w jej życiu, tak bardzo namacalnie!

Droga siostro, drogi bracie, najlepiej wiesz, jak wygląda twoje życie i oczekiwanie na powtórne przyjście Chrystusa. Powoli zbliżamy się do końca Adwentu 2020 roku. Jak wykorzystałeś czas? Jak prostowałeś drogi? Wiesz, którego biblijnego bohatera lepiej przypominasz. Być może Bóg zadaje ci dziś pytanie – „gdzie jesteś? Gdzie jesteś, jeżeli chodzi o kontakt ze mną? Jakie mam dla ciebie znaczenie? Ile ja i moje obietnice względem ciebie wnoszą w twoje życie? Czy jesteś gotów mnie przyjąć? Czy czekasz mimo przeciwności na moje działanie? Czy może parskasz pustym śmiechem, lecz nie umiesz się potem do tego przyznać?”.

A może powinieneś być tym, który wkracza w domostwa i rzeczywistość innych, by zwiastować, że Bóg jest wierny swym obietnicom? Może, skoro wezwani jesteśmy jako chrześcijanie do naśladowania naszego Pana, warto, byś wśród swoich bliskich, w swojej pracy, wśród sąsiadów wyznawał, że Bóg ma moc zmieniać rzeczywistość, nawet tę najbardziej niesprzyjającą? U Niego nie ma rzeczy niemożliwych – i nie jest to tania pociecha, pusty slogan. O tym, że u Niego nie ma rzeczy niemożliwych świadczą losy starotestamentowych patriarchów, bohaterów wiary, historia ludu wybranego, działalność Jezusa, cuda, których dokonał, postawa apostołów, a następnie męczenników, reformatorów i wielu kolejnych świadków, być może i waszym życiu. Bóg jest wierny swym obietnicom! Na niektóre trzeba czekać dłużej. Niektóre już się zrealizowały. Niektórych doświadczymy dopiero wtedy, gdy spotkamy się z Nim twarzą w twarz. Ale ufamy, że On jest wierny swym obietnicom. Względem Abrahama, względem ludu wybranego, względem ciebie. Amen.

ks. Piotr Sztwiertnia