13. Niedziela po Trójcy Świętej

On zaś, chcąc się usprawiedliwić, rzekł do Jezusa: A kto jest bliźnim moim? A Jezus, nawiązując do tego, rzekł: Pewien człowiek szedł z Jerozolimy do Jerycha i wpadł w ręce zbójców, którzy go obrabowali, poranili i odeszli, zostawiając go na pół umarłego. Przypadkiem szedł tą drogą jakiś kapłan i zobaczywszy go, przeszedł mimo. Podobnie i Lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, przeszedł mimo. Pewien Samarytanin zaś, podróżując tędy, podjechał do niego i ujrzawszy, ulitował się nad nim. I podszedłszy opatrzył rany jego, zalewając je oliwą i winem, po czym wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i opiekował się nim. A nazajutrz dobył dwa denary, dał je gospodarzowi i rzekł: Opiekuj się nim, a co wydasz ponad to,
ja w drodze powrotnej oddam ci.
Który z tych trzech, zdaniem twoim, był bliźnim temu, który wpadł w ręce zbójców? A on rzekł: Ten, który się ulitował nad nim. Rzekł mu Jezus: Idź, i ty czyń podobnie. Łk 10,29 -37

Wędrujemy różnymi drogami. Czasami są to stare drogi, które dobrze znamy, a czasami zupełnie nowe, które dopiero poznajemy. Na nich odkrywamy wiele miejsc ciekawych, a czasami zaskakujących. Może sobie je teraz przypominacie. Dlaczego was zaskoczyły i pamiętacie o nich?
Czy myśleliście może o spotkanych na tych drogach ludziach? Jacy oni byli? Dlaczego pamiętamy
właśnie o nich?

Dzisiejsza historia biblijna opowiada też o drodze. Drodze z Jerozolimy do Jerycha. Czy była to wakacyjna droga? Myślę, że w dzisiejszych czasach na tej drodze spotkamy wielu turystów, którzy samochodem lub autobusem przemierzają ją w 50 minut, bo odległość wynosi ok. 40 km.

W czasach Jezusa było inaczej. Historia o miłosiernym Samarytaninie wydarzyła się gdzieś pomiędzy Jerozolimą a Jerychem. Droga ta zdecydowanie prowadzi w dół. Jerycho to jedna z najniżej położonych miejscowości na świecie – 270 metrów poniżej poziomu morza. Jerozolima zaś wznosi się 580 metrów nad poziom morza. Różnica poziomu pomiędzy tymi miastami to 850 metrów, przy jakże niewielkiej odległości. To pustynna droga i w czasach Jezusa była niebezpieczna.

Jeden z podróżujących na pewno długo ją wspominał. O czym lub kim wówczas myślał?
Może myślał, że miał pecha, napadnięto go, okradziono i pobito? Był tam bardzo samotny i na pewno okropnie się czuł.
Może myślał o osobach, które obok przechodziły, ale nikt się nie zatrzymał.
A może myślał o człowieku z Samarii, którym kiedyś pogardzał?  A to właśnie on, Samarytanin, zatrzymał się. Bez namysłu pomógł mu. Zabrał go z sobą do najbliższego bezpiecznego miejsca
i do tego jeszcze zapłacił tam za jego pobyt i leczenie. Obcy człowiek, kiedyś nie za bardzo przez niego lubiany, Samarytanin, pomógł bez jakichkolwiek korzyści. Pomógł, bo chciał.

Myślę, że pobity człowiek, na drodze między Jerozolimą a Jerychem, najczęściej myślał właśnie o Samarytaninie.

Czy współcześnie spotykamy miłosiernych Samarytan? Czy na waszych drogach spotkaliście kiedyś takiego człowieka, który jako obcy, nieznajomy pomógł wam w trudnych sytuacjach?

Na jednym w wakacyjnych spotkań grałam w grę towarzyską – Czy to się wydarzyło w twoim życiu? Wśród wielu różnych pytań pojawiło się pytanie: Czy ktoś obcy pomógł ci bezinteresownie?
Wśród nas dwie osoby potrafiły od razu opowiedzieć takie historie. Jedna z nich przydarzyła się mojemu szwagrowi. W autobusie w Warszawie, paręnaście lat temu, został okradziony. Nie została mu nawet złotówka. Tego dnia miał jechać pociągiem na południe kraju i nie wiedział, co teraz ma zrobić. Gdy wrócił do swojej kwatery spotkał panią, która sprzątała pokoje. Widząc jego zdenerwowanie, zapytała go: Co się stało? Potem bez problemu wyciągnęła ze swoje portmonetki
50 zł, tyle wówczas kosztował bilet PKP, i mu dała. Była to dla niej niemała suma, ale nie zastanawiała się ani chwili. Była miłosierną Samarytanką w swoje duszy, bo nie potrzebowała kalkulować
i zastanawiać się czy ma pomóc. Potem w pociągu spotkał nieznajomego Anglika, któremu też opowiedział o pechowej przygodzie w autobusie. Ten człowiek zaraz zaprosił go na posiłek do Warsu, a potem na stacji końcowej zaproponował, że go podwiezie pod wskazany adres.

Są Samarytanie wśród nas, może też znacie kilku. Może pamiętacie taką historię. O takich się nie zapomina. Dlaczego? Oczywiście to retoryczne pytanie.

A może sami jesteście Samarytanami? Sytuacja uchodźców z Ukrainy pokazała nam, że jest wielu Samarytan na całym świecie. My jesteśmy jednymi z nich, bo chyba każdy z nas w jakiś sposób pomógł uciekającym przed wojną mieszkańcom Ukrainy. Jest to wspaniałe, że otworzyliśmy oczy, serca, portfele dla potrzebujących.

Jezus uczy nas, że warto pomagać, że nie ma znaczenia komu pomagamy, ale mamy pomagać. Mamy pomagać bez kalkulowania i zastanawiania się, co mi z tego przyjdzie. Mamy pomagać, a nie rozglądać się za kimś innym, który mógłby pomóc.

Dziękujmy Bogu, że jesteśmy takimi ludźmi, którzy jak Samarytanin, nie zostawiają nikogo
w potrzebie. Prośmy również Boga, abyśmy zawsze mieli siły i chęci patrzeć na innych widząc ich potrzeby. Amen.

dk. Ewa Below