Wigilia Narodzenia Pańskiego

Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa, miłość Boga Ojca i społeczność Ducha Świętego niechaj będą z nami wszystkimi teraz i na wieki wieków. Amen.

I wyrośnie różdżka z pnia Isajego, a pęd z jego korzeni wyda owoc. I spocznie na nim Duch Pana; Duch mądrości i rozumu, Duch rady i mocy, Duch poznania i bojaźni Pana. I będzie miał upodobanie w bojaźni Pana. Nie według widzenia swoich oczu będzie sądził ani według słyszenia swoich uszu rozstrzygał, lecz według sprawiedliwości będzie sądził biednych i według słuszności rozstrzygał sprawy ubogich na ziemi. Rózgą swoich ust będzie chłostał zuchwalca, a tchnieniem swoich warg zabije bezbożnika. I będzie sprawiedliwość pasem jego bioder, a prawda rzemieniem jego lędźwi. I będzie wilk gościem jagnięcia, a lampart będzie leżał obok koźlęcia. Cielę i lwiątko, i tuczne bydło będą razem, a mały chłopiec je poprowadzi. Krowa będzie się pasła z niedźwiedzicą, ich młode będą leżeć razem, a lew będzie karmił się słomą jak wół. Niemowlę bawić się będzie nad jamą żmii, a do nory węża wyciągnie dziecię swoją rączkę. Nie będą krzywdzić ani szkodzić na całej mojej świętej górze, bo ziemia będzie pełna poznania Pana jakby wód, które wypełniają morze. I stanie się w owym dniu, że narody będą szukać korzenia Isajego, który załopocze jako sztandar ludów; a miejsce jego pobytu będzie sławne. (Iz 11,1-10)

 

A Ciebie, dobry Boże, prosimy: racz pobłogosławić słuchanie i rozważanie Twojego Słowa w sercach naszych. Amen.

Raz, dwa, trzy, cztery, pięć… Dość! Nikt więcej nie siądzie już przy stole. Osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia… Dość! Nikt więcej nie zajmie już miejsca w kościelnej ławce. Dwieście dziewięćdziesiąt trzy, dwieście dziewięćdziesiąt cztery, dwieście dziewięćdziesiąt pięć… Dość! Tyle minęło dni od pierwszego przypadku koronawirusa w Polsce – to dość dużo. Czy nie mamy też już  dość tego wszystkiego? Jeśli tak jest, jeśli jesteśmy zmęczeni, to mamy prawo zawołać „Dość!” i skierować te słowa do Pana. Dzisiaj chyba wielu chętnie by to zawołało, zwłaszcza, że dzień jest szczególny. W szczególny sposób też odbiegający od naszych wyobrażeń i tego, co przywykliśmy dzisiaj przeżywać, a właściwie – jak przywykliśmy przeżywać w Wigilię. Nie tak przecież wyobrażaliśmy sobie te święta i nie taki ich obraz chcemy w sobie utrwalać. Zaczynając kazanie w taki sposób, mam wrażenie, że wypowiadam słowa, które wielu chciałoby powiedzieć, i które powiedzieć mamy prawo, aby zrzucić z ramion ciężar i naprawdę odkryć tę Wigilię. Rzeczone prawo mamy jednak dlatego, ze mamy też przywilej, jakim jest posiadanie wspaniałego Boga, któremu możemy wszystko powiedzieć i wszystko zostawić. Mamy prawo mówić też  „Dość!”, o ile nie jest to zarzut, a prośba o pomoc. Ja też mam dość i chciałbym przeżyć te święta szczęśliwie. Toteż otwarcie mówię „Mam dość!” swojemu Bogu i w ten świąteczny dzień u Niego szukam radości, wsparcia, pocieszenia i do tego samego was zachęcam.

Obawa, poczucie prześladowania, braku wolności i niewygody były bardzo dobrze znane Izraelitom w czasach proroka Izajasza – autora słów, które są podstawą dzisiejszego kazania. W drugiej połowie VIII w. p. n. e. nad Izraelitami ciążył cień groźnego sąsiada i widmo najazdu z jego strony. Izraelici, chociaż nie byli jeszcze pod formalna okupacją, to już wtedy odczuwali oddech Asyryjczyków na swoich plecach. Natomiast władcy narodu Izraelskiego mimo ostrzeżeń prorockich podejmowali swoje bojaźliwe działania, zasłaniając się przy tym „interesem państwa”. Zaś w rzeczywistości drżeli o to, by zachować swoją władzę. Prawdopodobnie niejeden z Izraelitów tęsknie wspominał dawne lata (w tym może i obchody dni świątecznych) i… miał dość. Wtedy właśnie do narodu przyszedł Izajasz z obietnicą, że na nowo zakwitnie pień Dawida, wzejdzie  gałązka i wyda owoc. Dla Izraelitow te słowa niosły wielki ładunek nadziei. Były bowiem bezpośrednim nawiązaniem do wspomnień  i wyobrażeń ludu, w których Dawid był silnym królem, budowniczym potęgi Narodu Wybranego i tym, który jest utożsamiany z dobrobytem. Dobrobytem, za którym na tamtą chwilę Izraelowi było bardzo tęskno. Wzbudzona została więc nadzieja i oczekiwania (tak: oczekiwania, a nie: oczekiwanie) na odmianę losu. Na te oczekiwania Bóg odpowiedział jednak według Swojego planu, który my teraz nazywamy odpowiedzią dobrą. Siedem i pół wieku po złożeniu obietnicy narodził się Jezus Chrystus, aby wyzwolić lud z cierpienia, uwolnić od następstw grzechu pierworodnego, dać wolność ludzkości od śmierci i nadzieję życia wiecznego każdemu, kto w Niego uwierzy. Problem w tym, że czytając słowa Izajasza, Izraelici liczyli jednak na coś innego. Zamiast wyczekiwać, oczekiwali. Nie taka odpowiedź była według nich dobra, nie spełnione zostały oczekiwania. 

Wspomnienie Dawida było jak wspomnienie minionych świąt, tj. wyidealizowane. Marzenie o Królu było jak sielanka malowana przesyconymi barwami, której trudno dorównać. Gdyby więc Jezus przyszedł, nawet by spełnić oczekiwania Izraelitów, nie wiem czy by temu podołał. On, Wszechmogący Bóg, mógłby nie usatysfakcjonować. Jednak nie byłby to pierwszy raz w historii, kiedy naród izraeski nie był usatysfakcjonowany wszechmogącym Bogiem. Nie dlatego, że Bóg nie jest do czegoś zdolny, ale dlatego, iż oczekiwania serc ludzkich są nienasycone. Myśląc o nas, współczesnych, nie wiem, jakie święta by nas usatysfakcjonowały, bo wiem, że okrzyk „Dość!” nieraz i przy poprzednich się pojawiał. Dzisiaj  też nie wszyscy się podporządkują przepisom, dobrze to wiem. Wielu walczyło o to, żeby tegoroczne święta były idealne, albo tradycyjne, albo takie jak zawsze (po naszemu). Czy jeśli jesteście jedną z takich osób, to i wy nie macie jednak trochę dość? Zatem w przeddzień świąt, w tę jakże ważna Wigilię, powinniśmy pomyśleć, co naprawdę jest dla nas ważne.

Bóg wypełnił obietnicę. Z pnia Dawidowego wyrosła mała niepozorna gałązka. Dzieciątko narodziło się, aby – jak pęd zwiastujący nowe życie – z czasem dorosnąć i stać się źródłem nowego życia wiecznego (zaowocować). Czy to jest nasza radość? W słowach Izajasza kryje się coś jeszcze i może na to warto zwrócić uwagę. Pokazane zostaje, że przyjście Zbawiciela będzie (lub z naszej perspektywy stało się) przełamaniem ludzkiego porządku i wprowadzeniem nowej jakości. To nie Izajasz jest odpowiedzialny za przerośnięte oczekiwania Izraelitów, bo od początku w konkretny sposób się wypowiadał. Dawał nadzieje, a nie ułudę. Nie obiecał czegoś łatwego, a pomoc i wspólną drogę pełną zmian. Nawet przeszło dwa tysiące lat (lub przeszło 737 000 dni) po wypełnieniu proroctwa, te słowa Izajasza nie uległy przedawnieniu. Współcześnie więc nasze niespełnione oczekiwania mogą również okazać się przegapianą nową jakością, którą dostrzeżemy, jeśli tylko zechcemy otworzyć oczy. Obietnica sprawiedliwości wobec tych, którzy największej niesprawiedliwości doznawali; słuszności względem tych, którym prawa odmawiano; była pocieszeniem dla tych, którzy mieli serce spragnione, a nie tylko obciążone oczekiwaniami. Analogicznie: jeśli odkryjemy w swoich sercach właściwe pragnienie zamiast przykładać miarę oczekiwań do tego, co zastane, to i my możemy znaleźć pocieszenie. Tym pragnieniem jest bliskość Jezusa i z niej wypływa właściwa radość (także we wspominaniu Jego narodzenia). Otwierajmy wiec oczy i spróbujmy w te wyjątkowe święta znaleźć to, co naprawdę dał Bóg, a nie to, co jest spełnieniem własnych oczekiwań.

Izajasz pozostawia nam dzisiaj także szczególny obraz. Zawsze lubiłem ten opis dziecięcia prowadzącego cielę, lwiątko i tuczne bydło, chociaż dzisiaj wydaje mi się, że nie rozumiałem go do końca. Ta idylliczność: wilk goszczący u jagnięcia, lampart leżący z koźlęciem, krowa pasąca się z niedźwiedzicą, lew, który karmi się słomą – to wszystko wydawało się  piękne, ale zarazem i odległe, bo myślałem, że chodzi o jakąś sielankę przyszłości. Dzisiaj, także dzięki doświadczeniom bieżącego roku, zyskałem nowe spojrzenie. Przekonany jestem, że współcześnie  słowa Izajasza powinny być odebrane jako nawołanie do przemian już, natychmiast, tu i teraz. Na słowa Izajasza patrzymy przecież z perspektywy wypełnionej obietnicy przyjścia Zbawiciela, czemu więc obrazy dotyczące zwierząt miałoby dotyczyć przyszłości? Dziecię się przecież narodziło, czym są i o co chodziło z tymi zwierzętami? Każdy z nas jest wyjątkowy i mógłby odnaleźć się w roli jednego z nich, a one stałyby się symbolem nas. Matka troszcząca się o dzieci bywa wybuchowa i nieprzewidywalna jak niedźwiedzica troszczaca się o młode, tak iż nikomu nie pozwoli się do nich zbliżyć;  Łowca sukcesu jest jak lew – w naturze mający wpisaną dominację i instynkt łowcy; Człowiek o wielkim uporze i grubej skórze jest jak wół; Dziecko poszukujące prawdy jest jak spragnione ciele; Konsument skupiony bez pamięci na tym, co lubi najbardziej jest jak (za przeproszeniem) tuczne bydło. Czy w tym obrazie nie dostrzegamy nas samych? Kto wie, może przypominamy każdą z tych postaci po trochu. Gdy dzisiaj patrzę na ten obraz, widzę w zwierzętach coś więcej. Nie tylko obietnicę pokoju, ale przede wszystkim lekcję, którą chcę się z wami podzielić, bo wierzę, że może nam pomóc w przeżywaniu tych świąt. Lekcję mówiącą, że obecność Pana wymusza zmiany. Przed Nim musi się wszystko ugiąć. Odważny, waleczny, uparty, ufny, pokorny, porywczy, każdy w obecności Pana musi ulec Jego woli i podążać za Nim, wiedząc, że warto. Nie bać się utraty tego, co było wpisane w naturę, na rzecz czegoś o wiele cenniejszego. Czy lew chciałby jest słomę? Nie, ale z woli Zbawcy robi to. Czy jest mu to wygodne? Zapewne nie, ale nie skupia się na tymczasowej niewygodzie, a w pokorze i z ufnością idzie za Panem. 

W czasach niepokoju na nowo rozbrzmiewać powinno przede wszystkim: „Nie bójcie się, bo oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem wszystkiego ludu, gdyż dziś narodził się wam Zbawiciel, którym jest Chrystus Pan, w mieście Dawidowym.” (Łk 2,10b.11).  Chociaż Boże Narodzenie będzie jutro, to On już przyszedł na świat i to powinno być pocieszeniem w tych trudnych chwilach, jakie mamy obecnie. Świadomość, że Pan jest z nami i powróci, aby zabrać swój lud, powinna uwalniać od zmartwień o to, co przemijające. Obietnica się wypełniła, a narodzenie Pana ma nas mobilizować do zmian życia i sposobu odbioru tego, co się wkoło nas dzieje. Nie patrz wiec kogo i czego zabrakło przy stole, ale ciesz się z tymi, którzy są, i pilnuj, aby znalazł się przy nim Chrystus. Nie myśl, czego ci brakuje, ale w tę inną Wigilię i inny wieczór świąteczny odpowiedz sobie na pytanie: „Czy cieszy mnie to, że Zbawiciel przyszedł na świat i chce, abym podążył za Nim wolny od obaw i pozostawił za sobą to, co próbuje mnie przybić i sprawia, że mam dość?”. Amen!

 ks. Bogusław Sebesta