2. Niedziela przed Postem

Skoro wielu się przechwala według ciała i ja będę się przechwalał: daleko więcej ja, więcej pracowałem, częściej byłem w więzieniach, nad miarę byłem chłostany, często znajdowałem się w niebezpieczeństwie śmierci. Od Żydów otrzymałem pięć razy po czterdzieści uderzeń bez jednego, trzy razy byłem chłostany, raz ukamienowany, trzy razy rozbił się ze mną okręt, dzień i noc spędziłem w głębinie morskiej. Byłem często w podróżach, w niebezpieczeństwach na rzekach, w niebezpieczeństwach od zbójców, w niebezpieczeństwach od rodaków, w niebezpieczeństwach od pogan, w niebezpieczeństwach w mieście, w niebezpieczeństwach na pustyni, w niebezpieczeństwach na morzu, w niebezpieczeństwach miedzy fałszywymi braćmi. W trudzie i znoju, często w niedosypianiu, w głodzie i pragnieniu, często w postach, w zimie i nagości.

Muszę się chlubić, choć nie ma z tego żadnego pożytku; toteż przejdę do widzeń i objawień Pańskich. Znałem człowieka w Chrystusie, który przed czternastu laty – czy to w ciele było, nie wiem, czy poza ciałem, nie wiem, Bóg wie – został uniesiony w zachwyceniu aż do trzeciego nieba. I wiem, że ten człowiek – czy to w ciele było, czy poza ciałem, nie wiem, Bóg wie – został uniesiony w zachwyceniu do raju i usłyszał niewypowiedziane słowa, których człowiekowi nie godzi się powtarzać. Z takiego chlubić się będę, ale z siebie samego chlubić się nie będę, chyba tylko ze słabości moich. Bo jeśli nawet zechcę się chlubić, nie będzie to przechwałka głupiego, bo prawdą będzie to, co powiem; lecz wstrzymuję się, aby ktoś nie myślał o mnie więcej nad to, co u mnie widzi lub co ode mnie słyszy.

Bym się więc z nadzwyczajności objawień zbytnio nie wynosił, wbity został cierń w moje ciało, jakby posłaniec szatana, by mnie policzkował, abym się zbytnio nie wynosił. W tej sprawie trzy razy prosiłem Pana, by on odstąpił ode mnie. Lecz powiedział do mnie: Dosyć masz, gdy masz łaskę moją, albowiem pełnia mej mocy okazuje się w słabości. Najchętniej więc chlubić się będę słabościami, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusowa. Dlatego mam upodobanie w słabościach, w zniewagach, w potrzebach, w prześladowaniach, w uciskach dla Chrystusa; albowiem kiedy jestem słaby, wtedy jestem mocny.

 

2 Kor 11, 18. 23b – 27. 12, 1 – 10

Ks. Wojciech RudkowskiDzisiejsza niedziela Sexagesimae ma nam przypomnieć, byśmy wytrwale głosili Słowo Boże. W tą ideę wpisuje się dzisiejszy tekst kazalny w sposób bardzo specyficzny. Po pierwsze zajmuje się właściwą postawą głosiciela Słowa Bożego. Po drugie, choć nie rzuca się to od razu w oczy, postawą słuchaczy mającą czasem tendencje do wynoszenia zwiastującego ponad treść jego zwiastowania.

 

Rozważany fragment z 2 Listu do Koryntian ktoś nazwał przewrotnie „mową głupca, bądź błazna”. Jest to uzasadnione w kontekście fragmentu wiersza 21 z jedenastego rozdziału: mówię to w przystępie głupoty. Apostoł przedstawia w tym „przystępie głupoty” imponującą listę swoich przygód, problemów, cierpień przeżytych dotychczas jako zwiastun Słowa Bożego. Myślę, że z ludzkiego punktu widzenia niewielu mężów Bożych mogłoby równać z tak imponującym zestawem wynikającym z bezgranicznego poświęcenia swojego życia dla Chrystusa. Gdyby trzeba było za te dokonania nagradzać apostoła Pawła orderami, to istnieje uzasadnione prawdopodobieństwo, że zabrakłoby miejsca na jego ubraniu, by je poprzypinać. Tym samym należy przyjąć, że z ludzkiego punktu widzenia apostołowi ze względu na jego wiekopomne zasługi należy się cześć, honor i pomnik w każdej możliwej miejscowości.


Ale co na to sam zainteresowany? Ma świadomość swych dokonań. Co więcej, nawet jeśli początkowo twierdzi, iż mówi to w przystępie głupoty, to dalej pisze: Muszę się chlubić, choć nie ma z tego żadnego pożytku. Zaskakujący jest jednak dalszy ciąg wywodu. Czytelnik po tych słowach może spodziewać jakiegoś wzniosłego komentarza, może oczekiwać jakiegoś poważnego wywodu na temat konieczności poświecenia się w misji zwiastowania Ewangelii. A tymczasem autor pisze o czymś innym. Nagle zmienia narrację, by ukazać rzeczy przekraczające ludzkie zrozumienie. Wobec opisu mistycznego widzenia apostoła, który teraz zaczyna pisać na swój temat w trzeciej osobie, dotychczasowa lista jest niczym wielkim, czy ważnym. Myślę, że w tym momencie czytelnik wstrzymuje oddech. Zgadza się z pierwszym stwierdzeniem o przystępie głupoty. Teraz też rozumie dlaczego Paweł nie widzi pożytku z chlubienia się swymi dokonaniami. Wszak znalezienie się nawet na kilka chwil w raju z pewnością przewyższa wszystko to, co dotychczas zostało przedstawione.

 

Czytelnik jest zachwycony. Podziwia i z pewnością pochwala skromność autora wciąż prowadzącego narracje w trzeciej osobie. W pełni więc przyznaję apostołowi rację, gdy dochodzi do słów: Bo jeśli nawet zechcę się chlubić, nie będzie to przechwałka głupiego. Teraz już w całej okazalości widać uzasadnienie do pierwszej części nazwanej „mową głupca”.


Właściwie czytelnik może już wyrobić sobie jak najbardziej pozytywne zdanie o apostole. Wie, czym może się on pochwalić, co ma w tym dla niego największą wartość. Wspaniałe, jakże skromne autopodsumowanie osoby samego Pawła Jakże więc wielkim zaskoczeniem jest dalsza część apostolskiego wywodu? "Bo jeśli nawet zechcę się chlubić, nie będzie to przechwałka głupiego, bo prawdą będzie to, co powiem; lecz wstrzymuję się, aby ktoś nie myślał o mnie więcej nad to, co u mnie widzi lub co ode mnie słyszy. Bym się z nadzwyczajności objawień zbytnio nie wynosił, wbity został cierń w moje ciało, jakby posłaniec szatana, by mnie policzkował, abym się zbytnio nie wynosił". Tym samym apostoł Paweł wszystkie swoje ludzkie przeżycia, które mogłyby dla jego czytelników stać się powodem do jakiegoś hołdowania mu, sprowadza do pokornego oddania chwały Bogu. Na własnym przykładzie pokazuje, że żaden człowiek, nawet tak bardzo zasłużony i oddany sprawie głoszenia Słowa Bożego, nie ma najmniejszego powodu chluby. Jego jedną chlubą ma być słabość, poddanie się we wszystkim Bogu. Tylko wtedy człowiek staje się naprawdę mocny.


Uważny czytelnik z pewnością zada sobie pytanie o tło całego tego wywodu. Po słowach rozpoczynających proponowaną na dzisiejszą niedzielę perykopę – "Skoro wielu się przechwala według ciała i ja będę się przechwalał" – pojawia się krótki, ale dający sporo do myślenia, wywód opisany w wierszach 19 i 20 jedenastego rozdziału. Chętnie bowiem znosicie głupców, wy, którzyście mądrzy! Znosicie bowiem, gdy was ktoś niewolnikami robi, gdy was ktoś wyzyskuje, gdy was ktoś łupi, gdy się ktoś wynosi, gdy was ktoś po twarzy bije. Apostoł chce coś uzmysłowić wiernym ze zboru w Koryncie. Pośród nich znaleźli się różni pseudoapostołowie – nauczyciele, którzy zamiast skupić się na zwiastowaniu Ewangelii, skupiali się na sobie samych. Gromadzili wokół siebie grupy wiernych, tworzyli frakcje w Kościele. W oczach Pawła byli to ludzie szukający własnej chwały i własnego zysku. Musieli oni w jakiś niegodny sposób wyzyskiwać swoich słuchaczy, bądź traktować ich źle. Wobec tej sytuacji apostoł nie waha się używać ironicznych i ostrych słów napomnienia. Mądrzy dotychczas Koryntianie słuchają głupców. Co więcej, są nimi zafascynowania do tego stopnia, iż nie zauważyli swojego od nich uzależnienia. By im to uzmysłowić apostoł nazywa ich niewolnikami i ludźmi ślepymi do tego stopnia, że nie dostrzegają jak bardzo są wyzyskiwani, ograbiani i bici. Co więcej przyzwalają na to, bo uważają, że tak jest dla nich najlepiej. Dali się w jakiś niewytłumaczalny sposób omamić. I właśnie po to, by mogli przejrzeć na oczy apostoł Paweł świadomie prowadzi wywód o swych zasługach, mistycznym przeżyciu, sprowadzając go do niezwykłej lekcji pokory. Dzięki temu ujawnia mierność oszukujących ich pseudoapostołów. W pełni świadomie prowadzi do konkluzji, która jest wspomniana wcześniej chluba ze słabości wobec Boga.

 

Patrząc na powyższe rozważanie, dziś w niedzielę Sexagesimae, odwołującą się do wytrwałego głoszenia Słowa Bożego, apostolski tekst stawia przed nami pewne refleksje. Pierwsza z nich dotyczy wszystkich zaangażowanych w jakikolwiek sposób w głoszenie Słowa Bożego. Wzywa do zadania sobie pytania o własną postawę. Czy jest ona pokorna i nakierowana na poddanie wszystkiego Bogu, tak by naprawdę ujawniła się w nas słabość, dzięki której w zwiastowaniu będzie prawdziwa Boża moc? Słowem jest to pytanie o głębie duchowości zwiastujących. Jest to zarazem rodzaj ostrzeżenia by nie popadać w samozachwyt. Napomnienie, by intencje zwiastującego zawsze były czyste i pełne pokory.

 

Druga refleksja to pytanie o nastawienie słuchających do zwiastowanego Słowa. Czego szukam w zwiastowaniu? Intelektualnej pobudki, popisów oratoryjnych, ciągłej oryginalności w dobieraniu ilustracji słownych, czy też chce się tu i teraz spotkać z Bogiem w Jego Słowie skupiając się w 100% na zwiastowaniu? Amen.

ks. Wojciech Rudkowski