Kazanie na drugą niedzielę po św. Trójcy

Człowiek nie który sprawił wieczerzę wielką i zaprosił wielu; i posłał sługę swego w godzinę wieczerzy, żeby rzekł zaproszonym: Pójdźcie, bo już wszystko gotowe. I poczęli się wszyscy jednostajnie wymawiać. Pierwszy mu rzekł: Kupiłem wieś i muszę iść a oglądać ją, proszę cię, miej mię za wymowionego. A drugi rzekł: Kupiłem pięć jarzm wołów i idę, aby ich doświadczył, proszę cię, mniej mię za wymowionego. A drugi rzekł: Żonę pojął a dla tego przyjść nie mogę. A wróciwszy on sługa, oznajmił to panu swemu. Tedy się gospodarz rozgniewawszy, rzekł słudze swemu: Wyjdź prędko na ulice i na drogi miejskie a ubogie i ułomne i chrome i ślepe wprowadź tu. I rzekł mu sługa: Panie, stało się jako rozkazałeś, a jeszcze miejsce jest. I rzekł Pan do sługi: Wyjdź na drogi i między opłotki, a przymuszaj do wejścia , aby był napełniony dom mój. Albowiem powiadam wam, że żaden z owych mężów, którzy byli zaproszeni nie skosztuje wieczerzy mojej. Ewangelia Łukasza 14,16-24.

Kazanie Chrystusowe zaczyna się cudem, który uczynił Pan przez uzdrowienie opuchłego. Ewangelista pisze, że „go podstrzegali jakoby go podchwycili”. Dlatego też Pan Jezus strofuje jednego za drugim dla pychy ich, jako każdy się ugania za najwyższym miejscem a na końcu nie przepuszcza nawet gospodarzowi samemu, owszem i jemu daje do zrozumienia, że zapraszając gości nie powinien prosić bogatych, którzy się znowu odwdzięczali, zapraszając jego, lecz powinien wezwać ubogich, którzy w onym żywocie nie będą go w stanie zaprosić. Na te słowa zabiera głos niektóry z współsiedzących, mieniąc się być mądrym od Pana Chrystusa samego i rzecze: „Błogosławiony, który je chleb w królestwie Bożym”, jakby chciał rzec w mądrości swojej: O twoje kazanie się obejdziemy, bo gdzie o to chodzi, zaiste i ja kazać potrafię lepiej niźli ty, bo czyż to nie jest wyniosłe kazanie: „Błogosławiony, który je chleb w królestwie Bożym”. „Tak jest”, opowiada mu znowu Pan Jezus, „aleć ja tobie zaraz wykażę, jakie jest to twoje i twoich przyjaciół błogosławieństwo”. „Człowiek niektóry sprawił wieczerzę wielką i zaprosił wielu, lecz oni wzgardzili przyjść nie chcieli”. Była to odprawa onego mędrca, jakby Pan Jezus mu rzekł: „Dobrze mówisz, że błogosławiony jest, który je chleb w królestwie Boży, ale jednak ci to królestwo Boże nie bardzo leży na sercu, tu doskonały człowiek, kiedy należy do tych co ją są zaproszeni, a jednak przyjść nie chcesz”. Są to ostre i straszliwe słowa, kto je dobrze rozważy; ale też ci co z Panem koło stołu siedzieli, byli szczerymi łotrami; ani im nie o to chodzi, żeby się czegoś nauczyć, lecz jedynie o to, aby Pana Jezusa pochwycić. Do tych ludzi powiedział to podobieństwo: „Człowiek niektóry sprawi wieczerzę wielką”.

Człowiekiem tym jest Pan Bóg sam. Zaiste wielki to i bogaty pan. On zgotował wieczerzę wielką, stosownie do majestatu i chwały swojej. Wielka i wspaniała jest wieczerza ta nie tylko ze względu na gospodarza, którym jest Bóg sam, lecz wspaniałą także jest ze względu na potrawy, którymi są : ewangelia i Chrystus sam. On jest tym prawdziwym pokarmem, który nam w ewangelii jest przedłożony, jako śmiercią swą uczynił zadość za grzechy nasze i wybawił nas z potępienia śmierci wiecznej i gniewu Bożego i grzechu i wiecznego zatracenia. Kazanie o Chrystusie jest tą wielką wspaniałą wieczerzą, którą Pan Bóg karmi gości swoich, poświęca ich chrztem świętym, pociesza i pokrzepi sakramentem ciała i krwi swojej, tak iż na niczym nie zbywa owszem wszystkiego jest obficie i każdy nasycić się może. Słusznie wieczerza ta nazywa się wielką dla pokarmu tak zacnego i tak doskonale przygotowanego, że tego żaden język wypowiedzieć, żadne serce dostatecznie pojąć nie jest w stanie. Wieczny jest ten pokarm i napój, a kto go spożywa nie będzie łaknął ni pragnął na wieki, lecz na wieki będzie syty, pokrzepiony i rozweselony. A nie dla człowieka tylko, lecz dla świata całego, choćby nawet dziesięć razy był tak wielki, starczył by ten pokarm. Bo nieskończony jest ten pokarm i wieczny ten napój, o którym ewangelia mówi: „Kto wierzy w tego Pana Jezusa Chrystusa, że dla nas narodził się z Maryi Panny, i dla grzechów naszych ukrzyżowany jest umarł, wstąpił do piekła, wstał z martwych i siedzi po prawicy Bożej”; kto to wierzy, ten prawdziwie pożywa oną ucztę. Albowiem wiara w Chrystusa Pana jest onym jedzeniem i piciem, z którego ludzie się nasycają, stają się silnymi i mają wieczną radość. Toć zaprawdę słuszne nazywa się „wieczerza wielka” i zacna, bo choć tyle ludzi w niej udział bierze, a każdy pożywa do sytości, to jednak pokarmu tego nie ubywa, owszem tenże trwa na wieki i daje żywot wieczny. Tymi słowy daje Chrystus owym obłudnikom u stołu do zrozumienia, że ta wieczerza inną jest od tej, którą oni jemu sprawiają, i że chociaż o niej nie mało gadają, jednak są łotrami, którzy sobie Pana Boga, miłosierdzie jego, żywot wieczny i zbawienie lekceważą, a za innymi rzeczami się uganiają.

Dalej czytamy: „I zaprosił wielu”. „Ci wielu” są to żydzi i cały lud Izraelski, który począwszy od Abrahama, osobliwie przez proroków zapraszany bywał. Abrahamowi bowiem Bóg obiecał nasienie, przez które miało przyjść błogosławieństwo. Jemu tedy jako ojcu narodu wieczerza ta najpierw zwiastowaną była, potem zwiastowali ją prorocy, wypełniając wolę Pana Boga i zapraszając lud, jako św. Paweł w listach swoich wszędzie powiada: „najpierw żydom a potem poganom”.

A w godzinę wieczerzy, to jest na on czas, gdy Chrystus Pan się narodził, gdy miał być umęczony i powstać od umarłych, „wyszli słudzy”, Jan Chrzciciel i apostołowie, powiedzieć „zaproszonym” to jest ludowi Izraelskiemu: Kochany ludu Izraelski, dotąd byłeś proszony, teraz przyszedł czas, chodź bo już wszystko gotowe. Pan Jezus Chrystus, Mesjasz wasz, już się narodził i powstał od umarłych, nie zwlekajcie tedy, chodźcie do stołu, jedzcie i bądźcie dobrej myśli, przyjmijcie z radością ten skarb obiecany, który was według obietnicy, uwolnił od przekleństwa i od wiecznej śmierci i zbawił was. A osobliwie najwyżsi w narodzie, duchowni i świeccy władcy słyszeli to poselstwo. Lecz cóż uczynili? „Poczęli się wszyscy jednostajnie wymawiać!”

Tak ćwiczył Pan gości, którzy z nim koło stołu siedzieli, powiada do nich Pan: Wieczerza już gotowa, chleb już na stole, Jan Chrzciciel już wołał, ja i apostołowie zapraszamy was do stoły – lecz wy, nie dosyć, że o gospodarza i wspaniałą wielką wieczerzę jego nie dbacie, jeszcze się wymawiacie i uniewinniacie. Dwojnasobnie grzeszycie, bo raz pogardzacie ewangelią a po drugie macie przy tym samych siebie za sprawiedliwych i świętych, za pobożnych i mądrych. To już gorsza jest nieprawość. Dosyć by pobożnych i mądrych. To już gorsza jest nieprawość. Dosyć by było złego, że słowu wierzyć nie chcą, ale że takowym gardząc mniemają jeszcze być sprawiedliwymi, tego już za wiele. Tak żydzi wymawiali się, że nie mogą przyjąć nauki, która się sprzeciwia kapłaństwu i zakonowi danemu przez Mojżesza. Nadto powiadali, iż ona sprawia rozdwojenie w ich królestwie, które od Boga jest zatwierdzone. Naszą to więc powinnością, powiadali, takowe utrzymać. Jeden tedy wymawia się rolą swoją, drugi wskazuje na woły swoje, a każdy myśli, że dobrze uczynił; trzeci nie usprawiedliwia się zupełnie, lecz oświadcza wprost, iż nie przybędzie. Te same wymówi powtarzamy i my, bo w niczym od onych ludzi nie jesteśmy lepszymi. Zasłaniali się najpierw zakonem Mojżeszowym, że tego naruszyć się nie godzi, i pomimo kazania apostołów, którzy wykazali, że nie potrzeba więcej ni zakonu, ni świątyni, ni kapłaństwa, odtąd przyszedł kapłan daleko wyższy z pokolenia Judy, Jezus Chrystus, nie chcieli się jednak na to zgodzić, owszem strzegli zakonu swego, jak to czynią aż do dziś dnia. Dla tego dziś jeszcze wyczekiwać muszą aż do dnia sądnego i spodziewają się, że ten wszystko odnowi, i kapłaństwo i królestwo dawne, jako było za czasu Dawida i sprawi obfitość wszystkiego.

Takci odprawia Pan Chrystus tego nauczonego w piśmie i towarzyszy jego u stołu i wyjaśnia im stosunek ich do Pana Boga tymi słowy: „Tedy się gospodarz rozgniewawszy rzekł słudze swemu: „Wyjdź prędko na ulice i na drogi miejskie itd.” to znaczy: „Kiedy wy role wasze i woły wasze oglądać, kiedy żony pojmować, czyli królestwa, kapłaństwa i bogactwa waszego pilnować wolicie, niźli brać udział we wiczerzy, to jest w ewangelii mojej, to idźcież sobie na zgubę waszą, mam ja jeszcze innych gości, których zaproszę! A ty sługo „wyjdź prędko na ulice i na drogi miejskie a ubogie i ułomne, chrome i ślepe wprowadź tu”. Tak stało się u żydów. Gdy bowiem panowie książęta, kapłani i przełożeni ludu ewangelii nie przyjęli, wybrał sobie Pan nędzne rybitwy, garstkę ludzi najuboższych i najbiedniejszych, jako pisze św. Paweł 1. Kor. 1, 26: „Widzicie zaiste powołanie wasze bracia! Iż nie wiele mądrych według ciała, niewiele możnych, niewiele zacnego rodu; ale co głupiego jest u świata tego, to wybrał Bóg, aby zawstydził mądrych; a co miłego u świata, wybrał Bóg, aby zawstydzili mocnych. A podłego rodu i wzgardzone wybrał Bóg, owszem te rzeczy, których nie masz, aby te, które są, zniszczył”. Według słowa tego potępione zostało wszystko, cokolwiek było w narodzie wielkiego, mądrego, bogatego i dostojnego; wszyscy ci bowiem wzgardzili ewangelią Chrystusową. Natomiast wybrał sobie Bóg samych skromnych, biednych prostaczków, Piotra, Jędrzeja, Filipa, Bartłomieja i innych, ubogich rybaków, biednych nędzarzy, których by nikt nie uznał za godnych stać się sługami kapłanów i książąt narodu. Ci pozostali jako poślad albo według słów Izajasza jako drożdże po dobrym winie, którego płyn to jest wielcy wśród narodu , kapłani, książęta, bogacze i mocarze zostali wyłączeni. Jako drożdże zostaną po wypuszczeniu wina z beczki, tak zostali ci których tu Pan nazywa, „biedne, ułomne, chrome i ślepe”. Tacy dostępują tej łaski i czci wysokiej, że przyjęci zostali od Boga jako jego mili i przyjemni goście na miejsce tych innych wielkich ludzi, którzy przyjść nie chcieli.

„Błogosławiony, który je chleb w królestwie Bożym”, powiada Faryzeusz. A Pan Jezus odpowiada: Tak jest, błogosławiony lecz ani ty ani towarzysze twoi niemi nie jesteście; wy się troszczycie o role i woły, dlatego wiedzcie, że wieczerzę tę przygotowaną jedynie ubodzy spożywać będą według pisma, które mówi: „Ubogim ewangelia opowiadana bywa”. Wy wielcy, święci i mądrzy ludzie o nią nie stoicie. Kapłani i książęta, co do swych ról, wołów i małżonek tak mocno się przywiązali, zostali wypuszczeni jako dobre wino, a na ich miejsce zostali powołani biedni nędzarze do wspaniałej wieczerzy ewangelii. Tak się żydom dobrze stało, a osobliwie temu tutaj, co takim mądrym być i w królestwie Bożym chleb jeść chce a przy tym kapłaństwo i królestwo bez Chrystusa i ewangelii jego zachować pragnie, ten niechaj sobie idzie, gdzie mu się podoba. Mysli sobie ten człowiek, że do zbawienia Chrystusa zupełnie mu nie trzeba, ale że jemu i wszystkim żydom rzecze Pan Bóg: „Chodźcie wy żydzi, a przede wszystkim, wy kapłani, święci i książęta, wam jest wieczerza przygotowana. Tak jest powiada, zaproszenie macie, lecz, o nie nie dbacie, wymawiacie się i uważacie się nadto za usprawiedliwionych, Dlatego odrzucę was i wezmę lud najpodlejszy, choćby nawet same biedne, ułomne i chrome”. Tego się też i nasi przeciwnicy doczekają, a nie pomogą im ich godności biskupie, ich książęce dostojeństwa i państwa. Na darmo myślą, że Bóg ich nie odrzuci, że nie ujmie się za tym nędznym gniazdem naszym, Wittenbergą i za gromadą tych, co ewangelię jego miłują. Lecz w tym się mylą. Niech Bóg najlepszą część narodu tego, któremu tak wzniosłe obietnice dane były, odrzucił a przyjął tylko drożdże, jakżeby między nami miał postąpić inaczej. Bo nie ci, co są wielcy, potężni i świętobliwi, będą jedli chleb w królestwie niebieskim, lecz „ubogim ewangelia opowiadana bywa”. Pan Bóg nasz większy i mocniejszy, mędrszy i świętszy jest nad wszystkie króle i szatany, przeto nie dba o twoją moc i świętobliwość, owszem,, jeśli się jemu sprzeciwiać i słowem jego gardzić będziesz, tedy on powstanie przeciwko tobie a całą twoją mądrość i świętobliwość i moc wniwecz obróci.

Dotąd ewangelia ta odnosi się jedynie do Żydów. Mówi bowiem Pan o ułomnych, którzy są na ulicach i drogach miejskich. Miastem zaś nazywa Pan lud Izraelski, albowiem lud ten dobrze był urządzony, miał zakon i służbę Bożą, świątynię, kapłanów i królów a wszystko to sporządzone było od Boga przez Mojżesza. Teraz jeszcze posyła sługę na „drogi” i rozkazuje mu przyprowadzić wszystkich ubogich stojących koło opłotków. I rzekł Pan do sługi: „Wyjdź na drogi i między opłotki, a przymuszaj do wejścia, aby był napełniony dom mój”

To jesteśmy my, którzy pochodzimy z narodów pogańskich. Nie mieszkaliśmy w mieście, to jest nie mieliśmy służby Bożej, służyliśmy bałwanom i nie znaliśmy ani Boga ani powołania naszego. Nasze miejsce było otwarte, „na drogach”, w polu, gdzie szatan ma swoje panowanie. „Tam idź”, rzecze Pan, „a przymuszaj je”. Świat bowiem wszędzie się broni przeciwko ewangelii i nie cierpi jej. Pan zaś, który taką wieczerzę przygotował, chciałby mieć dom pełen gości i otoczyć się ludźmi, co by u niego jedli, pili i byli dobrej myśli, choćby ich nawet z kamieni obudzić wypadało. Dla nas to Chrystus Pan ma tak długo cierpliwość z tym światem, chociaż miałby nie jeden powód dla grzechów naszych od razu w niwecz go obrócić; jednak nie czyni tego, chcąc mieć więcej jeszcze gości nie czyni ze względu na wybranych, którzy do wieczerzy jego należą. Że i my, którzyśmy ochrzczeni i stoimy w wierze, także do wieczerzy tej należymy, wynika już stąd, że słudzy Pańscy i do nas przychodzą z ewangelią. My biedni, ślepi i straceni poganie jesteśmy tymi wielkimi panami, co koło opłotków leżą.

Lecz jakież jest to przymuszenie, gdyż Pan Bóg nie chce służby wymuszonej? Przymusza nas, wołając na wszystkich ludzi: „Kto uwierzy a ochrzci się, ten będzie zbawiony, ale kto nie uwierzy, ten będzie potępiony”. Tak wskazuje Pan na jedno i drugie, na piekło i na niebo, na śmierć i na żywot, na gniew i na i na łaskę swoją, tak objawia nam grzechy i upadek nasz, abyśmy słysząc, że człowiek z narodzenia swego należy całkiem do szatana i jest potępiony przestrazili się w sercach naszych. Przestrach ten przed gniewem Bożym, który nas pobudza do szukania pomocy i łaski Bożej, jest początkiem „przymuszania” tego. Dokonawszy takiego skruszenia serc naszych tak Pan dalej wołać każe: Człowiecze choć, grzesznikiem jesteś i wyrok okrutny cię czeka, nie zwątp! Owszem idź, ochrzcij i słuchaj ewangelii. Ona ci opowie, jako Jezus Chrystus za ciebie umarł i oddał zapłatę za grzechy twoje. Jeśli to wierzysz, jesteś bezpieczny od gniewu Bożego i od śmierci wiecznej, a będziesz pożywał tą wielką wieczerzę Pańską, i dobrze się miał, aż zmocniejesz i pokrzepisz się na duszy twojej. Tak przymusza Pan obudzając trwogę w sercu grzesznika, a nie tak jako papież, który przymusza klątwą. Ewangelia objawia grzech ludzi i gniew Boży, że wszyscy bez wyjątku jesteśmy grzesznymi i bezbożnymi. Tak rozkazuje Pan wołać do nas mówiąc do uczniów swoich : „Idąc wyznawajcie do pokuty”. Pokutę zaś można kazać tylko przez zwiastowanie gniewu Bożego nad wszystkimi ludźmi, przeto że są pełni niedowiarstwa, bezbożności i wszelkiego grzechu. Gniew Boży musi napełnić sumienie nasze trwogą i skruchą, aby opamiętawszy się, samych siebie przymuszali mówiąc: Ach Panie Boże, cóż ja tedy mam uczynić, abym w ” nędzy mojej znalazł pocieszenie”. Gdzie serce człowieka w przerażeniu swoim tak upadek i nędzę swoją pozna i czuwa, tedy jest czas powiedzieć mu: Usiądźże u stołu tego wielkiego gospodarza a jedz, bo ci wiele stołów jeszcze jest próżnych a obfitość pokarmu wielka, ochrzcij się i wierz w Jezusa Chrystusa, że on zapłacił za grzechy twoje. Tak ustąpi gniew Boży, a z nieba jakby słońce zaświeci ci łaska i miłosierdzie jego, odpuszczenie grzechów i żywot wieczny. Innego sposobu, oprócz tego, nie ma.

„Przymuś je!” Słowo to zaprawdę jest miłe i pociechy pełne osobliwe dla nas nędznych, cośmy z upadłego i potępionego pogaństwa zostali „przymuszeni!” Jest ono jasnym obrazem owej niewybadanej łaski, którą Bóg nam okazał. Bo któż jest w stanie wysłowić tę miłość jego, która według słowa tego tak pragnie zbawienia naszego, iż nie tylko łagodnie nędznych grzeszników zapraszać i napominać do wieczerzy tej rozkazuje, lecz owszem ich napoić i „przymuszać” także i nie przestawać, aby poszli do wieczerzy jego. Pokazuje Pan przez to, że nie odrzuca grzesznika, ani nie chce zguby jego, jeżeli tylko tym przymuszeniem lekkomyślnie nie gardzi i w zatwardziałości swojej się nie sprzeciwia. Zaiste pragnie Pan, jako powiada kaznodzieja Taulerus, nad wszelką miarę więcej dawać i pomagać nam, aniżeli my pragniemy i jesteśmy w stanie przyjmować lub prosić go; niczego też więcej nie żąda od nas, jeno abyśmy serce nasze czym najszerzej otworzyli dla przyjęcia łaski jego. Ale bez „przymuszenia”, to jest bez kazania, pokuty i bez zwiastowania odpuszczenia grzechów, nie obejdzie się. Bez kazania pokuty bowiem pozostajemy martwi i twardego serca, bez skruchy w grzechach naszych i gniewie Bożym, pod władzą szatana. A znowu gdy nas ogarnie trwoga przed gniewem Bożym, słabniemy, trwożymy się, lękamy i zwątpimy, iż ani pojąć ani uwierzyć nie możemy, żeby Pan tak wielką łaskę i zmiłowanie miał nam okazać; nie przestajemy się lękać, , że dla grzechów i niegodności naszej nie przyjmie nas Pan, lecz odrzuci od siebie. Dlatego rozkazuje Pan bez ustanku „przymuszać” i pędzić ludzi, jako potrzeba, tak zwiastowaniem gniewu Bożego dla niepobożnych, , jak zwiastowaniem łaski dla wierzących. Gniew Boży i pokuta przymuszają człowieka szukać i krzyczeć o łaskę Bożą. To jest owa prawa droga do wieczerzy.

Którzy zaś tego nie czują, choćby najmędrszymi i najrozumniejszymi byli, już są osądzeni, że „nie skosztują wieczerzy mojej”, to znaczy, że nad nimi zostaje gniew Boży i potępieni będą dla niedowiarstwa sego. Nie weźmie też Pan względu ani na bogactwo, ani na mądrość, ani na świętość ich, owszem: że „nie skosztują wieczerzy mojej”. My zaś, co takową przyjmujemy, a nie odpychamy łaski Bożej, którą nam Chrystus podaje przez ewangelię, odbierzemy zamiast gniewu łaskę, zamiast grzechu wieczną sprawiedliwość, zamiast śmierci wiecznej żywot wieczny. My zaś, cośmy przez osobliwą łaskę Bożą nauki tej dostąpili, mamy się dobrze i jesteśmy dobrej myśli a serce nasze raduje się w domu nad wieczerzą taką. Daj Boże, abyśmy zawsze pozostali tak niezachwiani aż do końca. Amen.