Kazanie na szóstą niedzielę w Post, czyli Palmarum

Albowiem jam wziął od Pana, com też wam podał, iż Pan Jezus tej nocy, której był wydan, wziął chleb, a podziękowawszy złamał i rzekł: Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje, które za was bywa łamane; to czyńcie na pamiątkę moją. 1. Koryntian 11, 23 – 26.

Także i kielich, gdy było po wieczerzy mówiąc: Ten kielich jest nowy testament we krwi mojej; to czyńcie, ilekroć pić będziecie na pamiątkę moją. Albowiem, ilekroć byście jedli ten chleb, i ten kielich byście pili, śmierć Pańską opowiadajcie, ażby przyszedł.

Ponieważ według starego zwyczaju tymi dniami więcej ludzi przystępuje do chwalebnej świętości wieczerzy Pańskiej, niż w inny czas roku i potrzeba tego wymaga, abyśmy na pewien dzień o świętości tej wieczerzy kazali i młode pokolenie o niej nauczali, tedy dzisiaj chcemy zastanowić się nad tym tekstem świętego apostoła Pawła, którzyście właśnie słyszeli. Z niego to poznaliśmy, że ten sposób nie przez ludzi, lecz przez Pana Chrystusa samego jest ustanowiony w owej nocy, której był zdradzon, aby uczniowie i wszyscy chrześcijanie wielką pociechę mieli, że to jest testament Pański i ostatnia już wola jego, jako mającego już opuszczać ten świat. Przetoż my chrześcijanie ten testament za wielki skarb sobie poczytywać mamy, w którym nam jest dana wszelka radość i pociecha, i często też do tej św. wieczerzy przystępować powinniśmy. W ten sposób wykonamy ostatnią wolę Pana naszego Jezusa Chrystusa, albowiem wyraźne jest rozkazanie jego, abyśmy tak czynili. Chrześcijanie tedy aż do dnia sądnego takowego rozkazu miłego Pana naszego Jezusa Chrystusa przestrzegać i takiej pociechy często i radzi szukać będą, aż on, miły Pan nasz, który ten testament ustanowił, sam znowu przyjdzie z nieba, aby sądził żywe i umarłe.

Dawniej w papiestwie odstraszały nas słowa apostoła Pawła, który mówi: „Kto je i pije niegodnie, sąd sobie samemu je i pije”; albowiem nas nauczono, co to znaczy „jeść i pić godnie i niegodnie”. Stąd tedy dla świętej wieczerzy Pańskiej urosło to pohańbienie, iż się jej ludzie jako trucizny lękali i nie była im więcej pokarmem ku pociesze lecz pokarmem ku zginieniu. Temu zaś byli winni kaznodzieje fałszywi a myśmy także naszą niewdzięcznością na to zasłużyli, albowiem ponieważ Chrystus tak wielką miłość nam okazał, a myśmy przeciwko niej leniwymi, niedbałymi i niewdzięcznymi zostawali, tedy słusznie się nam stało, iż się nam radość w smętek, pociecha w płacz a pomoc w szkodę obróciła.

Tą samą drogą chodzą sakramentarze i inni sektarze, którzy dla tej świętości wielkie i niebezpieczne rozdwojenie w kościele sprawili a ludzi obałamucili, jakoby we wieczerzy Pańskiej niczego więcej nie było, jeno chleb i wino. Przetoż się ich wystrzegajmy, aby się nam znowu tak nie powiodło, jako przedtem w papiestwie. Tam się bowiem stało tak, iż sakrament ciała i krwi Pańskiej, ów błogosławiony pokarm duszy naszej, któregośmy z gorącą miłością pragnąć mieli, tak bywał w kazaniach opisywany, iż z bojaźnią i drżeniem do niego przystępowano, a każdy z niego więcej nabywał strachu, niźli pociechy. Albowiem kazali tak, że najprzód musi człowiek wyspowiadać się ze wszystkich swych grzechów i za nie uczynić zadość. A to jest rzeczą niemożebną. Kiedyśmy więc czuli, że żadną miarą we wszystkich rzeczach czystymi a dla tego owego pokarmu godnymi nie jesteśmy, tedy frasowaliśmy się, czy też godnie pożywamy wieczerzę Pańską. Tak się tedy działo, że nikt do niej chętnie nie przystępował, „aby sobie samemu nie jadł sądu”.

To już to samo w sobie było złe, albowiem ludzie do tego świętego sakramentu zostali zniechęceni i przed nim wielką mieli trwogę. Ale papież jeszcze dalej postąpił, i to złe jeszcze gorszym uczynił, albowiem ludziom, którzy się świętości tej lękali, jeszcze nakazał i przymusił ich, aby przynajmniej raz do roku do stołu Pańskiego chodzili. Kto zaś nie poszedł, ten został wyklęty. Do tego nakazał sakrament ten dawać, jako to nazywają, „pod jedną postacią”, mimo wyraźnego rozkazy Chrystusowego, który nie tylko w chlebie, z chlebem i pod znakiem chleba ciało swoje jeść, lecz także z kielicha krwi swojej pić kazał. Papież zaś ten rozkaz Chrystusowy znieważył, i aż do dnia dzisiejszego potępia każdego jako kacerza, kto by wieczerzę święta w całości przyjmował tak, jako ją Chrystus Pan ustanowił i przyjmować nakazał.

My tedy miejmy się na pieczy, abyśmy wieczerzy świętej nie lekceważyli, ale owszem ze wszelką radością i miłością chętnie ją pożywali, prawie ją pojmowali i godnie przyjmowali. Albowiem nie jest to nad wszelka miarę miłą rzeczą, że pan przed uczniami tak serce swoje otwiera mówiąc: „Bierzcie, jedzcie, to jest ciało moje, bierzcie i pijcie z tego wszyscy, to jest krew moja nowego testamentu, to czyńcie na moją pamiątkę”, czyńcie nie raz tylko, lecz często, aż do dnia sądnego. Pan Jezus chciał tedy pamiątkę i znajomość i wiarę w siebie przez wieczerzę świętą, ten testament Jego, w sercach naszych zachowywać, aby tam nie zginęła. Dlatego ustanowił tę wieczerzę, abyśmy po wszystkie czasy o śmierci jego pamiętali, przez którą od grzechów naszych i potępienia wiecznego odkupieni jesteśmy. Toć tedy są uprzejme i miłe słowa Jego, jako tylko ojciec miły z synem swym rozmawiać może. Wszystko bowiem, powiada Pan, o to chodzi, abyście o mnie nie zapomnieli. W naszych uszach i naszych ustach i w sercach nas wszystkich ma ta pamiątka mieć miejsce swoje, abyśmy męki jego świętej nie zapomnieli, jako dla nas jest ukrzyżowany, umarł i od umarłych jest wzbudzony. A dlatego ta pamiątka po wszystkie czasy ma się wykonywać, ponieważ jedno polecenie za drugim wyrasta, które nie tylko słowem w znajomości Chrystusa Pana i zbawieniu przezeń zgotowanym ćwiczone być powinno, lecz także na zewnątrz takiej służby Bożej trzymać się musi, aby zawżdy miało przyczynę chwalić zbawiciela i odkupiciela swego Jezusa Chrystusa i nim się pocieszać. Tego pragnie Chrystus przez ustanowienie sakramentu swego a my tej pamiątki jego nie mamy sobie lekceważyć ani jej zaniedbywać. Gdy zejdą się ze sobą razem dobrzy przyjaciele, tedy są w stanie przesiedzieć i rozmawiać przez całą noc i nie pamiętają o odpoczynku, czyliż by nam miało się uprzykrzyć kazanie i uczenie się tego, jak drogo przez umiłowanego Pana naszego Jezusa Chrystusa odkupieni jesteśmy?

Lecz sakrament ten czyli wieczerza św. nie dlatego tylko jest ustanowiona, aby przez nią był uwielbiany Chrystus. Albowiem on powiedzieć może: Ja nie potrzebuję uwielbiania twego; czy ty mnie uwielbisz, czy nie, zostaję ja jednak Synem Bożym, a chwała twoja ani mnie poniży ani mnie wywyższy. Dlatego prawie sakrament ten ustanowił Pan, że „my” takowego testamentu i wieczerzy potrzebujemy i nam się ona ma przyczynić ku dobremu. Albowiem słowa Jego, gdy podaje chleb, brzmią tak: „Bierzcie a jedzcie, to jest ciało moje, które za was wydane jest”. A potem podawając kielich powiada: „Pijcie z tego wszyscy, to jest krew moja nowego testamentu, która za was jest wylana na odpuszczenie grzechów”. Najprzód to ma być największą pociechą dla wszystkich chrześcijan, iż słyszą, że ciało Pana Chrystusa za nich jest wydane i krew jego za grzech ich wylana. Albowiem kto służy, tego żadnym sposobem ani grzech, ani żadne inne rzeczy do rozpaczy przywieść nie mogą, dlatego iż wie, że ten skarb, którym grzech jego jest zapłacony, daleko jest znaczniejszym i większym od grzechu jego.

Ale na tej pociesze Chrystusowej, która przez słowo jego jawnie nam jest zwiastowaną, jeszcze nie jest koniec. Chrystus daje tobie z chlebem ciało swoje ku jedzeniu a z winem krew swoją ku piciu, jako te słowa jego świadczą, chociażby też szatanowi żal było. Czyni on to na to, abyśmy ciała i krwi jego uczestnikami się stali, równie jako każdy dla siebie, a nie dla innego ustami swymi je przyjmuje. Oto bowiem przede wszystkim chodzi, aby każdy wierzył, iż Chrystus Pan dla niego cierpiał, a nie tylko za św. Piotra i Pawła i innych świętych. O tym chciał Chrystus każdego z nas upewnić, równie jako każdy dla siebie testament jego to jest ciało i krew Chrystusową przyjmuje i pożywa. Tedy też prawdziwą jest nauka, że człowiek w tym sakramencie odbiera odpuszczenie grzechów, albowiem gdzie jest Chrystus, tam też jest odpuszczenie grzechów. Tu jest ciało i krew Chrystusowa według słowa Jego. Kto tedy takowe przyjmuje, je i pije, a wierzy, że ciało Pana Chrystusa za niego wydane i krew jego przelana jest na odpuszczenie grzechów jego, czyli by nie miał dostąpić odpuszczenia grzechów? Lecz to także trzeba powiedzieć ludowi i nauczać go, że nie dla czynu tego, iż idzie do wieczerzy Pańskiej owego odpuszczenia dostępuje, ale iż dostępuje go człowiek przez to, iż wiarą się trzyma słowa Chrystusowego, i tym się cieszy, że Chrystus Pan, jak to powiada, daje jemu ciało swoje, które zań wydane i krew swoją, która zań wylana jest. Pożywanie zaś czyli przyjmowanie sakramentu tego służy ku umocnieniu owej wiary, a ten jest najlepszy i największy owoc, jaki z onego testamentu mamy.

Drugi owoc zaś ten jest, że chrześcijaństwo koniecznie powinno być jednomyślne i mieć jednakową wiarę i naukę. Ażeby tak było, do tego nie dość jeszcze, że chrześcijanie zbierają się na kazanie, gdzie jednego słowa Bożego słuchają, ku jednej wierze bywają wzywani i wespół jednej głowy się trzymają, lecz muszą gromadzić się koło jednego stołu i jeść i pić wespół ze sobą. Przy słuchaniu kazania może mnie niejeden słuchać, który w sercu mnie nienawidzi. Dlatego, choć ewangelia chrześcijan łączy i czyni jednomyślnymi, tedy to jeszcze więcej przez tę wieczerzę się dzieje. Tu nierówni się odłączają a którzy we wierze są równi, mając jedną nadzieję i jedno serce ku Panu, ci się ze sobą skupiają. A ta rzecz jest wielce potrzebna w kościele, aby była jedność, a w wierze nie było rozdwojenia. Po łacinie tedy nazywa się wieczerzę Pańską „komunią”, to znaczy „społecznością”, a którzy z chrześcijanami nie chcą być równymi w wierze i nauczaniu, tych nazywają „wyłączeni”, jako takich, co dla odmiennej swojej nauki i wiary, umysłu i porządku nie mogą zostawać w zgromadzeniu jednomyślnym. Ku temu tedy służy ten święty sakrament, aby przezeń Chrystus trzodę swoją utrzymywał w jedności.

Stąd też starodawni nauczyciele kościoła nadobne myśli mieli i powiadali, że Pan Chrystus dlatego do wieczerzy świętej chleba i wina używał, aby nam wyobraził, że jako wiele ziarenek jest a także ma swe ciało i swą postać, zanim wszystkie razem zmielone w jednym chlebie się połączą, tak też każdy człowiek jest osobą i osobnym stworzeniem, ale przez pożywanie ciała Pańskiego w sakramencie wszyscy wespół stają się jednym chlebem i jednym ciałem. 1 Kor. 10. Tu bowiem jest jedna wiara, jedno wyznanie, jedna miłość i jedna nadzieja. A jako do wina bierze się wiele jagód winnych, z których każda ma swoje ciało i swą osobną postać, lecz wyciśnięte jednym winem się stają, w którym nie ma nierówności, ale wszystko jest jednym, dobrym i nadobnym sokiem, tak też i u chrześcijan być ma. Tak nauczali starzy, a nauka ta prawą jest. Albowiem do tego ma posłużyć ten sakrament święty, aby chrześcijanie w jedności żyli, mając jeden umysł, jedną naukę i jedną wiarę, i żeby nie byli jako osobne ziarnka, z których by każde samo sobie swoją wiarę i naukę układało. Szatan nie spoczywa, ale by chętnie tę jedność i równość rozerwał.

To więc też jest owoc wieczerzy świętej, którą Pan Jezus tak serdecznie ustanowił, że przyczynia się ku zachowaniu jedności w nauce, wierze i żywocie. Na zewnątrz równymi być nie możemy, bo stany nie są równe. A gdy stany są nierówne, uczynki i życie też muszą być nierówne. Rolnik inaczej żyje niż książę i inne ma zadania, pani domu ma inne prace niż sługa. Takowe różnice w zewnętrznym życiu pozostać muszą, ale w Chrystusie nie ma już męża i niewiasty, pana i sługi, ojca ani syna, panujących ani poddanych, lecz wszyscy wespół są wierzącymi w Chrystusa. Albowiem tą samą ewangelię, tą samą obietnicę i wiarę, którą ja mam, ma także i niewiasta i książę i rolnik i sługa i dziecię. Ta wewnętrzna równość wyobrażona jest w tym sakramencie, który dla wszystkich jest równy. Czy tedy jesteś panią czy służebnicą, panem czy sługa, ojcem czy synem, panującym czy poddanym, tutaj są wszyscy równi i jeden pokarm i jedną mają obietnicę, a jeśli są wierzącymi, tedy do jednego nieba należą. Nic też nie znaczy, że ja mieszkam tu a inny chrześcijanin w Jeruzalemie, z którym się ani nie znamy; albowiem jedną głowę mamy, do której należymy i przez nią zbawienia wyglądamy. Ale taką jedność szatan usiłuje rozerwać, albowiem wie, jaka to dla niego strata, gdy chrześcijanie są jednomyślni w nauce i wierze. Przeciwko niemu tedy jest ten sakrament przez Chrystusa ustanowiony aby przezeń chrześcijanie w jedności utrzymani byli.

Świętość ta też potrzebna i pożyteczna jest dla każdego z osobna. Albowiem gdybym nią wzgardził i Chrystusowi Panu za nią nie dziękował i społeczności chrześcijan unikał, byłoby to tylko moją własną szkodą; im dłużej bym tak czynił, tym gorzej dla mnie. Boć zaprawdę Chrystus Pan dla siebie nie potrzebuje, byśmy o nim pamiętali, ale my tego potrzebujemy; a to tym więcej, ponieważ, jeśli o nim nie pamiętamy, tedy na szatana pamiętać musimy. A stąd nie będziemy mieli pożytku, lecz szczerą tylko szkodę. A chociażby ci diabeł zaszkodzić nie mógł, tedy jednak w sobie znajdziesz wroga swego. Masz u siebie kaznodzieję, który z tobą je i pije, śpi i czuwa, a jest nim ciało twoje własne, czyli stary Adam; z nim to idziesz spać i z nim wstajesz, a on ci każe bez przestanku iż stajesz się coraz ozięblejszym i tak gnuśnym i opieszałym, że zapomnisz Pana Chrystusa i ewangelii jego i nic więcej się o nią troszczyć nie będziesz. Tego dokaże ten twój wewnętrzny kaznodzieja i tak długo na ciebie nalegać będzie, iż tylko o tym będziesz rozmyślał, jako byś przed światem został wielkim i bogatym, a do wieczerzy Pańskiej iść ani dziś ani jutro ani nigdy czasu nie znajdziesz. Albowiem nie ma człowieka, któremu by zbrzydło i sprzykrzyło się jego łakomstwo, owszem z każdym dniem więcej ochoty i upodobania w owym nieszczęsnym łakomstwie nabiera. Tak samo ma się rzecz z innymi występkami. Wszetecznik tylko o wszeteczeństwie rozmawia i rozmyśla, a im więcej to czyni, tym więcej się do niego zapala. Tak długo ten stary Adam w ciebie wmawia, aż utoniesz w grzechach swoich.

Dlatego miły Pan nasz Jezus Chrystus chce znowu, abyśmy, jako łakomstwo nas pociąga i opowiada nam o pieniądzach i majętnościach, o mocy i sławie, także przez niego ciągnąć się dali i prowadzić do żywota jego i pamiętali na zbawiciela naszego, który za nas na krzyżu umarł, aby nasze serca dla niego pałały, i abyśmy żywot światowy pozostawiając przy nim być chcieli i wołali: Ach Panie, widzę ja, że nie przestaję grzeszyć, ani się złem brzydzę, przetoż wzywam ciebie, dopomóż mi Panie, abym się odwrócił od świata grzesznego a miłością do ciebie i upodobaniem był przejęty. Takowe upomnienie jest nam na każdy dzień potrzebne. Dlatego też miły Pan nasz Jezus Chrystus wieczerzę swoją ustanowił, abyśmy pamiętali, że jeszcze coś nastąpi po tym naszym żywocie. Dlatego Pan bierze chleb i kielich, każe uczniom jeść i pić, mówiąc: To jest ciało moje za was wydane i krew moja za was wylana na odpuszczenie grzechów, abyśmy przede wszystkim o nim pamiętali a nie tylko o pieniądzach i majętnościach rozmyślali, jako się za zwyczaj dzieje. Chce nam niby powiedzieć, abyśmy w tygodniu lub przynajmniej w miesiącu jeden dzień jemu poświęcili i o nim pamiętali. Albowiem gdyby o pieniądze chodziło i gdyby każdy, nie ciało i krew Chrystusową, lecz sto lub też i mniej złotych miał odebrać, tedy by było biegania i nacisku, a chociażby kto nawet ślepym był, kto by jednak za nimi nawet z daleka przybiegał. Ale tu podaje nam Pan nie sto złotych, które się prędko wydają, lecz ciało i krew swoją, przez którą odkupieni jesteśmy. Taki skarb nam Pan w testamencie swoim podaje, a z nim żywot wieczny, abyśmy jego pewnymi byli, nim się pocieszali i zawsze o nim pamiętali. Ale człowiek skarbu tego unika jako trucizny i potępienia. A toć jest sprawa szatana, do którego należy ten stary Adam w nas. Takowa niewdzięczność i pogardzanie jest większym grzechem, niż sobie tylko wyobrazić można, a którzy go popełniają, ci też ujrzą, co się niegdyś z nimi stanie. Przetoż nas Pan u wieczerzy świętej napomina, abyśmy niewdzięcznikami się nie stawali, ale wiedzieli, iż idąc do wieczerzy jego i wyznając wiarę swoją z innymi chrześcijanami, z tej służby Bożej przecież sami największy pożytek mamy. Za to powinniśmy jemu dziękować i radować się, że w nim takiego łaskawego biskupa dusz naszych mamy, który nie tylko samego siebie ofiarował za nas, lecz także nas karmi ciałem swoim i krwią swoją za nas wylaną a niczego więcej nie żąda, jeno abyśmy o nim pamiętali a samych siebie a kościół chrześcijański w jedności utrzymywali.

A na końcu cóż pomyśleć o tych, którzy się za dobrych chrześcijan mają, a przez cały rok, albo dwa i trzy lata, a nawet i dłużej do świętej wieczerzy nie idą? Tacy są albo przez szatana tak dalece opętani, że już na grzechy swoje nic nie zważają, ani nie dbają, jakoby od nich uwolnieni byli, albo też to ziemskie życie swoje bardziej miłują nad żywot wieczny. A jedno i drugie straszne jest ku słuchaniu. Dlatego kto jest chrześcijaninem podług imienia swego po chrześcijańsku się chce sprawować, ten niech sobie sakramentu tego nie lekceważy ani nim nie pogardza, lecz niechaj często do niego przystępuje, albowiem wszyscy go wielce potrzebujemy.

Pan Bóg niechaj nam użyczy łaski swojej i Ducha Świętego przez Jezusa Chrystusa, abyśmy tę w pociechę bogatą wieczerzę jego, Chrystusowi Panu na chwałę a sobie ku wiecznemu zbawieniu pożywali. Amen.