- 95 tez
- O wolności chrześcijańskiej
- Postylla Domowa
- Kazanie na pierwszą niedzielę adwentową
- Kazanie na drugą niedzielę adwentową
- Kazanie na trzecią niedzielę adwentową
- Kazanie na czwartą niedzielę adwentową
- Kazanie na pierwsze święto Narodzenia Pańskiego
- Kazanie na wtóre święto Narodzenia Pańskiego
- Kazanie na niedzielę po Narodzeniu Pańskim
- Kazanie na Nowy Rok
- Kazanie na dzień Trzech Króli
- Kazanie na 1 niedzielę po Trzech Królach.
- Kazanie na drugą niedzielę po Trzech Królach
- Kazanie na trzecią niedzielę po Trzech Królach
- Kazanie na czwartą niedzielę po Trzech Królach
- Kazanie na piątą niedzielę po Trzech Królach
- Kazanie na niedzielę Starozapustną
- Kazanie na niedzielę Mięsopustną
- Kazanie na pierwszą niedzielę w Post, czyli Invocavit
- Kazanie na drugą niedzielę w Post, czyli Reminiscere
- Kazanie na trzecią niedzielę w Post, czyli Oculi
- Kazanie na czwartą niedzielę w Post, czyli Laetare
- Kazanie na piątą niedzielę w Post, czyli Judica
- Kazanie na szóstą niedzielę w Post, czyli Palmarum
- Kazanie na Wielki Piątek
- Kazanie na Wielkanoc
- Kazanie na pierwszą niedzielę po Wielkiejnocy
- Kazanie na drugą niedzielę po Wielkiejnocy
- Kazanie na trzecią niedzielę po Wielkiejnocy
- Kazanie na czwartą niedzielę po Wielkiejnocy
- Kazanie na piątą niedzielę po Wielkiejnocy
- Kazanie na Wniebowstąpienie Pańskie
- Kazanie na niedzielę po Wniebowstąpieniu
- Kazanie na Zielone Świątki
- Kazanie na Poniedziałek Świąteczny
- Kazanie na niedzielę św. Trójcy
- Kazanie na pierwszą niedzielę po św. Trójcy
- Kazanie na drugą niedzielę po św. Trójcy
- Kazanie na trzecią niedzielę po św. Trójcy
- Kazanie na czwartą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na piątą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na szóstą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na siódmą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na ósmą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na dziewiątą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na dziesiątą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na jedenastą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na dwunastą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na trzynastą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na czternastą niedzielę po Trójcy Św
- Kazanie na piętnastą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na szesnastą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na siedemnastą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na 18. Niedzielę po Trójcy Świętej
- Kazanie na dziewiętnastą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na dwudziestą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na dwudziestą pierwszą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na dwudziestą drugą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na dwudziestą trzecią niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na dwudziestą czwartą niedzielę adwentową
- Kazanie na dwudziestą piątą niedzielę po Trójcy Św.
- Kazanie na Dzień Oczyszczenia Marii Panny.
- Dr Marcina Lutra krótkie napominanie małżonków
- Kazanie pogrzebne
- O niewolnej woli - De Servo Arbitro
- WSTĘP
- PEWNOŚĆ WIARY
- JASNOŚĆ PISMA ŚWIĘTEGO
- DOGMAT O NIEWOLNEJ WOLI A CHRZEŚCIJAŃSKA POBOŻNOŚĆ
- WYZNANIE I JEGO POWSZECHNE OBOWIĄZYWANIE
- DOKTRYNA I ŻYClE
- TAJEMNICA KOŚCIOŁA
- O WOLI LUDZKIEJ
- OBJAWIENIE
- (BÓG UKRYTY) DEUS ABSCONDITUS
- IDEA ZAPŁATY
- BÓG A ZŁO (TEODYCEA)
- ANTROPOLOGIA BIBLIJNA
- WSPÓŁPRACOWNICY BOŻY
- ZAKOŃCZENIE
- Kazanie na Poniedziałek Wielkanocny
BÓG A ZŁO (TEODYCEA)
Lecz skoro walczymy z fantastami i z ludźmi przybierającymi maski, przywdziejmy i my maski i – chociaż to jest niemożliwe – wymyślmy przenośnię, o jakiej bredzi Diatryba, i przyjmijmy, że ona da się w tym miejscu zastosować, abyśmy zobaczyli, w jaki sposób się wymknie, by nie musiała twierdzić, że wszystko dzieje się jedynie z woli Bożej, czyli z naszego ludzkiego punktu widzenia – z konieczności, i w jaki sposób usprawiedliwi Boga, by nie On był sprawcą i winowajcą naszej zatwardziałości. Jeżeli prawdą jest, że mówi się o Bogu, iż przywodzi do zatwardziałości wtedy, gdy w łagodności swojej nam pobłaża i nie od razu karze, to i jeden i drugi pogląd dotąd obowiązuje. Po pierwsze, że człowiek bez względu na to z konieczności służy grzechowi, albowiem, skoro zostało uzgodnione, że wolna wola nie może chcieć niczego dobrego (a za taką podaje ją Diatryba), to przez łagodność Boga, który ją jako taką toleruje, wcale nie staje się lepszą, lecz z konieczności gorszą, jeżeli nie zostaje jej z miłosierdzia Bożego dodany Duch. Dlatego wszystko co z nami się dzieje, dzieje się z konieczności. Po drugie, że Bóg stosując przez swoją łagodność pobłażanie, wydaje się również być okrutnym, i według naszego kazania wygląda na takiego, który posługując się swoją niezbadaną wolą, doprowadza do zatwardziałości. Albowiem gdy widzi, że wolna wola nie może chcieć tego, co dobre i że przez łagodność jego, jako pobłażającego staje się ona gorszą, właśnie przez samą tę łagodność nadaje sobie rys najokrutniejszego i rozkoszującego się naszymi nieszczęściami, chociaż mógłby im zapobiec, gdyby chciał i mógłby nie pobłażać, gdyby chciał, owszem nawet przeciwnie, gdyby nie chciał, nie mógłby pobłażać. Któż Go zmusi, jeżeli On nie zechce ? Skoro więc pewnikiem jest owa wola, bez której nic się nie dzieje, i skoro jest rzeczą ustaloną, że wolna wola nie może chcieć nic dobrego, to daremna to jest mowa, cokolwiek się mówi na usprawiedliwianie Boga, a na oskarżanie wolnej woli. Zawsze bowiem wolna wola mówi: „Ja nie mogę a Bóg nie chce, cóż mam zrobić ? Niechby się nawet litował, gdy mnie smaga, ja na tym nic nie zyskuję, lecz muszę stawać się gorszą, jeżeli nie udziela Ducha. Ale nim nie obdarza, a obdarzałby, gdyby chciał. Pewną więc jest rzeczą, że dać go nie chce”.
Również przytoczone przykłady nic nie wnoszą do sprawy, gdzie się powiada, że jak pod promieniami tego samego (706) słońca glina twardnieje a wosk się topi, i od tego samego deszczu gleba uprawna przynosi plony a ugór nie uprawiany rodzi ciernie, tak ta sama łagodność Boża jednych przywodzi do zatwardziałości, drugich do nawrócenia. Nie dzielimy bowiem wolnej woli na dwa odrębne uzdolnienia tak iż jedno byłoby jak glina a drugie jak wosk, albo jedno jak gleba uprawna a drugie jak ugór nie uprawiany. Lecz mówimy o jednej i tej samej u wszystkich ludzi jednakowo niezdatnej woli, która nie jest niczym innym jak gliną, niczym innym jak nie uprawianym ugorem, ponieważ nie może chcieć tego, co dobre. Dlatego, jak glina staje się coraz twardsza a ugór nie uprawiany coraz bardziej zarasta cierniem, tak wolna wola staje się coraz gorszą, podobnie jak łagodne działanie słońca czyni glebę twardszą, ulewny deszcz zaś ją rozmiękcza.
Jeżeli więc we wszystkich ludziach jest wolna wola, do której odnosi się jednakowa definicja i którą cechuje ta sama niemoc, to nie może być żadnego rozumnego wyjaśnienia tego, dlaczego jedna dochodzi do łaski, a druga nie dochodzi, jeżeliby nie kazało się o niczym innym, jak o łagodności pobłażającego i o karaniu litującego się Boga. Określono bowiem wolną wolę we wszystkich ludziach według tej samej definicji: że nie może ona chcieć niczego dobrego… Wtedy zaś ani Bóg nie będzie nikogo wybierał, ani nie będzie możliwości dokonania wyboru, lecz pozostanie tylko i jedynie wolność woli, która przyjmuje łagodność i gniew, albo je odrzuca. Czymże zaś innym będzie Bóg, pozbawiony możliwości i mądrości dokonania wyboru, jak nie bałwanem w ręku bogini Losu, pod której władaniem wszystko dzieje się na oślep. I dojdzie wreszcie do tego, że ludzie będą zbawieni i potępieni bez wiedzy Boga, jako że nie On przez wyraźny swój wybór rozdzielił tych, którzy mają być zbawieni od tych, którzy mają być potępieni, lecz zaoferowawszy wszystkim powszechną jakąś pobłażliwą łagodność, jako też przywodząc do zatwardziałości i karzące miłosierdzie, ludziom pozostawił rozstrzygnięcie, którzy z nich chcą być zbawieni lub potępieni, sam zaś tymczasem wyprawił się na biesiadę do Etiopów, jak to opowiada Homer.
Takiego Boga maluje nam i Arystoteles, Boga, który oczywiście śpi i pozwala każdemu dowolnie używać i nadużywać swojej dobroci i kary. I rozum ludzki nie może inaczej o nim myśleć, niż tutaj czyni Diatryba. Jak bowiem sama chrapie i sprawy Boże lekceważy, tak myśli też o Bogu, że chrapie i zaniechawszy swojej mądrości, woli i obecności przy dokonywaniu wyboru, rozdzielaniu i udzielaniu Ducha, ludziom zlecił owo uciążliwe i mozolne dzieło przyjmowania i odrzucania swojej łagodności i swojego gniewu. Do tego się dochodzi, gdy chcemy rozumem ludzkim Boga mierzyć i uniewinniać, i gdy nie poważamy tajemnic Majestatu lecz badawczo w nie się wgłębiamy, tak, iż omamieni chwałą, zamiast jednego usprawiedliwienia wyrzucamy z siebie tysiąc bluźnierstw, i nie pomnąc na razie o sobie jak opętani bajdurząc zarazem przeciwko Bogu i przeciwko sobie w gruncie rzeczy chcemy z wielką mądrością przemawiać za Bogiem jak i za sobą samymi. Albowiem tutaj widzisz, co może z Boga zrobić owa przenośnia i glossa Diatryby. Następnie widzisz, jak wyśmienicie ona z samą sobą się zgadza, gdy poprzednio w jednej definicji potraktowała wolną wolę u wszystkich ludzi jako równą i podobną, a teraz, w czasie dysputy, zapomniawszy o własnej definicji, jedną traktuje jako pole „uprawne”, drugą jako ugór nie uprawiany (707) i zależnie od różnorodności zarówno działań jak obyczajów, jak i ludzi przyjmuje różne wolne wole: Jedną, która czyni to, co dobre, drugą, która tego nie czyni; i to na podstawie własnych sił, przed darowaniem jej łaski, choć poprzednio definiowała, że na podstawie tych sił nie może ona chcieć nic dobrego. W rezultacie dochodzi do tego, że nie chcąc samej woli Bożej przyznać chęci i możności przywodzenia do zatwardziałości i litowania się, i dokonywania wszystkiego, przypisujemy ludzkiej woli możność dokonywania wszystkiego, choć łaską nie jest jeszcze obdarowana, co jednak poprzednio zaprzeczyliśmy, że bez obdarowania jej łaską może dokonać cośkolwiek dobrego. Na ten temat więc porównanie ze słońcem i deszczem nie ma żadnego zastosowania. Chrześcijanin z większą słusznością zastosuje tu to porównanie, że słońcem i deszczem nazwie Ewangelię, jak to czyni Psalm 19, w.5 i list do Hebr. r.6, w.7, zaś glebą uprawną wybranych, a ugorem nie uprawionym odrzuconych. Tamci bowiem dzięki słowu się budują i stają się lepszymi, ci zaś nim się obrażają i stają się gorszymi. Zresztą wolna wola już sama przez się we wszystkich ludziach jest królestwem Szatana.
Przyjrzyjmy się także przyczynom, dlaczego w tym miejscu została wymyślona ta przenośnia. Niedorzecznością wydaje się – powiada Diatryba – by mówić o Bogu, który jest nie tylko sprawiedliwy, lecz także dobry, że przywodzi do zatwardziałości serce człowieka, aby na przykładzie złości tegoż zobrazować swoją moc. Z tego powodu powołuje się na Origenesa, który przyznaje wprawdzie, że sposobność do zatwardziałości stwarza Bóg, winę jednak zrzuca na faraona. Poza tym tenże sam (Origenes) dodał w uwadze to, co Bóg powiedział: „Po to właśnie pobudziłem cię” Ex. r.9, w.16. Nie mówi: „Po to właśnie uczyniłem cię”. Zresztą faraon nie byłby bezbożnym, jeśli by go takim był stworzył Bóg, o którym jest powiedziane, że: „Zobaczył wszystkie dzieła swoje, a one były bardzo dobre”. To mówi Diatryba. A więc niedorzeczność jest jedną z podstawowych przyczyn, że słów Mojżesza i Pawła nie bierze się w całej ich prostocie. Lecz przeciw któremu artykułowi wiary grzeszy ta niedorzeczność ? albo kogo ona obraża ? Obraża ona rozum ludzki, który, chociaż jest co do wszystkich słów i dzieł Bożych ślepy, głuchy, głupi, bezbożny i bluźnierczy, jednak w tym miejscu brany jest pod uwagę jako sędzia słów i dzieł Bożych. Tym samym argumentem możesz zaprzeczyć wszystkie artykuły wiary: że jest to bezsprzecznie największą niedorzecznością i, jak mówi Paweł w I Kor. r.1, w.18 „dla pogan głupstwem, dla Żydów zgorszeniem”, że Bóg stał się człowiekiem, że się narodził z panny, że został ukrzyżowany i siedzi na prawicy Ojca. Niedorzecznością jest – powiadam – wierzyć w takie rzeczy. Wymyślajmy więc wespół z Arianami jakieś przenośnie, że Chrystus po prostu nie jest Bogiem ! Wymyślajmy wespół z Manichejczykami przenośnie, że nie jest prawdziwym człowiekiem, lecz postacią urojoną, która jak promyk słońca przez szkło przechodzi, przeszedł przez dziewicę i został ukrzyżowany. W ten sposób zaiste przepięknie potraktujemy Pisma.
Lecz jednak ani przenośnie nie pomagają, ani niedorzeczności nie da się uniknąć. Gdy bowiem rozum jest sędzią, to niedorzecznością pozostaje to, że ów sprawiedliwy i dobry Bóg domaga się od wolnej woli rzeczy niemożliwych, i chociaż wolna wola nie może chcieć tego, co dobre i z konieczności służy grzechowi jednak jej to zalicza, i aczkolwiek ducha jej nie udziela, wcale nie łagodniej i dobrotliwiej z nią postąpuje niżby postąpił, jeśliby ją przywiódł do zatwardziałości lub dopuścił, by ją do zatwardziałości przywiedziono.
(708) To – jak rozum będzie zaręczał – nie jest odpowiednie dla dobra i łagodnego Boga. To zbytnio przekracza jego wyobrażenie i trudno mu także przychodzi poddać się tej wierze, że dobry jest Bóg, który tak czyni i tak rozstrzyga, lecz chce sam, wykluczywszy wiarę, namacalnie zobaczyć i zrozumieć, w jaki spósób Bóg jest dobry a nie okrutny. Zrozumiałby to zaś wtedy, gdyby się o Bogu mówiło: Nikogo nie przywodzi do zatwardziałości, nikogo nie potąpia, lecz nad wszystkimi się lituje, wszystkich zbawia, tak iż po zburzeniu piekła i usunięciu lęku przed śmiercią nie trzebaby obawiać się żadnej przyszłej kary. Dlatego tak się rozpala i gorliwie zabiega o to, by Boga usprawiedliwić i bronić Go jako dobrego i sprawiedliwego. Lecz inaczej rozstrzygają to wiara i Duch, które wierzą, że Bóg jest dobry, chociażby wszystkich ludzi wytracił. I cóż pomoże trapić się tymi myślami, by winę zatwardziałości zrzucić na wolną wolę ? Niechaj wolna wola czyni w całym świecie i ze wszystkich sił, co tylko zechce, jednak nie dostarczy przykładu na to, że albo może uniknąć tego, by nie zostać doprowadzoną do zatwardziałości, jeśliby Bóg nie dał Ducha, albo że zasłuży na miłosierdzie, jeśliby była pozostawiona swoim własnym siłom. Cóż bowiem za różnica, czy zostaje przywiedziona do zatwardziałości lub zasługuje na to, by zostać przywiedziona do zatwardziałości, skoro zatwardziałość z konieczności w niej tkwi, dopóki tkwi w niej ta niemoc, z powodu której nie może chcieć tego, co dobre, jak o tym świadczy sama Diatryba ? Skoro więc owe przenośnie nie usuwają sprzeczności, albo – jeśliby nawet usunęły, to jednak jeszcze większe dołączają się tu niedorzeczności, i wolnej woli zostają przyznane wszystkie możliwości, to niech ustąpią te nieużyteczne i uwodzicielskie przenośnie, my zaś trwajmy przy czystym i prostym Słowie Bożym !
Drugą przyczyną jest to, że to, co stworzył Bóg, jest bardzo dobre (Gen. r.1, w.13) i że Bóg nie powiedział do faraona : „Po to właśnie uczyniłem cię” lecz : „Po to właśnie pobudziłem cię” Ex. r.9, w.16. Po pierwsze powiadamy, że to było wypowiedziane przed upadkiem człowieka, kiedy to, co Bóg stworzył, było jeszcze bardzo dobre. Lecz zaraz w III-cim rozdziale (I Księgi Mojżeszowej) występuje to, w jaki sposób człowiek stał się złym, jak zastał przez Boga opuszczony i pozostawiony sobie samemu. Z tego, w ten sposób zepsutego człowieka urodzili się wszyscy bezbożni, także faraon, jak powiada Paweł: „Byliśmy wszyscy z natury synami gniewu, jak i wszyscy inni” (Efezjan r.2, w.3). Bóg stworzył więc faraona złym, to znaczy z bezbożnego i skażonego rodu, jak powiada Prov. Sal. r.16, w.4: „Wszystko przez wzgląd na siebie samego uczynił Bóg, również bezbożnego na dzień zły”. Z tego więc nie wynika, że skoro „Bóg stworzył bezbożnego, to ten nie jest bezbożny”. Jakimże bowiem sposobem nie jest bezbożny, skoro jest z bezbożnego rodu ? jak mówi Psalm 51, w.7: „Oto w grzechach poczęty jestem”, a Job w r.14, w.4 „Któż może czystym uczynić kogoś, poczętego z nieczystego rodu ?” Chociaż bowiem Bóg grzechu nie czyni, jednak nie przestaje kształtować dalej natury zepsutej przez grzech, której odjął ducha i dalej jej mnożyć, tak jak rzemieślnik z zepsutego drewna rzeźbi posągi. A tak jaką jest natura, takimi stają się ludzie, gdy Bóg stwarza ich i kształtuje z takiej natury.
Po drugie mówi się: Jeżeli będziesz chciał wyobrażać sobie dzieła Boże po upadku jako bardzo dobre; to musisz zważyć, że to powiedzenie nie dotyczy nas, lecz Boga. Pismo nie powiada bowiem: „I widział człowiek, że to, co ucznił Bóg, było bardzo dobre”. Wiele rzeczy, które w oczach Boga uchodzą za bardzo dobre, nam wydają się bardzo złymi i są dla nas złe. Tak jest z nawiedzeniami, nieszczęściami, pomyłkami, piekłem; owszem, wszystkie, nawet najlepsze dzieła Boże są w oczach świata bardzo złymi i godnymi potępienia.(709) Cóż jest lepsze niż Chrystus i Ewangelia, a co dla świata jest bardziej nienawistne ? W jaki sposób więc dobrymi przed Bogiem są te rzeczy, które dla nas są złymi, to wie jedynie Bóg i ci, którzy patrzą oczyma Bożymi, to znaczy, którzy mają Ducha. Lecz na razie nie trzeba jeszcze tak ostrej wymiany zdań, tymczasem wystarczy ta pierwsza odpowiedź.
Może ktoś zapyta, jak można mówić o Bogu, że wywołuje w nas zło takie, jak np. że przywodzi do zatwardziałości, że wydaje na łup pożądliwości, że zwodzi itp. Należało by zaiste zadowolić się słowami Bożymi i wierzyć w sposób prosty w to, co one mówią, skoro dzieła Boże nie dadzą się całkowicie wypowiedzieć (Rzym. r.11, w.33). Jednak przez wzgląd na ludzki rozum, to znaczy na ludzką głupotę zgódźmy się na odrobinę niedorzeczności i głupoty, i spróbujmy pobełkotać, czy przypadkiem nie zdołamy wywrzeć nań pewien wpływ.
Po pierwsze: Zarówno Rozum jak i Diatryba przyznają, że Bóg sprawia wszystko we wszystkim (I Kor. r.12, w.6) i że bez Niego nic się nie dzieje, i nie jest skuteczne. Jest bowiem wszechmocny i to przysługuje Jego wszechmocy, jak powiada Paweł u. Efez. r.1, w.19. Stąd ani Szatan ani człowiek, upadli i opuszczeni przez Boga, już nie mogą chcieć tego, co dobre, to znaczy tego, co Bogu się podoba lub czego chce Bóg, lecz są ustawicznie zwróceni ku swoim pragnieniom, tak iż muszą szukać tylko tego, co jest ich. Ta więc ich wola i natura, tak od Boga odwrócona, nie jest jakimś nic ! Ani bowiem Szatan nie jest jakimś nic, ani człowiek bezbożny nie jest jakimś nic, ani też nie można powiedzieć, że nie mają żadnej natury albo woli, owszem, mają naturę skażoną i przewrotną. To więc, co nazywamy pozostałością natury w człowieku bezbożnym i w Szatanie, jako twór i dzieło Boże, jest nie mniej poddane wszechmocy i działaniu Bożemu, aniżeli wszystkie inne twory i dzieła Boże. Skoro zaś Bóg wszystko wprawia w ruch i we wszystkim działa, z konieczności wprawia też w ruch i działa też w Szatanie i w bezbożnym człowieku. Działa zaś w nich odpowiednio do tego, jakimi oni są i jakimi ich znajduje, to znaczy, ponieważ są oni przewrotni, żli i miotani przez ten ruch Bożej wszechmocy, czynią nie co innego, jak tylko rzeczy przewrotne i złe, podobnie jak gdy jeździec jedzie na koniu z trzema lub dwiema skaleczonymi nogami, jedzie na nim tak, jak ten koń potrafi, to znaczy, że koń kiepsko biegnie. Otóż, co ma zrobić jeździec ? Pojedzie na takim koniu tak jakby jechał na koniach zdatnych, więc na tym skaleczonym pojedzie kiepsko, na tamtych zdatnych pojedzie dobrze, inaczej nie może, chyba że koń ozdrowieje. Tutaj widzisz, że choć Bóg działa w złych i przez złych, to choć dzieją się wprawdzie złe rzeczy, jednak Bóg nie może czynić źle, choć przez złych wywołuje zło, ponieważ Sam jako dobry, nie może czynić źle, posługuje się jednak złymi narzędziami, które nie mogą wymknąć się jego mocy, jaka ich porywa i nimi porusza. Błąd więc, że dzieją się złe rzeczy jest w narzędziach, którym Bóg nie pozwala być bezczynnymi, gdy Sam je wprawia w ruch. Jest to tak samo, jak gdy cieśla źle rąbie siekierą wyszczerbioną lub tnie piłą z wyłamanymi zębami. Stąd pochodzi to, że bezbożny nie może nie popełniać ustawicznie pomyłek i nie grzeszyć, ponieważ gdy go porwie ruch pochodzący od Boga, nie może odpoczywać, lecz chce, pragnie i czyni tak, jak mu dyktuje jego jakość.
(710) To jest ustalone i pewne, jeżeli wierzymy, że Bóg jest wszechmocny; następnie, że bezbożny jest stworzeniem Bożym, lecz, że odwrócony od Boga i pozostawiony sobie samemu, bez Ducha Bożego nie może chcieć lub czynić tego, co dobre. Wszechmoc Boga to sprawia, że bezbożny nie może wymknąć się z tego, że porusza nim i działa nim Bóg, lecz z konieczności jako Mu podległy, musi Go słuchać. Zaś skażenie, czyli jego odwrócenie się od Boga sprawia, iż nie może się poruszyć i skierować w stronę tego, co dobre. Z powodu jego odwrócenia się Bóg nie może poniechać swojej wszechmocy, bezbożny zaś nie może odmienić swojej przewrotności. I tak dzieje się to, że ustawicznie i z konieczności grzeszy i błądzi, dopóki przez Ducha Bożego nie zostanie naprowadzony na drogę dobra. W tym wszystkim zaś Szatan w dalszym ciągu spokojnie włada i bezpiecznie zajmuje swój zamek (Łuk.r.11,w.21 nn) pod owym działaniem Bożej wszechmocy.
Potem jednak nastąpuje proces przywiedzenia do zatwardziałości, który przedstawia się następująco: Jak powiedzieliśmy – bezbożny – podobnie jak jego władca Szatan cały jest nakierowany na siebie i na to, co do niego należy, nie szuka Boga, nie dba o to, co boskie, szuka swojego bogactwa, swojej chwały, swoich uczynków, swojej mądrości, swojej mocy i w ogóle swojego władztwa i z nich chce spokojnie korzystać. A jeśliby ktoś mu się sprzeciwił lub w czymkolwiek z tego chciał go uszczuplić, to daje się unieść takiemu samemu przewrotnemu nastawieniu, z jakim tamtych rzeczy poszukiwał, i oburza się i popada we wściekłość na swojego przeciwnika. I tak samo nie może nie popadać we wściekłość jak nie może pożądać i nie szukać. I tak samo nie może nie pożądać, jak nie może nie istnieć, skoro jest stworzeniem Bożym, chociaż skażonym. To jest owa wściekłość świata na Bożą Ewangelię. Gdyż dzięki Ewangelii przychodzi ów większy mocarz, który zwycięży bezpiecznego posiadacza zamku i tępi owe pożądliwości chwały, bogactwa, mądrości i własnej sprawiedliwości, i w ogóle wszystko, w czym tamten pokłada nadzieję. I właśnie na owym rozdrażnieniu bezbożnych, gdy Bóg mówi lub czyni coś przeciwnego temu, co oni by chcieli, polega ich zatwardziałość i upór. Chociaż bowiem już sami z siebie przez samo skażenie natury są od Boga odwróceni, to jednak tym bardziej odwracają się i gorszymi się stają, gdy ich przewrotność napotyka na opór lub ma zostać ukrócona. W ten sposób, zamierzając bezbożnemu faraonowi wyrwać z rąk władzę podrażnił go i jego serce do jeszcze większej przywiódł zatwardziałości i uporu, gdy na niego natarł przez słowo Mojżesza, który jakoby miał odjąć mu władzę i wydostać lud spod jego władztwa, a nie włożył do jego wnętrza ducha, lecz dopuścił do tego, że pod władaniem Szatana bezbożne jego zepsucie coraz bardziej w pewnego rodzaju pewności siebie i wzgardzie rozpalało się gniewem, nadymało, szalało i wzmagało.
Niech więc nikt nie sądzi, że Bóg, gdy mówi się o nim, iż przywodzi do zatwardziałości lub czyni w nas zło (a przywodzić do zatwardziałości to jest czynić zło), czyni tak, jakgdyby od nowa czynił w nas zło, czyli że jest to tak samo, jakgdybyś sobie wyobraził np. jakiegoś złośliwego karczmarza, który, sam będąc złym, truciznę do naczynia, które nie jest złe lub w nim ją miesza, przy czym naczynie to nie robi nic poza tym, że przyjmuje w siebie lub dopuszcza do siebie zły wyrób truciciela. Tak zdaje się wyobrażają sobie niektórzy ludzie, że człowiek, sam w sobie dobry albo w każdym razie nie zły, doznaje od Boga złego czynu, gdy słyszą naszą wypowiedż, że Bóg w nas czyni dobre i złe rzeczy a my jesteśmy na podstawie czystej, biernej konieczności poddani Bożemu działaniu, a nie dość (711) wyraźnie uświadamiają sobie, jak ustawicznie czynnym jest Bóg w swoich stworzeniach i żadnemu z nich nie pozwala w odpoczywaniu próżnować. Lecz ktokolwiek chce to zrozumieć, ten winien myśleć tak, że gdy Bóg czyni zło w nas, to znaczy przez nas, to nie jest to z winy Boga, lecz wskutek naszej winy, bo skoro my jesteśmy z natury źli, On zaś dobry, to On, według istoty swojej wszechmocy, porywając nas swoim działaniem, nie może czynić inaczej jak tylko w ten sposób, iż sam będąc dobry, złym narzędziem uczyni zło, z tym oczywiście, że według istoty swojej mądrości owo zło dobrze wykorzysta ku swojej chwale i ku naszemu zbawieniu. Tak powstrzymuje swoim działaniem i nakierowuje dokądkolwiek chce wolę Szatana, którą odkrywa jako złą lecz jako złej nie stwarza, a która stała się złą, ponieważ Bóg jej poniechał, a Szatan zgrzeszył, przy czym owa wola złą być nie przestaje. W ten sposób Dawid powiedział o Szymei, II Sam. r.16, w.11: „Pozwól mu przeklinać, Bóg bowiem polecił mu, aby przeklinał Dawida”. Jak może Bóg polecać przeklinanie, to znaczy uczynek tak jadowity i zły ? Zewnętrznego takiego polecenia nigdzie nie było. Dawid więc bierze to pod uwagę, że co wszechmogący Bóg powiedział i to się stało, to znaczy to, że On wiecznym słowem wszystko czyni, Ps. 33, w.9. Przeto działanie i wszechmoc Boża porywa wolę Szymejego, który już dawno przedtem całym swoim jestestwem był zły i bardzo zagniewany na Dawida, gdy ten mu się pod rękę nawinął, zasługiwał na takie przeklinanie, i sam Bóg, choć jest dobry, przez złe i bluźniercze narzędzie to przekleństwo poleca, to znaczy wypowiada je słownie i wykonuje czynnie, mianowicie pobudzeniem swojego działania.
Tak przywodzi do zatwardziałości faraona, gdy jego bezbożnej i złej woli przedkłada słowo i czyn, którego ona skutkiem wrodzonego braku i naturalnego zepsucia nienawidzi. Gdy atoli Bóg swoim Duchem wewnętrznie jej nie zmienia, a raczej trwa w zalecaniu się jej i napieraniu na nią, faraon zaś, rozważając swoje siły, bogactwo i potęgę wskutek tego samego naturalnego braku w nich pokłada swoją ufność, dochodzi do tego, że z jednej strony dzięki uzmysłowieniu sobie swojej mocarności nadyma się i wynosi, z drugiej zaś strony, dzięki uniżoności Mojżesza i słowa Bożego, dochodzącego doń z zaniechaniem zewnętrznej okazałości, jako pyszny wzgardziciel daje się opanować zatwardziałości i tym bardziej się podrażnia i gorszym się staje, im bardziej Mojżesz naś napiera i mu grozi. Ta jego zła wola, sama z siebie, nie zostałaby pobudzona lub opanowana przez zatwardziałość, lecz ponieważ wszechmocny Poruszyciel kieruje nią tak jak wszystkimi stworzeniami nieuniknionym swoim poruszeniem, ona musi czegoś chcieć. Wtedy udziela jej jednocześnie z zewnątrz coś, co z natury samej ją podrażnia i uraża. Tym sposobem faraon nie może uniknąć swojej zatwardziałości, tak jak nie może uniknąć zarówno działania Bożej wszechmocy jak i przewrotności czy złości swej woli. Stąd przywiedzenie faraona przez Boga do zatwardziałości dopełnia się tak, że Bóg z zewnątrz stawia przed jego złością to, czego on z natury swojej nienawidzi, i wtedy nie przestaje wewnętrznie wszechmocnym poruszeniem poruszać złej (jaką ją znajduje) woli. Ten zaś (=człowiek) według złości swojej woli musi nienawidzić tego, co mu jest przeciwne a ufać swoim siłom, popada więc w upór tak, iż ani nie słucha, ani nie rozumie lecz gwałtem zostaje wzięty w posiadanie przez Szatana, jakby był pomylony i szalony.
(712) Jeżeli tego dowiedliśmy, to wygraliśmy w tej sprawie, więc odrzuciwszy przenośnie i wypowiedzi ludzkie bierzemy słowa Boże po prostu, aby nie musieć Boga uniewinniać lub zarzucać Mu niesprawiedliwości. Gdy bowiem powiada: „Ja przywiodę do zatwardziałości serce faraona”, to mówi po prostu, tak jakby mówił: „Ja sprawię, by serce faraona było przywiedzione do zatwardziałości”, lub „by za moim działaniem i przyczynieniem się było przywiedzione do zatwardziałości”, a słyszeliśmy, jak się to dzieje. Mianowicie: „wewnętrznie, ogólnym jakimś poruszeniem poruszę samą złą wolę, tak iż swoim własnym pędem i biegiem pójdzie dalej drogą chcenia i nie zaprzestanę poruszać, inaczej zresztą nie mogę. Zewnętrznie zaś przedkładam słowo i czyn, na który natknie się ów zły pęd, skoro nie może nic innego, jak tylko chcieć źle, gdy Ja dzięki wszechmocy samo zło poruszam”. W ten sposób Bóg był całkiem pewny i z jak największą pewnością zapowiedział, że faraon musi być przywiedziony do zatwardziałości, ponieważ był całkowicie pewny, że ani wola faraona nie może oprzeć się uruchomieniu wszechmocy, ani on nie może wyzbyć się swojej złości, ani nie może posłuchać przeciwstawiającego mu się Mojżesza, lecz że skoro jego wola nadal pozostaje złą, z konieczności stanie się jeszcze gorszą i bardziej zatwardziałą i pyszniejszą, gdy w swoim biegu i natarczywości natknie się na to, czego nie chciał i czym gardził, zaufawszy swojej mocy. I tak widzisz tutaj, że także to słowo potwierdza, iż wolna wola nie może nic tylko zło, skoro Bóg, którego niewiedza nie zmyli ani który w złości nie mija się z prawdą, z taką pewnością zapowiedział zatwardziałość faraona, pewien mianowicie tego, że zła wola nie może chcieć nic tylko zło, i gdy jej się przeciwstawi dobro, nie może inaczej, jak tylko stać się gorszą.
Może więc ktoś dalsze jeszcze postawi pytanie, dlaczego Bóg nie wstrzyma się z uruchomieniem swojej wszechmocy, przez co też zostaje pobudzona do ruchu wola bezbożnych tak, iż w dalszym ciągu złą pozostaje i jeszcze gorszą się staje ? Na to jest taka odpowiedź: Znaczyłoby to życzyć sobie, aby Bóg z powodu bezbożnych przestał być Bogiem, gdy życzysz sobie ustania jego mocy i działania, mianowicie, by przestał być dobrym, aby tylko oni nie stali się gorszymi. Dlaczego atoli zarazem nie odmienią złych chceń, jakie pobudza ? Otóż to należy do tajemnic Majestatu Bożego, jako że niepojęte są sądy Jego (Rzym. r.11, w.33). I nie naszą rzeczą jest o to pytać, lecz naszą rzeczą jest uwielbiać te tajemnice. A jeżeli ciało i krew, zrażone tym, szemrzą, niech sobie zdrowo szemrzą, nic wszakże nie wskórają, Bóg z tego powodu się nie zmieni. A chociażby zgorszeni tym bezbożni odstąpili, nawet w jak największej liczbie (Jan r.6, w.66), pozostaną jednak wybrani. To samo będzie powiedziane do tych, którzy pytają: Dlaczego dopuścił do upadku Adama i dlaczego stwarza nas wszystkich jako zarażonych tym samym grzechem, chociaż mógłby był ustrzec go a nas stwarzać innym sposobem lub z nasienia uprzednio oczyszczonego ? Jest On Bogiem, dla którego woli nie da się podać żadnej przyczyny ani wyjaśnienia, jakie można by jej było wyznaczyć jako regułę czy miarę, gdyż nic nie jest jej równe lub od niej wyższe, lecz ona jest regułą wszystkiego. Jeśliby bowiem istniała dla Jego woli jakaś reguła lub miara, czy przyczyna lub wyjaśnienie, to ta wola już nie mogłaby być wolą Boga. Nie dlatego bowiem jest sprawiedliwym to, czego chce, ponieważ tak ma czy miała chcieć, lecz przeciwnie: ponieważ On sam tak chce, dlatego musi być sprawiedliwym to, co się dzieje. Woli stworzenia wyznacza się przyczynę i uzasadnienie, lecz nie woli Stworzyciela, chyba że ponad Niego wyżej stawiasz innego Stworzyciela.
(713) Przez te wywody – sądzę – dostatecznie została podważona posługująca się przenośniami Diatryba z cechującym ją przenośnym sposobem wyrażania myśli – przejdźmy jednak do samego tekstu, aby zobaczyć, jak dalece jest w zgodzie sama z sobą i ze swoimi przenośniami. Taki bowiem jest zwyczaj u wszystkich, którzy przy pomocy przenośni wykpiwają się od rzeczowych argumentów, iż zbagatelizowawszy mocno sam tekst, o to jedynie usilnie zabiegają, aby jakieś wyrwane z tekstu słówko przy pomocy przenośni przekręcać i udręczać swoim własnym rozumieniem tegoż słówka, nie bacząc ani na okoliczności ani na to, co je poprzedza, ani co po nim nastąpuje, ani na intencje, ani na właśne rozumienie jego autora. Tak Diatryba, tu w tym miejscu, nie bacząc na to, co robi Mojżesz lub dokąd zmierza jego mowa, wyrywa z tekstu owo słówko: „Ja przywiodę do zatwardziałości”, którym czuje się urażona i według własnego „widzimisię” zmyśla, nie zastanawiając się w ogóle nad tym, w jaki sposób należałoby je znowu do tekstu włączyć i zastosować, aby zgadzało się z treścią tekstu. I to jest owa przyczyna, dlaczego (zdaniem Diatryby) Pismo nie jest dostatecznie jasne u najbardziej uznanych w ciągu tylu stuleci i uczonych mężów. I nic w tym dziwnego, skoro i słońce, takimi sztuczkami ugodzone nie mogłoby świecić. Lecz by już pominąć tu to, co powyżej wykazałem, że niesłusznie mówi się, iż faraon został przywiedziony do zatwardziałości dzięki łagodności Boga, który go oszczędził i nie od razu ukarał, skoro tylu plagami został nawiedzony, to na cóż było potrzebne, by Bóg tyle razy, wtedy gdy działy się znaki, zapowiadał, że przywiedzie do zatwardziałości serce faraona, który takim był już przed tymi znakami i przed tym przywidzeniem do zatwardziałości, tak, iż oszczędzony łagodnością Boga i nie ukarany a rozzuchwalony korzystnym powodzeniem i swoją potęgą tyle zła wyrządził synom Izraela – to na cóż to było potrzebne, jeżeli być przywiedzionym do zatwardziałości znaczy zostać oszczędzonym przez łagodność Boga i nie zostać od razu ukaranym ? Widzisz więc, że w tym miejscu twoja przenośnia nic do sprawy nie wnosi, ponieważ ona ogólnie dotyczy wszystkich, którzy oszczędzani przez łagodność Bożą grzeszą. W ten sposób bowiem będziemy musieli powiedzieć, że wszyscy ludzie zostają przywiedzeni do zatwardziałości, skoro nie ma takiego, kto nie grzeszy, a nikt nie grzeszyłby, jeśli by nie był oszczędzony przez Bożą łagodność. A więc innego rodzaju jest owo przywiedzenie do zatwardziałości faraona niżli owe ogólne oszczędzanie przez łagodność Bożą.
Mojżeszowi chodzi raczej o to, aby zapowiadać nie tyle złość faraona, ile prawdę i miłosierdzie Boże, by mianowicie synowie Izraela nie wyzbyli się wiary w obietnice Boże, gdzie obiecał, że ich wyzwoli. A ponieważ ta rzecz była sprawą największej wagi, przepowiada im także trudność, aby nie osłabli w wierze, wiedząc, że to wszystko było przepowiedziane, i że tak się to musi dziać, skoro to zarządził Ten, który obiecał, jak gdyby powiedział: „Wyzwalam was wprawdzie, lecz wy z trudnością w to uwierzycie, tak bardzo faraon będzie się opierał i rzecz tą odwlekał, lecz mimo to ufajcie ! Także to wszystko, co on odwleka, za moją sprawą się stanie, abym ja tym więcej i jeszcze większych cudów dokonał w celu utwierdzenia was w wierze i okazania mojej potęgi, byście z kolei tym bardziej mi wierzyli we wszystkich innych sprawach”. Tak czyni i Chrystus, gdy obiecuje swoim uczniom w czasie Ostatniej Wieczerzy Królestwo: przepowiada bardzo wiele trudności, swoją własną śmierć, zaś liczne udręki ich samych (714) (Jan r.15, w.16 nn), aby – gdy to się stanie – wierzyli z kolei tym więcej. Także Mojżesz jasno wykłada nam znaczenie tych zapowiedzi, gdy mówi: „Faraon zaś nie wypuści was, aby wiele znaków działo się w Egipcie” (Ex. r.3, w. 19). I znów dalej: „Po to właśnie pobudziłem cię, aby okazać moją moc na tobie i by opowiadane było imię moje po wszystkiej ziemi” (Ex. r.9, w.16). Widzisz tutaj, że faraon dlatego zostaje przywiedziony do zatwardziałości, aby się sprzeciwić Bogu i odwlec wyzwolenie, przez co miała się nadarzyć sposobność do licznych cudów i ujawnienia się potągi Boga, aby opowiadano o Nim i aby wierzono weń po całej ziemi. Po cóż innego zaś to jest, jak nie po to, by wszystko to opowiadano i aby się to działo dla umocnienia wiary i pocieszenia słabych, by z kolei chętnie wierzyli Bogu jako prawdomównemu, wiernemu, potężnemu i miłosiernemu ? tak jakgdyby w sposób najłagodniejszy przemawiał do małych dzieci: „Nie lękajcie się zatwardziałości faraona, gdyż i tę Ja wywołuję i trzymam w swej dłoni, Ja, który was ocalam, lecz posługuję się nią tylko dla dokonania wielu cudów i dla ujawnienia mojej chwały, byście wy wierzyli”.
Stąd pochodzi to, że Mojżesz prawie że po każdej poszczególnej pladze powtarza te słowa: „I pozostało znieczulone serce faraona tak, iż nie wypuścił ludu, jak powiedział był Pan”, (Ex. r.9, w. i cz.). Czymże jest owo: „Jak powiedział Pan”, jak nie dowodem, że prawdomównym okazał się Pan, który przepowiedział, iż faraon ma być przywiedziony do zatwardziałości ? Jeżeli by była tu w faraonie jakaś zmienność lub wolność woli, która mogła by zwrócić się w jedną lub drugą stronę, to Bóg nie mógłby tak na pewno przepowiedzieć jego zatwardziałości. Ponieważ tedy zapowiada to Ten, który ani mylić się ani mijać z prawdą nie może, to z konieczności i z wszelką pewnością musiało dojść do tego, że został przywiedziony do zatwardziałości, to zaś nie byłoby się stało, gdyby zatwardziałość nie była w ogóle poza zasięgiem sił ludzkich a była jedynie w mocy Boga – a to w ten sposób, jak powiedzieliśmy powyżej, mianowicie, że Bóg był pewien, iż nie zaniecha ogólnego zadziałania swojej wszechmocy wobec faraona albo z powodu faraona, skoro nawet nie może jej poniechać. Następnie był zarówno pewien, że wola faraona, z natury zła i przewrotna, nie może godzić się na słowo i dzieło Boga, które są jej przeciwne – stąd też wskutek pobudki woli, utrzymanej wewnątrz w faraonie przez wszechmoc Boga i wskutek spotkania, które przyszło od zewnątrz ze słowem i dziełem Bożym, które mu były przeciwne, nic innego nie mogło w faraonie nastąpić, jak tylko zgorszenie się nimi i zatwardziałość serca. Jeśliby bowiem Bóg zaniechał zadziałania swojej wszechmocy na faraonie wtedy, gdy stawił przed nim słowo Mojżesza, przeciwne mu, i jeśliby przyjąć taką myśl, że sama wola faraona z własnej siły zadziałała, wówczas może nadarzyłaby się sposobność podyskutowania, w którą stronę mogłaby się skłonić. Teraz zaś, gdy jest pobudzana i porywana do tego, by chcieć, to wprawdzie woli jego nie zostaje zadany gwałt, ponieważ, gdy nie chce, to nie zostaje przymuszona, lecz przez naturalne działanie Boga porywana jest do chcenia zgodnego z jej naturą taką, jaką ona jest, a jest złą; dlatego nie może nie zetrzeć się ze słowem i w ten sposób zostaje przywiedziona do zatwardziałości. I tak widzimy, że ten cytat mocno zwalcza wolną wolę, z tej racji, że Bóg, który przezeń przemawia, nie może mijać się z prawdą. Jeżeli zaś nie mija się z prawdą, to faraon nie może nie być przywiedziony do zatwardziałości.
Lecz przyjrzyjmy się także Pawłowi, który ten cytat z Księgi Mojżeszowej przytacza w liście do Rzymian r.9, w.17. Jak mozolnie (715) męczy się w tym miejscu Diatryba i kręci się na wszystkie strony, by nie zgubić wolnej woli. Raz powiada, że zachodzi konieczność warunkowa lecz nie bezwzględna (necessitas consequentiae non consequentis) to znów, że chodzi o wolę uporządkowaną czyli wolę znaku (signi = oznaczoną przez Boga), której oprzeć się można, to że o wolę upodobania, (placiti) której oprzeć się nie można. Raz przytoczone z Pawła cytaty nie są z sobą sprzeczne i nie traktują o zbawieniu człowieka. Raz, że wiedza uprzednia Boga zakłada konieczność, to znów, że nie zakłada konieczności. Raz że łaska wyprzedza wolę, by chciała, towarzyszy jej biegowi i daje szczęśliwy wynik. Raz, że pierwsza przyczyna sprawia wszystko, to znów, że ona sama jest w stanie spoczynku a działa przez przyczyny wtórne. Przez te i tym podobne igraszki słowne sprawia tyle tylko, że zabiera czas a w międzyczasie usuwa nam sprzed oczu samą sprawę i ściąga ją gdzieindziej. Ma nas za tak głupich i ograniczonych, czy tak mało zainteresowanych sprawą, jak sama nią nie jest zainteresowana. Albo sposobem dzieci, które gdy się boją lub bawią, zakrywają sobie oczy rękoma, i sądzą, że nikt ich nie widzi, gdyż same nikogo nie widzą. I tak Diatryba, która sama nie znosi jasności, owszem, błyskawic najwyraźniejszych słów, wszelkimi sposobami stwarza pozór, że nie widzi tego, na czym polega sprawa, a zarazem chce i nas przekonać, byśmy, mając oczy zakryte, nie widzieli. Lecz to wszystko są oznaki umysłu pokonanego i zuchwale przeciwstawiającego się niezwycieżonej prawdzie. A ów wymysł o konieczności warunkowej i bezwarunkowej został powyżej obalony. Niech Diatryba zmyśla jeden raz i drugi raz, niech kręci stale i stale, ile chce ! Jeżeli Bóg wiedział naprzód, że Judasz będzie zdrajcą, to Judasz został zdrajcą z konieczności i nie było w ręce Judasza albo innego stworzenia to, by uczynić inaczej lub zmienić wolę, nawet jeżeli uczynił to chcąco, nie przymuszony, lecz chcenie to było dziełem Boga, które (716) On uruchomił swoją wszechmocą, tak jak i wszystko inne. Obowiązuje bowiem to niezwyciężone i wyraźne zdanie: „Bóg ani nie zawodzi ani się nie myli” (Hebr. r.6, w.18). Tutaj nie ma słów niejasnych czy dwuznacznych, chociażby wszyscy najuczeńsi mężowie wszystkich stuleci byli ślepi, inaczej rozumując i inaczej mówiąc. I choćbyś wiele szukał wykrętów, jednak sumienie twoje i wszystkich, przekonane, tak musi powiedzieć: Jeżeli Bóg nie myli się w tym, co naprzód wie, to samo to, co On wie, musi się stać, w przeciwnym bowiem razie któż mógłby wierzyć Jego obietnicom, któż lękałby się Jego gróźb, jeżeli nie następuje z konieczności to, co On obiecuje lub czym grozi ? Albo w jaki sposób obiecywałby lub groził, jeżeli omylna jest Jego uprzednia wiedza, lub może jej przeszkodzić nasza zmienność ? Zamyka całkowicie usta wszystkim to przejasne światło pewności prawdy, rozstrzyga wszystkie pytania i zapewnia zwycięstwo nad wszystkimi wymijającymi wybiegami.
Wiemy dobrze, że ludzka wiedza uprzednia jest zawodna i omylna. Wiemy, że zaćmienie słońca nie dlatego nastąpuje, że się o nim naprzód wie, lecz dlatego naprzód się o nim wie, ponieważ ma ono nastąpić. Co nas obchodzi taka ludzka wiedza uprzednia ? My dysputujemy o uprzedniej wiedzy Boga: Jeżeli nie przyznasz, że z konieczności następuje urzeczywistnienie się tego, co On uprzednio wie, to unicestawiasz wiarę w Boga i bojaźń przed Bogiem, obalasz wszystkie obietnice i groźby Boże i zaprzeczasz nawet samą boskość. Lecz także sama Diatryba namozoliwszy się przez długi czas i wypróbowawszy wszystkiego, jednak pod naporem prawdy przyznaje się do naszego zdania, powiadając, że „kwestia woli Bożej i przeznaczenia Bożego jest trudniejsza”. Bóg chce bowiem tego samego, co uprzednio wie. To zaś jest to, co podsuwa Paweł w liście do Rzymian r.9, w.18: „Woli Jego któż się oprze, jeżeli lituje się, nad kim chce, jeżeli przywodzi do zatwardziałości, kogo chce ? I istotnie, jeśliby był taki król, który czyniłby, coby chciał i któremu nikt nie mógłby się oprzeć, to słusznie mówiono by o nim, że czyni cokolwiek chce. Tak i wola Boża, będac naczelną przyczyną wszystkiego, co się dzieje, zdaje się narzucać konieczność naszej woli. Tak mówi Diatryba. I ostatecznie dzięki składamy Bogu za to, że należycie zrozumiała to Diatryba.
Lecz oto znowu wyskakuje ten węgorz i powiada znienacka: Prawdę mówiąc Paweł tej kwestii nie wyjaśnia, lecz łaje dysputującego: „Kimże ty jesteś, człowieku, który odpowiadasz Bogu ?” Co za piękna wymówka ! Czy to jest właściwe traktowanie Pisma Świętego, gdy się na podstawie własnej oceny, wydobytej z własnej głowy, bez oparcia o Pismo, bez uwzględniania cudów, wypowiada sąd, owszem nawet najjaśniejsze słowa Boże przekręca ? Czy Paweł tego pytania nie rozpatruje ? Cóż tedy robi ? Diatryba powiada: łaje dysputującego. A czy owo łajanie nie jest najwyraźniejszym wyjaśnieniem ? Czegóż bowiem poszukiwano przez owo pytanie o wolę Bożą ? Czy nie tego, by wiedzieć, czy wola Boża na naszą wolę nakłada konieczność ? I Paweł odpowiada, że tak. „Nad kim chce, lituje się” (powiada), „kogo chce, przywodzi do zatwardziałości”. A tak „Nie zależy to od woli człowieka ani od jego zabiegów.., ale od Boga, który się lituje” (Rzym. r.9, w.16-18). I nie zadowalając się tym wyjaśnieniem wprowadza ponadto jeszcze tych, którzy w obronie wolnej woli szemrzą przeciwko temu wyjaśnieniu i (717) plotą „koszałki, opałki”, że nie ma żadnych zasług, że my nie z własnej winy zostajemy potępieni itp., a wprowadza ich po to, aby powstrzymać ich szemranie i oburzenie powiadając: „A zatem powiesz mi: Czemu jeszcze obwinia ? Bo któż może przeciwstawić się woli Jego ?” (Rzym. r.9, w.19). Czy widzisz, jakie wprowadza osoby ? Usłyszawszy, że wola Boża nakłada na nas konieczność, oni bluźniąc szemrzą i mówią: Czemu jeszcze obwinia ? To znaczy: Dlaczego Bóg tak naciera, tak napiera, tak wymusza, tak obwinia, tak oskarża ? Tak obciąża ? Jakbyśmy my, ludzie, mogli uczynić to, czego On wymaga, jeślibyśmy tylko chcieli. Nie ma uzasadnionej przyczyny do tej skargi, niech raczej oskarża własną wolę, niech tam obwinia, niech tam napiera ! Któż bowiem woli Jego może się oprzeć ? Któż może dostąpić miłosierdzia, gdzie On nie zechce ? Któż zmięknie, jeśli On zechce, by przywieść do zatwardziałości ? Nie w naszej mocy jest zmienić Jego wolę, tym mniej przeciwstawić się Jego woli, którą chce mieć nas zatwardziałymi, i czy chcemy, czy nie chcemy, skutkiem tej woli musimy być zatwardziałymi.
Jeżeli Paweł nie wyjaśnił był tej kwestii lub na pewno nie rozstrzygnął, że uprzednia wiedza Boża nakłada na nas konieczność, to na cóż trzeba mu było wprowadzać szemrzących i uskarżających się na to, że woli Bożej nie można się oprzeć ? Któżby bowiem szemrał i oburzał się, jeśliby nie czuł, że owa konieczność jest dokładnie określona ? Nie są niejasne słowa, w których mowa jest o oporze wobec woli Bożej. Czy jest dwuznaczne to słowo „opierać się”, albo co to znaczy „wola”, albo o czym się mówi, gdy jest mowa o woli Bożej ? Niech tutaj doprawdy ślepymi okażą się niezliczone tysiące najbardziej uznanych uczonych i niech zmyślają, że Pismo nie jest jasne, i niech drżą przed tą trudną kwestią. My mamy tutaj bardzo wyraźne słowa, które brzmią tak: „Nad kim chce, zlituje się, kogo chce, przywodzi do zatwardziałości” – oraz – „Mówisz przeto do mnie: Po co oskarża ? Woli Jego któż się oprze ?” I nie jest to kwestia trudna, owszem, nawet w pospolitym rozumowaniu nic nie jest łatwiejsze niż to, że pewny, ustalony i prawdziwy jest ten wniosek: „Jeżeli Bóg wie o czymś naprzód, to to dzieje się z konieczności”, skoro na podstawie Pisma uprzednio zostało stwierdzone, że Bóg ani nie błądzi ani, się nie myli. Przyznaję wprawdzie, że jest to kwestia trudna, owszem, nawet niemożliwa, jeżeli będziesz chciał jednocześnie twierdzić i jedno i drugie: zarówno uprzednią wiedzę Boga, jak i wolność człowieka. Cóż bowiem jest trudniejszego; owszem nawet bardziej niemożliwego, jak twierdzić, że nie zwalczają się nawzajem rzeczy sprzeczne czy sobie przeciwne, albo że jakaś cyfra jest jednocześnie dziesiątką i dziewiątką. Trudność nie tkwi w naszej kwestii, lecz wyszukuje się ją celowo, i wprowadza się ją tam zupełnie tak samo jak w Piśmie św. wyszukuje się dwuznaczność i niejasność i na gwałt ją się tam wprowadza. Trzyma przeto w ryzach Apostoł Paweł bezbożnych, zrażonych owymi bardzo wyraźnymi słowami, gdyż stwierdzili, iż wola Boża spełnia się na nas z konieczności, stwierdzili więc, że z wszelką pewnością zostało ustalone, iż nie pozostało im nic z wolności albo wolnej woli, lecz że wszystko zawisło od woli samego Boga. Trzyma ich zaś w ryzach w ten sposób, iż nakazuje im milczenie i uwielbianie Majestatu mocy i woli Bożej, wobec której my nie mamy żadnego prawa, ona sama zaś ma pełne prawo robić z nami, co zechce. I że nie dzieje się nam żadna krzywda, gdyż nic nam nie jest winien, nic od nas nie otrzymał (Rzym. r.11, w.35), nic nam nie obiecał, jak tylko tyle, ile chciał i ile mu się podobało.
(718) Tutaj więc jest miejsce i tutaj pora do uwielbiania, nie owych korycyjskich grot (vide antea uw. 18 ii.), lecz prawdziwego Majestatu ukazanego w budzących grozę cudach i niepojętych jego sądach i miejsce i pora do mówienia: „Bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi”. (Mat. r.6, w.10). My zaś nigdzie nie jesteśmy mniej skłonni do uwielbiania i mniej zuchwali, niż przy wdzieraniu się do samych owych tajemnic i niezbadanych sądów i przy wytaczaniu przeciwko nim zarzutów, tymczasem zaś przypisujemy sobie zasługiwanie na niewiarygodny szacunek przy badaniu ksiąg świętych, które Bóg kazał badać (Jan. r.5, w.39). Nie badamy tutaj, gdzie kazał, tam zaś, gdzie badać zakazał, nic innego nie czynimy, jak tylko ustawicznie badamy w sposób zuchwały, by nie powiedzieć wprost bluźnierczy. Czy nie jest zuchwałe takie badanie, gdy usiłuje się zgłębić, jak całkowicie wolna uprzednia wiedza Boga jest zgodna z naszą wolnością, a skłonnym się jest nawet odmówić Bogu uprzedniej wiedzy, jeśliby ta nie zezwalała nam na wolność, albo, jeśliby narzucała konieczność, mówić wraz z szemrzącymi i bluźniercami: „Czemu jeszcze obwinia ? Któż może przeciwstawić się Jego woli ? Gdzie jest Bóg, z istoty swojej najdobrotliwszy ? Gdzie Ten, który nie chce śmierci grzesznika ? (Ezech. r.33, w.11) Czy po to nas stworzył, aby się rozkoszować męczarniami ludzi ?”… i tym podobne rzeczy, za które mieszkańcy piekła i potąpieni po wieczne czasy wyć będą ?
Atoli już naturalny rozum musi przyznać, że żywy i prawdziwy Bóg powinien być takim, iż mocą swojej wolności nakłada na nas konieczność, że mianowicie, śmieszny byłby to Bóg, a raczej byłby to bałwan, któryby rzeczy przyszłych na pewno nie przewidział, albo dał się zmylić wydarzeniom, które nastąpiły, skoro nawet poganie swoich bogów związali z nieuchronnym przeznaczeniem. Równie śmiesznym byłby, gdyby nie mógł wszystkiego i wszystkiego by nie uczynił, albo cośkolwiek stałoby się bez niego. Jeżeli zaś przyzna mu się uprzednią wiedzę i wszechmoc, to z tego z niezłomną konsekwencją wynika, iż nie my sami siebie uczyniliśmy i nie sami z siebie żyjemy i cośkolwiek działamy, lecz przez Jego wszechmoc. Skoro zaś On uprzednio wiedział, iż my takimi będziemy i teraz takimi nas czyni, porusza nas i nami kieruje, to pytam: Co można wymyślić, co byłoby w nas tak wolne, iż mogłoby stać się inaczej, aniżeli On uprzednio wiedział, albo obecnie czyni.
Sprzeczna jest przeto diametralnie uprzednia wiedza i wszechmoc Boga z naszą wolną wolą. Gdyż albo Bóg będzie się mylił w swojej uprzedniej wiedzy, będzie błądził także w działaniu (co jest niemożliwe), albo my będziemy działali i z nami będzie się działo według Jego uprzedniej wiedzy i jego działania. Wszechmocą Bożą zaś ja nazywam nie ową moc, dzięki której On nie czyni wiele z tych rzeczy, które może, lecz ową działającą, czynną moc, dzięki której mocarnie czyni wszystko we wszystkim, jak to Pismo zwie Go wszechmocnym. I ta – powiadam – wszechmoc i uprzednia wiedza u samych podstaw obalają dogmat o wolnej woli. I nie można tutaj wysuwać naprzód jako zastrzeżenie niejasność (719) Pisma lub trudność zagadnienia. Słowa są nader jasne, znane nawet chłopcom. Zagadnienie jest proste i łatwe, dowiedzione także przez powszechny naturalny wyrok rozsądku, tak iż nic tu nie wskóra choćby nie wiedzieć jak długi szereg wieków, czasów, osób inaczej piszących i nauczających.
Oczywiście gorszy to jak najbardziej ów powszechny rozsądek czy rozum naturalny, że Bóg samym aktem swojej woli ludzi pozostawia swojemu losowi, przywodzi do zatwardziałości, potępia, jak gdyby lubował się w grzechach i tak ogromnych i wiekuistych męczarniach ludzkich, On, o którym głosi się, że jest tak bardzo litościwy i dobry itd. Wydawało się to niesłusznym, okrutnym i nieznośnym tak myśleć o Bogu, i tym też gorszyło się tylu i tak wielkich ludzi przez tyle stuleci. Zresztą, któżby się tym nie gorszył ? Ja sam nie jeden raz byłem tym zgorszony i to aż do samych głębin i otchłani rozpaczy, tak iż życzyłem sobie nawet nie być stworzonym jako człowiek, zanim nie dowiedziałem się, jak zbawienna to jest rozpacz i jak ona jest bliska łaski. Dlatego tak mozolono się i pracowano nad tym, by uniewinnić dobroć Boga, a by oskarżyć wolę człowieka, w tej dziedzinie też wynaleziono owe rozróżnienie między wolą Bożą włączoną w bieg świata, a wolą Bożą absolutną, między koniecznością względną a bezwzględną itp. Lecz przez to nie uzyskano nic więcej poza tym, że prostaczkom nałożono na barki balast pustych słów i sprzeczności fałszywie tak zwanej wiedzy.
Niemniej wszakże pozostał zawsze ów kolec głęboko w sercu tkwiący zarówno u prostaczków jak u wykształconych, jeżeli kiedykolwiek poważnie doszło się do stwierdzenia, iż ciąży na nas konieczność, jeżeli się wierzy w uprzednią wiedzę i wszechmoc Boga. I nawet sam ów naturalny rozum, który gorszy się ową koniecznością i tak wielkich rzeczy dokonuje, aby ją usunąć, musi – zniewolony do tego własnym sądem – na nią się zgodzić, choćby też nie było Pisma św. Wszyscy ludzie bowiem odnajdują ową myśl wypisaną w swoich sercach, uznają ją i przyjmują choćby i niechętnie, gdy słyszą, że o niej mowa:
Po pierwsze: że Bóg jest wszechmocny, nie tylko z racji „mocy”, lecz także, jak już powiedziałem, dzięki działaniu, w przeciwnym razie byłby to śmieszny Bóg. Następnie, że On wszystko zna i naprzód wie, i że nie może ani błądzić ani mylić się. Jeżeli te dwie sprawy przyzna się sercem i rozumem wszystkich, to musi się też od razu z nieuniknioną konsekwencją przyznać, że my powstajemy nie z naszej woli, lecz z konieczności, że więc cokolwiek my czynimy, to czynimy nie mocą prawa wolnej woli, lecz tak, jak Bóg to uprzednio wiedział, i doprowadza to do skutku swoją radą i nieomylną, i niezmienną siłą. Z tego też powodu odkrywa się zarazem wypisaną w sercach wszystkich tę prawdę, że wolna wola nie jest niczym, chociażby prawdę tę zaciemniało tyle przeciwnych dysput i tak ogromny autorytet tylu mężów, przez tyle stuleci inaczej nauczających, podobnie jak dzieje się z każdym innym prawem, zapisanym według świadectwa Pawła w liście do Rzym. r.2, w.15 w naszych sercach, że zostaje, uznane, gdy jest właściwie rozpatrywane, a zaciemnione jest wtedy, gdy przez bezbożnych nauczycieli zostaje źle potraktowane i zostaje zastąpione przez inne opinie.
Powracam do Pawła: Jeżeli on w liście do Rzymian r.9, w.21 nie rozwija tej kwestii i nie wyprowadza ostatecznie (720) naszego ulegania konieczności z uprzedniej wiedzy i woli Boga, to na cóż było mu potrzebne przytaczanie przykładu z garncarzem, który z tej samej gliny lepi jedno naczynie szacowne, a drugie pospolite ? „Czy powie twór do twórcy: Czemu mnie takim uczyniłeś ?” (r.9, w.20). Paweł mówi bowiem o ludziach, których porównuje z gliną, Boga zaś przyrównuje do garncarza. Nieskuteczny zaiste i bezsensowny jest, i daremnie przytoczony zostaje ten przykład, jeżeli nie oznacza tego, że nasza wolność jest niczym. Owszem, całe rozumowanie Pawła, w którym on broni łaski, jest chybione. Albowiem cały list do Rzymian zmierza do wykazania, że my nic nie możemy, nawet i wtedy nie, gdy nam się wydaje, że dobrze czynimy – jak również wypowiada to tam, gdzie mówi, że Izrael, gorliwie dążąc do sprawiedliwości, nie doszedł do sprawiedliwości, poganie zaś nie dażąc do niej gorliwie, doszli. O tym obszerniej się wypowiem, gdy wyprowadzę nasze wojska. Lecz Diatryba, zatajając cały trzon Pawłowej dysputy i cel, do którego Paweł zmierza, zadowala się kilku dorywczo wyrwanymi z kontekstu i zniekształconymi, pozbawionymi ich znaczenia słowami Pawła. I nijak nie pomaga Diatrybie to, że Paweł nieco później, w liście do Rzymian r. 11, napomina, powiadając: „Ty wiarą stoisz, bacz, byś nie wzbił się w pychę” (w.20) i zasię: „Także oni, jeżeli nie będą trwali w niewierze, będą wszczepieni itd” (w.23). Nic tam bowiem nie mówi o siłach ludzkich, lecz przytacza słowa w trybie rozkazującym i warunkowym, o których – jaki bywa ich skutek – powyżej dosyć już powiedziano. I nawet sam Paweł, w tym samym miejscu, wyprzedzając wielbicieli wolnej woli nie powiada, że oni mogą uwierzyć, lecz „Bóg jest mocen – powiada – ponownie ich wszczepić”.
Krótko mówiąc – Diatryba zabiera się do rozpatrywania tych miejsc Pawłowych z taką bojaźnią i z takim ociąganiem, iż wygląda na to, że w własnym sumieniu nie godzi się nawet na swoje własne słowa. Gdy bowiem powinnaby jak najbardziej ciągnąć rzecz swoją dalej i dostarczyć dowodu, prawie zawsze przerywa tok swojego wywodu, powiadając: „Lecz o tym dosyć”, i znowu: „Teraz nie będę się nad tym rozwodził”, i znowu: „To nie należy do tego tematu”, i znowu: „Ci powiedzieliby tak” i wiele tym podobnych rzeczy, i pozostawia rzecz w pół drogi, tak iż nie wiesz, czy chciała wypowiedzieć się za wolną wolą, czy też tylko stworzyć pozór, że przy pomocy słów pozbawionych treści chce wyminąć wywody Pawła, a czyni tak według swojego własnego prawa i według swojego zwyczaju, ponieważ sama tej sprawy nie bierze poważnie. Nam zaś nie wolno być tak obojętnymi, ślizgać się po powierzchni lub chwiać się za lada podmuchem wiatru jak trzcina, lecz powinniśmy stawiać twierdzenie pewne, ze stałością i żarliwością, a potem poważnie, w sposób prawy i dokładnie pokazać, czego nauczamy.
Oto dla przykładu – jak pięknie umie ona (Diatryba) pogodzić jednocześnie wolność z koniecznością, gdy powiada: „nie każda konieczność wyklucza wolną wolę”, a taki wypadek zachodzi, gdy Bóg Ojciec z konieczności rodzi Syna, a jednak rodzi go, bo chce, i to w sposób wolny, ponieważ bez przymusu. Zapytuję się uroczyście, czy rozmawiamy teraz o przymuszeniu i gwałcie ? Czy nie wykazaliśmy w tylu książkach, że mówimy o konieczności nieulegania zmienności ? Wiemy, że Ojciec rodzi, bo tak chce, że Judasz zdradził Chrystusa, bo chciał, lecz mówimy że – jeżeli Bóg o tym uprzednio wiedział, to owo chcenie w samym Judaszu na pewno i nieomylnie musiało nastąpić. Albo jeżeli jeszcze niezrozumiałe jest to, co powiadam, to przyjmijmy dwie konieczności: jedną konieczność, która gwałtownie zmusza do działania, drugą konieczność, która nieomylnie następuje (721) w oznaczonym czasie. Kto to czyta, niechaj wie, że my tutaj teraz mówimy o tej drugiej konieczności, a nie o tej pierwszej, to znaczy dysputujemy nie o tym, czy Judasz został zdrajcą wbrew woli, niechcąco albo czy chcąco, lecz czy nieomylnie musiało w czasie naprzód przez Boga oznaczonym nastąpić to, że Judasz chcąco zdradził Chrystusa. Lecz zobacz, co tutaj powiada Diatryba: „Jeżeli bierzesz pod uwagę nieomylną uprzednią wiedzę Boga, to Judasz z konieczności musiał zostać zdrajcą, a jednak Judasz mógł zmienić swoją wolę”. Czy rozumiesz także, moja kochana Diatrybo, co mówisz ? Pominę już to, że wola nie może niczego innego chcieć jak tylko zła, jak to zostało powyżej udowodnione. W jaki sposób mógł Judasz zmienić swoją wolę, gdy niezłomnie obowiązuje nieomylna uprzednia wiedza Boga ? Czy mógł zmienić uprzednią wiedzę Boga i uczynić ją omylną ? Tutaj Diatryba zostaje pokonana i porzuciwszy sztandary i oręż uchodzi z placu boju i przenosi dysputę na grunt scholastycznych subtelnych wybiegów o konieczności warunkowej i bezwarunkowej, ponieważ nie chce nadal uprawiać owych wykrętnych rozumowań ! I z pewnością jest to rozsądne: doprowadzić jakąś sprawę w sam środek bałaganu, i gdy potem na gwałt potrzebny jest dysputant, odwrócić się do tej sprawy plecami i innym pozostawić trud dawania odpowiedzi i ujmowania rzeczy w definicje. Tej rady należało trzymać się od początku, według owej zasady: „Kto nie umie potykać się na placu boju, ten niech nie sięga po oręż do walki”. Nie oczekiwano bowiem od Erazma, by poruszył ten trudny problem, w jaki sposób wyjaśnić to, że uprzednia wiedza Boga jest pewna, a jednak nasze czyny dzieją się przypadkowo. Ten trudny problem istniał na świecie już dawno przed Diatrybą; lecz od niego oczekiwano, że da odpowiedź i że poda definicję. On sam zaś posłużył się metodą przejścia na tony retoryczne i nas, nie znających się na retoryce, ciągnie za sobą, jakby tu chodziło o rzecz błahą i jakby to były same tylko wykręty: dzielnie wyrywa się z samego środka zawieruchy, uwieńczony bluszczem i wawrzynem. Ale tak nie można, bracie ! Żadna retoryka, choćby nie wiedzieć jak wielka, nie może sobie zadrwić z szczerego sumienia; cierń w sumieniu jest silniejszy niż wszystkie moce i figury elokwencji. My tutaj nie ścierpimy, by jakiś retor to pominął i udawał, że nie o to chodzi i by przybierał jakąś maskę. Na takie maskowanie tu nie ma miejsca. Tutaj chodzi o samo sedno tych spraw i tej kwestii. Tutaj wolna wola albo zostaje zgaszona albo całkowicie zatriumfuje. Ty zaś, gdy czujesz niebezpieczeństwo, owszem nawet, pełne zwycięstwo odniesione nad wolną wolą, to udajesz, że dostrzegasz tylko wykręty. Czy tak postępuje „spolegliwy” teolog ? Czy ciebie ta sprawa poważnie nie interesuje ? Ciebie, który tak oto pozostawiasz słuchaczy w niepewności, a dyskusję zawikłaną i niewyrównaną, niemniej jednak chcesz stworzyć pozór, że uczciwie zadośćuczyniłeś wymogom i że odniosłeś zwycięstwo ? Niechby taką przebiegłość i chytrość tolerowano w sprawach pospolitych, jednak w kwestiach teologicznych, gdzie w celu zbawienia duszy poszukuje się prostej i jawnej prawdy, godna ona jest najwyższej pogardy i jest nie do zniesienia !
(722) Również i sofiści wyczuwali niezwyciężoną i niezmożoną siłę tego argumentu, i dlatego wymyślili „konieczność warunkową i bezwarunkową”. Lecz jak mało ten wymysł jest przydatny, już powyżej wyłożyliśmy. I faktycznie nawet sami nie zwracają uwagi na to, co mówią i jak dalece przeciwko sobie samym broń kują. Jeżeli bowiem przyjmiesz istnienie konieczności następstwa (warunkową), to wolna wola jest zwyciężona i leży powalona, i nic tu nie pomogą ani „konieczność”, ani „przypadkowość tego co nastąpuje”. Cóż mnie to obchodzi, czy wolna wola nie zostaje zmuszona, lecz chcąco czyni to, co czyni ? Mnie wystarczy to, co ty przyjmujesz, że z konieczności stanie się to, co czyni i inaczej nie może się zachować, jeżeli taka była uprzednia wiedza Boga. Jeżeli Bóg uprzednio wie o tym, iż Judasz zdradzi lub zmieni chęć zdradzenia, to z konieczności zdarzy się to, co w obu tych razach Bóg uprzednio wiedział, albo też Bóg pomyli się w swojej uprzedniej wiedzy i w swoim przepowiadaniu naprzód, co atoli jest niemożliwością. Taki bowiem jest skutek „konieczności następstwa” (warunkowej), to znaczy, że jeżeli Bóg uprzednio coś wie, to to z konieczności się staje, to zaś oznacza, że wolne wola jest niczym. Owa konieczność następstwa (warunkowa) nie jest niejasna albo dwuznaczna, tak iż, jeżeli nawet nie dowidzą tego w swojej ślepocie uczeni wszystkich stuleci, jednak muszą ją przyjąć, skoro jest ona tak oczywista i pewna, że palcami można ją namacać. Zaś konieczność następstwa (bezwarunkowa), którą oni się pocieszają, jest czystą fantazją i zasadniczo jest sprzeczna z koniecznością warunkową, Na przykład: Koniecznością następstwa (warunkową) jest, jeżeli powiem: Bóg wie uprzednio, że Judasz będzie zdrajcą, a więc na pewno i nieomylnie stanie się to, że Judasz będzie zdrajcą. W przeciwieństwie do tej konieczności z jej następstwem, ty tak będziesz się pocieszał: Lecz ponieważ Judasz może zmienić swoją chęć zdradzenia, dlatego nie jest to koniecznością bezwarunkową. Zapytuję cię: W jaki sposób zgadzają się ze sobą te dwie rzeczy: „Judasz może chcieć nie zdradzić”, i „Jest to koniecznością, że Judasz chce zdradzić”. Czy nie są one z sobą sprzeczne i nawzajem się wykluczają ? Ty powiadasz: „Nie będzie zmuszony zdradzić wbrew woli”. Lecz co to ma do rzeczy ? Ty mówiłeś o konieczności tego, co następuje (bezwarunkowej), że mianowicie nie zostaje ona sprowadzona przez konieczność następstwa (warunkową), nic atoli nie mówiłeś o przymusie bezwarunkowym. Twoja odpowiedź dotyczyła konieczności bezwarunkowej, a przytaczasz przykład na przymus bezwarunkowy; ja pytam o coś innego, a ty odpowiadasz na coś innego. Sprawia to owa gnuśność, skutkiem której nie zwraca się uwagi na to, jak nikły jest wynik owego wymysłu o konieczności bezwarunkowej.
Tyle o pierwszym cytacie dotyczącym zatwardziałości faraona, który to cytat jednak pociąga za sobą wszystkie dalsze cytaty, i to w wielkiej liczbie jakby wojsko niezwyciężone. Zobaczmy teraz drugi cytat o Jakubie i Ezawie (Gen. r.25, w.23), o których jeszcze przed ich narodzeniem było powiedziane: „Starszy będzie służył młodszemu”. Ten cytat Diatryba wymija w ten sposób, że właściwie nie dotyczy on zbawienia człowieka: Bóg bowiem może chcieć, aby jakiś człowiek był sługą lub biedakiem, czy chce czy nie chce, a jednak nie zostaje z tego powodu wyłączony z grona wiekuiście zbawionych. Zobacz, proszę cię, ile to wymówek i wybiegów wyszukuje wykrętny i stroniący od prawdy umysł lecz jednak jej się nie wymknie. Przyjmijmy na razie, że ten cytat, o którym poniżej będzie mowa, nie (723) dotyczy zbawienia ludzkiego. Czy Paweł, który go przytacza, niczego przezeń nie wskóra ? Czy w tak poważnej dyspucie narazimy Pawła na śmieszność i na zarzut niedorzeczności ? Zaiste, jest to ów osławiony sposób Hieronima, który nie w jednym miejscu ośmiela się dość bezczelnie, a zarazem ustami bluźnierczymi mówić, że u Pawła sprzeczne jest z sobą to, co na swoim właściwym miejscu nie jest z sobą sprzeczne, to zaś oznacza tyle, co mówić: że Paweł, kładąc fundamenta pod dogmat chrześcijański, nic innego nie czyni jak tylko zniekształca Pismo Święte i zwodzi dusze wiernych poglądami w jego własnej mózgownicy wymyślonymi i na gwałt w Pismo Święte wplecionymi. To się nazywa doprawdy: uczcić Ducha Świętego w świętym i wybranym narzędziu bożym, jakim był Paweł ! Otóż tam, gdzie powinno się było Hieronima czytać „krytycznie” i to jego słowo zaliczyć do takich, jakie w wielkiej liczbie ów mąż w sposób bezbożny pisze (a w dziedzinie rozumienia Pisma jest on ospały, gnuśn