Kazanie na wtóre święto Narodzenia Pańskiego

„I stało się, gdy odeszli Aniołowie od nich do nieba, że owi pasterze rzekli jedni do drugich: Pójdźmy aż do Betlejem, a oglądajmy tę rzecz, która się stała, którą nam Pan oznajmił. A tak śpiesząc się, przyszli i znaleźli Marię i Józefa, i ono niemowlątko leżące w żłobie. I ujrzawszy rozsławiali to, co im było powiedziane o tym dzieciątku. A wszyscy, którzy słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze powiadali. Lecz Maria zachowywała wszystkie te słowa, rozważając je w sercu swoim. I wrócili się pasterze, wielbiąc i chwaląc Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak to im było powiedziane”. Ewangelia Łukasza 2, 15-20.

Oto widzicie, ze kazanie i śpiewanie aniołów nie było daremne. Bo pasterzom stada ich nie są tak miłe, żeby ich nie mieli zostawić na polu, a iść, aby oglądać dziecię, które sami aniołowie Panem nazwali. Jest to owoc, jaki sprawiło kazanie anielskie.

Drugi zaś owoc ten jest, że pasterze sami stają się kaznodziejami i rozsławiają to, co im zostało powiedziane o tym dzieciątku. Przeto też donosi ewangelista, że „wszyscy, którzy słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze powiadali”. Dziwienie się to jednak u wielu nie trwało długo. Bo wiemy z doświadczenia, że ludzie w większości tak są nędzni i skażeni, iż rychło zapominają o tym, co Bóg czyni. Czy nam błogosławi, albo nawiedza nas, czy nas karze, albo łaską obdarza – gdy to minie, już o tym nie pamiętamy. Tak to haniebnie zapominać, zamiast wszystko pamiętać, umie skażone serce człowiecze! Przeto bywa Bóg zniewolony, ciągle nowe cuda czynić i nowymi nawiedzać nas karami, jeśli mamy się odmienić i dobrodziejstw jego nie zapominać. Niezawodnie także wtedy tak samo się działo, gdy wedle opowiadania ewangelisty, wszyscy, którzy słyszeli, dziwili się i przez pewien czas wiele o tym było rozmów, jako jakieś dzieciątko w Betlejem się narodziło, a aniołowie na powietrzu o tym opowiadali i nawet mędrcy ze wschodu przybyli i dziecięciu temu się pokłonili. Ale zanim minęły dwa, trzy albo cztery lata, już o tym wszyscy zapomnieli; i niewielu, a może nawet i nikogo nie było w Betlejem, kto by temu był wierzył i zważał na to. Później zaś, po trzydziestu latach, gdy Pan Jezus począł nauczać i cuda czynić, to już nikt w Betlejemie nie wiedział, co się stało owej nocy, gdy aniołowie byli kaznodziejami i Bogu śpiewali pieśń chwały.

U Żydów tak samo się działo. Gdy byli w Egipcie, to ich narzekaniu, lamentowaniu i płakaniu końca nie było. Ale skoro tylko trzy dni zabawili na puszczy, już ponownie chcieli być w Egipcie. Jakże niepoprawnym jest serce człowiecze! Tak prędko się mu wszystko sprzykrzy i tak łatwo zapomina o plagach i mękach, które przeszło. Nie mówię już o tym, że miałoby mieć w pamięci doznane dobrodziejstwa, co jeszcze rzadziej się zdarza, tak że nawet powstało przysłowie: Nic tak prędko się nie zestarzeje, jak wdzięczność. Gdy Pan Bóg najbardziej się gniewa, i karze zarazą i rozmaitą inną chorobą, dzisiaj tą, jutro inną nawiedza nas plagą, to tak się to wydaje, jakby kto w wodzie albo w powietrzu piórem pisał. Póki to boli i skórze dokucza, to to czujemy; ale skoro minie, już wszystko zapomniane, jakby nas to nigdy nie spotkało. Mówi tedy ewangelista: „wszyscy się dziwili”; ale jakeśmy już powiedzieli, chwilkę to tylko trwało. Jednakże chwała Bogu! są też niektórzy bogobojni uczniowie i dzieci Boże, którzy nie tak prędko zapominają ani nie są tak nierozważni, jak świat. Bo powiada ewangelista: „Lecz Maria zachowywała wszystkie te słowa, zachowując je w sercu swoim”.

Powinniśmy słowa te pamiętać i uczyć się z nich, jakim sposobem słowo Boże dobrze słyszane być może. „Maria”, tak mówi ewangelista, „zachowywała wszystkie te słowa, rozważając je w sercu swoim”. Tak czyniła, jak wszyscy ci, co słowa Bożego mocno się trzymają, u niego się badają i wedle niego żyć pragną; ci też coraz lepiej słowo Boże rozumieją, coraz to więcej w nim znajdują pociechy, i coraz to bardziej utwierdzają się w wierze. Ale u niedbałych duchów, co tylko jednym uchem słuchają, a co słyszeli, drugim uchem wypuszczają, kazanie najdłuższe i najpotężniejsze jest gadaniem na wiatr. Nie tak postępuje Maria, dla niej ważnymi były słyszane słowa, więc je też zachowuje i zapisuje je sobie do serca i rozważa je. Dziwna to jest nowina, że mam być matką dziecięcia, o którym zwiastują aniołowie, że jest zbawicielem świata, którego tez nazywają Chrystusem Panem. Takie myśli budząc, słowa te tak głęboko zakorzeniły się jej w sercu, że musiała je zachować. A choćby cały świat był się sprzeciwiał, to jednak nikt by jej nie był na inne zdanie namówił, owszem trwałaby przy tej wierze, że ten syn jej jest Synem Bożym i całego świata Zbawicielem. My tak samo powinniśmy postępować jak matka Pana Jezusa, bo w tym celu jest to napisane, abyśmy z wielką gorliwością i powagą słowo Boże wszczepiali w swe serca, aby one się odrodziły, jako czytamy w 8 rozdziale Salomonowej Pieśni nad Pieśniami: „Przyłóż mnie jako pieczęć na serce twoje, jako sygnet do ramienia swego”. Chce Bóg, aby słowo jego nie tylko na języku było jako szumowiny na wodzie albo ślina na ustach, którą się wypluje; ale żeby wyryte było w sercu i stało się znamieniem, którego by nikt zmyć nie mógł, tak żeby wyglądało jako coś, co w sercu urosło i jest rzeczą przyrodzoną, której nikt ze serca nie mógłby wydrzeć. Takie serce miała Maria, słowa zostawały w nim, jakby tam były wkopane. Wszyscy też którzy tak samo zachowują te słowa, mają prawdziwe znamię Chrystusowe, prawdziwą pieczęć, bo nie pozwolą wydrzeć sobie słowa tego, choćby powstali fałszywi prorocy a nawet sam diabeł; jako raz usłyszeli i uwierzyli, tak też przy tym trwają. U innych zaś, chociaż słyszą i dziwią się, jednak słowo nie pozostaje długo, ale prędko bywa zapominane. Pamiętać tedy winniśmy, że jeśli słowo Boże także w nasze serca ma się wkorzenić, trzeba nam do tego słowa więcej dokładać pilności. Także często jedno i to samo trzeba powtarzać młodym chłopcom, żeby to pojęli i spamiętali! A oto nam zdaje się, że tak wielkie rzeczy można z łatwością i bez żadnego trudu zrozumieć. Mylimy się w tym bardzo. Ludzie, gdy wyjdą z kazania, po większej części czym innym się zajmują i mało dbają o to, co słyszeli i czego się uczyli w kazaniu. Niesłuszna to rzecz, że naprzód wysuwamy, co w tyle pozostać powinno. Królestwa Bożego powinniśmy naprzód szukać, czyli o nie najbardziej się troszczyć. Ale my mało dbamy o nie, bardziej troszczymy się o świeckie nasze sprawy, o swoje pożywienie i rozkosze, niżeli o słowo Boże. Inaczej bowiem byśmy równie często i równie pilnie o słowie Bożym pamiętali i równie gorliwie nim się zajmowali, jak innymi świeckimi sprawami swymi. Ale to się nie dzieje. Więc też to nie jest niczym dziwnym, że słowo tak słabo tkwi w pamięci i tak prędko zapominane bywa, zwłaszcza w pokuszeniu. Lecz chrześcijanie inaczej mają sobie postępować. Największym ich skarbem jest słowo Boże. A choć sprawami tego świata także trudzić się muszą, jednak serce ich do tego się nakłania, co im jest skarbem najdroższym , czyli do słowa Bożego.

Tyle o Pannie Marii, o której ewangelista nie chciał milczeć, ponieważ potrzebne i pożyteczne to jest wiedzieć, jako ona względem kazania godowego się zachowała. Ale potem donosi też ewangelista, że ” wrócili pasterze, wielbiąc i chwaląc Boga, za wszystko co słyszeli i widzieli; tak jako im było powiedziane”.

Skoro dziecię Jezus ujrzeli i o nim wszędzie rozpowiedzieli, wrócili się pasterze znowu do stad swoich, i wielbili i chwalili Boga, czego nauczyli się od aniołów, którzy śpiewali: „Chwała na wysokościach Bogu itd.”.

Jest także i to dobrą nauką co pasterze czynią. Skoro zostali oświeceni i poznali Chrystusa, to nie uciekli na puszczę, jak czynią mnisi i zakonnice, uciekając do klasztorów. Pasterze pozostali przy swoim powołaniu, w którym służą bliźniemu. Prawdziwa bowiem wiara nikogo nie zmusza, aby dotychczasowe swe powołanie porzucił a inne rozpoczął. Jak mnisi uczynili, którym zdawało się, że dostąpią zbawienia, gdy zewnętrzne życie inaczej sobie urządzą, aniżeli inni ludzie. Gdyby mieli tak się ubierać, tak jeść i pić, czuwać i spać, jak inni ludzie, to uważali to za rzecz pospolitą, nie zasługującą na poważanie. Ale natomiast chwalili życie według reguły zakonnej, nazywali je stanem doskonałym, i świętością anielską, która raczej była świętością diabelską; bo diabeł także jest aniołem czyli duchem, ale złym. Chrystus rzeczy i spraw zewnętrznych nie zmienia, jakoby miał stworzenie swoje skazić i odmienić. Przeto mamy ciało swe wedle jego potrzeby ubierać, karmić i do pracy go używać. Bo na to je Bóg stworzył i urządził i tak też ma pozostać. Nie przyszedł Chrystus, aby w tym coś zmienić. To już sami wykonać możemy i innego odzienia albo innego pokarmu używać nam wolno, jeżeli się to potrzebnym stanie; jest to zmiana mała i nieznaczna, do której pomocy Chrystusa Pana nie potrzebujemy; służba zaś Bożą albo sprawą duchową zmiana taka bynajmniej nie jest.

Ale aby człowiek wewnętrznie, w sercu swym, się odmienił, to jest zmianą prawdziwą i chwalebną, dla której też Chrystus przyszedł na świat. Zanim ewangelia jawną się stała, zdawało mi się, że się Bóg nade mną nie zmiłuje; jeśli tedy miałbym dostać się do nieba i dostąpić zbawienia. To zależało to po większej części ode mnie. Sądziłem, że nie inaczej jak tylko uczynkami moimi tego dokażę, że od grzechów i od śmierci się uwolnię. Stałem się tedy mnichem i bardzo się natrudziłem. Ale kaplica, siwa suknia, niejedzenie mięsa, poszczenie i inne tym podobne rzeczy bynajmniej się nie przyczyniły do tego, abym od grzechu i śmierci był odkupiony. Owszem grzech i śmierć tak samo sobie siedzą pod siwą i czarną kaplicą jak pod odzieniem czerwonym. Więc idzie o to, aby serce miało nową światłość i nową pieczęć, którą jest wiara, sprawiona przez Ducha Świętego, tak żeby mogło mówić: Wiem, że Bóg zmiłuje się nade mną i szczerze życzy mi wszystkiego dobrego; bo Syna swego posłał i człowiekiem stać się mu kazał, abym przez jego zgładzenie śmierci miał żywot wieczny. A to jest prawdziwa zmiana i przemienienie. Bo czegoś podobnego serce moje dotąd nie wiedziało ani w to nie wierzyło; lecz teraz to wie i wierzy, i z powodu tego też zupełnie inaczej jest usposobione, aniżeli było dotąd. Miły Pan nasz Chrystus sprawia taką odmianę, że serce i dusz otrzymuje inne i nowe rozumienie, wolę, ochotę i miłość, tak że gdy dawniej człowiek tylko za pieniędzmi gonił, teraz, skoro Chrystusa poznał prędzej porzuci nie tylko pieniądze i majątek, ale nawet ciało i życie, aniżeli miałby rozstać się z Chrystusem i słowem jego. Dawniej serce jego ani najmniejszego pieniądza nie chciałoby utracić dla wiary; teraz nie dałoby sobie wydrzeć Chrystusa, choćby je to tysiąc światów kosztowało. Dawniej wielu ludzi miało tę myśl: Jeśli zbawiony być mam, muszę wdziać habit klasztorny. Ale teraz gdyby cię odziać chciano tym habitem, nie zezwoliłbyś na to, ale raczej uciekłbyś na koniec świata. Także gdybyś dawniej kawałeczek mięsa zjadł w piątek, byłbyś się bał, że się w ziemię zapadniesz. Ale teraz powiesz dlaczego nie miałbym jeść? Przecież tego Bóg nie zakazał; owszem na to on pokarm stworzył, abym go używał. To więc jest odmienienie się wewnętrzne, czyli odmienienie serca, gdy ze słowa Bożego dostępuje serce innego rozumu i woli, aniżeli je dawniej miało.

Pasterzom nie byłaby przyszła ta myśl sama od siebie, żeby Zbawiciel, Chrystus Pan miał się narodzić. Ale skoro o tym usłyszeli od aniołów, zaraz pobiegli do miasta i szukali dziecięcia. A gdy je znaleźli, o nim rozpowiedzieli i Panu Bogu za tak wielką łaskę i objawienie podziękowali, wrócili potem znowu do swoich stad i mieli tę samą laskę i to samo odzienie co przedtem, pozostali tym, kim byli przedtem, owczarzami i w zewnętrznym swym życiu nic nie zmienili. Kazali i żyli prawdziwie po chrześcijańsku. Bo Chrystus nie przyszedł odmieniać tego, co Bóg stworzył. Dopiero w owym dniu, gdy dusza przemienioną będzie (co tu na ziemi przez ewangelię się rozpoczyna), tak że potem ciało tak przemienione zostanie, że nie będziemy potrzebowali ciepłej izby, odzienia lub innych rzeczy, ale będziemy mogli unosić się w powietrzu jak aniołowie, i świecić się, jak gwiazdy na niebie. Wtedy także zewnętrza nasza postawa przemienioną zostanie. Aż do tego zaś dnia zewnętrzny kształt stworzeń ma pozostać takim , jak go Bóg urządził i nie ma zajść żadna zmiana. Przeto każdy ma się urządzać wedle swego stanu i jak mu się podoba i żyć w karności, w sprawiedliwości i bogobojności, wiedząc, że zewnętrzny kształt rzeczy nikomu nie broni wierzyć i żyć po chrześcijańsku. Pan Jezus także się nie pyta, czym ty jesteś przed światem, czy mężczyzną albo niewiastą, czy cesarzem albo pachołkiem; ci pozostają w swoim stanie niezmiennie. Mówi tylko tyle: W tym twoim stanie i życiu Bogu posłusznym być powinieneś i tego posłuszeństwa nie zaniedbaj. Więc także pasterze nic więcej nie czynili; oni tylko Pana Boga chwalili i wielbili. Nie mówią oni: Odtąd chcę Panu Bogu w ten sposób służyć, że ucieknę od ludzi i skryję się na puszczę. Bo takim życiem człowiek Bogu nie służy, ale przestaje być Bogu posłusznym i służy samemu sobie. Służy zaś Panu Bogu ten, kto pozostaje tam, gdzie go Bóg postawił, tak że mężczyzna pozostaje mężczyzną, kobieta kobietą, cesarz cesarzem, mieszczanin mieszczaninem, robotnik robotnikiem, i każdy w swoim stanie Boga zna i chwali. Boć Pan Bóg nie potrzebuje postów twoich, ani twej kaplicy. Ale gdy w swoim stanie i powołaniu jesteś Bogu posłusznym i uwielbiasz Syna jego, wtedy służysz mu rzeczywiście.

Świadczą także prorocy, że Bóg gniewa się wtedy, gdy serce jest nie przemienione a ludzie dla swych widzialnych uczynków i nabożeństw mają się za pobożnych. Dlaczego uprzykrzacie mi się waszymi ofiarami? Woła Izajasz w rozdziale 1 i psalmista w psalmie 50. Sami sobie zjedzcie mięso wasze; gdybym mięsa waszego potrzebował, prędzej bym je sobie sprawił, aniżeli wy mi je ofiarować możecie. Ani wam to też rozkazałem. Ale to wam nakazałem, żebyście głosu mego słuchali, mnie chwalili i dziękowali mi. Owce, krowy, woły ja wam dałem, abyście je jedli; a wy mi nimi chcecie pochlebiać jakobym ja tego musiał żebrać u was. O to tedy prorokom zawsze idzie, aby serce było przemienione, abyśmy przede wszystkim względem Boga byli usposobieni. To się Panu Bogu podoba, a resztę chce mieć nie zmienioną, aby każdy czynił, czego powołanie i stan jego od niego wymaga. Dlatego to pasterze idą weseli, z ochotą i wdzięcznością i wykonują te same roboty co przedtem, nie zmieniają swego powołania, ale zaspokojeni objawieniem Bożym, chwalą i wielbią teraz Boga w tym swoim stanie i powołaniu.

Czytamy w „Żywotach Ojców”, że jeden z nich miał siebie za wielkiego świętego. Gdy ten dowiedzieć się chciał, jak wysoko w niebie siedzieć będzie, pokazano mu muzykanta; temu miał być równy. Śpieszy tedy do owego muzykanta i pyta go się: Przyjacielu! Cożeś ty dobrego zrobił? Nic, odpowiada zapytany. Ja tylko przygrywam chłopom do tańca; raz tylko widziałem, że łajdaki chcieli dziewczynę zgwałcić, nie pozwoliłem na to i oszczędziłem dziewczęciu hańby. Innym razem znowu ten święty zapytał się, do kogo byłby podobny. Do dwóch żon, odpowiedziano mu. On też ich, tak jak muzykanta, zapytał się, jakie mają dobre uczynki? One odpowiedziały: Nic nam o tym nie wiadomo, żebyśmy jakieś szczególnie świętobliwe życie wiodły. Mamy dom i dzieci, kłopoczemy się z nimi ile można i tak się zachowujemy, żeby na nas nie wygadywano albo żebyśmy się nie pokłóciły. Poszedł sobie ten ojciec kościoła i rzekł: Otóż, to żadnym stanem, choćby najlichszym nie należy. Bo w każdym można Bogu służyć i być bogobojnym, a Bogu się to podoba, jeśli go kto się boi i dobrze czyni, a mniejsza o to, z jakiego jest stanu. Bo abyś był chrześcijaninem i Bogu się podobał, nie zależy to od zewnętrznych form życia ale od serca. Trzeba Chrystusa znać jako prawdziwego Zbawiciela, w nim szukać pociechy i w jego imieniu dziękować Bogu i chwalić go. Potem także zewnętrzne życie i świecki twój stan może podobać się Bogu. Pilnie na to zważać i o to starać się powinniśmy, abyśmy chrześcijańskiej wiary i życia nie odrywali od słowa Bożego, a czynili je zależnymi , tak jak papież, od jakiegoś ubioru, szczególnych potraw, specjalnych miejsc itd. Bo to sprzeciwia się wierze chrześcijańskiej, gdyż przez nią, a nie przez jakiekolwiek zewnętrzne formy życia, Bóg serca oczyszcza. Na zewnątrz niech każdy tak żyje, jak to Bóg urządził i jako jest u wszystkich w zwyczaju. Bo to tak ma pozostać aż do owego przyszłego żywota, w którym także nasze zewnętrzne życie się odmieni, ciało wypięknieje i jaśniejszym od słońca się stanie. Do czego niech nam też dopomoże Chrystus Pan, Zbawiciel nasz. Amen.