(BÓG UKRYTY) DEUS ABSCONDITUS

Jest to słowo Ewangeliczne i najsłodsza pociecha dla biednych grzeszników, gdy Ezechiel powiada: „Nie chcę śmierci grzesznika, lecz raczej, aby się nawrócił a żył”… – pod112. Cytaty te „z Psalmów” są nieścisłe i wadliwe: Psalm 23, w. 3 = 116, w.7, Psalm 28 = 30, 68 = 69, zwłaszcza zaś Psalm 118 = 119. Luter cytuje przeważnie z pamięci więc przeważnie niedokładnie, poza tym kolejność w Psałterzu w Wulgacie jest o jeden niższa vide uw. 85. każdym względem – podobnie jak owo słowo z Psalmu 28 (=30, w.6) : „Gdyż tylko chwilę trwa gniew jego, ale życzliwość jego całe życie”, oraz Psalm 68 (69,w.17): „Jak miłym jest miłosierdzie Twoje” i „Ponieważ jestem miłosierny” (Jerem.r.3,w.12). Również to słowo Chrystusa z ew. Mateusza r.11,w.28: „Pójdżcie do mnie wszyscy, którzyście spracowani i obciążeni a Ja wam sprawię odpocznienie”, oraz słowo z Exodus r.20,w.6: „Okazuję łaskę do tysiącznego pokolenia tym, którzy mnie miłują”. A czymże innym jest prawie że połowa Pisma Świętego, jak nie samymi obietnicami łaski, w których Bóg ofiaruje ludziom miłosierdzie, życie, pokój, zbawienie ? O czymże zaś innym rozbrzmiewają słowa obietnicy, jak nie o tym: „Nie chcę śmierci grzesznika” ? Czy nie tym samym jest mówić „Jestem miłosierny”, co mówić „Nie gniewam się”, „Nie chcę karać”, „Nie chcę, byście umarli”, „Chcę przebaczyć”, „Chcę oszczędzić” ? A gdyby nie były ważne owe obietnice Boże, które podnoszą sumienia dotknięte świadomością grzechu i zdjęte lękiem przed śmiercią i sądem, to ileż miejsca pozostałoby na przebaczenie i nadzieję ? Któryż grzesznik by nie rozpaczał ? A jak inne słowa miłosierdzia i obietnicy lub pociechy nie udowadniają wolnej woli, tak i to nie: „Nie chcę śmierci grzesznika”…

Lecz Diatryba nasza, która znowu nie rozróżnia między słowami Zakonu a słowami obietnicy, czyni z owego miejsca Ezechiela słowo Zakonu i tak je wykłada: „Nie chcę śmierci grzesznika”, to znaczy „Nie chcę, by grzesznik grzeszył śmiertelnie, czyli stał się grzesznikiem winnym śmierci, lecz raczej, aby się odwrócił od grzechu, jeżeli jakiś popełnił, i tak żył”. Albowiem jeśliby go tak nie wykładała, niczego nie wskórałaby w tej sprawie.

Lecz to jest całkowitym odwróceniem i obaleniem owego najsłodszego słowa Ezechielowego: „Nie chcę śmierci”. Jeżeli chcemy w zaślepieniu naszym tak czytać Pisma i tak je rozumieć, to cóż w tym dziwnego, że są ciemne i dwuznaczne ? Nie mówi bowiem: „Nie chcę by człowiek grzeszył”, lecz „Nie chcę śmierci grzesznika”, wskazując wyraźnie, że mówi o karze za grzech, której grzesznik za swój grzech jest sobie świadom, to znaczy mówi o lęku przed śmiercią. I znajdującego się w tej rozterce i w tym zwątpieniu, (684) grzesznika podnosi i pociesza, by „lnu dymiącego nie dogasić i trzciny nadłamanej nie dołamać” (Izajasz r.42, w.3), lecz by rozbudzić nadzieję przebaczenia i zbawienia, aby się raczej nawrócił, mianowicie zbawiennym odwróceniem się od kary śmierci i żył, tu znaczy, miał się dobrze i by radował się ze spokojnego sumienia. Należy także zwrócić uwagę na to: Jak słowo Zakonu rozlega się tylko nad tymi, którzy grzechu swojego nie czują i nie poznają go, – jak to Paweł powiada w l. do Rzymian r.3, w.20: „Przez Zakon jest poznanie grzechu”, tak słowo łaski przychodzi tylko do tych, którzy czując swój grzech są przygnębieni i opanowani przez zwątpienie. Stąd widzisz, że wszystkie słowa Zakonu ujawniają grzech, skoro pokazują, co powinniśmy, odwrotnie widzisz też, że wszystkie słowa obietnicy określają zło, pod którym cierpią grzesznicy, albo ci, których należy podnieść, tak jak tutaj to słowo: „Nie chcę śmierci grzesznika”, wyrażnie wymienia śmierć i grzesznika, to znaczy zarówno samo to zło, które się odczuwa, jak i samego tego człowieka, który odczuwa. Atoli tutaj, w tym słowie: „Miłuj Boga z całego serca”, objawione zostaje to, co dobrego winniśmy czynić, a nie co złego odczuwamy, abyśmy poznali, że tego, co dobre nie potrafimy.

Nie można było przeto przytoczyć mniej odpowiedniego słowa za wolną wolą, jak to miejące z Ezechiela – owszem, ono jak najwyraźniej zwalcza wolną wolę. Tutaj bowiem określone jest, jak wolna wola się zachowuje i co ona potrafi, gdy człowiek grzech pozna, lub gdy się nawróci, mianowicie że jeszcze w gorszy grzech popada i do grzechów dodaje jeszcze zwątpienie i brak pokuty, jeśliby Bóg od razu nie pośpieszył z pomocą i przez słowo obietnicy nie przywołał go z powrotem i nie podniósł. Albowiem troska Boga, który obiecuje łaskę celem przywołania z powrotem i pokrzepienia grzesznika jest dostatecznie wielkim i zaufania godnym dowodem, że wolna wola, sama z siebie, potrafi tylko pogorszyć stan i – jak mówi Pismo – upaść aż do piekła, chyba że jesteś przekonany iż Bóg jest tak mało poważny, iż nie dla potrzeb naszego zbawienia, lecz z samego rozkoszowania się wielomównością tak obficie wylewa słowa obietnicy. I tak oto widzisz, że nie tylko wszystkie słowa Zakonu wystąpują przeciwko wolnej woli, lecz że także wszystkie słowa obietnicy ją samą aż do samych podstaw obalają, to znaczy, że całe Pismo Święte z nią walczy. Dlatego widzisz, iż to słowo „Nie chcę śmierci grzesznika”, nie co innego ma na celu, jak głoszenie po świecie kazania o miłosierdziu Bożym i oferowanie światu miłosierdzia Bożego, które jedynie przygnębieni i przez śmierć dręczeni przyjmują z radością i wdzięcznością, jako że to w nich Zakon dopełnił już swoją powinność, to znaczy, doprowadził do pokazania grzechu. Ci zaś, którzy jeszcze nie doświadczyli tej służby Zakonu, i nie poznają grzechu, i nie odczuwają śmierci, gardzą miłosierdziem obiecanym przez to słowo. Zresztą inna to jest sprawa, dlaczego jednych Zakon ugodzi, a drugich nie ugodzi, tak iż ci przyjmują oferowaną łaskę a tamci nią gardzą i pytanie to nie jest rozpatrywane przez Ezechiela w tym miejscu, które mówi o zwiastowanym i oferowanym miłosierdziu Boga, a nie o owej zakrytej i lęku godnej woli Boga, który według swej rady ustanawia to, kogo i jakich chciałby mieć jako tych, którzy zwiastowane i oferowane miłosierdzie Boże mogą pochwycić i być jego uczestnikami. Woli tej nie należy dociekać, lecz z czcią ją uwielbiać, jako nader najczcigodniejszą tajemnicę Bożego majestatu zastrzeżoną tylko dla niego jedynie, a nam niedostępną i zakazaną, (685) o wiele surowiej niż niezliczone mnóstwo grot korycyjskich . Jeżeli tedy Diatryba paple: „Czy dobry Bóg ubolewa nad śmiercią swojego ludu, którą sam wśród nich powoduje ? – wydaje się to bowiem zbyt niedorzeczne” – to my odpowiadamy, jak już powiedzieliśmy, że należy inaczej rozprawiać o Bogu czy też o woli Bożej nam zwiastowanej, objawionej, udzielającej się i czczonej, a inaczej o Bogu nie zwiastowanym, nie objawionym, nie udzielającym się, nie czczonym . Nic nas więc nie obchodzi, w jakiej mierze Bóg jest ukryty i nie chce, abyśmy Go znali. Tutaj bowiem rzeczywiście obowiązuje owa zasada: „quod super nos – nihil ad nos” – co jest ponad nami, to nas nic nie obchodzi.

Żeby zaś nikt nie sądził, że ode mnie pochodzi owo rozróżnienie, to tutaj idę za Pawłem, który do Tesaloniczan (II.Tes. r.2, w.4) pisze o Antychryście, że wywyższy się ponad wszystko, co Bogiem się nazywa i jest przedmiotem boskiej czci, wyraźnie zaznaczając, że ktoś może wynosić się ponad Boga w tej mierze, w jakiej Ten jest przedmiotem zwiastowania i czci, to znaczy ponad słowo i kult, przez które Bóg daje nam się poznać i ma z nami łączność, lecz ponad Boga, który nie jest przedmiotem czci i zwiastowania, więc jakim On jest w swojej istocie i majestacie, nic nie może się wynieść, lecz wszystko jest pod potężną jego ręką.

Należy więc Boga pozostawić w jego majestacie i w jego istocie, z takim bowiem nie mamy nic do czynienia, ani też nie chciał On, abyśmy z nim jako takim mieli cośkolwiek do czynienia. W jakiej mierze jednak przyobleczony jest w swoje słowo i w swoim słowie nam się podaje i w nim się nam udziela, mamy z nim do czynienia, i to jest jego ozdobą, chwałą i chlubą, i jako w nią przyozdobionego uwielbia psalmista w Ps.21,w.6. Powiadamy więc tak: Dobry Bóg nie żałuje śmierci ludu, którą w nim powoduje, lecz żałuje śmierci, którą wśród ludu znajduje, i stara się ją usunąć. W tym kierunku bowiem działa Bóg zwiastowany, abyśmy po usunięciu grzechu i śmierci, byli zbawieni. „Posłał bowiem słowo swoje i uleczył ich” ( Ps.107, w.20). Zresztą Bóg ukryty w majestacie ani nie żałuje śmierci ani jej nie usuwa, lecz stwarza życie, śmierć i wszystko we wszystkim (I.Kor.r.12,w.6). Gdyż co do tego nie zakreślił sobie w swoim słowie granic, lecz zastrzegł dla siebie wolność ponad wszystkim.

Oszukuje zaś Diatryba siebie samą przez swoją nieznajomość, gdy nie rozróżnia między Bogiem zwiastowanym a ukrytym, to jest między słowem Boga a Bogiem samym. Wiele czyni Bóg, czego nam w swoim słowie nie ukazuje, wiele także chce, czego nam w swoim słowie nie ukazuje, że tego chce. Tak nie chce śmierci grzesznika, mianowicie według słowa, lecz według owej niezbadanej woli chce jej. My zaś musimy teraz rozpatrzyć słowo, a pozostawić ową niezbadaną wolę. Winniśmy bowiem kierować się słowem, a nie ową (686) niezbadaną wolą. Któż zresztą mógłby kierować się całkowicie niezbadaną i niepoznawalną wolą ? Wystarczy wiedzieć tylko, że istnieje w Bogu pewna niezbadana wola. Czego zaś, dlaczego i w jakiej mierze ona chce, o to w ogóle nie wolno pytać, tego sobie życzyć, o to się starać i tego tykać, lecz tylko lękać się i uwielbiać. Słusznie więc mówi się: Jeżeli Bóg nie chce śmierci, to jedynie naszej woli należy przypisać to, że giniemy. Słusznie – powiadam jeżelibyś mówił o Bogu zwiastowanym, gdyż Ten chce, aby wszyscy ludzie byli zbawieni (I. Tymot. r.2, w.4), skoro do wszystkich ze słowem zbawienia przyszedł, a wina woli to jest, która go nie dopuszcza, tak jak to powiada ew. Mat. r.23,w.37: „Ilekroć chciałem zgromadzić synów twoich, a nie chciałeś”. – Lecz dlaczego ten majestat nie usuwa tej winy naszej woli, lub nie zmienia jej we wszystkich, skoro nie jest to w mocy ludzkiej, albo dlaczego jej ją przypisuje, skoro człowiek nie może się od niej uwolnić, o to pytać nie wolno, a choćbyś wiele pytał, jednak nigdzie odpowiedzi nie znajdziesz, jak Paweł w liście do Rzymian r.9, w.20 powiada: „Kimże ty jesteś, że wdajesz się w spór z Bogiem ?” Tyle wystarczy, jeżeli chodzi o owo miejsce Ezechiela. Przejdźmy więc do pozostałych spraw.

Dalej wysuwa Diatryba następujący argument, że z konieczności tyle bezskutecznych pozostaje zawartych w Piśmie napomnień, a zarazem tyle obietnic, gróźb, żądań, zarzutów, zaklęć, błogosławieństw i przekleństw, tyle niezliczonych bezskutecznych przykazań, jeżeli nie jest się w stanie przestrzegać tego, co jest przykazane. Ustawicznie zapomina Diatryba o istocie sprawy a zajmuje się czymś innym, niż to, co sobie przedsięwzięła i niedostrzega tego, że wszystko raczej występuje przeciwko niej, aniżeli przeciwko nam. Gdyż z tych wszystkich miejsc biblijnych wyprowadzą dowód na wolność i możliwość przestrzegania wszystkiego, jak zresztą zmusza do tego wniosek wypływający ze słów, jakie ona podsuwa, chociaż przecież chciała dowieść taką wolną wolę, która bez łaski nie może chcieć nic dobrego i pewne usiłowanie, którego nie należy przypisywać swoim własnym siłom. Nie widzę, by w tych miejscach biblijnych było dowiedzione takie usiłowanie, lecz jest w nich tylko wypowiedziane żądanie, co ma być wykonnne, jak już częściej o tym mówiono, chyba że wiele razy trzeba to powtarzać, skoro Diatryba ustawicznie na tej samej strunie wygrywa fałszywą melodię zatrzymując czytelników przy tak niepotrzebnie wielkiej ilości słów.

Jako prawie że ostatnie przytacza ze Starego Testamentu owo słowo Mojżeszowe z Deut. r.30,w.11: „Przykazanie to, które ci dzisiaj nakazuję, nie jest dla ciebie ani za trudne, ani zbyt od ciebie odległe, ani nie jest położone w niebie, abyś mógł mówić: Kto z nas może wstąpić do nieba, aby je sprowadzić do nas, byśmy je usłyszeli i czynem dopełnili ? Lecz bardzo blisko ciebie jest to słowo, w twoich ustach, w twoich uszach, abyś je czynił”. Tym cytatem – jak Diatryba twierdzi – jest wyjaśnione, że nie tylko od nas zależy to, co nam jest nakazane, lecz także, że to jest rzecz nietrudna, owszem nawet wcale łatwa.

Dziękujemy za takie znakomite pouczenie. Jeżeli więc Mojżesz tak wyrażnie głosi, że w nas nie tylko jest możliwość, ale także łatwość przestrzegania wszystkich przykazań, to po co tak bardzo się trudzimy ? Dlaczego tego miejsca biblijnego od razu nie przytoczyliśmy i nie potwierdziliśmy publicznie wolnej woli ? Na co jest nam potrzebny Chrystus ? Na co potrzebny Duch ? Znależliśmy już miejsce (687) (scl. w Piśmie Świętym), które wszystkim usta zamyka i wyraźnie nie tylko potwierdza wolną wolę, lecz naucza również o łatwości spełniania przykazań. Jak nierozsądnym był Chrystus, że wylawszy swoją krew wykupił dla nas owego już nam niepotrzebnego Ducha, by nam łatwo przyszło spełniać przykazania, co wszak już z samej natury potrafimy.

Lecz oto sama Diatryba odwołuje swoje słowa, w których się wypowiedziała, że wolna wola bez łaski nie może chcieć nic dobrego. Teraz zaś powiada, że wolna wola ma taką siłę, iż nie tylko chce to, co dobre, lecz także z łatwością wypełnia największe i wszystkie po prostu przykazania. Popatrz – proszę – czego to dokonuje umysł wyobcowany dla sprawy, jak to nie może sam siebie nie zdradzić ! Czy przeto trzeba jeszcze dalej zbijać wywody Diatryby ? Albo kto może ją lepiej zbijać niż ona sama siebie zbija ? To jest wiadomo – ów potwór, który sam siebie pożera. Jak wielką prawdą okazuje się to, że kłamca powinien mieć dobrą pamięć.

Wypowiedzieliśmy się już o owym miejscu biblijnym z Deuteronomium r.30. Teraz pokrótce je objaśnimy, i to nawet z wyłączeniem wywodów apostoła Pawła z listu do Rzymian r.10, w.6nn, który je tam potężnie (=dokładnie) rozpatruje. Widzisz oto, że tutaj zgoła nic nie mówi się, i ani jedną głoską nie wspomina się o łatwości czy trudności, o sile czy bezsile wolnej woli czy człowieka do pełnienia czy niepełnienia przykazań – chyba że ci, którzy własnymi wnioskami i myślami chcą Pismo spętać, czynią je dla siebie samych ciemnym i dwuznacznym, aby w ten sposób uczynić z niego, cokolwiek zechcą. Jeżeli nie możesz dojrzeć oczyma, to słuchaj uszyma lub dotknij rękoma. Mojżesz powiada: Nie jest za trudne, ani daleko, ani położone w niebie, ani za morzem. Co jest za trudne ? Co jest daleko ? Co jest położone w niebie ? Co za morzem ? Czy chcą nam zaciemnić także gramatykę i najpospoliciej używane słowa, abyśmy nie mogli nic pewnego wypowiedzieć, po to tylko by oni utrzymali się przy swoim zdaniu, że Pismo jest ciemne ? Nasza gramatyka określa tymi słówkami nie jakość czy wielkość ludzkich sił, lecz odległość miejsc. Mówi się bowiem, że powyżej ciebie jest nie jakaś siła woli, lecz miejsce, które jest nad nami. Tak i „daleko”, „za morzem”, „w niebie”, mówi się nie o jakiejś sile w człowieku, lecz o miejscu, że jest w górze, z prawej strony, z lewej strony, z tyłu, z przodu, oddalone od nas. Może ktoś wyśmiewać mnie będzie za to, że tak po prostacku dysputuję i podaję tak wybitnym mężom słowa przeżute jakby dzieciom, nie umiejącym czytać lub uczę sylabizować. Lecz co mam zrobić, gdy widzę, że w tak jasnym świetle szuka się ciemności i że usilnie chcą być ślepymi, ci, którzy wyliczają nam długi szereg tylu stuleci, tyle talentów, tylu świętych, tylu męczenników, tylu doktorów i z tak wielką powagą to miejsce Mojżesza przytaczają, a jednak nie uważają za stosowne uwzględnić głoski lub swoje własne myśli opanować i choć tyle im nakazać, by raz rozważyli miejsce, które przytaczają. Niech więc stanie tutaj Diatryba i powie, jak to możliwe, by jeden prywatny człowiek dostrzegł to, czego tylu ludzi publicznych, najznakomitsi mężowie tylu stuleci nie dostrzegli. Zaiste, to miejsce przekonywa, nawet gdyby małe dziecko miało rozstrzygać, że nie rzadko byli oni ślepi.

Cóż więc innego chce Mojżesz wypowiedzieć w tych bardzo wyraźnych i jasnych słowach, jak nie to, że wspaniale wypełnił swój urząd jako wierny prawodawca ? Nie jego to zatem wina, jeżeli oni wszystkiego nie wiedzą i nie słuchają przykazań, nie mają też możliwości uniewinnienia (688) się, iż nie znają lub nie mają przykazań lub że skądinąd należy je sprowadzić; a jeżeli ich nie przestrzegali, to wina nie obarcza prawa ani prawodawcy, lecz ich samych, skoro prawo istnieje, prawodawca je nakazał, tak iż nie ma żadnej możliwości uniewinnienia swojej nieznajomości go lecz pozostaje tylko oskarżenie o zaniedbanie i nieposłuszeństwo. Nie potrzeba – powiada – by prawo sprowadzić z nieba, albo z krańców zamorskich, albo z daleka, ani też nie możesz wysuwać zastrzeżeń, że ich nie słyszałeś i nie masz. Masz je blisko siebie, ponieważ gdy Bóg je nakazywał, a ja je nadawałem, słyszałeś je, uchwyciłeś sercem i przyjąłeś jako przez Lewitów w twoim gronie pilnymi usty nauczane. Świadkiem tego jest samo moje własne słowo i księga, a tobie pozostaje jedynie to, abyś je spełniał. Uroczyście zapytuję: Co tutaj przypisuje się wolnej woli? Przecież tylko to jedno postawione jest wymaganie, aby wypełniała prawo, które ma, a wykluczone jest uniewinnianie się nieznajomością praw i ich brakiem.

Oto mniej więcej to co Diatryba przytacza ze Starego Testamentu jako argumenty za wolną wolą, a gdy to zostanie obalone, to już nic nie pozostaje do obalenia, choćby więcej przytaczała czy chciała jeszcze więcej przytaczać, boć przecie nie może przytoczyć nic jak tylko słowa w trybie rozkazującym, lub w trybie warunkowym, lub w trybie życzącym, a to znów oznacza, nie że my to możemy lub czynimy (jak już tylekroć mówiliśmy, gdy Diatryba tylekroć to powtarzała), lecz że to powinniśmy i że to jest od nas wymagane, to zaś pozwala nam poznać naszą niemoc i daje nam poznanie grzechu. Czyli że, jeżeli czegoś dowodzą przez dodane do nich wnioski lub wynalezione przez ludzki rozum porównania, to dowodzą mianowicie tego, iż do wolnej woli należy oczywiście nie tylko usiłowanie lub jakieś umiarkowane dążenie, lecz cała siła i najpełniejsza moc czynienia wszystkiego bez łaski Bożej, bez Ducha Świętego. W ten zaś sposób przez całe to obfite, ustawicznie powtarzane i natrętne rozpatrywanie dowiedzione zostaje ni mniej ni więcej tylko to, co miało zostać dowiedzione, ów zaiste prawdopodobny pogląd, definiujący wolną wolę w ten sposób, że cechuje ją taka niemoc, iż nie może chcieć niczego dobrego bez łaski, i że zostaje podbita w niewolę grzechu, i że ma usiłowanie, którego nie należy przypisywać jej siłom; jest to oczywiście owo monstrum, które jednocześnie własnymi siłami nic nie potrafi, zawsze jednak ma w swoich siłach usiłowanie, a stanowi najoczywistszą sprzeczność.

Przechodzimy teraz do Nowego Testamentu, z którego znowu zestawione zostaje całe mnóstwo słów w trybie rozkazującym jako argumenty za ową nędzną niewolą wolnej woli i przyzywa się posiłki od cielesnego rozumu, mianowicie wnioski i porównania, jakgdybyś oglądał obraz czy senne widziadło jakiegoś króla much otoczonego włóczniami ze słomianych źdźbeł i tarczami z siana w walce z prawdziwym i rzeczywistym zastępem mężów wojennych. Tak walczą człowiecze senne widziadła Diatryby przeciwko orszakowi słów boskich. (689) Na czele kroczy owo słowo z ew. Mat. r.23, w.37 jakby „muszy” Achilles : „Jeruzalem, Jeruzalem, ilekroć chciałem zgromadzić synów twoich, a ty nie chciałeś” ? Jeżeli – powiada Diatryba – wszystko dzieje się z konieczności, to czy Jeruzalem nie mogło słusznie odpowiedzieć Panu: Po cóż udręczasz się próżnymi łzami ? Jeżeli nie chciałeś, abyśmy proroków słuchali, to po co ich wysyłałeś ? Dlaczego nam jako winę zaliczasz to, co stało się za twoją wolą, bo my tak musieliśmy postąpić ? Tyle ona – Diatryba. My zaś odpowiadamy: Przyjmijmy na razie, że ten wniosek i dowód Diatryby jest prawdziwy i słuszny. Pytam: Co tam jest dowiedzione ? Czy ów prawdopodobny pogląd, który powiada, że wolna wola nie może chcieć tego, co dobre ? Owszem, dowiedziona tu jest raczej wolna, nieskażona wola, zdolna do wszystkiego, co powiedzieli prorocy. A wszak Diatryba takiej nie miała zamiaru dowieść. Niech więc raczej sama Diatryba tutaj odpowiada: Jeżeli wolna wola nie może chcieć tego, co dobre, to dlaczego zalicza się jej jako winę to, że nie słuchała proroków, których, choć dobrych rzeczy nauczali, nie mogła słuchać z własnych sił ? Po cóż daremne łzy wylewa Chrystus, jakgdyby oni mogli chcieć, o czym On na pewno wiedział, że nie mogą chcieć ? Niech Diatryba – ja tak powiadam – uwolni Chrystusa od owego zarzutu braku rozumu na korzyść własnego jej prawdopodobnego poglądu, a wtedy od razu nasz pogląd będzie uwolniony od owego „muszego” Achillesa. A więc owo miejsce w ew. Mateusza albo dowodzi pełni wolnej woli, albo równie dobitnie zwalcza samą Diatrybę i jej własnym pociskiem kładzie ją trupem.

My powiadamy, jak już poprzednio powiedzieliśmy, że nie należy o owej tajemnej woli Majestatu Bożego rozprawiać i nie należy dopuszczać do owej ludzkiej nierozwagi, która w ustawicznej swojej przewrotności, zaniedbawszy to co nieodzowne, stale na nią napada i na próbę wystawia, owszem należy ją ukrócać i od tego odwodzić, aby nie zajmowała się odsłanianiem owych tajemnic Majestatu, których nie można zgłębić, ponieważ – jak świadczy Paweł – mieszka On w światłości niedostępnej (I Tym. r.6, w.16). Niechaj zaś zajmuje się Bogiem ucieleśnionym czyli (jak mówi Paweł) Jezusem ukrzyżowanym, w którym są wszystkie skarby mądrości i umiejętności, lecz ukryte (Kol. r.2, w.3). Przez niego bowiem ma w obfitości to, co wiedzieć należy, a czego wiedzieć nie należy. Tutaj więc mówi Bóg ucieleśniony: „Ja chciałem, ale ty nie chciałeś. „Powiadam: Bóg ucieleśniony po to został posłany, aby chciał, mówił, czynił, cierpiał, wszystkim udzielał wszystko, co jest potrzebne do zbawienia, choć oczywiście jest zgorszeniem dla bardzo wielu, którzy według owej tajemnej woli Bożego Majestatu albo pozostawieni sobie samym albo zatwardziali nie przyjmują Tego, który chce, mówi, czyni, udziela, albo jak mówi Jan r.1, w.5: „Światłość w ciemności świeci, a ciemności jej nie ogarnęły”, i znów: „Do swej własności przyszedł, ale go swoi nie przyjęli”, r.1,w.11. Tegoż to ucieleśnionego Boga rzeczą jest opłakiwać, biadać, wzdychać nad zagładą bezbożnych, chociaż wola Bożego Majestatu, (690) według uprzedniego postanowienia, niektórych pozostawia sobie samym i odrzuca, aby zginęli. I nie naszą rzeczą jest pytać, dlaczego tak czyni, ale należy zbożnie czcić Boga, który takich rzeczy i może i chce dokonać. Nie uważam też, że ktoś ośmieli się tutaj wysunąć taki zarzut, iż ta wola, o której mowa w tej wypowiedzi: „Ilekroć chciałem…”, również przed ucieleśnieniem się Boga została podana Żydom, ponieważ oskarża się ich, że zabijali proroków, którzy Chrystusa poprzedzali, i że w ten sposób jego woli się przeciwstawiali. Wiadomą bowiem jest u chrześcijan rzeczą, że prorocy czynili wszystko w imieniu przyszłego Chrystusa, o którym było obiecane, że będzie ucieleśnionym Bogiem, tak iż słusznie wolą Chrystusa zwane jest wszystko cokolwiek od początku świata słudzy Słowa ludziom udzielali i podawali.

Co prawda, to tutaj Rozum, który jest szyderczy i gadatliwy powie: „Aleć chytrze wynaleziono to wyjście, iż, ilekroć napiera na nas siła argumentów, odwołujemy się do owej woli Bożego Majestatu, której bać się należy, i do milczenia zmuszały dyskutanta, gdy staje się uciążliwy, tak samo jak astrologowie wynalezionymi przez siebie epicyklami wykpiwają się od wszystkich kwestii dotyczących ruchu całego nieba. Odpowiadamy: Nie jest to nasz wynalazek, lecz nauka potwierdzona przez Pisma Święte. Tak bowiem mówi Paweł w liście do Rzymian r.9,w.19nn: „Czemu więc Bóg obwinia ? Któż może przeciwstawić się woli jego ? O człowiecze, kimże ty jesteś, że wdajesz się w spór z Bogiem ? Czy garncarz nie ma władzy nad gliną ? itd….” A przed nim Izajasz r. 58, w.2: „Mnie szukają dzień po dniu i chcą znać moje drogi, jakoby lud, który uczynił sprawiedliwość. Pytają mnie o wyroki sprawiedliwości i chcą zbliżyć się do Boga”. Sądzę, że te słowa dostatecznie wskazują, iż ludziom nie wolno dociekać woli Bożego Majestatu. Dalej, sprawa ta jest tego rodzaju, iż w niej przeważnie ludzie przewrotni starają się zbadać ową tajemniczą wolę; dlatego jak najbardziej jest to na miejscu, gdy się ich wtedy wezwie do milczenia i poszanowania. W innych dziedzinach, gdzie omawiane są sprawy, co do których można i co do których mamy polecenie ich istotę zgłębić, tak nie czynimy. Jeżeli zaś ktoś uparcie w dalszym ciągu chce zgłębiać istotę tej woli i nie daje posłuchu naszemu upomnieniu, to pozwalamy mu iść jego własną drogą i na podobieństwo owych Gigantów walczyć z Bogiem, lecz ciekawi jesteśmy zobaczyć, jakie odniesie on triumfy, a jesteśmy pewni, że naszej sprawie nic nie ujmie, a swojej nic nie przysporzy. Pozostanie bowiem jako rzecz ustalona i pewna, że albo dowiedzie, że wolna wola wszystko może, albo przytoczone wersety Pisma jego samego zwalczą. W jednym zaś i w drugim wypadku on legnie pokonany a my ostaniemy się jako zwycięzcy.

Drugie miejsce, to owo z ew. Mat.r.19,w.7: „Jeżeli chcesz wejść do żywota, przestrzegaj przykazań”. Jakimże zuchwalstwem – powiada Diatryba – byłoby mówić: „Jeżeli chcesz” do kogoś, kogo wola nie jest wolna ? A my jej powiadamy: „Więc według tego słowa Chrystusowego wola jest wolna ? A ty przecież chciałeś udowodnić, że wolna wola nie może chcieć nic dobrego i z konieczności służy grzechowi, gdy brak jej łaski. Z jakimże więc zuchwalstwem Ty teraz podajesz ją za całkowicie wolną ? To samo trzeba powiedzieć i odnośnie do tego drugiego słowa: „Jeżeli chcesz być doskonały”, Mat. r.19, w.21: „Jeżeli ktoś chce pójść za mną”, Mat. r.16,w.24: „Kto chce duszę swoją zachować”, Mat.r.16,w.25: „Jeżeli mnie miłujecie” (691), Jan r.14,w.21: „Jeżeli we mnie trwać będziecie”, Jan r.15,w.6. Jednym słowem, jak powiedziałem, zbierzmy razem wszystkie te spójniki: „jeżeli”, i te „imperatywy”, abyśmy dopomogli Diatrybie przynajmniej pewną liczbę słówek. Powiada ona: – „Wszystkie te przykazania tracą znaczenie, jeżeli woli ludzkiej niczego się nie przyzna. Jak mało ten spójnik „jeżeli” zgadza się z czystą koniecznością”. My odpowiadamy: Jeżeli tracą znaczenie, to z twojej winy tracą znaczenie, owszem są niczym u ciebie, który twierdzisz, że woli ludzkiej niczego się nie przyznaje i raz mówisz, że wolna wola nie może chcieć tego, co dobre, a znowu drugi raz mówisz, że ona może chcieć wszystko, co dobre – czyli, że te same słowa u ciebie są zarazem gorące jak i zimne, skoro jednocześnie wszystko potwierdzają i wszystko zaprzeczają. I dziwię się, jak może autora cieszyć to, że tyle razy to samo powtarze, a ciągle zapomina o tym, czego nauczał, chyba że, nie mając może zaufania do swojej sprawy, dzięki rozmiarom książki chce odnieść zwycięstwo albo wywołanym do niej wstrętem i uciążliwością lektury chce zmęczyć przeciwnika. Z czego to ma wynikać – pytam – że wola i moc powinna się od razu pojawić, ilekroć się powie: „Jeżeli chcesz”, „Jeżeli ktoś chce”, „Jeżeli będziesz chciał” ? Czy nie jest to raczej tak, że takimi słowami najczęściej zaznaczamy raczej niemoc i niemożność, jak np.: „Jeżeli będziesz chciał dorównać w poezji Wergiliuszowi , Mewiuszu , to musisz pisać inne wiersze”; „Jeżeli będziesz chciał przewyższyć Cycerona , Skotusie , to musisz być bardzo wymowny, a nie sypać sofizmatami”; „Jeżeli będziesz chciał, by cię porównywano z Dawidem, to musisz ułożyć podobne psalmy”. Tutaj wyraźnie jest ukazane to, co jest niemożliwe dla sił własnych, chociaż dzięki mocy Bożej wszystko stać się może. Tak ma się rzec również z Pismem Świętym, że takimi słowy pokazane zostaje to, co mocą Bożą może w nas się stać, i to, czego my nie możemy.

Dalej, jeśliby takie rzeczy mówić o tym, co w ogóle niemożliwe jest do wykonania, czego by zresztą i Bóg nigdy nie zamierzał uczynić, to słusznie mówiłoby się o tym jako o czymś albo pospolitym albo śmiesznym, ponieważ mówiłoby się o tym jako o czymś daremnym. Teraz zaś są one wypowiedziane tak, iż nie tylko ukazana zostaje niemoc wolnej woli, skutkiem której niczego z tych rzeczy się nie dokonuje, lecz zarazem zaznaczone zostaje, że kiedyś wszystko to będzie i zostanie dokonane, lecz, zaiste, siłą cudzą, mianowicie boską, jeżeli w ogóle przyznajemy, że takie słowa zawierają w sobie pewne wskazówki co do tego, co czynić należy i co jest możliwe. A jeśliby ktoś tak to wykładał: Jeżelibyś chciał przestrzegać przykazań, to znaczy, jeżelibyś miał kiedyś wolę przestrzegania przykazań (będziesz zaś ją miał nie z siebie, lecz z Boga, który przydzieli ją komu będzie chciał), to i one ciebie ocalą. Albo też – by szerzej to wypowiedzieć – zdaje się, że te słowa, zwłaszcza słowa w trybie warunkowym kładzie się także ze względu na predestynację Boga tak, iż one ją, choć jest nam ona nieznana, w sobie zawierają, jakgdyby chciały mówić: „Jeżeli chcesz”, „Jeżelibyś chciał”, to znaczy, jeśli byłbyś u Boga taki, że uznałby cię za godnego przestrzegania przykazań, to zostaniesz ocalony. Ta przenośnia daje do zrozumienia i jedno i drugie: mianowicie, że i my nic nie możemy, i że, jeżeli coś czynimy, to działa w nas Bóg. Tak powiedziałbym do tych, którzy nie chcieliby zadowolić się tym, iż przez te słowa ma być ukazana jedynie nasza niemoc, lecz także twierdzę, że dowiedziona zostaje pewna siła i moc do czynienia tego, co jest przykazane. A tak prawdą byłoby zarazem to, że z tego co jest nakazane nic nie potrafimy jak i to, że potrafimy wszystko, tylko że przypisując tamto naszym siłom, to zaś łasce Bożej.