Kazanie na czwartą niedzielę adwentową

„A toć jest świadectwo Janowe, gdy posłali Żydzi z Jeruzalemu kapłanów i lewitów, aby go zapytali: Ty ktoś jest? I wyznał a nie zaparł, a wyznał, żem ja nie jest Chrystus. I pytali: Ktoś ty? Eliasz ty? A on rzekł: Nie jestem. Rzekli mu tedy: Ktoś jest, żebyśmy odpowiedź dali tym, którzy nas posłali? Cóż sam powiadasz o sobie? Rzekł: Jam jest głos wołającego na puszczy: Prostujcie drogę Pańską, jako powiedział Izajasz prorok. A ci, którzy byli posłani, byli z faryzeuszów. I pytali go i rzekli mu: Czemuż tedy chrzcisz, jeśli ty nie jesteś Chrystus, ani Eliasz, ani on prorok? Odpowiedział im Jan mówiąc: Ja chrzczę wodą, ale w pośrodku was stoi, którego wy nie znacie. Tenci jest, który po mnie przyszedłszy, uprzedził mnie, któremum ja nie jest godzien, żebym rozwiązał rzemyk obuwia jego. To się stało w Betabarze za Jordanem, gdzie Jan chrzcił”. Ewangelia Jana 1. 19-28.

To także jest jedna z owych pięknych ewangelii, o najważniejszym artykule wiary naszej, która nie naucza o dziesięciu przykazaniach Bożych, czyli, co czynić mamy, ale o wyższej rzeczy, a zwłaszcza, kim Chrystus jest i co uczynił. Jan bowiem wielce go wysławia, i choć sam bardzo świętobliwy prowadził żywot, jeszcze wyznaje: Nie jestem godzien, żebym rozwiązał rzemyk obuwia jego. Przeto ewangelia ta prawdziwie się zgadza z wcześniejszą, oprócz tego, że tu inne są słowa i osoby.

Albowiem przed ośmioma dniami tośmy słyszeli, jako wszystko zależy na tym, abyśmy Jezusa Chrystusa nie chybili, ale go przyjęli, nie puścili go mimo siebie, a nie patrzyli na innych. Bo kto go znajdzie, ten zbawienie od grzechów, piekła i śmierci znajdzie. Tak bowiem Bóg postanowił, że w Chrystusie ma mieszkać wszelka zupełność, i on ma być wszystkim we wszystkim. „On jest prawda, droga i żywot”. Przez niego samego, od początku świata, wszyscy patriarchowie, prorocy, apostołowie i święci zostali zbawieni. To Jan św. Dobrze wiedział, i uczniów swoich do niego odesłał, aby tego skarbu nie zaniedbali. Boć to na zawsze jest i będzie przykrą pokutą i plagą świata, że ludzie różnych szukają sposobów i dróg, jakoby się dostali do nieba, poza słowem Bożym, jakośmy widzieli w papiestwie. Jeden idzie do klasztoru i staje się mnichem, drugi pości, inny szuka tego lub owego świętego orędownictwa i przyczynienia, a tak każdy inny sposób i inną drogę do nieba chce wynaleźć.

Aby temu zapobiec, dał Bóg ludowi swemu słowo swoje, a w słowie obietnicę, iż im pomoże przez nasienie niewiasty, to jest przez Syna swego Jezusa Chrystusa. Na nim wszystko postawił, on sam jeden ma być drogą do nieba. Kto jego nie znajdzie, zbawienia nie znajdzie, choćby się na przez post do śmierci doprowadził, i w modlitwach zgłupiał. A zaś kto weń wierzy, i na niego się spuści, ten ma odpuszczenie grzechów i wieczne zbawienie, a ani diabeł ani grzech mu w tym nie przeszkodzą. Tej drogi trzymali się wszyscy patriarchowie i prorocy, i przez wiarę w Chrystusa zbawienia dostąpili. Bo jeśli ktoś przez własny świętobliwy żywot może przyjść do nieba, to z pewnością byliby to ojcowie święci i prorocy, którzy dla Boga tyle na tym złym świecie uczynili i wycierpieli. Ale oni wszyscy nie spuszczają się na swoją świętobliwość, lecz trzymają się mocno owego obiecanego, błogosławionego nasienia, które miało zetrzeć głowę wężowi.

Ale Żydzi za czasów Chrystusowych nie chcieli tej drogi naśladować, myśląc sobie: Cóż nam te cieśla pomóc może? Najlepiej będzie przykazania zachowywać, pościć, ofiary przynosić, smutno przed się patrzeć, dawać jałmużny, to zaiste będzie najpewniejsza i najkrótsza droga do nieba. Ten żebrak, Jezus Nazareński, zapewne nam nie pomoże. Albowiem Chrystus był ubogim i nędznym, i kto się nie trzymał jego cudów i kazania, ten nie znalazł w nim nic uwagi godnego. Ale aby go Żydzi nie puścili mimo siebie, i nie chybili go, Bóg w miłosierdziu swoim ojcowskim zrządził, że św. Jan szedł przed nim, jako trębacz przed księciem, i był jego trąbą. Tę tedy słysząc mieli otworzyć oczy i patrzeć na tego, który po nim przyszedł, bo ten miał być owym prawym mężem. Przeto posłom żydowskim, którzy się go pytali czy jest Chrystusem, Eliaszem, albo prorokiem, krótko odpowiedział: nie jestem. A gdy go dalej pytali: „Ktoś ty tedy? Czemu chrzcisz? Cóż sam powiadasz o sobie?” tedy odpowiada im: „Jam jest głos wołającego na puszczy: prostujcie drogę Pańską”, to znaczy, ja jestem trębaczem przed księciem. Słuchajcież tedy kazania mego, bo on zaraz po mnie przyjdzie i ochrzci was Duchem świętym, gdy ja, sługa, chrzczę tylko wodą. Owszem, on już po środku was stoi, ale wy go nie znacie. To więc jest mój urząd, na który zostałem posłany, abym był głosem wołającego na puszczy, żebyście słysząc głos trąby mojej, wiedzieli, iż oto jest. Pierwszy, który po mnie przyjdzie, ten ci jest, bo o tym już prorok Izajasz zwiastował, w rozdziale 40 mówiąc: „Głos wołającego na puszczy: gotujcie drogę Pańską”. Ja nie o sobie każę, ani o zakonie Mojżeszowym, ani o służbie Bożej waszego kościoła i waszych kapłanów, ale wydaję jawnie każdemu, który chce słuchać, świadectwo o zbawicielu, który ma przyjść. Przeto nie wyglądajcie go dłużej, jakoby jeszcze był daleko, ale obejrzyjcie się, bo on już jest po środku was, ale wy go nie znacie. Ja wam mam go pokazać, abyście go poznali i przyjęli. Taki tedy teraz mam urząd i mówię wam: Pierwszy kaznodzieja, który po mnie powstanie, sam pan jest. Jeszcze on nie każe jawnie, ale zaraz po mnie usłyszycie go: patrzcie tedy, abyście na niego dobrą baczność mieli i jego nie chybili.

A jako Jan kazał, tak się też stało. Zaraz bowiem po chrzcie swoim zaczął Chrystus w Galilei cuda czynić, i rozpoczął kazanie przez dwunastu apostołów i innych siedemdziesięciu dwóch uczniów, którym kazał zwiastować. Królestwo Boże przybliżyło się, to jest, Chrystus już przyszedł, i jest nim właśnie ten, o którym Jan świadczył, i mówił: „Tenci jest, który po mnie przyszedłszy, uprzedził mnie”. Chociaż był Jan o pół roku starszy od Chrystusa Pana, przecież powiada: „Uprzedził mnie”. To brzmi dziwnie i tajemniczo, i byłoby się Żydom wydawało bluźnierstwem, gdyby to słowo byli rozumieli. Bo któż to ma pogodzić, że powiada Jan: „On po mnie przyjdzie”, tj. on przede mną nie kazał, i nikt go dotąd za kaznodzieję i męża od Boga posłanego nie uznał, i znowu: „On mnie uprzedził”, nie tylko osobą i istotą, ale urzędem i mocą, jako sam Chrystus powiada w Jana rozdziale 8: „Pierwej, niż Abraham był, jam jest”, za co go Żydzi chcieli ukamienować. Ale tego wtenczas Żydzi nie rozumieli, ani na to nie zważali. Jan zaś zapewne tymi słowy chciał wskazać na Boską chwałę jego osoby, co też dostatecznie daje do zrozumienia, mówiąc: „Nie jestem godzien, żebym rozwiązał rzemyk obuwia jego”.

A żeby zaś Żydzi nie myśleli, iż się zanadto upokarza, ponieważ przecież sam chrzest rozpoczął, i osobliwym był kaznodzieją, naucza je pilnie o chrzcie swoim, mówiąc: Ja chrzczę wodą, tj. ja mam przy sobie taki znak kazania mego, jako inni prorocy. Jeremiasz nosił jarzmo drewniane, Izajasz chodził nago i boso, gdy prorokował Egipcjanom i murzynom, jako od nieprzyjaciół mieli być zburzeni i złupieni. Tak tedy i ja nowe wydaję kazanie i nowy mam znak, ja każę: Gotujcie drogę Pańską. Tego by mi nie potrzeba kazać, gdyby droga pierwej była zgotowana. Następnie omywam was i chrzczę, na znak, żeście nieczyści splugawieni, i że się wam trzeba oczyścić. Ale was nie chrzczę na moje imię, jakobym ja was mógł oczyścić, ale was chrzczę na imię tego, o którym każę, abyście wiedzieli, iż on jest tym, który was ochrzci Duchem świętym. A tak rozpoczął Jan urząd Nowego Testamentu, to jest to samo kazanie o Zbawicielu Jezusie Chrystusie, i ten sam chrzest, który potem Chrystus i jego apostołowie rozszerzyli po całym świecie.

Do tego się tedy kazanie Janowe zwraca, żeby tego męża nie omijali, ale na Jana i kazanie jego pamiętając, mówili: Patrz, on nam powiadał o jednym, którym po nim przyjdzie. Zapewne nim musi być ten Jezus, który z taką mocą każe i takie cuda czyni. Ale cóż się stało? Słuchali Jana, ale świadectwu jego nie wierzyli, owszem, obu, Chrystusa i jego poprzednika zabili, Janowi głowę ścieli, a Chrystusa ukrzyżowali, o którym przecież Jan tak wiernie kazał i napominał ich, aby go przyjęli. Taka to była od dawna ich pobożność, że kazaniem proroków gardzili, ich samych prześladowali i zabijali, a w końcu samego Chrystusa Pana, ptrzez proroków zwiastowanego, ukrzyżowali.

Tak się też i dziś dzieje, bo Chrystus nie tylko w swojej osobie, ale i w członkach swoich musi być ukrzyżowany. My byśmy radzi każdemu z Janem prawdziwą drogę zbawienia pokazali, i nauczali: Iż oprócz Chrystusa odpuszczenia grzechów i żywota wiecznego żaden mieć nie może. Ale cóż się dzieje? Im wierniej ludziom, od własnych uczynków, jako od fałszywego gruntu, na on prawdziwy kamień węgielny, Pana Jezusa Chrystusa wskazujemy, tym bardziej nas przeciwnicy obmawiają i potępiają. Bo to się, jak wiadomo, z ich nauką nie zgadza.

Niechajże się tedy z tego nikt nie gorszy, że papiści w tym naszym czasie gardzą ewangelią i takową prześladują. Nie działo się inaczej ani Janowi, ani Chrystusowi, ani apostołom, nie gardzono ich nauką tylko, ale samych prześladowano, i okrutnie zabito. Ależ, Żydzi zapłatę swoją odebrali, i nasi wzgardzicielowie i bluźniercy kary swojej nie ujdą. Raczej tedy Panu Bogu dziękujmy za jego łaskę, że mamy na nowo czyste słowo Boże, a przede wszystkim uważajmy na słowo Jana: „Gotujcie drogę Pańską”, również „on po środku was stoi”, i znowu „oto baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Tu nigdzie nie ma mowy o naszych uczynkach zasługach itd., ale jest same i proste wskazanie na Chrystusa, w którym wszystko mamy znaleźć i posiąść.

Następnie też pilną miejmy baczność na przykład pokory jego, że ten, o którym sam Chrystus Pan świadczy, że nie ma nad niego większego ze wszystkich, którzy się z niewiasty urodzili, jednak się tak dalece poniża i upokarza, gdyż mówi, iż z całą świetobliwością swoją i ze wszystkimi swoimi dobrymi uczynkami nie jest godzien, aby się przed Panem Chrystusem zgiął i rozwiązał rzemyk obuwia jego. Te pokorę Janową weźmy sobie za przykład, żebyśmy na nią nie tylko zważali, ale ją też naśladowali. Dobre uczynki mamy czynić i do nich się jak najbardziej przykładać, bo tak Bóg przykazał w zakonie. Tego to słowo, chce więc, żebyśmy ich przestrzegali. A więc ty się do tego przyczynia, według tych przykazań żyj, a tak się okaż posłusznym i wdzięcznym Bogu, który dał nam Syna swego miłego, który się dla nas poniżył i posłusznym był, aż do śmierci, a to do śmierci krzyżowej, którą za nas wszystkich zadośćuczynił. Na tego męża posłuszeństwo i dzieło się spuść, na nim wszystko postaw, a połóż wszystko, coś kiedy dobrego uczynił, do nóg jego, i z całego serca z Janem św. Wyznaj, że to wszystko niegodne, abyś tym Panu Chrystusowi obuwie wycierał.

Przed ludźmi wprawdzie piękna i nadobna to suknia i klejnot, nie być cudzołożnikiem, złodziejem, zabójcą, jałmużny dawać i pilnym być w swoim urzędzie. To wszystko trzeba i powinniśmy u ludzi w świecie chwalić, i mieć sobie za złoto, jedwab i aksamit. Ale gdy to ma przyjść przed Boga i jego sąd, tedy rzeknij: Przed tobą, Panie, aksamity moje i złoto są jako stare szmaty. Nie sądź mnie tedy według uczynków moich, niech będą jako stare szmaty u ciebie, i jako onuce Syna twego. Dosyć mi na tym, jeżeli tego będę godzien. Tak też czyni św. Paweł do Filipian w rozdziale 3 pisząc: „Jestem Żyd z Żydów, według zakonu faryzeusz, według sprawiedliwości onej, która jest z zakonu, bez przygany”. To sobie miej za coś, jeżeli się ktoś przed światem tak chwalić może. „Ale to wszystko (mówi) poczytałem sobie za szkodę dla zacności znajomości Chrystusa Jezusa, Pana mojego, i mam to sobie za gnój, abym Chrystusa zyskał”, i mam to sobie za największą radość i najsłodszą pociechę, „abym był znaleziony w nim, nie mając sprawiedliwości mojej, tej, która jest z zakonu, ale tę, która jest przez wiarę Chrystusową, to jest sprawiedliwość z Boga, która jest przez wiarę”. A tak św. Paweł jeszcze mocniej mówi, niżeli Jan. Ten jeszcze to obwija i nazywa swoje dobre uczynki szmatami, ale św. Paweł nazywa je błotem i gnojem. Tak jest szpetnie mówione o świętym żywocie naszym. Ale św. Paweł mówi tu o takim życiu (jakim jest życie faryzeuszów i obłudników), gdy bez i oprócz wiary w Chrystusa Jezusa, ufność pokładamy we własnych uczynkach, i nimi chcemy sobie zasłużyć na odpuszczenie grzechów i żywot wieczny.

Lecz to jednak chce Pan Bóg, abyśmy cnotliwie, jako święty Paweł powiada, według sprawiedliwości, która jest z zakonu, nienagannie żyli. Jest tak i na innych miejscach a osobliwie w tym samym liście do Filipian napomina: „Żyjcie tak, abyście byli bez nagany i szczerymi dziećmi Bożymi, nienagannymi”, i znowu „Cokolwiek jest prawdziwego, cokolwiek poczciwego, cokolwiek sprawiedliwego, cokolwiek czystego, cokolwiek przyjemnego, cokolwiek chwalebnego, co jest cnotą i co jest chwałą o tym rozmyślajcie”. A gdyż się właśnie to wszystko sprawiedliwością zakonu nazywa, jakoż może być zarzucone? Owszem, takie życie i takie uczynki z pewnością podobają się Bogu u tych, którzy wierzą w Chrystusa, dla tegoż pośrednika Chrystusa Pana, i mają też, według obietnicy jego, doczesną i pierwszą zapłatę. Ale o tym zawsze i przede wszystkim pamiętać musimy, że nie śmiemy ani naszej godności, ani zasługi, ani nadziei zbawienia naszego stawiać na naszym życiu. Bo choćby życie nasze było jak najzacniejsze i najświętsze, nie jest jednak bez grzechu i bez nieczystości przed Bogiem, nie może się ostać przed sądem Bożym, jako to święci prorocy w piśmie często wyznają. Tu ma wartość jedynie sprawiedliwość i czystość syna Bożego, który przez swoje posłuszeństwo i ofiarę męki swojej i śmierci przejednał i odwrócił od nas zasłużony gniew Boży, a zjednał nam i darował odpuszczenie grzechów i żywot wieczny. Tego przez własne nasze uczynki i naszą świętobliwość dostąpić nigdy nie możemy. Chociaż tedy żywot i dobre uczynki tych, którzy wierzą w Chrystusa, podobają się Bogu, i służymy nimi Panu Chrystusowi, a nadto dla nich przed całym światem dobre mamy sumienie, to jednak przed Bogiem i sądem jego nie możemy się z nich chlubić, jako święty Paweł do Rzymian r. 4 o świętym ojcu Abrahamie powiada: „Bo jeśli Abraham z uczynków jest usprawiedliwiony, ma się czym chlubić, ale nie u Boga”. Gdy więc jest mowa o sprawiedliwości przed Bogiem, o odpuszczeniu grzechów, o wybawieniu od śmierci, i o zasłudze żywota wiecznego, musimy się z Janem Chrzcicielem upokorzyć i rzec: Ja się trzymam Pana mego Jezusa Chrystusa i jego świętobliwości, którą mi we chrzcie, słowie i sakramencie ołtarza obiecuje i daje, w tej sprawiedliwości, ja biedny robaczek, chcę być znaleziony. A tak trzeba rozróżniać między naszym żywotem i sprawiedliwością, a sprawiedliwością Chrystusową. Bo nasza sprawiedliwość i nasz żywot nie pomogą przeciw gniewowi Bożemu i wiecznej śmierci, ale wszystko to śmierć połknie, jeżeli nie będziemy znalezieni w Chrystusie. Poganie też żyli w wielkiej karności i uczciwości, wiele dla ojczyzny uczynili i cierpieli za co się im słusznie należy chwała i cześć. Ale nie dostąpili przez to odpuszczenia grzechów i sprawiedliwości przed Bogiem, owszem z całą chwałą swoją w śmierci zginęli. Jeżeli chcemy zaś takiej sprawiedliwości i świętości, która przed Bogiem ma znaczenie i żywota wiecznego ma dostąpić, musimy się z Janem upokorzyć i rzec: Panie, oto idzie do ciebie nędzna, podarta, szpetna szmata, albo jak święty Paweł mówi śmierdzący gnój, gdybym miał bez Chrystusa do ciebie przychodzić. Przed światem owszem mógłbym być aksamitem i złotem, ale przed tobą, Panie, niech będę starą szmatą i onucą, którą synowi twemu obuwie mógłbym wycierać. Jego sprawiedliwość mi daruj, bo on z sprawiedliwością swoją jest moim najkosztowniejszym i najdroższym skarbem. Wiem bowiem, że przez niego i jego sprawiedliwość przyjdę do nieba, gdy zaś przez moją świętobliwość musiałbym runąć w przepaść piekielną.

Stąd wynika, że życie mnisze, klasztory i tym podobne nie są z Boga.

Uczymy się tedy z tej ewangelii, że mamy między ludźmi skromny i uczciwy wieść żywot, pilnymi być w dobrych uczynkach, i nikomu nie dać zgorszenia. Takiego posłuszeństwa żąda Bóg w swoim zakonie, i chce go mieć, a jeżeli my nie chcemy słuchać, on nas rózgą, katem, mieczem a w końcu ogniem piekielnym ukarze. To tedy winniśmy czynić, z rozkazu Bożego. Ale gdy przed Boga przyjdziesz, tedy mów: Panie, dla mojej świętobliowści i uczynków dawno zginąłem. A przeto żądam, żebym mógł być starą szmatą, u nóg Pana mego Jezusa Chrystusa. Bo życiem moim nie zasłużyłem na nic innego, jak tylko aby mnie do piekła wrzucił. Ale ja żądam jego świętobliwości, aby mnie inną, lepszą, wieczną poświęcił świętobliwością. Dzięki której mogę się spodziewać i cieszyć żywotem wiecznym.

Dlatego patrzymy na usta i palec świętego Jana, którym nam pokazuje, jako byśmy Pana i Zbawiciela naszego, Jezusa Chrystusa nie chybili, do którego nas tak mądrze i wiernie prowadzi.

To tedy jest najprzedniejsza nauka tej dzisiejszej ewangelii, że Jan tak pilnie wskazuje na Chrystusa, siebie tak upokarza, a Chrystusa tak wynosi i wychwala. Druga rzecz w tej ewangelii jest, że faryzeusze i najwyżsi kapłani posyłają do Jana i chcą mu zakazać chrzczenia i kazania, ponieważ sam wyznaje, iż nie jest Chrystusem, ani Eliaszem, ani prorokiem. Również i to, że św. Jan rozróżnia między chrztem swoim, którym on chrzci, jako sługa, i chrztem Chrystusowym, który sam jest Panem, i sam tylko może dać Ducha świętego. Ale za daleko by nas zaprowadziło, wyłożyć tu jeszcze te dwie rzeczy. Tego tylko z nich się nauczmy, jako świat, a osobliwie, co w świecie jest mądrego i wysokiego, sprzeciwia się dziełu Bożemu, i chciałby takowe zagasić i przytłumić, jako tu najwyżsi kapłani i faryzeusze czynią. Ale święty Jan mając ducha i siłę Eliasza, nie dał sobie zakazać ani kazania ani chrztu, aż go Herod za głowę chwycił, do więzienia wrzucił i zabił. To wszystko znosi dla Boga, chętnie i cierpliwie, w pewnej nadziei, iż przez Pana swego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, ma łaskawego Boga i żywot wieczny. Tego i nam niech raczy udzielić Bóg i Ojciec nasz, przez Syna swego Jezusa Chrystusa. Amen.