Kazanie na niedzielę po Narodzeniu Pańskim

„A ojciec i matka jego dziwili się temu, co opowiadano o nim. I błogosławił im Symeon, i rzekł do Marii, matki jego: Oto ten położony jest na upadek i na powstanie wielu ich w Izraelu, i na znak, przeciw któremu mówić będą. (I twoją własną duszę miecz przeniknie), aby myśli z wielu serc objawione były. A była Anna prorokini, córka Fanuela, z pokolenia Asser, która była bardzo podeszła w latach, i żyła siedem lat z mężem od panieństwa swego. A ta była wdową, około osiemdziesiąt czterech lat; która nie wychodziła z kościoła, w postach i w modlitwach służąc Bogu w nocy i we dnie. Ta też owej godziny nadszedłszy, wyznawała Pana, i mówiła o nim wszystkim, którzy oczekiwali odkupienia w Jeruzalemie. A tak wykonawszy wszystko według zakonu Pańskiego, wrócili się do Galilei, do miasta swego Nazaretu. A dzieciątko owe rosło, i umacniało się w Duchu, pełne będąc mądrości, a łaska Boża była nad nim”. Ewangelia Łukasza 2, 33-40.

Rzecz ta działa się, gdy dziecię Jezus miało juą sześć tygodni, i wedle zwyczaju żydowskiego zaniesione było do kościoła, aby tam było stawione Panu i oddana była za niego ofiara. (3 Mojż. 12; Łuk. 2). Wtedy z natchnienia Ducha Świętego przyszedł też do kościoła Symeon, wziął dzieciątko Jezus na ręce i zaczął o nim prorokować, że ma być zbawicielem i światłością, mającą świecić nie tylko w żydostwie, ale także jawnie po całym świecie, w całym pogaństwie. A ojciec i matka jego dziwili się temu, co opowiadano o nim. Nazywając Józefa ojcem Chrystusa Pana, ewangelista mówi o nim tak jak inni wszyscy ludzie o nim mówili, nazywając go ojcem, gdyż matka owego dziecięcia Maria, była poślubioną Józefowi małżonką. Pismo święte także nieraz nie tylko rzeczywistych rodziców nazywa ojcem i matką, ale i tych, co na ich miejscu obowiązki ojca i matki pełnią. W rozdziale pierwszym jasno i wyraźnie wyznał ewangelista Łukasz, że dziecię Jezus z Ducha Świętego się poczęło i z Panny Marii się narodziło. I Józef wierzyć musiał, gdy mu anioł Boży tajemnicę tę we śnie objawił. Świat tajemnicy tej nie znał, więc zwykłym sposobem cieślę Józefa ojcem Jezusa nazywa. Gdzie tedy tajemnicy Bożej objawiać nie trzeba, albo się nie godzi, tam też ewangelista zwykłego sposobu mówienia używa. Gdzie zaś trzeba dać świadectwo, tam jasno on świadczy, że Chrystus jest Synem Boga żywego.

Niejeden więc, który widział przystępującego starca Symeona i słyszał go tak bardzo wielbiącego owe dziecię, pewno pomyślał sobie, że mówi jako zdziecinniały starzec, prawiąc głupstwo. Ale to mówienie jego było tak potężnym kazaniem, że jak ewangelista opowiada, dziwili się temu ojciec i matka jego. Bo tej rzeczy, że dziecię to ma być światłością pogan, ani aniołowie tak jasno nie zwiastowali, jak oto opowiada ją Symeon. Przeto słów: „A ojciec i matka jego dziwili się temu” nie trzeba sobie tak tłumaczyć, jakoby temu nie wierzyli; owszem to dziwienie się jest świadectwem wielkiej wiary i głębokiego rozumienia rzeczy. Bo wiara to ma w sobie, że im mocniej kto wierzy, że jest coś słowem i cudem Bożym, tym bardzie się temu dziwuje i raduje. Ale kto nie wierzy, ten za nic ma cuda Boże, ani go one nie rozweselą. Słyszeliśmy w tych dniach, że dzieciątko to jest naszym ciałem i krwią a nadto naszym zbawicielem, który nas ma wybawić od śmierci wiecznej, od grzechu i wyrwać z królestwa diabelskiego. Gdy temu kto uwierzy, czy nie sądzisz, że tak bardzo dziwić się będzie, iż oczu ani myśli swych od dziecięcia tego nie będzie mógł oderwać? Tak też Łukasz chwali wiarę obojga, ojca i matki, donosząc, jako rozradowali się i nie mogli się temu nadziwić, żeby dzieciątko to miało być światłością ku objawieniu poganom.

Także my powinniśmy tak bardzo dziwić się ewangelii, iż z jej przyczyny dumni i weseli, moglibyśmy chlubić się i mówić: Jestem chrześcijaninem i jestem ochrzczony, i bynajmniej nie wątpię, że przez Pana Jezusa zapanuję nad grzechem i śmiercią i że niebiosa i wszelkie stworzenia ku dobremu mi posłużą. Gdyby mi książę jaki podarował suknię złotą albo wieś, rozradowałbym się z tego. A jednak cóżby znaczył dar ten względem daru godowego? Choćbym nawet miał koronę cesarza nic ona by nie znaczyła zamiast tego, że jestem współdziedzicem Chrystusowym i z nim żyć mam na wieki. Lecz gdzie znajdziesz tych, którzy szczerze wierzą i dziwią się ewangelii i zachowują ja w sercu? Wszyscy wprawdzie znamy ją i umiemy ją też opowiedzieć, ale że jej nie wierzymy, łatwo nam dowieść, bo się nie dziwimy. Jeśli już to nazywasz wiarą, że historię biblijne umiesz na pamięć, to jest to zaprawdę wiara zimna i na wpół umarła; inaczej bowiem nie tylko byśmy się weselili, ale bylibyśmy także dumni. Chrześcijanin bowiem także jest dumnym, szczęśliwym człowiekiem, który ani na diabła się nie ogląda, ani żadnego nieszczęścia się nie boi, wiedząc, że przez Chrystusa jest wszystkiego tego Panem. Przeto bez wątpienia także Panna Maria miała bowiem w tym dziwieniu się pewną dumę i dobrą świętobliwą pychę, nie z przyczyny własnej zacności, ale dla łaski i miłosierdzia Bożego o onym dzieciątku objawionego. Dziwiła się, nie temu, że była matką tego dziecięcia, ale temu „co powiadano o nim”. Tak samo wszyscy chrześcijanie postępują; nie baczą na to, czym są, ale na to, co im dane zostało; chwalą przeto nie samych siebie, ale tego, który z łaski wszystko im darował. Wprawdzie nie mało jest tego, co nam Bóg darował, ale tych jest mało, którzy by dary te dobrze sobie obejrzeli i jako dary Boże poznali. Inaczej bowiem sprawiałaby wiara też ten skutek, żebyśmy także się dziwili i radowali z wielkiej łaski i dobrodziejstwa, które nam w dziecięciu tym jest dane. Choć troszeczkę czuć to powinieneś, że chociaż jesteś biednym grzesznikiem, to jednak do żywota wiecznego i do sprawiedliwości jesteś przeniesiony; co powinno ci dodać odwagi, abyś w pokuszeniu i w prześladowaniu nie miał trwogi, ale diabłu i światu mężnie się stawił i rzekł: Cóż szkodzi, choćbyście mi nawet życie wzięli? Gdy tylko ono dzieciątko mi pozostanie, to bierzcie sobie strączki i łupiny; mała to dla mnie szkoda, gdy tylko mam jądro i ten skarb, że przez Chrystusa pozbyłem się grzechów i od śmierci wiecznej i od gniewu Bożego uciekłem. W ten sposób mielibyśmy się dziwić, jak mówi Piotr, bo nawet aniołowie pragnęli patrzeć na te rzeczy. 1 Piotr 1, 12.

Rozważmy teraz także proroctwo Symeonowe. Ono dotyczy przeważnie żydów, objawiając, że w narodzie izraelskim wielu zgorszy się z Chrystusa, a tylko niewielu do pokuty się uda. Ten tytuł ma ono dziecię, miły nasz Pan Jezus Chrystus, tak się mu powiedzie, taką sławę będzie miał na świecie, że wielu o niego potrąci się i upadnie, i także wielu jego się uchwyci i przezeń powstanie. Wedle tego też ma sprawować się chrześcijanin. Przymusu w tej sprawie nie ma. Przymus zostawił Bóg książętom, zwierzchnościom i katom, oni podczas panowania swego będą używali przymusu i siły względem wszystkich, którzy złodziejstwa, mordów, kłamstwa, oszukaństwa i innego zgorszenia zaniechać nie chcą. Lecz w królestwie Chrystusowym tak się nie dzieje; jeśli nie chcesz wierzyć, to nie wierz, gwałtem i przemocą nikt do wiary pędzić cię nie może. Ale swego czasu zmusi cię kto inny, a potem już nie będziesz mógł się opierać. O, mówią, jeśli jeszcze tak długo mam czas, to nie ma biedy. Ale niech się nie mylą, bo na tym stanęło: jeśli chcesz być zbawionym, musisz przyjąć tego króla, przeciwko któremu, jako oto Symeon prorokuje, mówić będą. Ale i o tym nikt nie powinien wątpić, że zawsze znajdą się niektórzy co się nie zgorszą, ale poprawią. Ta przestroga, abyśmy nie zważali na wielką liczbę tych co upadają, bardzo jest potrzebna. Nie możemy upadaniu temu przeszkodzić. Inaczej też nie będzie się działo na świecie. Gdzie jest ten król i jego królestwo, tam zawsze wielu będzie się gorszyło i upadało. Do tego musisz się przyzwyczaić, jeśli chrześcijaninem chcesz pozostać. Powinieneś również mieć na oku ową małą gromadę i jej się trzymać, która nie upada, ale mocno trzyma się króla i przezeń powstaje.

U Żydów tak samo się działo, strasznie się gniewali, gdy Chrystus w rozmowie z nimi rzekł im, u św. Jana r. 8, 24: „Pomrzecie w grzechach waszych”. Pomyśleli sobie wtedy: Co mówi ten głupiec? Wszakże mamy proroków i Mojżesza wiemy co jest sprawiedliwe i czego Bóg od nas żąda. Czyżby to wszystko miało być na darmo i na nic się nam nie przydać? Czy dopiero ten czeladnik cieśli ma nas pouczać, jak zbawieni być możemy? Ci potrącili swą głową o Chrystusa i upadli.

Jeżeli chcesz być chrześcijaninem, to zastosuj się do tego gorszenia się, i wiedz, że Chrystus, Pan twój, ty, twoja nauka i wiara i wszystko, co czynisz, ludziom się nie będzie podobało. Wszyscy bowiem, co chcą być chrześcijanami i dostąpić zbawienia, muszą wespół z ich Panem, Chrystusem, stać się zgorszeniem i upadkiem dla innych i muszą być uważani za zwodzicieli.

Ale oprócz tego, także zwiastuje ewangelista, co dobrze pamiętać należy, że Chrystus nie tylko położony jest na upadek, ale także „na powstanie wielu ich w Izraelu”. A to są ci, co tego króla przyjmują, przezeń powstają, i jeśli trzeba, nawet ciało i życie swe dla niego oddają. Ci wiedzą, że samych siebie zbawić nie mogą, a jeśli mają być zbawieni, to musi tego dokonać tylko ten, którego aniołowie nazywają Zbawicielem, a Symeon w proroczym natchnieniu nazywa „położonym na powstanie wielu”. Ci tedy mają siebie za ubogich i nędznych i bardzo upadłych grzeszników; następnie wyciągają swoje ręce i trzymają się z radością tego kamienia węgielnego, którym jest Chrystus, i na nim opierając się, powstają, wierzą w niego, i nie będą zawstydzeni. (1 Piotra 2, 6). Reszta zaś głupców, co sadzą, że stoją nieporuszeni i nie potrzebują łaski ani pomocy, naciera głowami swymi na niego, bluźni mu i przeklina go śmiało. Gdy tak się dzieje, nie frapuj się tym, spojrzyj na drugą, choć małą gromadkę, która przezeń powstaje. Są to biedni grzesznicy, co zlękli się gniewu i sądu Bożego; owych dzieciątko to usprawiedliwia i poświęca. Poznali oni też, że dotąd żyli w nieświadomości i błędzie i otrzymują od owego dzieciątka mądrość. Zgubionych i skażonych ono ratuje i zbawia. Tym się pocieszaj i nie daj się odwieść od dziecięcia tego.

Ja także wiele lat nad tym rozmyślałem, jakobym o Chrystusie Panu mógł takie mieć kazania, żeby każdemu się podobały, a nikt się o nie nie potknął, ani nie rozgniewał; ale nie udało się.

Bo takie jest o nim proroctwo, że „wielu ich w Izraelu”, to znaczy pomiędzy tymi, co narodem albo kościołem Bożym nazywają się i być chcą, „położony jest na upadek”. Przyszedł do nas miły Pan nasz Chrystus, przez ewangelię, zanim myśmy to spostrzegli, tak samo jak do Żydów. Mieliśmy przyjąć z serdeczną wdzięcznością to tak niewymownie wielkie dobrodziejstwo. A oto cóż się stało? Papież i biskupi gniewają się, sądząc, że Pan Jezus naprzód miał się ich zapytać, a dopiero gdyby byli pozwolili, mógł naukę posłać. Ale ponieważ się ich nie pytał, przeto to straszne zgorszenie. Chrystus kazania swego nie chce zaniechać, a papież i biskupi nie mogą go ścierpieć. Rozpoczyna się tedy bój, aby spełniło się, jak zawsze, proroctwo Symeona: „Oto ten położony jest na upadek wielu ich w Izraelu”. Muszą przyjść zgorszenia, jak Pan Jezus mówi w Mateusza 11, „boć muszą być kacerstwa” woła św. Paweł w 1 Kor. 11, 19, słowo musi być prześladowane. Ale jednak Chrystus Pan pozostanie i niektórzy przezeń powstaną i będą zbawieni. Inni zaś roztrąceni zostaną, gdyż innego Chrystusa mieć by chcieli, a nie tego, którego Bóg Ojciec na to ustanowił, aby stał jako kamień na drodze, o któryby można w biedzie oprzeć się i powstać. Ponieważ zaś ludzie po większej części zgłupieli, przeto nie chcą o ten kamień się opierać, ale napadają nań, i sami o niego się roztrącają. Nie winien temu kamień, ale głupota tych ludzi, co nań napadają i o niego się rozbijają, chociaż Pan Bóg na to go położył, aby jako u Izajasza w rozdziale 28 napisano, ludzie weń wierzyli, przezeń powstali i zbawienia dostąpili.

Żydzi także gniewali się na Chrystusa, ale on im do tego żadnego nie dał powodu. Wołał, i na to też przyszedł, aby uwierzyli w niego i byli zbawieni. A gdy nie chcieli, to nie było to jego winą. Bo mieli się do niego zastosować, jako do swego Pana, który im był obiecany i oto już przyszedł, a nie mieli się gorszyć jego miłością. Tak i nas podczas obecnych zgorszeń nie powinno nic zbałamucić, ale wedle ewangelii postępować winniśmy. Kto zaś nie chce, i z powodu tego gorszy się, ten sam sobie, swemu uporowi i niewiernemu sercu, a nie ewangelii, winę zgorszenia przypisywać powinien. To tedy pierwsza część proroctwa Symeona.

Co zaś dalej, zwłaszcza do matki Symeon mówi: „I twoją własną duszę miecz przeniknie, aby myśli z wielu serc objawione były”; – to zdaje się nie zgadza z tym, co mówi ewangelista, że „Symeon im błogosławił”. Bo twarda to i nieprzyjemna mowa: „miecz twoją własną duszę przeniknie”. Napisane to zostało nie ze względu na Pana Jezusa, bo tego nie potrzebuje; ale nam ku nauce, abyśmy z tego dla siebie zrobili użytek. Bo ani ja, ani żaden apostoł by nie pomyślał, ani uwierzył, że mogła być na świecie tak wielka złość, gdyby jej nie była ewangelia wyjawiła. Albowiem przez blask świeckiej cnoty i okazałości duchowieństwa wszelki rozum tak dalece został ujarzmiony, że gdyby się to nie zmieniło i gdyby ewangelia nie wyjawiła całej niecnoty, obłudy i bałwochwalstwa, jakie zewnętrzny ten blask zakrywał, wszystkich ludzi by diabli wzięli, a ludzie jednak by uchodzili za bogobojnych, mądrych, świętych i pokornych.

Ale skoro przyszła ewangelia i brzmieć zaczyna kazanie o owym dzieciątku, które, jak prorokuje Symeon, „położone jest na upadek i na powstanie wielu i na znak, przeciwko któremu mówić będą”, to zaraz staje się tak jawnym, że się prawie tego dotykać można, jako ci, których dawniej miano za żywych świętych, są największymi grzesznikami, a ci których uważano za mędrców, są największymi głupcami. Bo skoro kazanie to zabrzmi w świecie, zaraz zapali ono gniew w tych zacnych ludziach, i zacni ci święci i faryzeusze gwałtownością swoją wyjawiają swe ułomności, i cały świat poznaje, że u nich ostatecznie tylko obłuda i grzech.

Zdawało mi się, że jeśli ktoś przyjmie ewangelie, pierwsi uczynią to papież i jego kardynałowie, biskupi, księża, których świat miał za ludzi najdostojniejszych i najpobożniejszych. A oto właśnie największymi nieprzyjaciółmi ewangelii są papież i jego duchowieństwo, doktorowie, mnisi, kapłani którzy usilnie powinni popierać ewangelię, kiedy rządzą kościołem. To ma Symeon na myśli, gdy mówi Marii: To dziecię, którego jesteś matką ustanowione „aby myśli z wielu serc zostały objawione”.

Gdy poczęło się opowiadanie ewangelii, to ja także nie wierzyłem, żeby świat miał być tak złym: owszem zdawało mi się, że każdy skakać będzie z radości, gdy usłyszy, ze uwolnieni zostaną od papieskiego jarzma, i od gwałtu zadawanego strapionym sumieniom, i że te dobre dary, o które tak bardzo natrudzili się daremnie, otrzymają darmo z łaski, przez Chrystusa. Najbardziej zaś cieszyłem się nadzieją, że przede wszystkim biskupi i akademie pośpieszą, aby przyjąć ewangelię. A oto właśnie oni depcą nas dla ewangelii, i nikt tak na nas nie powstaje, jak właśnie ci, co duchownymi nazywani są. Tej diabelskiej złości dawniej w tych ludziach nie widziałem, ale zdawało mi się, że są pełni Ducha Świętego. Lecz oto Chrystus objawia w słowie swoim, że ich diabeł opętał.

W jakim objawia się to celu? Ku naszej nauce i na naszą pociechę. Ku nauce, abyśmy się nie przestraszyli, gdy spostrzeżemy tak świętych ludzi, jakimi oni się sami czynią, opętanych od diabła, tak iż musimy się temu dziwić. Dawniej myśli serc były zakryte; ale oto przyszedł ten, który się bada serc i nerek, on przez słowo swoje sprawia światłość w sercach naszych, i widzimy jakie myśli ludzie mają; czego dawniej ani oni sami, ani inni nie widzieli, to teraz staje się jawnym. Dawniej tak samo diabeł był mężobójcą i kłamcą, jak dziś; ale zanadto się stroił, tak że go nie można było poznać, i owszem ludzie mieli go jeszcze za anioła światłości. Pan Bóg tedy otworzył okienko, przez ewangelię, aby, jak mówi Symeon, można oglądać, i nic już nie mogło się ukryć. Zbawienie to ma nas także pocieszać.

Mówi też Symeon do Marii, „i twoją własną duszę miecz przeniknie”. Złości świata doznała także Maria, i doznaje jej cały kościół chrześcijański w każdej chwili, gdy światłość ewangelii świeci. Niepodobna, aby złość tę mogli chrześcijanie widzieć bez boleści i utrapienia. Już tedy o Locie mówi św. Piotr w 2 Liście i rozdziale 2, że „widzeniem i słyszeniem rozpustnych bezbożników dzień po dniu sprawiedliwą duszę swą trapił”. To jest ten miecz, który przenika serce chrześcijanina. Serce chrześcijanina trapi się tym, że świat, choć jest obrzydliwym, jednak pięknie się stroi, przeciwko Chrystusowi powstaje, słowo jego przezywa i potępia, a świętych Pańskich prześladuje i zabija. Jednaką boleść mają wszyscy chrześcijanie, boleją nad przewrotnością świata i zasyłają też gorące wzdychania przed tron Najwyższego. Więc też na karę i pomstę świat długo czekać nie będzie. Tyle o proroctwie Symeona.

Oprócz Symeona była też tam „Anna prorokini, wdowa”, która z natchnienia Ducha Świętego także o Chrystusie prorokowała. O niej opowiada ewangelia, że „w postach i modlitwach służyła Bogu w nocy i we dnie”. Tę okoliczność przywodzą przeciwnicy nasi, papiści, przeciwko nam, chociaż nie przeczyliśmy, że rzeczywistym poszczeniem i szczerą modlitwą może kto Bogu służyć. Bo ten służy Bogu, kto czyni to, co Bóg rozkazał. A pościć, czyli zachować miarę, być trzeźwym w jedzeniu i piciu, także modlić się, kazał Bóg, więc niechże się to nazywa służbą Bożą, gdyż wykonuje się w niej nakazane posłuszeństwo. Lecz to papistom nie wystarcza, oni tak to sobie tłumaczą, że to posłuszeństwo nakazane pomaga człowiekowi dostąpić odpuszczenia grzechów i żywota wiecznego. A naprzeciwko takiemu tłumaczeniu powiedzieć musimy: Nie! Wyznajemy więc z aniołem: Grzechów odpuszczenie i żywot wieczny da tylko dziecię Jezus, które nazywa się Jezus czyli Zbawiciel, albowiem on zbawi lud twój od grzechów ich.

Na tym też dzisiaj poprzestaniemy, i prosimy Pana Boga, aby z łaski swej od wszelkiego zagrożenia zachować nas i dopomóc nam raczył, abyśmy przez Chrystusa powstali i ani się z jego osoby ani z nauki nie zgorszyli. Co niech raczy nam dać miły Pan, Jezus Chrystus. Amen.