Kazanie na dwudziestą czwartą niedzielę adwentową

To gdy on do nich mówił, oto niektóry przełożony bożnicy przyszedłszy, pokłonił mu się, mówiąc: Córka moja dopiero skonała: ale pójdź a włóż na nią rękę twoją, a ożyje. Tedy wstawszy Jezus, szedł z nim, i uczniowie jego. (A oto niewiasta, która płynienie krwi od dwunastu lat cierpiała, przystąpiwszy z tyłu, dotknęła szaty jego; bo rzekła sama w sobie: Jeśli się tylko dotknę szaty jego, będę uzdrowiona. Ale Jezus obróciwszy się i ujrzawszy ją, rzekł: Ufaj, córko! Wiara twoja ciebie uzdrowiła; i uzdrowiona była niewiasta od onej godziny). A gdy przyszedł Jezus w dom przełożonego, i ujrzał płaczki i lud zgiełk czyniący, rzekł im: Ustąpcie; albowiem dzieweczka nie umarła, ale śpi. I naśmiewali się z niego. Ale gdy wygnany był on lud, wszedłszy, ujął ją za rękę jej, i wstała dzieweczka. I rozeszła się ta wieść po całej ziemi. Ewangelia Mateusza 9, 18 – 26.

W dzisiejsze ewangelii słyszycie, najmilsi, o dwóch cudach, które obydwa są wielki i wyborne. Pierwszy cód o chorej niewieście, mając w Pana Jezusa tak mocną wiarę, iż się spodziewa, gdyby się tylko potajemnie, bez jego wiedzy, dotknęła szaty jego, zaraz będzie uzdrowioną. Drugi o przełożonym bożnicy, który też wierzy, iż chociaż córka jego umarła, Pan jej przecież życie przywrócić może. W obydwóch cudach wiara jest bardzo uwielbiona, nam dla przykładu, ponieważ wiara w Chrystusa tak wielkie sprawia rzeczy, iż dla nas to jest pobudką, abyśmy też radzi przychodzili do tego męża, od którego się żaden nigdy nie spodziewał czego dobrego, co by się mu nie było dostało jak był uwierzył.

Najpierw stoi tu przykład o onej biednej niewieście, która miała niebezpieczną, ciężką chorobę. Św. Marek opowiada, „że wydała na lekarzy wszystko, co miała; bo to cierpienie jej trwało już przez całych dwanaście lat, a pogarszało jej się od dnia do dnia”. Wielkość cudu na tym polega, że tak wynędzniałej Pan przecie z łatwością pomógł; wszak ona nic więcej nie czyni, jak że usłyszawszy, jako niektórzy, co się tylko dotknęli szaty jego, zostali uzdrowieni, myśli sobie; i ja też tak się uzdrowię. Przeto ciśnie się przez lud do Pana, nie waży się go ani prosić o to, lecz w wielkiej pokorze zamyśla ukraść mu to potajemnie, i dotyka się szaty jego. Natychmiast, jako uwierzyła, było jej lepiej i ustało płyninie, na które dawniej tyle była cierpiała i tyle wydała i wszelakich rzeczy próbowała, a nadaremnie i bez skutku, owszem ku większej szkodzie swojej. Wszak jak św. Marek powiada, pogarszało się jej coraz więcej.

To trzeba dobrze uważać, iż Pan nie chce dać sobie takiej pomocy ukraść, tak iżby nikt się o tym nie dowiedział. Pyta się więc, „kto się go dotkną” „Apostołom dziwnym się to wydaje, iż tak pilno zapytuje, kto się go dotkną, ponieważ lud tłoczył się około niego. Ale Pan wiedział, co im było zakryte. Nie było to bowiem proste dotknięcie się ręką; sercem się go ona dotknęła i mocną ufnością w łaskę i wszechmocność jego. To też szczególna moc wyszła od Pana Jezusa, jak on tu uczuł. Takiego dotknięcia nie chce Pan zostawić w utajeniu, nam na przykład. Znagla tedy niewiastę pytaniem swoim, że musi wystąpić, pokazać się i wszystko, co się z nią stało, jawnie wyznać, aby miał powód do pochwalenia takiej wiary. To mu jest ta najprzyjemniejsza, najmilsza i największa usługa, która się mu najlepiej podoba. Przeto chwali niewiastę i mówi do niej serdecznie: „Ufaj, córko, wiara twoja ciebie uzdrowiła”. Teraz sami uczniowie wyznać muszą, iż Pan nie daremnie pytał, że nie było to proste dotknięcie, ale szczególniejsze, na którym Panu i nam wszystkim bardzo zależy.

Dziwna to jednak mowa, gdybyśmy to rozważyć chcieli. On wyznaje, iż „z niego moc wyszła”. Tak skoro zaś niewiasta stoi przed Panem i wyznaje dobrodziejstwo jakie jej wyświadczył, Pan nie daje po sobie poznać, że taka moc z niego wyszła; owszem przypisuje to wierze onej niewiasty: aczkolwiek nie ona sama sobie pomogła, ale Pan jej pomógł. Czyni to Pan dlatego, by nam pokazać, jak bardzo się on w tym kocha, kiedy się wszystkiego dobrego po nim spodziewasz i u niego szukasz pomocy. Jak gdyby chciał rzec: Przypatrujcie się i uczcie się wesoło wierzyć w jakiej bądź biedzie jesteście; ja wam chcę daleko chętniej pomóc, niż wy prosić możecie. Milej mi wybawić was od smierci, niż wam miłe jest życie. Jakoż uczynkiem, o którym opowiada ewangelia poświadcza to, że mu to tak łatwo i że tak chetnie dozwala mocy wychodzić z siebie.

Z takiego mielibyśmy się nauczyć, abyśmy też wierzyli i we wszelakiej biedzie i dolegliwości spodziewali się od Chrystusa wszystkiego dobrego. Lecz cóż się dzieje? Słyszymy o tym w kazaniu, powiadają nam to w domu, dotykamy się cudów jego, które on jeszcze codziennie czyni; a jednak nie przychodzimy do wiary. Kto ma pełne skrzynie, stodoły i sklepy, ten wierzy aczkolwiek z trudnością, że będzie miał dosyć do jedzenia i picia na jeden rok. Kto jest zdrowy, ten wierzy, że mu Pan Bóg pomóc może. Ale gdy wpadniemy w ubóstwo i w chorobę, już po wierze. Nie czynimy więcej, jak że skarżymy się i krzyczymy mniemając, że już nigdzie nie masz pomocy.; chociaż po wszystki dni słyszymy, iż Pan Bóg chce nam być łaskaw przez Chrystusa i chętnie pomagać.

Jakże się to zgadza z tą tu niewiarą? która może tylko raz lub dwa razy usłyszała o Chrystusie Panu i cudach jego, a nachodzi go przecież z taką silną wiarą, tak iż, gdyby Pan Chrystus siedział był wysoko ponad wszystkimi niebami, byłaby taką swoją wiarą rozdarła niebiosa i ściągnęła go na ziemię, aby jej pomóc musiał. Albowiem, jak powiedziano, nie może on pomocy odmówić, jeżeli się jej szczerze i z prawą wiarą szuka u niego.

Doprawdy, pożal się Boże, bezbożniśmy ludzie, ponieważ obficie mamy słowo Boże, a jednak nie spieszymy się do wiary. Wina to diabła i haniebnego starego Adama naszego. Wszak gdybyśmy szczerze pragnęli, abyśmy byli usprawiedliwieni i zbawieni a mieli wszystko, czego nam potrzeba, to byśmy też wierzyli w Chrystusa i przez niego wszystkiego się spodziewali. Wiara bowiem, jakeście słyszeli, nie może zawieść. Dlatego bardzo ją tu Pan chwali, mówiąc: „Wiara twoja ciebie uzdrowiła”. Ta wiara w Chrystusa i nam pomoże, ona wzbudzi nas ze śmierci do żywota, zwycięży szatana, odpędzi grzech i zbawi nas. A takie uczynki „chociaż je Chrystusa wykonuje, przecież są dziełem wiary. Bez wiary nie można przyjść do tego, jak wiecie, że ani sam Chrystus, ani świętości i słowo Boże albo kazanie bez wiary nic nam nie pomagają ani są nam pożyteczne. Wiara to uczynić musi, albo się to nie stanie. To pierwszy cud.

Drugi cud jest o zmarłej córce, która właśnie tyle lat miała jak Łukasz świadczy, przez ile lat ona niewiasta chorobą dręczona była. Żaden tu nie sądzi inaczej, jak że ta dziewczynka zapewne umrze; dlatego wszystko już było zarządzone, co zwyczajem jest czynić przy pochowaniu zmarłych. Piszczykowie stali w domu, bo Żydzi nie mieli dzwonów. Jak u nas dzwonią umarłym, tak tam kazano przed sienią trąbić pieśń żałobną. Tyle się zebrało ludu na pogrzeb, iż był wielki zgiełk i wiele wchodzenia w dom i wychodzenia z niego; jak to bywa na miejscach, gdzie jaki znakomity człowiek umarł.

W tej chwili, gdy już wszyscy tracą nadzieję, (czegoż bowiem można się jeszcze po ludzku spodziewać, kiedy człowiek już umiera?) ojciec córeczki wychodzi ze szczególną dziwną myślą, bo ufa, że mając Chrystusa, zmarła córka jego znowu ożyć może. Poświadczają to słowa jego: „On kłania się Panu, mówiąc: Córka moja dopiero skonała; ale pójdź, a włóż na nią rękę swoją a ożyje”. Jakkolwiek bowiem Marek i Łukasz powiadają, że przyszedł do Jezusa, gdy córka konała, to jednak wspominają o tym, że nim Chrystus wszedł w dom, córeczka już umarła. I świadczą nadobnie, jako ojciec pomimo tego wierzył i zachował ufność ku Panu, iż jej pomoże i wskrzesi ją.

Któż widział kiedy w życiu dziwniejszych ludzi lub słyszał o nich? Niewiasta, która już musi zwątpić o pomocy wszystkiego świata, wpada na myśl, iż wyzdrowieje, gdyby się tylko mogła tak zbliżyć do Pana, by dotknąć się podołka szaty jego. A ta myśl nie zawodzi jej; jak uwierzyła, tak się jej stało. Tak i ojciec, którego córka skonała, przychodzi na tę myśl, jeśliby Pan tylko rękę włożył na zmarłą dziewczynkę, to powróci do życia. A jużci, rzekłbyś, gdyby to był zwyczajny sen, a nie gorzka śmierć, to by tu ręka coś sprawiła. Ale tu żadna ręka, żadne ruszanie, żadne wołanie lub coś takiego nic nie pomoże, wszystko jest daremne. Tak umie i musi rozum myśleć, a nie inaczej. Wszelakoż ów przełożony nie takie miał myśli; wszak został w domu, a nie biegł do Chrystusa Pana.

Tu jednak widzimy, jakie serdeczne ma Pan upodobanie w takiej wierze, która rozum uważa za głupstwo. Bo chociaż on tu miał wiele do czynienia i ostrą prowadził dysputę z uczniami Janowymi, to bez względu na to wszystko, spostrzegłszy tę wiarę i ufność, wybiera się, idzie za przełożonym bożnicy i myśli sobie, iż uczynić musi, jak uwierzył ten człowiek. Przeto, gdy wszedłszy w dom, widzi, że wszystko jest przygotowane jak przy umarłych, obawia się, żeby nędza ojcowi w oczy wpaść a przykład niedowiarstwo innych ludzi zachwiać go mogły, i zaraz zaradza temu, ciesząc ojca słowami: Każcie wyjść z domu ludowi, który się zebrał na pogrzeb. Jakoby chciał powiedzieć: Ludkowie, cóż tu robicie? Czyż mniemacie, iż z pogrzebem pójdziecie? O nie, idźcie sobie na inne miejsca, gdzie kto umarł; tu żaden nie umarł, dzieweczka tylko śpi. Nie, odpowiadają, ona nie śpi, ale umarła; na to jesteśmy tu, byśmy ją pochowali. Musisz ty nie być przy zdrowym rozumie, kiedy myślisz, iż nie znamy różnicy między człowiekiem śpiącym a umarłym. Dlatego wspomina ewangelista, „że się naśmiewali z niego” i mieli go za błazna, który nie wie, co sen a co śmierć. Ale Pan obstawa przy swoim zdaniu, i na tym zależy, by czynem pokazał, czy mówi prawdę czy nie. Tu nie masz żadnego człowieka, który by z nim trzymał i miał to za prawdę, prócz ojca dziewczynki. Na tym też Pan przestaje, i dla niego, to jest, dla jego wiary potwierdza to uczynkiem; wszak inaczej, gdyby takiej wiary nie miał ojciec dziewczynka była by iście została martwą, a nie byłaby spała. Taka to jest zacność wiary, iż można się po Chrystusie Panu czego dobrego spodziewać. Pan tedy przystępuje, dotyka się dzieweczki, wstrząsa ją troszeczkę, nie inaczej, jak się z śpiącym dziecięciem obchodzimy, chcąc je obudzić. Tak bowiem uwierzył ojciec; a Pan nie chce inaczej czynić, niż ojciec uwierzył. I zaraz podnosi się dziewczynka, jak gdyby była w miłym, łagodnym śnie spoczywała.

Pilnie byśmy mieli słowa te rozważyć, że Pan tutaj mówi: „Dziewczynka nie umarła, ale śpi”, są to słowa pocieszające, za które, gdyby były do kupienia, chętnie byśmy wszystko dać mieli, byśmy mogli to otrzymać, zrozumieć i temu uwierzyć, jak on to rozumie. Kto by bowiem na umarłego człowieka tak mógł spoglądać, jak gdyby w łóżku leżąc, spał; kto by wzrok swój tak mógł przemienić i uważać śmierć za sen: ten mógłby się pochlubić, iż umie szczególniejszą sztukę, której prócz niego żaden człowiek nie umie. Lecz w sobie i u innych ludzi doznajemy tego i widzimy to, że im wznioślejszy rozum w człowieku, tym mniej on temu wierzy i tym więcej się z tego śmieje. Jak tu widzimy, iż się z Pana naśmiewamy i myślą sobie: Miał żeby ten umarłych wzbudzić? Może się mu w głowie przewróciło, kiedy mniema, iż umarły człowiek śpi i można go ręką ocucić. Naucz się tego z dzisiejszej ewangelii, że smierć wobec Chrystusa Pana nic nie jest innego, tylko sen, jak tu widzimy, iż ręką wzbudza umarłą dzieweczkę, jakby ze snu. Również choroba wobec niego nie jest chorobą. Jak drugi przykład o niewieście potwierdza; była ona bardzo chorą: ale skoro przychodzi do Chrystusa i dotyka się szaty jego, musi choroba ustać i opuścić ją. Takim samym okazuje się Pan w innych potrzebach i ułomnościach. Ślepi, szukający u niego pomocy, stają się widzącymi, grzesznicy sprawiedliwymi, zgubieni zbawionymi. Tak cudownie umie się on z nami obchodzić. Przed oczami naszymi jest to, co on mówi, nie tylko niczym, ale właśnie przeciwną tego, co mówią rzeczą. Na przykład, dzieweczka jest martwą przed oczami wszystkich ludzi; ale przed moimi oczyma, mówi Chrystus, ona żyje i śpi. Ey wszyscy, co we mnie wierzycie jesteście przed sobą nędznymi grzesznikami; ale przede mną wielkimi świętymi i jako aniołowie Boży. Bo nie trzeba mi nic więcej jak tylko słówko powiedzieć, a zaraz musi grzech, śmierć, choroba ustąpić, a miejsce ich zając sprawiedliwość, żywot i zdrowie.

I tutaj wiec powiada nasz Pan Bóg dziwne słowo, które wielkim jest kłamstwem przed światem, mówiąc o dziewczynie, iż nie umarła, ale śpi. Gdyby był rzekł tylko, że śpi ludzie byliby mogli odpowiedzieć, iż to sen św. Michała, w którym się śpi aż do dnia ostatecznego. Lecz on wyraźnie mówi: „Ona nie umarła, ale żyje!” Przed wami i oczami waszymi ona nie żyje; ale przed mną żyje. A żebyście widzieli, iż to prawda, wzbudzę ją tylko palcem; jak wy dzieci wasza ze snu wzbudzacie. Krótko mówiąc, to wszystko zmierza do tego, byśmy na naszą nędzę nie patrzyli według rozumu cielesnymi oczami, lecz oczami chrześcijańskimi. To takie oczy, które spoglądając na śmierć, grzech i piekło, z pewnością rzec mogą: Nie widzę śmierci, nie czuję grzechu, nie jestem potępiony; owszem przez Chrystusa widzę tylko świętość i zbawienie. Również, będąc ubogim, nie czuje ubóstwa, zdaje mi się, iż wszystkiego mam dosyć; mam bowiem Chrystusa, który każdej chwili dać może, czego potrzebuję, aczkolwiek nic nie mam.

Kto by takie miał oczy, ten mógłby się chlubić, że chrześcijańskie ma oczy, ten by też wcale inaczej, niż świat ma w zwyczaju, zapatrywał się na to, gdy drogi jest czas albo w śmierci obfity. W drożyźnie każdy patrzy na to, co ma w sklepie i w spichlerzu; jak tam jest, tak mu jest na sercu. Jeśli tam jest wiele, to jest wesoły; jeśli mało to się smuci i chciałby rozpaczać. Tak samo w czasach pomoru; kto może uciec, ucieka i mniema, że w innym miejscu będzie bezpieczny. Ale chrześcijanin, który by miał mocną wiarę w Chrystusa, tak by pomyślał sobie: I chociażbym miał, gdyby tak być mogło, tysiąc zaraz w moim ciele, przecież nie oddam się śmiertelnej bojaźni: mamci ja Chrystusa. Jeżeli to wola jego, to mi zaraza tyle zaszkodzi, co pchła pod ramieniem; ta wprawdzie kąsze i kłuje trochę, ale życia mi odebrać nie może. I zapewne, kto by taką miał odwagę, ten byłby bezpieczny, bez bojaźni i dobrej myśli. Lecz iż nie wierzymy i takich duchowych oczy nie mamy, a na wszystkie rzeczy zapatrujemy się oczami cielesnymi, stad pochodzi, że się boimy i upadamy na sercu, a głupim się oddajemy myślom, jako byśmy o dziesięć lub dwadzieścia mil drogi ujść mogli gniewu Bożego.

Chrystus tedy poświadcza, że i ci, co przed naszymi oczami umarli, pogrzebani są i dawno zgnili, żyją Bogu. Dla tego powiada Pan w ewangelii Mat. 22 r. „Napisano: Jam jest bóg Abrahamów, Bóg Izaaków, i Bóg Jakubów; Bóg nie jestci Bogiem umarłych, ale żywych”. Więc Abraham, Izaak i Jakub muszą żyć, a nie być martwymi, chociaż przeszło trzy tysiące lat leżeli w ziemi i dawno się obrócili w popiół, tak iż ani skóry ani włosów z nich nie pozostało. A pomimo tego Chrystus mocno twierdzi, iż żyją: ponieważ Bogu wszystko żyć musi; nam zaś wszystko jest martwym. Wszak świat i rozum nie może nic innego, jak śmierć widzieć. Ale oczy chrześcijan mają widzieć, czego nie widzą, lecz tylko w słowie o tym słyszą; jak tu ojciec i Chrystus patrzą na zmarłą dziewczynkę.

Co tu o śmierci mówię, tak się ma rzecz i z grzechem. Jamcie wiedzieć i wyznawać powinien żem grzeszny; a jednak mam wierzyć i spodziewać się samej świętobliwości i sprawiedliwości. Otóż słowo naszego Pana Jezusa Chrystusa we chrzcie: „Kto uwierzy, a ochrzci się, zbawiony będzie”. Również w wieczerzy świętej: „Jedzcie, to jest ciało moje, które za was wydane będzie. Pijcie, to jest krew moja, która z was wylana będzie na odpuszczenie grzechów”. Takiemu słowu powinienem wierzyć, iż jest prawdziwym; a jakkolwiek przeciwną rzecz widzę i czuję w sobie, nie mam jednak nic na to zważać, ale wyłącznie patrzeć na słowo i słuchać, co mi powiada. Widza tedy umierającego chrześcijanina, oczy twoje widzą martwego człowieka; lecz knijże takie cielesne oczy, a otwórz oczy duchowe, patrząc na słowo; potem znajdziesz, iż taki człowiek nie jest umarłym, ale żyje przed Bogiem. Oto bowiem stoi słowo Chrystusowe: „Kto wierzy w mię, śmierci nie ogląda na wieki”.

Z dzisiejszej ewangelii mamy się tedy nauczyć, iż wszelkie nieszczęście, jakkolwiek wielkim jest przed twymi oczami, przed naszym Panem Bogiem jest mniej nisz nic. Bo kiedy śmierć chrześcijanina jest niczym, to ślepota, głuchota, trąd, i inne choroby tym mniej znaczyć muszą. Przeto, widząc w sobie grzech, chorobę, ubóstwo lub inne rzeczy, nie lękaj się; zamknij cielesne oczy a otwórz duchowe i rzecz: Jam chrześcijaninem i mam Pana, który tym wszystkim nieczystością może zaradzić; przecz żebym się bardzo troszczył? Wszak to pewna, jako Chrystus tę dziewczynkę łatwo wybawił z śmierci cielesnej, właśnie tak łatwo pomoże nam, jeśli tylko będziemy wierzyć i od niego pomocy się spodziewać.

A jeszcze tutaj i to uważać trzeba, że tej dziewczynce pomoc się dostała, nie przez jej wiarę (bo kto jest martwy, ten nie wierzy, równie jak i nie słyszy i nie widzi), ale przez wiarę jej ojca; ta cudza wiara jest taka mocna, iż ją przywraca do życia. Albowiem, jak Chrystus powiada, „wszystko jest można wierzącemu”. Otóż tak potężną jest wiara rzeczą. Niech rzecz jest, nie wiem jak wielka, jeśli możesz uwierzyć ufać w Chrystusa, stanie się ci; a ani diabeł ani śmierć nie są tak mocni, żeby temu zabronić mogli. Jak tutaj w obydwóch cudach widzimy; na to one są nam wystawione, a dla tego sam Chrystus Pan tak bardzo wiarę chwali, abyśmy wiedzieli, iż wszystko inaczej jest przed Bogiem inaczej przed nami. Przeto choć się nam zdaje, żeśmy ubodzy albo martwi w grzechach zatopieni, zarazą lub inną choroba złożeni, przecież mamy wierzyć, iż przed Bogiem ma to inakszą postać, i wesoło mówić: Aczkolwiek tu jest ubóstwo, zaraza i śmierć, nie wiem wszelakoż, jako chrześcijanin, nic o ubóstwie, śmierci ani o zarazie; albowiem prze moim Panem Jezusem Chrystusem jest to samym bogactwem, zdrowiem, świętością i żywotem. Jakkolwiek zaś jeszcze tego nie widzę, trzeba mu tylko rzec słowo, a i ja to uwidzę cielesnym okiem, iż to prawdą, i stanie się tak istotnie. Niech Bóg dla Chrystusa, naszego zbawiciela a Syna swego, przez Ducha swego Świętego i nam dać rzeczy takie duchowne oczy, abyśmy się na wszelkie nieszczęście inaczej niż świat zapatrywali, taką pociechę zachowywali i w końcu zbawieni być mogli. Amen.